Darmowe ebooki » Fraszka » Fraszki - Jan Kochanowski (internetowa wypozyczalnia ksiazek TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Fraszki - Jan Kochanowski (internetowa wypozyczalnia ksiazek TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Jan Kochanowski



1 ... 10 11 12 13 14 15 16 17 18 ... 21
Idź do strony:
i żona. 
 
Z greckiego
By się wszytka nawalność morska poruszyła, 
By wszytek Ren zebrana moc niemiecka piła, 
Nigdy nie będą mogli rzymskiej sile szkodzić, 
Dokąd cesarz przeważny wojsko będzie wodzić. 
Tak i dęby korzenia swego się trzymają, 
A suchy, nikczemny list wiatry obijają. 
 
Z greckiego
Nie sądź mię za umarłą, gościu mój miły, 
Śpiewaczki mityleńskiej z tej to mogiły234. 
Człowieczych to rąk sprawa, a taka praca 
Rada się w krótkim czasie wniwecz obraca. 
Lecz jeśli mię chcesz pytać o rymy moje235, 
Którym boginie dary przydały swoje, 
Wiedz, iżem śmierci znikła, a póki słynie 
Lutnia i mowne gęśli, Safo nie zginie. 
 
Z greckiego
Nie z Messany, nie z Argu236 tu, zapaśnik, stoję, 
Spartę sławną ja mienię za ojczyznę swoję. 
To fortelni; ja, jako słusze na krew miłą 
Lacedemońskich synów, mam zwycięstwo siłą. 
 
Z greckiego
Nie znam się ku tym237 łupom: kto li to, szalony, 
W Marsowym domu238 przybił ten dar niezdarzony? 
Widzę całe szyszaki, tarcze nie skrwawione, 
Widzę drzewa i groty nic nie naruszone. 
Gore mi twarz przed wstydem, a pot przez mię bije. 
Raczej gmach i łożnicę tym niechaj obije, 
A mój kościół przyszlachci łupy skrwawionymi; 
Srogi Mars rychlej się da ubłagać takimi. 
 
Z greckiego
W tym grobie piękna Timas leży pogrzebiona, 
Którą przed ślubem wzięła czarna Persefona. 
Na jej mogile wszytki rowiennice razem 
Swe lube włosy ostrym ustrzygły żelazem239. 
 
Księgi trzecie
Człowiek boże igrzysko
Nie rzekł jako żyw żaden więtszej prawdy z wieka, 
Jako kto nazwał bożym igrzyskiem człowieka. 
Bo co kiedy tak mądrze człowiek począł sobie, 
Żeby się Bóg nie musiał jego śmiać osobie? 
On, Boga nie widziawszy, taką dumę w głowie 
Uprządł sobie, że Bogu podobnym się zowie. 
On miłością samego siebie zaślepiony, 
Rozumie, że dla niego świat jest postawiony; 
On pierwej był, niżli był; on, chocia nie będzie, 
Przedsię będzie; próżno to, błaznów pełno wszędzie. 
 
Do doktora240
Fraszka a doktor — to są dwie rzeczy przeciwne; 
Przeto u mnie, doktorze, twe żądanie dziwne, 
Że do mnie ślesz po fraszki, tak daleko k’temu; 
Ja jednak dosyć czynię rozkazaniu twemu. 
Ty strzeż swojej powagi, nie baw się fraszkami, 
Ale mi je odeśli prędkimi nogami, 
A nie dziwuj się, że je tak drogo szacuję, 
Bo chocia fraszki, przedsię w nich doktory czuję. 
 
Do dziewki
Jeśli to rada widzisz, a życzysz mi tego, 
Abych prze cię używał frasunku wiecznego, 
Cóż ci rzec, dziewko sroga? Po prawdzie jam tobie 
Inaczej to zadziałał, a co dziś na sobie 
Odnoszę, dzieje mi się nad moje zasługi; 
Ledwe taki na świecie niefortunny drugi. 
Czego dalej chcesz po mnie? Czy jeszcze wątpliwa 
Moja chęć przeciw tobie? Noc w myślach teskliwa 
I te ogniste gwiazdy, rozsiane po niebie, 
Świadkiem, że nic milszego nie mam okrom ciebie. 
Czy zgoła nie chcesz241, abyś sługę ze mnie miała? 
Po prawdzie, by się miłość z rozumem sprzągała, 
Wzgarda by miała ruszyć każdego, a już by 
Lepiej się odrzec za raz i pana, i służby. 
Ale co potym? Miłość ma swe obyczaje, 
Zna, co lepiej, a przedsię przy gorszym zostaje. 
A ty, jeśli nadzieję chcesz o łasce swojej 
Zgasić we mnie, już dawno pragniesz śmierci mojej. 
 
Do dziewki
Nie uciekaj przede mną, dziewko urodziwa, 
Z twoją rumianą twarzą moja broda siwa 
Zgodzi się znamienicie; patrz, gdy wieniec wiją, 
Że pospolicie sadzą przy różej leliją. 
 
Nie uciekaj przede mną, dziewko urodziwa, 
Serceć jeszcze niestare, chocia broda siwa; 
Choć u mnie broda siwa, jeszczem niezganiony, 
Czosnek ma głowę białą, a ogon zielony. 
 
Nie uciekaj, ma rada; wszak wiesz: im kot starszy, 
Tym, pospolicie mówią, ogon jego twarszy242; 
I dąb, choć mieścy243 przeschnie, choć list244 na nim płowy, 
Przedsię stoi potężnie, bo ma korzeń zdrowy. 
 
Do fraszek
Fraszki nieprzepłacone, wdzięczne fraszki moje, 
W które ja wszytki kładę tajemnice swoje, 
Bądź łaskawie Fortuna ze mną postępuje, 
Bądź inaczej, czego snać więcej się najduje. 
Obrałliby się kiedy kto tak pracowity, 
Żeby z was chciał wyczerpać umysł mój zakryty: 
Powiedzcie mu, niech próżno nie frasuje głowy, 
Bo się w dziwny Labirynt245 i błąd wda takowy, 
Skąd żadna Aryjadna246, żadne kłębki tylne 
Wywieść go móc nie będą, tak tam ścieżki mylne. 
Na koniec i sam cieśla247, który to mistrował, 
Aby tu rogatego chłopobyka chował, 
Nie zawżdy do wrót trafi, aż pióra szychtuje 
Do ramienia, toż ledwe wierzchem wylatuje. 
 
Do gospodarza
Nie bądź gościem u siebie, wiedz, co się w cię wleje; 
Wedle tegoż swe sprawy miarkuj i nadzieje! 
 
Do gościa
Gościu, tak jakoś począł, już do końca czytaj, 
A jeśli nie rozumiesz, i mnie się nie pytaj! 
Onać to część kazania, część niepospolita, 
Słuchaczom niepojęta, kaznodziei skryta. 
 
Do gościa
Gościu, własną twarz widzisz przeważnej Dydony248, 
Obraz pozorny, obraz pięknie wystawiony. 
Takam była; ale myśl różna od tej sławy, 
Która mię zła potkała za me chwalne sprawy. 
Bom Eneasza jako żywa nie widziała 
Anim w trojańskie burdy Afryki poznała, 
Ale uchodząc łoża Ijarby srogiego 
Puściłam się na ostrość miecza śmiertelnego. 
Kto cię na mię podburzył, Maro niechutliwy, 
Żeś swym kłamstwem śmiał zelżyć żywot mój cnotliwy? 
 
Do gór i lasów249
Wysokie góry i odziane lasy!250 
Jako rad na was patrzę, a swe czasy 
Młodsze wspominam, które tu zostały, 
Kiedy na statek człowiek mało dbały251. 
Gdziem potym nie był? Czegom nie skosztował? 
Jażem przez morze głębokie żeglował, 
Jażem Francuzy, ja Niemce, ja Włochy, 
Jażem nawiedził Sybilline lochy252. 
Dziś żak spokojny, jutro przypasany 
Do miecza rycerz253 dziś miedzy dworzany 
W pańskim pałacu, jutro zasię cichy 
Ksiądz w kapitule254, tylko że nie z mnichy 
W szarej kapicy a z dwojakim płatem255; 
I to czemu nic256, jesliże opatem? 
Taki był Proteus257, mieniąc się to w smoka, 
To w deszcz, to w ogień, to w barwę obłoka. 
Dalej co będzie? Srebrne w głowie nici, 
A ja z tym trzymam, kto co w czas uchwyci. 
 
Do Jadama Konarskiego biskupa poznańskiego258
Tobie, zacny biskupie, tobie, jeśli komu, 
Ten piękny klejnot służy cnych Habdanków domu, 
Bo ty, służąc ojczyźnie przodków swych przykłady, 
Nie pierścień, aleś wszytki wylał swe pokłady259 
 
Prze sławę domu swego, prze pożytek Rzeczy 
Pospolitej, którą ty zawżdy masz na pieczy. 
Ciebie posłem papieskie pałace widały, 
Ciebie Rzesza i uszy cesarskie słuchały. 
 
Świeżo i król francuski sławny, z której strony 
Przywiodłeś nam monarchę pod zimne Tryjony260 
Miej tedy i dziś dziękę, biskupie cnotliwy, 
Żeś Pospolitej Rzeczy służyć tak chętliwy. 
Lepiej tym dom swój zdobisz, niżby wsi skupował, 
Bo kto dobry nad złoto sławy nie szacował? 
 
Do Jana
Janie, cierp’, jako możesz! Przyjdzie ta godzina, 
Że ludziom złym będzie swa zapłacona wina, 
A Bóg pomści niecnoty i fałesznej zdrady, 
Którąś odniósł za swą chęć świeżymi przykłady. 
Czyś ludzi nie znał? Czyś tak rozumiał, niebożę, 
Że czernie inszy owoc niż tarnki dać może? 
Albo wilk nie miał szkodzić rogatemu stadu, 
Albo wąż miał za czasem przestać swego jadu? 
Daremnąś pracą podjął czyniąc dobrze złemu, 
Bo się on nie odejmie przyrodzeniu swemu. 
A ty sam siebie winuj, bo co cię dziś boli, 
Stąd idzie, iżeś ludziom obłudnym był g’woli, 
Dla których coś ty czynił, a ci też czym ci to 
Płacili, niechaj wszytko światu będzie skryto! 
I sam byś mógł zapomnieć, snać by lepiej było, 
Bo serce swymże żalem często się zwalczyło. 
Na koniec, masz dróg wiele krzywdy swej wetować, 
A to bych wolał, niż się ustawnie frasować. 
Ale mężem być trzeba, ani dbać na owe 
Zmyślone skargi, bo to łzy krokodylowe261. 
 
Do Jana
Jeśli stąd jaką rozkosz ma człowiek cnotliwy, 
Gdy wspomina na przeszły wiek swój świętobliwy, 
Że ani wiary zgwałcił, ani jako żywo 
Ku krzywdzie ludzkiej przysiągł na Bóg żywy krzywo: 
Wieleś ty, Janie, sobie pozyskał radości 
Na czas potomny z tej to niewdzięcznej miłości; 
Bo co jedno kto komu abo mówić dobrze, 
Abo i czynić może, obojeś to szczodrze 
Wypełnił, czego serce niewdzięczne przechować 
Nie mogło. A tak przecz się dalej masz frasować? 
Owszem, umysł swój utwierdź, odejm się swej woli, 
A szczęściu na złość nie bądź dłużej w tej niewoli. 
Trudno nagle porzucić miłość zastarzałą, 
Trudno, lecz się już na to udaj myślą całą. 
To samo zdrowie twoje, na tym wszytko tobie: 
Możno abo nie możno, przełom to na sobie. 
Panie, jeśli należy Tobie się zmiłować, 
A możesz i w ostatnim zginieniu ratować, 
Wejrzy na mię, smutnego, a jeśli cnotliwy 
Żywot mój, oddal ten wrzód ode mnie szkodliwy262, 
Który, wkradszy się, jako gnuśność, w skryte kości, 
Wygnał mi wszytki prawie z serca me radości. 
Już nie o to ja stoję, by mię miłowała, 
Albo, co niepodobno, cnotliwą być chciała, 
Sam zdrów być pragnę, a ten ciężki wrzód położyć. 
Panie, za mą pobożność chciej mi to odłożyć! 
 
Do Kachny
Choć znasz uczynność moję i chęć prawą czujesz, 
Przedsię ty mnie szpetną twarz, Kachno, ukazujesz. 
 
Do Kachny
Po sukni znam żałobę, znam i po podwice263. 
Kasiu, to nie żałoba — ubielone lice264! 
 
Do kaznodzieja
Za twym długim kazaniem, księże kaznodzieja, 
Gody chciał mieć gospodarz, ale go nadzieja 
Omyliła, bo obiad nie chciał pojąć żony265; 
Owa wieczerza przedsię i obiad zjedzony. 
 
Do kogoś
Już to, jako to kiedyś zdrów, a pijesz do mnie, 
Podobnoć i ja mogę podpić sobie skromnie. 
Ale kiedy ty puszczasz krew, czemu ja piję? 
A nie obeszło mię to, ażem nalał szyję. 
 
Do Lubomira
Idąc mimo libraryją266, 
Kędy mądre księgi biją, 
Lubimir267 miedzy tytuły 
Przeczytał: Bitwa u Huły268. 
Zlękł się i padł. Hej, panowie, 
Moskiewscy bohatyrowie, 
Dla Boga, nie zabijajcie, 
Raczej żywo poimajcie! 
 
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
Do Łask269
Wam swe nieszczęsne rymy, wam swe smutne strony, 
Zgodne Łaski, oddawam, żalem zwyciężony. 
Taki upad w mym sercu miłość uczyniła, 
Że mię tylko cień został, samego zniszczyła. 
 
Do Magdaleny
Ukaż mi się, Magdaleno, ukaż twarz swoje, Twarz, która prawie wyraża różą oboje270. 
Ukaż złoty włos powiewny, ukaż swe oczy, 
Gwiazdom równe, które prędki krąg nieba toczy. 
Ukaż wdzięczne usta swoje, usta różane, 
Pereł pełne, ukaż piersi miernie wydane 
I rękę alabastrową, w której zamknione 
Serce moje. O głupie, o myśli szalone! 
Czego ja pragnę? O co ja, nieszczęsny, stoję? 
Patrząc
1 ... 10 11 12 13 14 15 16 17 18 ... 21
Idź do strony:

Darmowe książki «Fraszki - Jan Kochanowski (internetowa wypozyczalnia ksiazek TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz