Darmowe ebooki » Epos » Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖

Czytasz książkę online - «Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Ludovico Ariosto



1 ... 197 198 199 200 201 202 203 204 205 ... 334
Idź do strony:
zęby, 
Zginęła Rugierowi z oczu w mgnieniu oka, 
Jak słońce, od czarnego nakryte obłoka. 
  7
On i tam i sam, wszędzie upatrował koło 
Siebie i jako głupi, obracał się wkoło. 
Ale jako na pierścień wspomniał jej oddany, 
Domyślił się, że przezeń tak był oszukany, 
I łajał rozumowi swojemu głupiemu 
I skarżył się, że panna wybawcy swojemu 
Tak złą, tak nieprzystojną nagrodę oddała 
Za to, że przezeń żywa dopiero została.  
  8
»Zła — pry647 — niewdzięczna dziewko! Takąż to mam za tę 
»Swą uczynność od ciebie otrzymać zapłatę, 
»Że przez gwałt i tak zły chcesz otrzymać uczynek 
»Pierścień, niż go odemnie wziąć za upominek? 
«Nie rzkąc pierścień, weź i tarcz i konia lotnego, 
»Jedno mi nie kryj lica swojego pięknego. 
»Wiem to dobrze, że słyszysz każde moje słowo, 
»A nie chcesz mi się ozwać, twarda białagłowo!« 
  9
To mówiąc, na bałuku chodząc i rękami 
Koło onego miejsca macał i nogami. 
O, jako często próżne powietrze obłapił, 
Mniemając, że to panna, ale wiatr ułapił! 
Ona w tem już się była dobrze oddaliła 
I szła tak długo lasem, aż jeden trafiła 
Loch pod górą wysoką przestrony; tam wlazła 
I tam do swej potrzeby potrawy nalazła. 
  10
Kędy było mieszkanie z dawnych lat jednego, 
Co miał wielkie stado klacz, pasterza starego, 
Które się i tam i sam pasły po dolinie, 
Przy pięknych zdrojach, które ciekły po nizinie; 
Miejscami i tam i sam gęste szopy były, 
Gdzie się klacze przed słońcem południowem kryły, 
Chwilę tam Angelika w on dzień się bawiła, 
A od nikogo jeszcze widziana nie była.  
  11
Przed wieczorem, gdy sobie dobrze odpocznęła, 
W coby się mogła odziać, szukać tam poczęła; 
I nalazszy, w grube się szaty ubierała, 
Jakich przedtem, pewna rzecz, że nie używała, 
Mając żółte, zielone, modre i czerwone, 
Różnem, co go na świecie, strojem urobione; 
Ale jej prosta suknia tak wiele nie bierze, 
Żeby piękna nie była, choć w podłem ubierze.  
  12
Niech milczy każdy, który Neerę648, Fillidę649, 
I Galateą650 chwali i Amaryllidę651; 
Żadna z nich z tą nie zrówna, odpuść mi, Tytyrze652, 
Melibee653, i wszyscy odpuście, pasterze! 
Stamtąd wyszedszy, poszła i klaczę obrała, 
Która się jej nabarziej w stadzie podobała, 
I zaraz nie mieszkając, przed się myśli nowe 
Wzięła nawiedzić znowu krainy wschodowe. 
  13
Wtem Rugier, który czekał długo utrapiony, 
Upatrując jej darmo w te i owe strony, 
Skoro swój błąd obaczył, że go nie słyszała 
I że z tamtego miejsca dalej iść musiała, 
Poszedł, chcąc w dalszą drogę jechać utroskany, 
Tam, gdzie jego skrzydlaty koń był uwiązany; 
I zastał tylko próżną uzdę i z wędzidłem, 
Z której się zdarszy, w górę poszedł wolnem skrzydłem. 
  14
Ciężki beł Rugierowi i przykry przydatek 
Do nowej szkody konia stracić na ostatek, 
Co go nie mniej trapiło nad to, że tak sprośnie 
Dał się zwieść i oszukać; ale się żałośnie 
Nabarziej gryzł i trapił, że krom inszej straty 
Ladajako utracił pierścień tak bogaty, 
Nie tak dla onej mocy, którą był nadany, 
Jako, że mu od jego miłej beł posłany.  
  15
Zbyt żałosny z swej zguby tak wielkiej, we zbroję 
Ubrał się i włożywszy na ramię tarcz swoję, 
Oddalił się od morza i szedł po zielonej 
Łące prosto ku jednej dolinie przestronej, 
Gdzie przez pośrzodek lasu beł miedzy inszemi 
Gościniec naubitszy drogami mniejszemi. 
Niewiele uszedł, jako usłyszał grzmot srogi 
Tam, gdzie była nawiętsza gęstwa podle drogi.  
  16
Podle drogi usłyszał grzmot i dźwięk straszliwy 
Z mieczów w się uderzonych i tam ukwapliwy 
Bieżał na głos i zastał w placu dosyć ciasnem 
Dwu bijących się z sobą w pojedynku strasznem. 
Żadnego na się względu, żadnego nie mają 
Miłosierdzia i mieczmi na się przycinają. 
Jeden beł jakiś wielki olbrzym okazały, 
Drugi, ile znać było, rycerz mężny, śmiały.  
  17
Ten się tarczą i mieczem broni, zastawując 
I nakoło tam i sam rączo uskakując, 
Aby go jako olbrzym nie dosiągł staloną 
Buławą, którą nań bił z obu rącz; nad oną 
Drogą, kędy się bili, koń leżał zabity. 
Rugier wtem, gałęziami gęstemi nakryty, 
Stanie i bojowi się przypatrza srogiemu 
I życzy rycerzowi zwycięstwa onemu.  
  18
Nie, żeby mu chciał pomódz albo go ratować, 
Ale z daleka stojąc, chciał się przypatrować; 
A wtem olbrzym okrutny w hełm z góry wymierzył 
I tak nieprzyjaciela z obu rącz uderzył, 
Że padł na ziemię, ciężkiem razem okrócony. 
Drugi widząc, że ów już leży ogłuszony, 
Chcąc go zabić, szyszak mu odkrywał zawarty, 
Że go w twarz Rugier ujźrzał, skoro beł otwarty.  
  19
Ujźrzał twarz Bradamanty Rugier swej kochanej; 
Tylko co jej kęs654 zajźrzał z hełmu ukazanej, 
Poznał, że ta jest właśnie, której raz straszliwy 
Zadał i którą zabić chce olbrzym złośliwy. 
Zaczem z gęstwy, w której stał, wielkiem pędem skoczy 
I z dobytą mu szablą śmiele idzie w oczy; 
Ale on o bój nie dba i tuż przy Rugierze, 
Gdy go dopadał, dziewkę ogłuszoną bierze. 
  20
I na ramię ją sobie kładzie w onem czesie 
I tak, jako wilk owcę, na sobie ją niesie, 
Albo tak, jako sokół czyni gołębiowi, 
Gdy go niesie w paznogciach, kiedy się obłowi. 
Widząc Rugier, że wszytko na prędkiej należy 
Pomocy, ile może, za niem rączo bieży. 
Ale on zaś tak wielkiem ucieka mu krokiem, 
Że go już ledwie może Rugier dojźrzeć okiem.  
  21
Tak jeden uciekając, a goniąc zaś drugi, 
Drogą ciemną, która szła prosto przez las długi, 
Co raz się rozszerzając, obadwa bieżeli, 
Aż na łąkę zieloną, wielką wybieżeli. — 
Ale teraz dam pokój cnemu Rugierowi, 
A pocznę o Orlandzie, który Cimoskowi 
Broń wziętą w morze wrzucił, aby tam koniecznie 
Zginęła i na ziemi nie postała wiecznie. 
  22
Ale mało pomogło; bo główny człowieczy 
Nieprzyjaciel, naleźca655 tak szkodliwej rzeczy, 
Tak złej broni, wziąwszy kształt z tego, co wypada 
Z obłoków rozerwanych i na ziemię spada, 
Mało co z mniejszą szkodą, niż gdy zakazanem 
Jabłkiem Ewę oszukał, od niej skosztowanem, 
Czarnoksiężnikowi ją ukazał jednemu, 
Który ją światu znowu przywrócił nędznemu.  
  23
Piekielna broń, ku ludzkiej naleziona szkodzie, 
Na sto krokow w długi wiek pogrążona w wodzie, 
Leżała, aż przez czary z głębi wyciągniona, 
Na początku do Niemców była zaniesiona, 
Którzy jedno i drugie czyniąc doświadczenie, 
A szatan nową kaźnią chcąc ludzkie stworzenie 
Trapić i zaostrzając dowcipy subtelne, 
Naleźli używanie i skutki śmiertelne.  
  24
Wprzód Włochy i Francya, a potem narody 
Insze wszytkie nawykły na swe spólne szkody 
Złej, przeklętej nauki: ten ją w formie leje, 
Skoro kruszec roztopi i w piecu rozgrzeje; 
Ten zaś wierci żelazo i więtszą i mniejszą 
Robi, jako mu się zda, lżejszą i ważniejszą, 
Ten półhakiem656, a ten ją mianuje rusznicą, 
Ten muszkietem657, a ten ją zowie hakownicą658.  
  25
Słyszę, że jako wielkiem albo będzie małem, 
Drudzy je krzczą to polnem, to burzącem działem, 
Któremu, gdzie przechodzi, wszytko ustępuje, 
Które stal tłucze, mury rozwala i psuje. 
Wszytkich broni, co ich masz, do szable pozbywaj, 
A na muszkiet się, drabie659 ubogi, zdobywaj; 
Bo wiem, jeśli bez niego do rotmistrza staniesz, 
Że pieniędzy i służby pewnie nie dostaniesz. 
  26
Jakoś, o niecnotliwy, przeklęty wymyśle, 
Nalazł miejsce w człowieczem sercu i umyśle? 
Przez cię rycerska sława i chwała spodlała, 
Przez cię każda przewaga beze czci została; 
Przez cię dzielność w swej słusznej cenie nie zostawa, 
Przez cię się za dobrego często zły udawa. 
Męstwo więcej na placu przez cię — żal się, Boże! — 
I serce śmiałe stanąć na próbie nie może. 
  27
Przez cię tak wiele małych i wielkich żołnierzów, 
Tak wiele bohatyrów i mężnych rycerzów 
Zginęło i daleko jeszcze więcej zginie, 
Niżli wojna, która świat wszytek miesza, minie. 
Przeto i teraz twierdzę, com rzekł, że od wieka 
Gorszego i sroższego nie było człowieka 
Nad tego, który naprzód wymyślił swą głową 
Przeklętą broń i srogą strzelbę piorunową.  
  28
I ja tak o niem trzymać i rozumieć muszę, 
Że Bóg jego przeklętą, potępioną duszę 
W piekle nagłębiej zawarł z Judaszem, gdzie za tę 
Subtelność swoję godną odbiera zapłatę. 
Ale wam o Orlandzie trzeba wiedzieć więcej, 
Któryby się w Ebudzie rad widział co pręcej, 
Tam, gdzie najpiękniejszemi, których dostać mogą, 
W różnych krajach, pannami karmią orkę srogą.  
  29
Ale im się on barziej kusił ukwapliwy, 
Tem mniejszy wiatr miał w drodze i barziej leniwy; 
Lub z prawej strony wieje, lub z lewej, lub po niem, 
Tak jest słaby i tak jest leniwy, że o niem 
Barzo mało ujedzie, a czasem się zdało, 
Że go nic, a nic nie znać, albo barzo mało. 
Czasem tak beł przeciwny, że przeciw swej wolej 
Na zad albo kołem iść musiał po niewolej.  
  30
Bóg tak chciał, że nie pierwej krajów tych dojechał, 
Niżli tam król irlandzki z armatą przyjechał, 
Aby to snadny skutek wzięło, co odkrycie660 
Przez kilka kart odemnie potem usłyszycie. 
Będąc już nad Ebudą, rzecze grabia śmiały 
Do szypra: »Ty tu zostań, a mnie ten bat mały 
»Spuść z okrętu, na którem ja się sam powiozę 
»I na onę się skałę, co widzisz, przewiozę. 
  31
»Ale chcę, żebyś mi dał co namiąższą linę 
»I co nawiętszą kotew; wszak potem przyczynę 
»Będziesz wiedział ode mnie, na co tego trzeba, 
»Jeśli dojdzie między mną a orką potrzeba«. 
Tak każe z sobą zepchnąć z okrętu bat mały; 
Wziąwszy z sobą potrzeby, które należały, 
Okrom szable nie bierze żadnej inszej broni 
I puszcza się do skały po głębokiej toni. 
  32
Wiosła ciągnie do piersi, a tył do tej strony, 
Kędy ma wolą wysieść, trzyma obrócony, 
Jako kiedy w skorupy ubrany powłokiem 
Rak do brzegu niesporem postępuje krokiem. 
Beł ten czas i godzina, kiedy mokrej rosy 
Pełne złota jutrzenka rozściągała włosy 
Przeciw wpół odkrytemu dopiero słońcowi, 
Co było zazdrosnemu gniewno Tytonowi661.  
  33
Gdy już beł tak daleko brzegu w onem czesie, 
Jako kamień ciśniony z mocnej ręki niesie, 
Zda mu się, że płacz słyszy i zasię nie wierzył, 
Że słyszał: tak go słaby głos w uszy uderzył. 
I wszytek się obróci, sobą pochylony, 
I ujźrzy, trzymając wzrok ku ziemi schylony, 
Uwiązaną u brzegu dziewkę, której myła 
Woda nogi, jako ją natura stworzyła. 
  34
Iż jest jeszcze daleko i twarz w ziemię kryje, 
Nie może poznać, kto jest; zaczem morze bije, 
Chcąc wiedzieć, ktoby była, obiema wiosłami, 
Że morze, mocno bite, toczyło pianami. 
W tem usłyszy, że brzegi straszliwie ryczały, 
Skały się blizkie trzęsły, wody się wzdymały; 
Potem ujźrzy, że brzegu srogi dziw dopływa 
I połowicę morza piersiami nakrywa. 
  35
Jako czarna z ciemnego lasu więc wychodzi 
Chmura, co niepogody i grady przywodzi, 
Która barziej, niżli noc, wszytek świat zasłania, 
I tak się zda, że gwałtem jasny dzień wygania: 
Tak straszny dziw tak wiele morza zastępował, 
Że się zdało, jakby je wszytko opanował. 
Huczą wody; patrząc nań Orland, w się zebrany, 
Nie ma żadnej na sercu i twarzy odmiany.  
  36
I jako ten, co już beł na bój odważony 
Z sprosnem dziwem, natarł nań bez żadnej ochrony, 
Ażeby mógł i dziewkę obronić zarazem 
I potkać się z straszliwem dziwem jednem razem, 
Między orką, między nią stanąwszy, nie trwożył 
Nic sobą, a miecz w pochwach przed sobą położył. 
W ręku miał kotew z liną; z tak wielkiem srogiego 
Sercem dziwu tam czekał na miejscu morskiego.  
  37
Skoro plugawa orka bliżej nastąpiła 
I Orlanda na bacie stojąc obaczyła, 
Tak szeroko plugawą paszczekę rozdarła, 
Żeby konia i z chłopem pospołu pożarła. 
Bez rozmysłu w nię śmiele skoczył, zapędzony 
Na bacie z wielką kotwią i tak utopiony 
W brzydkiem garle, kotwicę z wielkiem podziwieniem 
Między językiem wstawił, między podniebieniem,  
  38
Tak, że nie mogły spodnie podnosić się szczeki, 
I zwierzchnie spuszczać więcej u sprosnej paszczeki, 
Jako kto podkop robi, gdzie piasek wybiera, 
Ziemię nad sobą wszędzie wiesza i podpiera, 
I żeby nań nie spadła, kiedy swej pilnuje 
Nieostrożnej roboty, drzewa podstawuje; 
Tak kotwica wysoka jest między zębami, 
Że skacze Orland, wierzchu chcąc dosiądź rękami. 
  39
Kiedy jej tak podpory włożył między zęby, 
Że już nie mogła zawrzeć żadną miarą gęby, 
Dobywszy miecza nie dba, choć się orka miece, 
I tam i sam ją wewnątrz w brzuchu kole, siecze. 
Jako się broni zamek, kiedy już przez mury 
Wpadnie weń nieprzyjaciel, przez wybite dziury, 
Tak się orka na on czas broniła mężnemu 
Orlandowi, wewnątrz ją mieczem siekącemu.  
  40
Zwyciężona od bolu srodze się miotała 
I boki i twardy grzbiet z wód ukazowała; 
Czasem się pogrążała na dół i brzuchami 
Mieszała dno i wzgórę rzucała piaskami. 
A widząc pan z Anglantu, że wody przybywa 
Co raz więcej, z jaskiniej plugawej wypływa, 
A linę długą w rękę bierze, co wisiała 
U kotwie, która w gębie wstawiona została.  
 
1 ... 197 198 199 200 201 202 203 204 205 ... 334
Idź do strony:

Darmowe książki «Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz