Darmowe ebooki » Epos » Niedola Nibelungów - Autor nieznany (biblioteka przez internet txt) 📖

Czytasz książkę online - «Niedola Nibelungów - Autor nieznany (biblioteka przez internet txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Autor nieznany



1 ... 24 25 26 27 28 29 30 31 32 ... 39
Idź do strony:
class="verse">Przypadł do niej Giselher i objął w ramiona. 
— Ach, niedługo miłością cieszyła się ona! 
 
Margrabia rzekł: «Szlachetni panowie, gdy z drogi  
Będziecie znów w ojczyste powracali progi, 
Dam wam córkę: niech u was szczęśliwie się chowa, 
Niech jedzie z wami». — Na tem stanęła umowa. 
 
Zagrzmiał zamek od zgiełku, co się do wieczora 
Rozlegał, aż dziewicom odejść przyszła pora. 
I goście poszli spocząć. — Leżeli noc całą 
A rano już śniadanie gotowe czekało. 
 
Gdy podjedli, wnet chcieli dosiadać już koni, 
By w dalszą jechać podróż. «Niechże Pan Bóg broni — 
Rzecze gospodarz — raczcie jeszcze u nas zostać! 
Nieczęsto nam się zdarza takich gości dostać». 
 
Lecz Dankwart mu odpowie: «To już być nie może, — 
Wszakże by wam zabrakło i spiży w komorze, 
Gdyby tu wszyscy na noc zostali rycerze».  
A gospodarz rzekł: «Troskę mnie zostaw w tej mierze. 
 
Moi mili panowie, zostańcie łaskawie, 
Ja i przez dwa tygodnie stoły wam zastawię, 
I drużynę wam całą ugoszczę przystojnie, 
Bo mnie mój pan, król Ecel, zaopatrzył hojnie». 
 
Więc chociaż się wzbraniali, pozostali przecie 
Do czwartego poranku, — a po całym świecie 
Sławiono, jak ich uczcił Rydygier bogaty. 
Rozdawał gościom hojnie rumaki i szaty. 
 
Ale wyjechać trzeba było na ostatek. 
Rydygier im bez żalu cały swój dostatek 
Byłby dał, — czego jeno zapragnął kto z gości, 
Dawał, i cześć pozyskał dla szczodrobliwości. 
 
Już giermkowie szlachetni przed bramę przysiedli 
Posiodłane rumaki; zaraz na koń siedli 
Cudzoziemscy z tarczami na ręku rycerze. 
Tak mieli jechać w króla Ecela rubieże. 
 
Gospodarz podarunki rozdawał wspaniale, 
Zanim goście szlachetni opuścili salę. 
Był gościnny i sercem umiał dawać szczerem. 
Tak święcił zrękowiny córki z Giselherem. 
 
Król Gunter, mąż wspaniały i bohater mężny, 
Otrzymał, — co mógł godnie nosić król potężny, 
Choć nigdy darów nie brał, — przecudną zbroicę; 
Z pokłonem margrabiego uścisnął prawicę. 
 
Gernota także klingą obdarzył wspaniałą, 
Którą ten później w walce z wielką dzierżył chwałą; 
Cieszyła margrabinę radość gości szczera, 
Lecz to potem na zgubę wyszło Rydygiera. 
 
Toż Hagenowi dary chciała dać, tem bardziej 
Gdy widziała, iż król sam podarkiem nie gardzi; 
Prosiła, by z zapasów jej co do podróży 
Wziął sobie, ale Hagen wzbraniał się najdłużej. 
 
Wreszcie rzekł: «Ze wszystkiego, com u was obaczył, 
Wziąłbym, gdyby gospodarz użyczyć mi raczył, 
Tarcz ową, która wisi na ścianie, tam oto. 
Tę w krainie Ecela nosiłbym z ochotą». 
 
Gdy margrabina jego słowa posłyszała, 
Wspomniała smutną przeszłość, łzami się zalała, 
Bo jej to śmierć Nudunga na pamięć przywiodło 
Z rąk Wittiga, co niegdyś strasznie ją ubodło. 
 
I rzekła do rycerza: «Weźże puklerz sobie! 
Dałby Bóg, żeby jeszcze był tu w swej osobie 
Ten, co go nosił, — ale w boju stracił życie 
I gorzkie łzy mnie biednej wycisnął kobiecie». 
 
Powstała margrabina z krzesła, ręką białą  
Zdjęła ze ściany tarczę ową okazałą, 
Zaniosła Hagenowi dar, o który prosił. 
On tarcz wziął i z honorem na ręku ją nosił. 
 
Na niej suto się z sukna jasnego kłąb wzdyma, —  
Drugiej takiej zapewne w całym świecie nie ma, 
Błyszczała od klejnotów, — między braćmi za nią 
Tysiąc grzywien dać można, i to jeszcze tanio. 
 
Więc do czeladzi Hagen ów puklerz wyprawił,  
A tymczasem i Dankwart na dworze się stawił, 
Szatą go margrabianka obdarzyła hojnie, 
W niej się w Hunnów krainie nosił potem strojnie. 
 
A gospodarz, choć darzył i dawał nad miarę, 
Nie żałował, iż robi z dostatków ofiarę 
I uprzejmie ich jeszcze prosił o przyjęcie. 
— Oni potem z nim na śmierć walczyli zawzięcie. 
 
Wreszcie Volker swe skrzypki ujął wprawną ręką,  
Kornie przed margrabianką skłonił się z podzięką, 
Jął grać i słodkie przy tem swe piosenki nucić 
W pożegnaniu, gdy zamek Bechlarn miał porzucić. 
 
Gotelinda do siebie każe przynieść skrzynię,  
Darem go przyjacielskim chcąc obdarzyć ninie: 
Tuzin złotych obręczy na rękę mu składa, 
«Powieźcie w kraj Ecela to z sobą! — powiada — 
 
I na królewskim dworze strójcie się tem złotem; 
Potem mi odpowiedzą za waszym powrotem, 
Czy się na godach rycerz mój popisał ładnie». 
Skrzypek wolę tej pani wypełnił dokładnie. 
 
A margrabia im rzecze: «Jedźcie bez obawy!  
Zostanę przy was wiernie do końca wyprawy 
I od wszelakiej szkody po drodze uchronię».  
Więc wnet podróżne juki wkładano na konie, 
 
Gospodarz też był gotów, z nim pięćset rycerzy  
Konno, strojno i zbrojno; wywiódł ich z rubieży 
Ojczystych na te gody wesoło i śmiało, — 
Żaden z nich do Bechlaren nie powrócił cało. 
 
Rzewnym się pocałunkiem żegna z wierną żoną,  
I Giselher uścisnął swoją narzeczoną, 
Każdy piękną kobietę w swem objęciu pieści: 
Toteż wielki był potem płacz i jęk niewieści. 
 
Mieli odjeżdżać. Okna stanęły otworem,  
Gdy gospodarz na konia siadał z swym taborem. 
Snać78 serca przeczuwały niedolę przyszłości, 
Więc panny i niewiasty płakały w żałości. 
 
I tym, co odjeżdżali, serce boleść ściska,  
Bo już nigdy przyjaciół śród murów zamczyska 
Bechlarn widzieć nie mieli. Już do Hunnów kraju 
Ochoczo nad brzegami jechali Dunaju. 
 
A do Burgundów rzecze podczas tej podróży 
Zacny Rydygier: «Iście nie godzi się dłużej 
Zwlekać z wieścią, iż jedziem do huńskiej krainy, 
Król Ecel nigdy milszej nie słyszał nowiny». 
 
Więc posłaniec rakuską ziemią spieszył przodem  
I wszędzie rozpowiadał pomiędzy narodem, 
Iż z Wormacji znad Renu jadą wojownicy. 
Cieszyli się tą wieścią królewscy lennicy. 
 
Raźno posłaniec spieszy z wieścią do królowej,  
Iż Nibelungi są już w ziemi Ecelowej. 
«Racz ich przyjęć uprzejmie, można moja pani, 
Bo dla ciebie to jadą bracia ukochani». 
 
Krymhilda stoi w oknie, spogląda i słucha,  
Czeka, jak druh miłego oczekuje druha, — 
Widzi: z ojczystej ziemi jadą już rycerze — 
Usłyszał król, z radości śmiać się począł szczerze. 
 
„Więc wreszcie pożądana zbliża się godzina —  
Rzecze Krymhilda — krewnych nadjeżdża drużyna, 
Lśnią pancerze i szczyty, — kogo złoto nęci 
I ma wdzięczność, niech krzywdę moją ma w pamięci!» 
 
XXVIII. Jak Burgundowie przybyli do zamku Ecela
Gdy Burgundzi w Ecela przybyli obszary,  
Dowiedział się też o tem z Bern Hildebrand stary 
I doniósł panu swemu; ten przeczuciem tknięty, 
Prosił, aby poczestnie był orszak przyjęty. 
 
Hoży Wolfhart rozkazał wyprowadzić konie,  
Wyjechał Dytrych w mężnych swych rycerzy gronie 
W pole na przywitanie; u siodła przypięty 
Wiózł każdy rycerz namiot wspaniały zwinięty. 
 
Daleko jeszcze byli, gdy ich Hagen zoczył 
I z upomnieniem grzecznem do panów poskoczył: 
«Z koni, panowie, z koni i pozdrówcie pieszo, 
Mężów, co na przyjęcie nasze aż tu spieszą! 
 
Ot tam orszak przybywa, — znam go doskonale, 
To z ziemi Amelungów odważni wasale, 
Prowadzi ich pan z Berna; gardzić nie należy 
Przysługą takich dzielnych i światłych rycerzy». 
 
I tamci, jako każą gościnności prawa 
Zsiedli z koni, i rycerz, i pachołek stawa 
Przy Dytrychu i razem idą na spotkanie 
Burgundów, miłe dla nich niosąc powitanie. 
 
A kiedy się spotkali na drogi połowie,  
Dytrych grzecznie do synów Uoty tak powie 
(Przyjazd ich trosk go ciężkich niemało nabawił, 
A myślał, iż Rydygier wszystko im wyjawił): 
 
«Witaj Gunterze! Witaj i ty Giselherze.  
Gernocie i Hagenie! Witaj mi Volkerze, 
I ty Dankwarcie! lecz czy na pamięci macie, 
Że Krymhilda wciąż płacze po Zygfryda stracie?» 
 
«Niechże płacze do syta — Hagen się odzywa —  
Zygfryd już od lat wielu pod ziemią spoczywa. 
Niechaj do Hunnów króla miłość swoją zwróci, 
Zygfryd już pewnie do niej z grobu nie powróci». 
 
«Nie mówmy o Zygfrydzie! niech z Bogiem spoczywa! 
Lecz wam nieszczęście grozi, póki ona żywa — 
Odrzecze Dytrych z Berna, przestrzegając gości — 
Więc ty, Burgundów panie, miej się na baczności!» 
 
Gunter rzekł: «Jakże strzec się, jak się było pytać? 
Król Ecel słał nam posły, iż nas chce powitać 
W swoim kraju, a siostra niepomna urazy 
W pozdrowieniu serdeczne słała nam wyrazy». 
 
«Przyjmijcież moją radę — Hagen na to powie — 
Proście, niechaj król Dytrych i jego druhowie 
Powiedzą wam, jak sprawy na dworze zawisły, 
Byście jasno poznali Krymhildy zamysły». 
 
Poszli razem królowie trzej, Gunter z Gernotem  
I Dytrych, by pomówić na uboczu o tem. 
«Raczże nam opowiedzieć, dzielny z Berna panie, 
Jakie ty o zamiarach królowej masz zdanie». 
 
A na to im odpowie bohater: «Cóż mogę  
Więcej rzec? Co poranka słyszę ją niebogę, 
Jak się skarży i wiecznie roni łzy żałośnie 
Po Zygfrydzie, że marnie zginął w życia wiośnie». 
 
A dzielny grajek Volker te rozmowy skróci:  
«Tego, czem tu nam grożą, los już nie odwróci! 
Jedźmyż więc, by na Hunnów przekonać się dworze, 
Co takich jak my zuchów złego spotkać może!» 
 
Więc Burgundowie na dwór wnet ruszyli przodem.  
Jak każe ich obyczaj, wspaniałym pochodem. 
Dziwią się huńscy męże, każdy widzieć żąda, 
Jak też ów sławny Hagen z Tronje wygląda. 
 
Opowiadano o nim (a stąd urok wabił),  
Iż on Zygfryda z Żuław własną ręką zabił, 
Męża Krymhildy, w świecie pierwszego siłacza; 
Więc go ciżba ciekawych na dworze otacza. 
 
Jużci człek był pokaźny, każdy mu to przyzna:  
Pierś szeroko rozrosła, włosy już siwizna 
Nieco mu przyprószyła, lecz krzepko go nogi 
Długie nosiły, z oka blask mu strzelał srogi. 
 
Wnet po gospodach rzesza rozeszła się cała.  
Czeladź Guntera miejsce osobne dostała 
Z rady królowej, co dlań żywi złość ukrytą. 
Przez to potem pachołków w gospodzie pobito. 
 
Dankwart jako marszałek zarząd tam prowadzi,  
Więc mu król oddał pieczę około czeladzi, 
By tam ani napitku nie brakło, ni strawy... 
W każdej sprawie wygodzić umiał Dankwart żwawy. 
 
Wyszła piękna Krymhilda, za nią cała świta  
Naprzeciw i zdradliwie pocałunkiem wita 
Giselhera, dłoń jego do swej biorąc raczki. 
To widząc Hageu hełmu poprzyciągał sprzączki. 
 
I rzekł obces: «Po takiem przywitaniu gości.  
Wypada nam rycerzom mieć się na baczności, 
Inaczej tu się królów wita, jak wasali, — 
Źleśmy się na te gody podobno wybrali». 
 
A ona: «Niech was wita, kto was widzieć żądał!  
Nie za wami mój tęskny wzrok z dawna wyglądał. 
Cóż z domu przywozicie mi, co by mnie cieszyć 
Mogło, bym do was miała z powitaniem spieszyć?» 
 
«Gdybym był wiedział — Hagen na to jej odpowie — 
Że wam w gościnę dary mają wieźć panowie, 
Toć bym się tem nie bardzo był jeszcze zubożył, 
Gdybym wam w waszej ziemi podarunek złożył». 
 
«Więc raczcie mi o sprawie opowiedzieć mojej,  
Jako rzecz z owym skarbem Nibelungów stoi. 
Że on do mnie należał, wiadomo wam przecie. 
Myślałam, że go z sobą dla mnie przywieziecie». 
 
«Zaiste, już to ubiegł duży czasu kawał.  
Iżem na skarby owe baczenia nie dawał. 
Rzucon w Ren z woli panów moich, na dnie rzeki, 
Już on pewnie spoczywać będzie aż na wieki». 
 
«Dawno — odrzekła — serce me to przeczuwało, 
Dotąd jam korzystała z niego bardzo mało, 
Chociaż on po słuszności mnie z dawna należy. 
Toteż mi w sercu smutek z ciężkiej krzywdy leży». 
 
A Hagen na to mruknie: «Diabła wam dostarczę!  
Dosyć się zmacham, ciężką mą dźwigając tarczę 
I mą zbroję żelazną, i mój szyszak jasny, 
I miecz, — nie dla was, ale dla potrzeby własnej». 
 
Królowa do rycerzy naokoło rzecze: 
«Tu broni się nie nosi, odpaszcie więc miecze 
I broń wszelką i dajcie mi na przechowanie».  
«Na honor — na to Hagen rzekł — to się nie stanie! 
 
Takich względów nie pragnę, pani moja miła,  
Byś za mną do gospody mój puklerz nosiła 
I zbroję! Tyś królową! Na to nie pozwolę, 
I sam, jak ojciec uczył, służyć sobie wolę». 
 
«Biadaż mi biednej, biada! — Krymhilda się żali —  
I brat, i Hagen nie chcą, aby przechowali 
Ich tarczę! ktoś ich chyba przeciw mnie uprzedził: 
Kto to zrobił, niech by go skon rychły nawiedził!» 
 
A Dytrych zapłonąwszy gniewem jej odpowie:  
«Jam ostrzegał, by zbroi nie dali panowie 
I Hagen! Jam zamiary im objawił twoje! 
Nuże, diablico! gniewu twego się nie boję!» 
 
Zawstydziła się wielce Krymhilda, a znała 
Moc Dytrycha, więc bardzo go się obawiała. 
Ni słowa nie odrzekła idąc do swych progów, 
Tylko dziko na swoich spoglądała wrogów. 
 
A tam do siebie dwaj się zbliżyli rycerze,  
Dytrych i Hagen, ręce swe ściskając szczerze, 
A Dytrych rzekł, w wszelakiej doświadczony doli: 
«Zaiste, podróż wasza do Hunnów mnie boli, 
 
Iż waszemu przybyciu królowa nierada».  
Lecz Hagen mu odpowie: «Będzie na to rada!» 
Tak z sobą rozmawiali odważni rycerze. 
Obaczył ich król Ecel, ciekawość
1 ... 24 25 26 27 28 29 30 31 32 ... 39
Idź do strony:

Darmowe książki «Niedola Nibelungów - Autor nieznany (biblioteka przez internet txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz