Kobziarz - Taras Szewczenko (biblioteka internetowa dla dzieci .TXT) 📖
Krótki opis książki:
Przełomowe dzieło literatury ukraińskiej, tomik wierszy i ballad romantycznych Tarasa Szewczenki.
W pierwszym wydaniu, z roku 1840, Kobziarz zawierał osiem wierszy i ballad. Kolejne tomy poezji Tarasa Szewczenki ze względu na zakaz cenzury były publikowane pod tym samym tytułem (w 1844 i 1860), mimo że zawierały dodatkowo nowe utwory.Pierwszy jednolity zbiór poezji Szewczenki w tłumaczeniu na język polski, przygotowany przez Władysława Syrokomlę, wsławionego gawędami i wierszami lirycznymi z życia drobnej szlachty i ludu, odpowiada trzeciemu wydaniu Kobziarza z pominięciem poematu Hajdamacy, a także ballady Topielica, listu poetyckiego Do Osnowianenki i Psalmów Dawidowych.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Taras Szewczenko
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Kobziarz - Taras Szewczenko (biblioteka internetowa dla dzieci .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Taras Szewczenko
class="verse">Gdyby miły wrócił z drogi,
Ująłby się za nią.
On daleko za górami
Gdzieś się w boju trudzi,
Ani też jej nie zobaczy,
Ni śmiechu złych ludzi.
Może leży za Dunajem
Między zabitemi,
Albo może kocha inną
Na moskiewskiej ziemi.
Nie.... jej luby nie zabity
Na żadnej wojence;
Gdzie on znajdzie takie oczy,
Takie brwi dziewczęce?
Choćby schodził na kraj świata,
Opłynął kraj morza,
Jedna tylko jest na świecie
Katarzyna hoża.
Dała matka czarne brewki
I czarne oczęta,
Lecz przy brewkach jasnej doli
Dać jej nie pamięta.
A bez doli piękne lice
Jak piękny kwiat bywa:
Przyjdzie słońce i zapali,
Wicher poobrywa.
Myjże łzami białe lice
I jęcz po kryjomu,
Bo Moskale inną drogą
Wrócili do domu.
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
II
Siedzi ojciec w końcu stołu,
Na rękach pochyły,
Ciężko duma, bo staremu
Boży świat niemiły.
A opodal siedzi matka
Na dębowej skrzyni,
Cichym głosem gromi córkę
I wyrzuty czyni:
«Kiedyż przyjdzie, moja córko,
Wesele do chaty?
Gdzie są drużki, starostowie?
Gdzie weselne swaty?
Idź na Moskwę, tam cię czeka
Godowa gromadka;
Ale nie mów dobrym ludziom,
Żem ja twoja matka.
O, przeklęta ta godzina,
Co cię na świat zsyła!
Czemum ciebie z jasnym wschodem
W rzece nie topiła?
Nie przyszłoby na niesławę
I na hańbę w świecie...
Moja córko! moja córko!
Mój różany kwiecie...
Hodowałam jak ptaszynę,
Jak krasną jagodę;
Na cóż teraz, na cóż przyszły
Twoje lata młode?
Idź na Moskwę szukać teści103,
Idź sobie za morze!
Nie słuchałaś mojej rady,
Jej posłuchasz może.
Idź, przywitaj — oni ciebie
Przyjmą najgoręcej.
Idź na Moskwę, bądź szczęśliwa,
Lecz nie wracaj więcej.
Ruszaj sobie w cudzą stronę,
Na kraj świata boży...
Lecz któż tutaj moją głowę
Do trumny położy?
Kto zapłacze łzami dziecka
Nad matką rodzoną?
Kto posadzi na mogile
Kalinę czerwoną?
Kto choć jeden pacierz zmówi
Za mą grzeszną duszę?...
Och!... idź, córko nieszczęśliwa,
Ja wyrzec się muszę!»
Kończy mówić, łzy ociera,
Coraz bardziej blada.
Błogosławi... i na skrzynię
Bezprzytomna pada.
«No! — powiada ojciec stary —
Gotuj się do drogi!»
Katarzyna, płacząc, padła
Pod ojcowskie nogi:
«Och, przebaczcie nierozumnej
Młode jej swawole!
Przebacz, ojcze, mój gołąbku,
Mój jasny sokole!»
«Niech twa dola dobrych ludzi
Do litości wzruszy!
Módl się, córko, i idź z Bogiem,
Będzie lżej na duszy!»
Córka wstała, pokłon dała,
Wyszła, milcząc, z chaty:
Już sierotą stara matka
I ojciec brodaty.
Wyszła z chaty i do Boga
Modlitwę posyła,
I rodzinnej szczyptę ziemi
W szkaplerzu104 zaszyła.
«Och, nie wrócę już, nie wrócę
Ani tutaj blisko!
W cudzej stronie cudzy ludzie
Dadzą przytulisko.
Swojej ziemi choć garsteczkę
Ja zabiorę rada:
Niech o mojej gorzkiej doli
Ludziom rozpowiada.
Nie mów, synu, gdzie się zwrócę,
Szanuj me ukrycie...
Ot, kto powie — sad wiśniowy,
Żem ci dała życie.
Ja ucieknę, wpadnę w rzekę
Zalać piersi strute;
Ty sieroctwem za me grzechy
Odbędziesz pokutę!»
Idzie wioską nieszczęśliwa
Szukać doli w świecie;
Na jej głowie biała chustka105,
A na ręku dziecię.
Wyszła z wioski — iść potrzeba
O chlebie żebraczym...
Obróciła nazad oczy
I ryknęła płaczem.
Wyszła w pole i stanęła
Jak samotne drzewa,
I jak rosa przed jutrzenką
Łzami się zalewa.
A dziecina jak aniołek
Nie zna swej niedoli,
Jedną rączką piersi szuka,
A drugą swawoli.
Słońce zaszło za dąbrowę,
Niebo pokraśniało,
Ona z łez otarła oczy,
I wędruje śmiało.
A na wiosce, jak na świecie,
Bajali, co chcieli;
Ale ojciec, ale matka
Tych słów nie słyszeli.
Tak na świecie, na tym świecie
Bywa zawsze prawie:
Ludzie ludzi rżną i topią,
I gubią na sławie.
Za co? za co, miły Boże,
Te brzydkie obmowy?
Świat szeroki, ale nie ma
Gdzie przytulić głowy.
Jeden w świecie ma obszary
Szerokie i szumne,
Drugi miejsca tylko tyle,
Gdzie zakopać trumnę.
Gdzież ci ludzie, co to serce
Dla nich się odsłania,
Żyć by chciało, bić ogniście
I topnieć z kochania?
Jest na świecie dola,
Ale któż ją zbada?
Jest na świecie wola,
Lecz któż ją posiada?
Są na świecie ludzie,
Którym świat się dziwi,
Syci srebra, złota,
Ale nieszczęśliwi.
Żupan106 ich podszyty
Ciernistymi igły107,
Szarpie ból ukryty,
Ale łzy zastygły.
Bierzcie srebro, złoto,
I bądźcie bogacze:
Dla mnie żal z tęsknotą,
Ja tylko zapłaczę.
Zatopię niedolę
Moją łzą niebogą,
Zadepcę niewolę
Moją bosą nogą!
Bogatszym108 od króla,
Próżność mnie nie łechce,
Kiedy serce hula,
Jako samo zechce.
III
Krzyczy sowa nad lasami,
Iskrzy niebo gwiazdeczkami,
A gdzie droga, a gdzie niwa,
Konik polny pobrząkiwa.
A po chatach dobrzy ludzie
Spoczywają po swym trudzie:
Czy kto płaczem piersi znużył.
Czy kto szczęścia swego użył,
Dla każdego jednakowa
Ciemna nocka wszystko schowa.
Gdzież ukryła Katarzynę?
Czy w lesistą gdzie gęstwinę?
Czy ją w chatę ludzie zową?
Czy pod kopą śpi zbożową?
Czy na kłodę gdzieś przypadłszy,
Wilczych oczu pilnie patrzy?
Oczka czarne z ognia siłą,
Bogdaj nigdy was nie było,
Jeśli przez was — dobre Nieba! —
Tyle klęski zażyć trzeba.
A co potem jeszcze czeka?
Będzie bieda niedaleka.
Trzeba przebyć żółte piaski,
Ludzkie łaski i niełaski,
Trzeba przebyć białe śniegi,
Na pustyni mieć noclegi.
I to jeszcze zgadnąć sztuka,
Czy się znajdzie, kogo szuka?
Czy on biedną pozna przecię109?
Czy przygarnie swoje dziecię?
Przy nim by się zapomniały
Piaski, śniegi i trud cały.
Niech matczynym sercem wita,
Po bratersku zdrowia spyta!
Zobaczymy... daj to Boże!
Ja tymczasem kobzę110 złożę
I rozpytam się po przedzie,
Gdzie na Moskwę droga wiedzie.
. . . . . . . . . . . . . . . . .
Tam za Dnieprem, za Kijowem,
Tam za borem, za sosnowym,
Tam drużyna szła czumacza111,
Wyśpiewując pieśń Puhacza.
Tamże młoda szła niewiasta,