Darmowe ebooki » Ballada » Kobziarz - Taras Szewczenko (biblioteka internetowa dla dzieci .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Kobziarz - Taras Szewczenko (biblioteka internetowa dla dzieci .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Taras Szewczenko



1 2 3 4 5 6 7 8 9
Idź do strony:
tylko wzdycha, 
Tylko o nich gada». 
I przez chwasty, przez zasypy 
Zadyszana leci, 
I stanęła na gościńcu 
Wśród wichrów zamieci. 
A żołnierze konno, rzędem, 
Jadą według hasła: 
Katarzyna ich ujrzała 
I w ręce zaklasła127. 
A po przedzie starszy jedzie, 
Okryty szarugą: 
«Iwan!... Iwan! Och, mój luby! 
Gdzieś bawił tak długo?!» 
 
I do strzemion mu przypada 
Szalona dziewczyna. 
Iwan spojrzał — i konika 
Ostrogami spina. 
«Czy uciekasz?... Cóż to znaczy, 
Iwanie jedyny! 
Czyż ci z głowy pamięć wyszła 
Twojej Katarzyny!? 
Spojrzyj tylko... to ja... to ja, 
Twoja ulubiona. 
Po co gniewne marszczysz czoło 
I targasz strzemiona?» 
On udaje, że nie zważa, 
I chce pędzić dalej,  
I «Marsz naprzód!» groźnym głosem 
Mówi do Moskali. 
«Ej, Iwanie! Ej, sokole! 
Nie opuszczę ciebie! 
Jestem twoja Katarzyna, 
Tak jak Bóg na niebie!» 
«Daj mi pokój, szalenico, 
Hej, weźcie ją z drogi!» 
Jeszcze gniewniej zmarszczył czoło 
I szarpnął ostrogi. 
«Co, Iwanie?... Ty mnie rzucasz? 
Węzeł się rozprzęga? 
A gdzież twoje dobre słowo? 
Gdzie twoja przysięga?» 
«Precz mi z drogi! Hej, żołnierze, 
Zwleczcie ją do rowu!» 
Katarzyna za strzemiona 
Chwyciła go znowu: 
«Ze mną czyń jak twoja łaska, 
Ja zniosę męczarnie, 
Ale dziecię!... nasze dziecię...  
Czyż zaginie marnie? 
Nie gub, Janku, nas oboje, 
Tak być nie powinno! 
Ja ci będę najemnicą, 
Kochaj sobie inną. 
Kochaj sobie choć świat cały. 
Niech się co chce stanie, 
Ja zapomnę dawne lata 
I nasze kochanie. 
Tylko przykryj moją sławę 
Imieniem twej żony: 
Bo syn będzie nieszczęśliwy, 
Świat boży zgorszony. 
Nie porzucisz syna, luby, 
Nie porzucisz przecie... 
Pozwól... ja ci go przyniosę... 
Co za piękne dziecię!» 
I od kolan się odczepia, 
I do chaty bieży, 
Niesie dziecię otulone 
W podartej odzieży. 
«Patrz, Iwanie!... Patrz na syna!» 
Iwan już z daleka... 
«Czyż doprawdy swej dzieciny 
Ojciec się wyrzeka? 
Poczekajcie... Poczekajcie, 
Sokoły-żołnierze! 
Niech z was który mego syna 
Do siebie zabierze! 
Czy oddajcie go starszyźnie 
Waszego szeregu, 
Bo jak ojciec bezlitosny, 
Rzucę go na śniegu!» 
I z rozpaczy wściekłym krzykiem 
Przeklina Iwana: 
«Grzechem, synu, twa godzina, 
Grzechem była dana. 
Rośnij, rośnij na śmiech ludzki, 
Sierocino mała! 
Zostań tutaj szukać ojca, 
Jam długo szukała!» 
 
I przy drodze dziecię kładzie,  
Sama w las ucieka,  
A Moskali już za górą 
Nie widać z daleka  
A niemowlę dogorywa, 
Wniebogłosy krzyczy... 
Szczęściem krzyki ze swej chaty 
Posłyszał leśniczy. 
 
Katarzyna biega, wyje, 
Klnie swego sokoła 
I wybiegłszy na pagórek, 
Po imieniu woła: 
«Wróć się, wróć się, drogi Janku, 
Tak powinność każe!» 
Ale tylko leśne echo 
Odzywa się w jarze. 
Obłąkana bieży jarem, 
Łapać echo może, 
I stanęła bez pamięci 
Przy wielkim jeziorze: 
«Przyjmij, Boże, moją duszę, 
Ty, wodo, me ciało!» 
I na wodzie pod krą lodu 
Coś zapluchotało. 
 
Ot i kara, że nie słucha 
Matczynej porady... 
A wiatr dmuchnął po jeziorze 
I zagładził ślady. 
 
Mały wicher, co rwie dęby 
I sośniny chyli; 
Lżejsza boleść chować matkę, 
W jej starości chwili; 
Nie sieroty małe dzieci, 
Co pogrzebły128 nianię: 
Na mogiłach dobra pamięć 
Jeszcze pozostanie. 
Lecz cóż temu pozostało 
Do życia ostatka, 
Kogo ojciec ani widział, 
Wyrzekła się matka? 
Ani chaty, ani rodu,  
Ani dobrej sławy, 
Nikt do niego nie zagada, 
Nie dzieli zabawy. 
Szlochy, płacze całe życie. 
Żal się, Panie Boże! 
Na co jemu twarz udatna 
I spojrzenia hoże? 
Aby ludzie powiedzieli. 
Patrząc w jego lice: 
«Lepiej by go od kolebki 
Pogrzebli rodzice!» 
 
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
V
Do Kijowa szedł ubogi, 
Na spoczynek siadł u drogi. 
A prowodyr129 z drugiej strony, 
Torebkami oczepiony. 
Na słoneczku małe chłopię 
W żółtym piasku dołki kopie. 
Stary kobziarz pieśnię pieje 
O Jezusie z Galileje. 
A kto idzie, ten nie zbacza, 
Ten da grosza, ten kołacza, 
A niewiasty kromkę sera 
Dla młodego prowodyra. 
Rozważają chłopca losy: 
Chłopak piękny, nagi, bosy, 
Wziął po matce wzrok sokoli,  
Ale nie wziął dobrej doli. 
 
Z szumem pańska grzmi kolaska, 
A woźnica z bicza trzaska, 
A w kolasce pan i pani, 
A na drodze pył tumani. 
Przy żebraku niespodzianie 
Pozłocisty powóz stanie. 
Dziecię bieży do kolaski, 
Grosz dostało z pańskiej łaski. 
Pan popatrzał na Iwanka, 
Jakby jaka niespodzianka, 
Jakby coś mu myśli mroczy... 
I odwraca w stronę oczy. 
Piękna pani wzrok wytęża 
Na Iwanka, to na męża. 
Och, zły ojciec poznał syna, 
Z oczu matkę przypomina; 
Ale milczy, rusza głową. 
Pani spyta: «Jak cię zową?» 
«Zwą mnie Jankiem» — «Ładnyś, mały!» 
I rumaki poleciały. 
Piękny powóz w żwir się kopie 
I kurzawą przykrył chłopię. 
I włóczęgi torby biorą, 
Przeżegnali się z pokorą 
I kijowskim bitym szlakiem 
Kobziarz powlókł się z chłopakiem. 
 
Najemnica

Наймичка

Prolog
Chmurny ranek był w niedzielę;  
Ponad polem mgła się ściele;  
Na mogile w pośród pola 
Coś się chysta130 jak topola.  
To niewiasty postać blada 
Coś do łona ciśnie rada,  
Coś z rannymi mgłami gada. 
 
«Mgły wy gęste, mgły jutrzniane,  
W srebrnych iskrach rozsypane!  
Czemużeście mnie życzliwie 
Nie pogrzebły131 na tej niwie?  
Czemu, widząc los nieczuły,  
Biednych piersi nie zatruły?  
O, pogrzebcie mnie w mogile.  
O nie!... jeszcze... jeszcze chwilę...  
Tylko skryjcie mnie głęboko,  
Gdzie nie dojrzy ludzkie oko.  
Jam nie jedna na tym świecie,  
Ojca, matkę mamże przecie,  
Mam i braci... jest rodzina,  
Mam pieszczotkę... och, mam syna!  
Ale jego główkę młodą 
Nie polano chrzestną wodą.  
O mój synu!... o nadziejo!  
Niech ci główki nie poleją,  
Ja bez chrztu zostawić wolę,  
Niż cię ochrzcić na niedolę.  
Cudzy ochrzczą cię kumowie132,  
Ale żaden się nie dowie,  
Kto ty jesteś... jak ci miano...  
Mnie bogatą nazywano...  
Nie przeklinaj mnie, dziecino!  
Moje modły w niebo płyną,  
Wysłuchają modłów w niebie 
I otoczą szczęściem ciebie». 
 
I rwąc piersi w takie słowa,  
Za najgęstszą mgłę się chowa,  
I zachodzi133 się boleśnie,  
I o wdowie śpiewa pieśnię134:  
Jak ta wdowa nad Dunajem,  
Staroświeckim obyczajem,  
Żwir na oczy synów sypie 
I zawodzi pieśń na stypie: 
 
«Och, tam w polu mogiła,  
Och, tam wdowa chodziła.  
Zamiast polną rwać rutę,  
Rwała zielska zatrute.  
Nie skutkowały ziela,  
Bóg dwóch synów udziela.  
W kitajkę135 je obwiła 
I za Dunaj posyła. —  
«Och Dunaju, ty rzeko!  
Nieś me dzieci daleko.  
Niech pobawią się mali 
Pięknem cackiem twej fali.  
A ty, piasku i trawko,  
Bądźcie dla nich zabawką.  
Piasek bawi... pobawi...  
I kołyskę im sprawi;  
Nad kołyską — opona136 
Będzie trawa zielona».  
 
I
Przy jeziorze, na futorze137,  
Mieszkał sobie dziad z babulą.  
W każdym miejscu w każdej porze,  
Jakby dziatki tak się czulą;  
Jednym śladem i przykładem,  
Dziadek z babką, babka z dziadem. 
 
Od dziecinnej razem chwili 
Paśli owce na ugorze,  
A potem się pożenili,  
Futor, stawek, młyn nabyli;  
A w futorze, przy jeziorze,  
Zasadzili ogród różą 
I pasiekę mieli dużą.  
Wszystko dobrze... tylko dziatek  
Na pociechę im nie dano. 
 
Któż przytuli na ostatek 
Głowę wiekiem skołataną?  
Kto zapłacze? Kto pochowa?  
Kto rodziców spełni słowa?  
Nie masz138, nie masz na tym świecie  
Jak rodzone własne dziecię!  
Ale gorzej w gmachu świetnym  
Jak sierota żyć bezdzietnym  
I zebrane mienie w trudzie 
Między obce oddać ludzie,  
Co za życia gonią za nim 
I zmarnują z urąganiem. 
 
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
II
Dziadek i babka jednej niedzieli 
Na niskiej przyzbie139 sobie siedzieli,  
Ubrani biało, aż patrzeć miło.  
A na niebiosach słonko świeciło,  
Ani chmureczki, ani wietrzyka,  
Rajska pogoda duszę przenika.  
Bolesne dumki140 i smutek chory 
Gdzieś się ukryły jak zwierz do nory. 
 
W tak pięknym życiu, w tak cudnym czasie,  
Czego by starzy tęsknili, zda się?  
Czy dawne licho, czy myśl o śmierci 
Jak gdyby robak po piersiach wierci?  
Myśl jakaś tęskna, jakaś niemiła,  
Jakaś wczorajsza rana odżyła. 
 
Bóg raczy wiedzieć, co im nie płuży141.  
Może o wiecznej marzą podróży.  
A do podróży na ten szlak boży 
Któż im w karawan konie założy?  
«Nastko-gołąbko! — powiada stary —  
Kto nas po śmierci włoży na mary142?» 
«Ojcze serdeczny — babka odpowie —  
To mi się dawno snuło po głowie  
I dawno sobie daję pytanie:  
Komu chudoba143 nasza zostanie?» 
«Cyt! Ale słuchaj... słyszę w tej chwili,  
Coś za wrotami jak dziecko kwili.  
Pójdziem zobaczyć, co to za sztuka?  
Bo coś nie darmo serce mi puka». 
 
Więc kiedy starców ciekawość miota,  
Wsparci na kijkach śpieszą pod wrota.  
Spieszą pod wrota i pod przełazem, 
Milcząc, oboje stanęli razem:  
Bo w lichą płachtę i w starą świtę144 
Leży pod płotem dziecię spowite;  
Snadź145 tylko matce — szmaty dziurawe 
Starczyło dziecku dać na wyprawę.  
Uradowani starcowie szczerze,  
Kiwali głową, mówiąc pacierze.  
Drobna dziecina, lekko ściśnięta,  
Jeszcze wyciąga ku nim rączęta,  
A popłakawszy, po krótkiej chwili,  
Już tylko niemym kwileniem kwili. 
 
«A widzisz, Nasto, dusza mówiła,  
Że Bóg nam z nieba pociechę zsyła.  
Bierzże ją prędzej... zimno na dworze,  
W miękkie pieluchy obwiń niebożę,  
Obwiń w pieluchy, zanieś do chaty,  
A ja... jak niegdyś dawnymi laty,  
Skoczę na konia, aż wiatr zaświszcze,  
Poprosić kumów na Horodyszcze146». 
 
Och, dziwno jakoś na świecie bywa:  
Jeden na syna przekleństw przyzywa,  
Wypędza z chaty, zębami zgrzyta:  
Drugi, gdy w chatę syn mu zawita,  
To krwawym potem, w kośbę147 czy żniwa,  
Woskową świeczkę zapracowywa148,  
By ją z modlitwą nieść do ołtarza,  
Że Bóg go drogim skarbem obdarza.  
Zapala świeczkę, łzy rzewne leje,  
Za swoje szczęście, za swe nadzieje.  
Cieszyć się Bóg wie czy było po co,  
Ale bez dziatwy — jakoś sieroco. 
 
III
W Horodyszcze leciał stary,  
Zebrał kumów aż trzy pary  
I pod wieczór chrzestną wodą 
Ksiądz dziecinę polał młodą.  
Dano dziecku imię Marka,  
A serdeczna dziadów parka,  
Na wzrost jego patrząc krzepki,  
Złotej chciałaby kolebki.  
Już dla Marka, dla pieszczoty,  
Już kolebki mało złotej:  
Stary dziadek z babką chorą 
Już mu cacek nie dobiorą.  
I po drugiej, trzeciej wiośnie  
Wypieszczony Marko rośnie  
I wyrasta na młodziana  
Jak jagódka, jak rumiana...  
Wtem jednego w polu żniwa 
Nowa gościa im przybywa:  
Czarnobrewka — dziewczę hoże,  
Przyszła w najmy149 żąć im zboże. 
 
«A cóż, Nasto?» — «Cóż Trochimie?» 
«Trzeba żniejki, niech się przyjmie.  
Z starej ręki babki, dziada 
Sierp żniwiarski już wypada,  
A i dziecku będzie słodziej,  
Bo mu niańka nie zaszkodzi» . 
 
«Tak, tak, Nasto! — Trochim powie —  
Już nie służy wiek i zdrowie,  
A pod starość wielka zmiana,  
Zdarłem nogi po kolana,  
Nam potrzebne ręce młode...  
Co chcesz, dziewczę, za nagrodę?» 
 
«Ja chcę służyć w waszej chacie,  
A przyjmuję, co mi dacie»  
Rzecze dziewka kłopotliwa.  
A staruszek brodą kiwa:  
«Krzywdzić ciebie?... nam to na co?  
Lecz ty waż się ze swą pracą,  
Bo mówili ludzie starzy,  
Że ten
1 2 3 4 5 6 7 8 9
Idź do strony:

Darmowe książki «Kobziarz - Taras Szewczenko (biblioteka internetowa dla dzieci .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz