Po burzy - Adolf Abrahamowicz (czytanie dla przedszkolaków TXT) 📖
Po burzy. Fraszka w jednym akcie to przykład tzw. dramatu popularnego. Miłosne perypetie drobnomieszczańskiej rodziny przedstawione w lekkim tonie obfitują w zabawne sytuacje i zaskakujące zwroty akcji.
Adolf Abramowicz (1849–1899) to polski dramatopisarz ormiańskiego pochodzenia, dziś mało znany, ale popularny w XIX wieku autor utworów z repertuaru rozrywkowego. Nie dziwi fakt, że jego utwory były tak chętnie wystawiane na deskach teatrów. Kunszt kreowania komicznych sytuacji oraz wysoko rozwinięty zmysł obserwacji pozwalały mu tworzyć zgrabne, pełne humoru farsy i krotochwile. Dramat Po burzy prowadzi czytelnika od błahego incydentu, przez zagęszczenie wątków i powiązań bohaterów, aż do efektownego rozwiązania akcji.
- Autor: Adolf Abrahamowicz
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Po burzy - Adolf Abrahamowicz (czytanie dla przedszkolaków TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Adolf Abrahamowicz
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-2997-8
Po burzy Strona tytułowa Spis treści Początek utworu SCENA I SCENA II SCENA III SCENA IV SCENA V SCENA VI SCENA VII SCENA VIII SCENA IX SCENA X SCENA XI Przypisy Wesprzyj Wolne Lektury Strona redakcyjnaprzedstawiona po raz pierwszy na scenie lwowskiej w lutym 1882 r.
Józefie! Józefie! Do kroćset! Józefie!
Co się stało?
KANIKUŁANie widzisz cymbale? cały przemokłem! podaj szlafrok i gorącą herbatę.
JÓZEFI po co to byłemu kupcowi udawać oficera od ułanów?
KANIKUŁANie mam słów dla wyrażenia panu mojej wdzięczności.
DYONIZYTo było moim obowiązkiem.
Co? pan płaczesz?
DYONIZYNie.... ale jestem....
KANIKUŁAWzruszonym? I ja także. Wyobraź pan sobie co to za szalony pomysł; moje siostry, dwie stare panny, przysłały mi dziś, w dzień moich urodzin, konia wierzchowego... taki pomysł mogą mieć jedynie stare panny.
DYONIZYWybacz! Panie te nie są tak stare... bardzo zresztą przyjemne, słodycz serca, łagodność charakteru..
KANIKUŁATo wszystko być może w łaskawych oczach pana, ale ja tego nie widzę. Lecz wracam do mojego opowiadania. Oprócz tego konia, kuzynka moja przysłała mi ten stary czerwony parasol; ma to być grat familijny mego pradziada... i wyobraź pan sobie, mnie byłemu kupcowi, mieszczaninowi, zachciało się wyjechać; nie wiele namyślając się, zamiast spicruta, biorę parasol, wyjeżdżam; szkapa ledwie się wlecze... nagle... zrywa się burza, grzmoty, błyskawice... otwieram to familijne straszydło
a tu panie łaskawy, jak go spostrzeże mój wysłużony artylerzysta.... staje panie dęba aż mnie ciarki przechodzą!
Taki artylerzysta... proszę!
KANIKUŁAA no... wybrakowana szkapa kanonierska, na której jechałem, jak zacznie panie manewrować to przodem....
To tyłem....
KANIKUŁAGromada trutniów, próżniaków, śmiejąc się, do koła mnie oblega i wykrzykuje: Hop! ha! hop! ha! Ja zaczynam czerwonym parasolem im grozić, koń jeszcze więcej szaleje, w tém.... w tak okropnej chwili zjawiasz się pan z szybkością....
DYONIZYMeteora!
KANIKUŁAO tak! meteora, błyskawicy, piorunu! zatrzymujesz moją szkapę, gromisz gamoniów i ocalasz mnie....
Tak! jestem drogiemu panu bardzo obowiązanym i niczego w tej chwili nie odmówiłbym.
DYONIZYPomyślna sposobność; spróbójmy, skorzystajmy z jego rozczulenia.
Szanowny Panie! Niechwalący się, starałem się panu, o ile moje skromne siły na to pozwalały, być użytecznym, nie wymawiając, broń Boże!... wyrządziłem panu nie jedną grzeczność z poświęceniem własnej osoby...
KANIKUŁAO tak! z poświęceniem, to prawda! Prowadząc konia przez całe miasto, zdjąłeś pan swoją pąsową krawatkę ażeby go nie spłoszyć.
Pan dla mnie szedłeś bez krawatki w obec tylu kobiet! Bez krawatki!....
Robiłem to w pewnych zamiarach.... I tak....
KANIKUŁAWiem już jak się wywdzięczyć; poślę mu ćwiartkę cielęciny i cztery butelki wina węgierskiego.
DYONIZYNiechwalący się, wówczas kiedy pan byłeś jeszcze właścicielem korzennego sklepu, robiłem skuteczną reklamę pańskim hiszpańskim winom...
KANIKUŁAPrzymawia się do hiszpańskiego wina, które darmo spija.
DYONIZYNiechwalący się, udowodniłem to całemu miastu, iż pan należysz do drugiej odrębnej rodziny Kanikułów, którzy są szlachcicami, herbu Doliwa.
KANIKUŁANiemiły z tem wypominaniem.
DYONIZYNareszcie, starałem się notarjuszowi który, że tak powiem....
KANIKUŁANo, bez ceremonji, mów pan! Emabluje moją żonę?....
DYONIZYOtóż w imieniu pańskiem, dałem notarjuszowi do zrozumienia, ażeby zaprzestał tego nadskakiwania, ponieważ moja przyjaźń dla pana....
KANIKUŁATruchleję, z czem on w końcu wyjedzie?
DYONIZYDrogi panie! Już od roku szukałem chwili, w której mógłbym szczerze wyjawić panu zamiary, dla których w domu pana Dobrodzieja tak często bywam. I nieraz kiedy miałbym był sposobność wypowiedzenia tego, co czuję, myśl, że nie dałem się jeszcze poznać dostatecznie, że nie pozyskałem zupełnego zaufania, wstrzymywała mnie od tak ważnego kroku. Dziś jednak w tak pięknej chwili, w której pan sam oświadczyłeś...
KANIKUŁACóż ja oświadczyłem?
DYONIZYŻe niczego mi nie odmówisz...
Co pan robisz?
DYONIZYProszę o rękę córki pańskiej, panny Zofii!
KANIKUŁAA niech go djabli wezmą — tom się złapał!
Ależ kochany panie! tak niespodziewanie.... tak nagle...
nie sądziłem zresztą, że tego rodzaju żądanie.... pan mnie pojmujesz?.... ojciec.... który jako ojciec....
DYONIZYO! pojmuję! dla ojca który ma jedynaczkę, taka chwila uroczysta... jest przejmującą... lecz wierzaj mi pan, niechwalący się, ja też jako ojciec.... to jest chciałem powiedzieć jako... zięć, zdołam odpowiedzieć pańskim oczekiwaniom.
KANIKUŁAA to mi zajechał!
Otwarcie z przykrością wyznać muszę panu, iż jako ojciec decydować tu nie mogę, lecz głównie moja żona, moja córka i.. moje dwie siostry, które zrobiły zapisy dla mojej córki, pod warunkiem, jeżeli w wyborze pójdę za ich radą. Nie łakomię się na te zapisy, ale jak ojciec, moja żona jako....
DYONIZYWięc będę musiał przejść przez alembik.... ciotek.
KANIKUŁAA tom się zagalopował niepotrzebnie!...
DYONIZYZ siostrami pana dobrodzieja dawna łączy mnie znajomość i liczę, że będą mi przychylne.
KANIKUŁAKochany panie! Uprzedzam, że z niemi nie łatwa sprawa; mam spis oddalonych konkurentów, prowadzony przez moje siostry, jest tam kilka znakomitości, dwóch lekarzy, jeden mecenas, jeden sędzia, kilku auskultantów...
DYONIZYDołożę wszelkich starań, ażeby ich sympatję zyskać, ale przedewszystkiem liczę na pana.
KANIKUŁAMoje siostry dziś przyjeżdżają, staraj się dać im bliżej poznać.
DYONIZYZ żoną i z córką pana Dobrodzieja mógłbym zaraz pomówić w tej sprawie.
KANIKUŁAHm! jak nagli! A niechże go!
Józefie! Józefie! gdzie jest mój szlafrok?
SCENA IIProszę pana!
Czy podać herbatę?
KANIKUŁAPóźniej! — Deszcz pada?
JÓZEFUstał.
KANIKUŁAWynieś parasol na ganek, żeby go wysuszyć i schowaj na wieczne czasy.
JÓZEFDobrze panie!
DYONIZYDrogi panie! zechciej poprosić panie tutaj.
KANIKUŁAZaraz, zaraz,
nieznośny!
Poproś moją żonę i córkę.
JÓZEFPanie wyjechały na spacer.
KANIKUŁACo? W taką burzę? krytym fiakrem?
JÓZEFPan notarjusz powiózł własnym ekwipażem.
KANIKUŁACo? Z notarjuszem pojechały? Z notarjuszem? Zkąd notarjusz wziął ekwipaż? Nie, moja żona nie ma taktu!
DYONIZYBez pańskiej opieki.... z notarjuszem!.... W istocie to może w mieście wywołać.... i tak nie brak już pogłosek....
KANIKUŁACo? mówią już o tem?
DYONIZYNa herbacie u poczmistrza, słyszałem jak poczmistrzowa robiła pewne, złośliwe uwagi w tym względzie... ale ja ostro sfiksowałem ją oczami, tak ostro, że zamilkła.
KANIKUŁADziękuję panu!
DYONIZYJak będę pańskim zięciem, pierwszym moim obowiązkiem będzie notarjusza wyprosić z tego domu.
KANIKUŁANie taję się, że jestem zaniepokojony!
Ale co z nim począć? On uważa się już za zięcia!
JÓZEFPanie przyjechały!
KANIKUŁADobrze! Pomówimy ze sobą!
DYONIZYNie unoś się pan, to gorzej!
SCENA IIIAch! jakaż to okropna burza! mógł być fatalny wypadek!
DYONIZYCo już wiecie? pewnie całe miasto mówi już o tem?
GERTRUDAO czem?
KANIKUŁAŻe omal z konia nie spadłem.
GERTRUDANie! o tem nie wiemy.
KANIKUŁAOtóż macie niepotrzebnie wypaplałem.
Mniejsza o to, ale pan Rumbaliński....
Pełen poświęcenia, nie mam słów dla wyrażenia mu mojej wdzięczności.
KANIKUŁAPan Rumbaliński za często się poświęca.... ale cóż to się stało?
RUMBALIŃSKIZłego nic.
GERTRUDAAle mogło źle się zakończyć dla nas.
KANIKUŁACóż takiego?
RUMBALIŃSKIPan Wacław spłoszył konie!
WACŁAWAle zaręczam panu Dobrodziejowi!....
GERTRUDAWyobraź sobie, chciał nam konno obok powozu, zrobić....
Uwagi (0)