Darmowe ebooki » Dramat szekspirowski » Makbet - William Shakespeare (Szekspir) (biblioteczny txt) 📖

Czytasz książkę online - «Makbet - William Shakespeare (Szekspir) (biblioteczny txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 William Shakespeare (Szekspir)



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
Idź do strony:
class="stanza">
Dzięki! Racz przyjąć wzajemne życzenie 
 
Wychodzi. MAKBET
Idź, powiedz pani, że skoro gotowy 
Będzie mój napój, niech mi da znać dzwonkiem. 
Wychodzi Sługa. 
Czy to jest sztylet, co przede mną błyszczy, 
Zwrócony do mej dłoni rękojeścią? 
Przyjdź, niech cię chwycę! Chociaż cię nie trzymam, 
Ciągle cię widzę. O widmo fatalne, 
Czy dotykaniu nie jesteś przystępne, 
Tak jak widzeniu? Lub czy jesteś tylko 
Sztyletem myśli, ułudnym zjawiskiem, 
Rozpalonego mózgu czczym stworzeniem? 
Widzę cię jednak w dotykalnym kształcie 
Jak sztylet, który z pochwy tej wyciągam. 
Ty drogę, którą miałem iść, wskazujesz 
Tam, gdziem miał użyć takiego narzędzia. 
Oczy me innych zmysłów są igraszką, 
Lub mi od wszystkich innych służą wierniej. 
Ciągle cię widzę; na twej rękojeści 
I twym brzeszczocie widzę krwi kropelki, 
Których przed chwilą jeszcze tam nie było. 
Wszystko to mara! — Krwawe przedsięwzięcie 
Takie mym oczom przedstawia widziadła. 
Teraz pół świata zdaje się umarło, 
Sen pod firanką dręczą złe marzenia, 
Hekacie16 składa guślarka ofiary, 
A mord wychudły, zbudzony przez wilka, 
Swojego stróża, co przeciągłym wyciem 
Hasło mu daje, do swojego celu 
Jak duch się skrada, krokiem Tarkwiniusza 
Gwałt knującego. — Ziemio nieruchoma, 
Nie patrz, gdzie zmierzam, stąpań mych nie słuchaj! 
By twe kamienie nawet nie zdradziły 
Gdziem jest, gdzie idę, nie odarły czasu 
Z tej groźnej ciszy, co mu tak przystoi. 
On żyje jeszcze, a ja tylko grożę, 
Chłodem słów moich ogień czynu mrożę. 
Słychać dzwonek. 
To znak mój; idę, dzwonek na mnie woła. 
Niech dzwon ten, królu, twych snów nie przerywa: 
On cię do piekła lub do raju wzywa. 
 
Wychodzi. SCENA II
Tamże.
Wchodzi lady Makbet. LADY MAKBET
Mnie to ośmiela, co ich upoiło, 
A co ich gasi, mnie ognia dodaje. 
Cicho! Co słyszę? Ha, to puszczyk woła 
Złowróżbnym głosem fatalne dobranoc. — 
Teraz czyn spełnia — drzwi stoją otworem, 
Dworzanie chrapiąc szydzą z powinności, 
Bo tak ich napój zaprawiłam dzielnie, 
Że śmierć z naturą spiera się, czy żyją, 
Czyli17 umarli. 
  MAKBET
za sceną
Kto tam? Co tam? Hola! 
  LADY MAKBET
Przebóg! Drżę cała, by się nie zbudzili; 
Rzecz niespełniona; zamiar, nie uczynek, 
Zgubą jest naszą. Cicho! — Ich sztylety 
Tak położyłam, że nie mógł ich chybić. 
Gdyby tak we śnie do mojego ojca 
Nie był podobny, ja bym rzecz spełniła. 
Mój mąż! 
 
Wchodzi Makbet. MAKBET
Spełniłem. — Nie słyszałaś krzyku? 
  LADY MAKBET
Hukania sowy i świerszczów ćwierkanie. 
Czy nie mówiłeś?  
  MAKBET
Kiedy? 
  LADY MAKBET
Teraz. 
  MAKBET
Schodząc? 
  LADY MAKBET
Tak jest. 
  MAKBET
Słuchajmy! — Kto śpi w drugiej izbie? 
  LADY MAKBET
Donalbain.  
  MAKBET
patrząc na swoje ręce
Jakże bolesny to widok! 
  LADY MAKBET
Szaleństwem mówić: bolesny to widok!  
  MAKBET
Z dwóch jego stróżów jeden śmiał się we śnie, 
Drugi „mord!” wrzasnął; zbudzili się wzajem; 
Milcząc słuchałem; mruknęli modlitwę 
I znów usnęli. 
  LADY MAKBET
Los ich nierozdzielny. 
  MAKBET
Jeden zawołał: „błogosław nam Boże!” 
A drugi: „Amen!”, jakby mnie widzieli 
Z tą kata ręką. Słuchając ich trwogi, 
Do ich: „błogosław nam Boże” nie mogłem: 
„Amen” dorzucić. 
  LADY MAKBET
Nie myśl o tym dłużej! 
  MAKBET
Lecz czemu: „Amen” wymówić nie mogłem? 
Błogosławieństwa tak potrzebowałem, 
A przecie: „Amen” uwięzło mi w gardle! 
  LADY MAKBET
O takich sprawach myśleć tak nie trzeba; 
Myśl taka zdolna odebrać nam rozum. 
  MAKBET
Zda się, żem słyszał głos: „nie zaśniesz więcej! 
Makbet sen zabił, zabił sen niewinny, 
Sen, co rozplata trosk zwikłany motek, 
Śmierć dnia każdego, ciężkiej pracy kąpiel, 
Ożywczy balsam utrapionej myśli, 
Wielkiej natury drugie ludziom danie, 
Przysmak najlepszy biesiady żywota”. 
  LADY MAKBET
Co chcesz powiedzieć?  
  MAKBET
Ciągle do mnie woła, 
Wszędzie głos słyszę: „Już nie uśniesz więcej! 
Glamis sen zabił i dlatego Cawdor 
Nie uśnie więcej, Makbet spać nie będzie!” 
  LADY MAKBET
Któż to tak woła? Co, dostojny thanie, 
Do tegoż stopnia hart duszy osłabiasz, 
Że słuchasz mózgu chorego podszeptów? — 
Weź trochę wody, i idź z twojej dłoni 
Omyj to szpetne świadectwo co prędzej. 
Po co przyniosłeś stamtąd te sztylety? 
Tam być powinny — odnieś je na miejsce, 
A śpiących dworzan krwią pomaż oblicza. 
  MAKBET
Nie, tam nie wrócę, i myśleć się lękam 
O tym, com zrobił, a znów spojrzeć na to 
Nie mam odwagi. 
  LADY MAKBET
Mężu słabej woli! 
Daj mi sztylety, śpiący i umarli 
Są jak obrazy; dziecko tylko straszy 
Czart malowany. Jeśli krew nie zaschła, 
Sług jego śpiących twarze nią pozłocę, 
Bo na nich musim zwalić podejrzenie.  
 
Wychodzi. — Stukanie za sceną. MAKBET
Kto to być może? Co się ze mną stało, 
Że lada szelest trwogą mnie przeraża? 
Co to za ręka? Oczy mi wydziera! 
Czy wszystkie morza wielkiego Neptuna 
Krew tę z mej ręki obmyć będą w stanie? 
Ach nie! Ta ręka raczej swą purpurą 
Mórz nieskończonych wody poczerwieni, 
Zielone prądy w krwiste zmieni fale. 
 
Wchodzi lady Makbet. LADY MAKBET
I moje ręce mają twoich farbę, 
Lecz bym się wstydu pokryła rumieńcem, 
Gdyby me serce było równie białe. 
Stukanie. 
Do południowej bramy ktoś tam stuka, 
Czas już do naszej schronić się komnaty. 
Czyn nasz omyje kilka wody kropli; 
Patrz, jak rzecz łatwa! Widzę, że cię męstwo 
Odbiegło w drodze. Słuchaj, znów stukanie! 
Stukanie. 
Weź nocną szatę, aby nie poznano, 
Żeśmy czuwali, jeśli nas wywoła 
Konieczność jaka. W twoich tylko myślach 
Nie gub się marnie. 
  MAKBET
Wiedzieć, co zrobiłem! 
Byłoby lepiej nie wiedzieć, że jestem. 
Stukanie. 
Obudź więc twoim stukaniem Duncana! 
Gdybyś obudził! 
 
Wychodzą. SCENA III
Tamże.
Wchodzi Odźwierny. Stukanie za sceną. ODŹWIERNY

To mi się nazywa stukanie! Gdyby człowiek był odźwiernym piekielnej bramy, dobrze by musiał obracać kluczem. Stukanie. Stuk! stuk! stuk! Kto tam, w imię Belzebuba? To dzierżawca, który się powiesił, widząc, że będzie urodzaj; przybywasz w samą porę; zaopatrz się tylko w serwety, bo weźmiesz tu za to na dobre poty. Stukanie. Stuk! stuk! stuk! Kto tam, w imię drugiego diabła? Na uczciwość, to kazuista, gotów przysiądz na obie ważki przeciw każdej ważce, który się niemało zdrad dopuścił przez miłość Boga, ale nie mógł dwuznacznikiem wcisnąć się do nieba. O, wejdź, kazuisto! Stukanie. Stuk! stuk! stuk! Kto tam? A, to przychodzi angielski krawiec za skradzione sukno z francuskich spodni; wejdź, panie krawcze, nie trudno ci tu będzie zagrzać duszę do twojego żelazka. Stukanie. Stuk! stuk! Ani chwili spoczynku! Kto tam? Ale tu za zimno trochę na piekło. Nie chcę być dłużej diabelskim odźwiernym. Miałem zamiar wpuścić tu z każdej profesji jednego, co pędzi kwiecistą drogą na wieczne sobótki. Stukanie. Zaraz, zaraz! A proszę nie zapominać o odźwiernym!

Otwiera bramę. Wchodzą: Macduff i Lennox. MACDUFF
Czyś spać tak późno poszedł, przyjacielu, 
Żeś wstał tak późno?  
  ODŹWIERNY

Prawda, panie, żeśmy pili, aż drugi kur zapiał; a trunek, panie, wielkim jest sprawcą trzech rzeczy.

MACDUFF

Jakich to trzech rzeczy mianowicie sprawcą jest trunek?

ODŹWIERNY

Czerwonego nosa, panie, snu i wody. Wszeteczeństwo, panie, trunek sprawia i nie sprawia: daje chętkę, ale odbiera możność. Tak więc, panie, można by nazwać trunek dwulicznikiem wszeteczeństwa: stwarza je i niszczy; budzi je i odpędza; zachęca i odstrasza; woła do gotowości i zdradza, na domiar durzy je snem dwulicznym, a zadawszy mu kłamstwo, opuszcza je.

MACDUFF
Myślę, że trunek zadał ci to kłamstwo tej nocy. 
  ODŹWIERNY

Tak jest, panie, przez samo gardło; ale zapłaciłem mu za to, i zdaje mi się, że byłem za silny dla niego, bo choć mnie zwalił z nóg na chwilę, potrafiłem się go pozbyć.

MACDUFF
Czy pan twój wstał już? — Nasze go stukanie 
Zbudziło widzę, bo oto nadchodzi. 
 
Wchodzi Makbet. LENNOX
Dzień dobry, panie!  
  MAKBET
Dzień dobry wam obu! 
  MACDUFF
Dostojny panie, czy król już się zbudził?  
  MAKBET
Jeszcze nie.  
  MACDUFF
Rano kazał mi się stawić, 
Boję się, żebym nie przybył za późno.  
  MAKBET
Więc cię do jego izby poprowadzę.  
  MACDUFF
Wiem, że to miły jest dla ciebie kłopot, 
Choć zawsze kłopot.  
  MAKBET
Praca, którą lubim, 
Leczy swój kłopot. To drzwi jego izby.  
  MACDUFF
Wejść się odważę, to moja powinność. 
 
Wychodzi. LENNOX
Czy król odjeżdża dziś?  
  MAKBET
Tak zapowiedział. 
  LENNOX
Noc była straszna; gdzieśmy nocowali, 
Wiatr zwalił komin, a jak powiadają, 
W powietrzu straszne słychać było jęki, 
Krzyki, konania i głosy prorocze, 
Groźnym akcentem zapowiadające 
Łuny pożarów i zamęt wypadków, 
Świeżo wylęgłych na dni naszych klęskę. 
Noc całą puszczyk hukał przeraźliwie, 
I ziemia nawet drżeć miała z przestrachu.  
  MAKBET
Noc była straszna! 
  LENNOX
Młoda moja pamięć 
Nie przypomina sobie równych dziwów.  
 
Wchodzi Macduff. MACDUFF
O zgrozo! zgrozo! ani cię potrafi 
Język wysłowić, ani serce pojąć!  
  MECBETH I LENNOX
Cóż się więc stało?  
  MACDUFF
Swego arcydzieła 
Zamęt dokonał. Kościół namaszczony 
Mord świętokradzki strzaskał, i z świątyni 
Żywota lampę wykradł gorejącą. 
  MAKBET
Co mówisz? Życie? 
  LENNOX
Mówisz, króla życie? 
  MACDUFF
Wejdźcie do izby, tam wasze źrenice 
Widok Gorgony nowej niech oślepi! 
Nie wymagajcie słów więcej ode mnie! 
Patrzcie, a potem mówcie sami! 
Wychodzą: Makbet i Lennox. 
Wstańcie! 
Zbudźcie się! Wstańcie! Na gwałt bijcie w dzwony! 
Morderstwo! Zdrada! Banquo, Donalbainie, 
Malcolmie, wstańcie! Śmierci wizerunek, 
Sen otrząśnijcie! Na śmierć patrzcie samą! 
Wstańcie! Zobaczcie sądnego dnia obraz! 
Malcolmie, Banquo, jak z grobu powstańcie, 
I jak umarłych duchy się przybliżcie, 
Aby tak wielkiej przypatrzyć się grozie! 
Uderzcie w dzwony! 
 
Dzwonią. Wchodzi lady Makbet. LADY MAKBET
I cóż się to stało, 
Że jakby trąby przeraźliwej hasło 
Całego domu śpiących tu zwołuje? 
Mów! Mów! 
  MACDUFF
O pani, czułe twoje serce 
Nie jest do takiej stworzone boleści. 
W kobiety ucho takie słowo rzucić, 
Jest to ją zabić! 
Wchodzi Banquo. 
O Banquo! o Banquo! 
Nasz król zabity! 
  LADY MAKBET
Przebóg, w naszym domu! 
  BANQUO
Gdzie bądź, czyn straszny! O drogi Macduffie, 
Odwołaj słowo, powiedz, że zmyślone! 
 
Wchodzą: Makbet i Lennox. MAKBET
Czemu godziną wprzódy nie umarłem! 
Umarłbym szczęsny! Od tej bowiem chwili 
Świat ten śmiertelny stracił, co poważne; 
Wszystko jest tylko fraszką! Sława, łaska, 
Wszystko umarło! Wszystko życia wino 
Już wytoczone, w tej ciemnej piwnicy 
Tylko się na dnie męty pozostały.  
 
Wchodzą: Malcolm i Donalbain. DONALBAIN
Co się to stało?  
  MAKBET
Stało się nieszczęście, 
Które najciężej na serce twe spadnie. 
Krwi źródło twojej stanęło i wyschło.  
  MACDUFF
Król, a twój ojciec, jest zamordowany.  
  MALCOLM
O! a przez kogo? 
  LENNOX
O ile się zdaje, 
Sprawcami czynu jego szambelani. 
Twarze i ręce były pokrwawione, 
Jak ich sztylety, któreśmy znaleźli 
Na ich wezgłowiach jeszcze nie otarte. 
Kto wzrok ich widział, dziki, obłąkany, 
Nie chciałby życia straży ich powierzyć. 
  MAKBET
Jednak żałuję, że w wściekłości szale 
Obu zabiłem.  
  MACDUFF
Czemu to zrobiłeś? 
  MAKBET
Któż w osłupieniu roztropność zachował, 
Miarę wśród szału? Kto razem był wierny 
I obojętny? To nad ludzkie siły. 
Miłości mojej gwałtowne popędy 
Zimnej rozwagi prześcignęły radę. 
Tam leżał Duncan; srebrną jego skórę 
Krwi jego złotej otaczały pasy. 
Otwarte rany, jak wyłom natury, 
Dawały wejście niszczącej ruinie; 
Tam znów mordercy, naznaczeni barwą 
Swego rzemiosła, a przy nich sztylety, 
Jak w szpetnej pochwie, w zsiadłej krwi schowane. 
Któż by z miłością przepełnionym sercem, 
Z odwagą w sercu, potrafił się wstrzymać, 
Żeby miłości swej nie dowieść czynem? 
  LADY MAKBET
Ratujcie! Mdleję! 
  MACDUFF
Dajcie pomoc pani! 
  MALCOLM
Czemu milczące nasze są języki, 
Gdy nas dotyczy sprawa ta najbliżej? 
  DONALBAIN
Jak
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
Idź do strony:

Darmowe książki «Makbet - William Shakespeare (Szekspir) (biblioteczny txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz