Agady talmudyczne - Autor nieznany (biblioteka komiksowo TXT) 📖
Na ten wyjątkowy zbiór składają się zwięzłe, ludowe opowieści, sagi, baśnie, legendy, przypowieści, mity, aforyzmy oraz przysłowia wybrane z Talmudu — jednej z najważniejszych ksiąg judaizmu, będącej komentarzem do Tory.
To zwięzłe formy, często odznaczające się stylem biblijnym. Celem opowieści agadycznych jest nie tylko samo opowiadanie, lecz także przedstawienie w aforystycznej formie talmudycznego kodeksu postępowania. Agady, nazywane również hagadami (hebr.: opowiadanie), to część ustnej tradycji, która na stałe weszła do europejskiego folkloru. Agady talmudyczne w przekładzie Michała Friedmana to antologia, którą docenią nie tylko jidyszyści i miłośnicy kultury żydowskiej. To także interesujący materiał źródłowy dla kulturoznawców, religioznawców i literaturoznawców.
- Autor: Autor nieznany
- Epoka: nie dotyczy
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Agady talmudyczne - Autor nieznany (biblioteka komiksowo TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Autor nieznany
I kiedy rabi Jochanan stał przed Wespazjanem i milczał, zjawił się goniec z Rzymu, który przekazał następującą wieść:
— Cesarz umarł i ty zostałeś mianowany cesarzem na jego miejsce.
Kiedy goniec, specjalny wysłannik Rzymu, obwieścił tę nowinę, Wespazjan właśnie usiłował nałożyć buty na nogi. Z pierwszym butem nie było kłopotu. Do drugiego buta noga Wespazjana nie chciała wejść.
— Co to może oznaczać? — zapytał z niepokojem świeżo upieczony cesarz.
— Nie martw się — oświadczył rabi Jochanan — to jest reakcja na dobrą nowinę, którą otrzymałeś z Rzymu. Pozwól, że ci zacytuję przysłowie naszego ludu: „Dobra nowina czyni kość tłustszą”. Jest sposób na to, żeby noga twoja weszła do buta. Niech przyprowadzą do ciebie człowieka, którego nienawidzisz. Jest bowiem inne przysłowie, które brzmi tak: „Zły nastrój wysusza kość”.
Przyprowadzono przed oblicze Wespazjana człowieka, którego serdecznie nie znosił i noga natychmiast weszła do buta.
— Zuchwalec z ciebie i śmiałek — powiedział Wespazjan. — Dlaczego więc wcześniej do mnie nie przyszedłeś?
— Przecież już ci to powiedziałem.
— Ale ja też swoje powiedziałem — przerwał mu Wespazjan. — Ja teraz opuszczam wasz kraj i na moje miejsce przyślę następcę. Do niego masz się zwrócić i jego masz prosić. Może uda ci się coś osiągnąć.
— Zanim wyjedziesz, proszę cię o załatwienie trzech rzeczy: zostaw nam miasto Jawne wraz z jego uczniami. Zostaw przy życiu rodzinę rabiego Gamliela, naszego duchowego przywódcy. Zostaw też doktorów, żeby rabi Cadok miał się u kogo leczyć.
Na to ów tanaita powołał się na słowa proroka: „Bóg odbiera mądrym rozum i czyni ich głupcami”. Czy nie byłoby lepiej gdyby rabi Jochanan poprosił Wespazjana o zachowanie Jerozolimy w całości?
Dlaczego rabi Jochanan poprosił tylko o wymienione trzy rzeczy? Dlatego, iż obawiał się, że żądając wiele od Wespazjana, może nic nie dostać. Zawsze lepszy rydz niż nic.
Wkrótce Wespazjan udał się do Rzymu i na swego następcę w Judei wyznaczył Tytusa — złoczyńcę.
Ten zaraz po przybyciu do Judei odnosił się z pogardą do Żydów. Wyśmiewał się i kpił z nich, pytając bezczelnie:
— Gdzie jest wasz Bóg, wasza opoka i wasz obrońca?
Kiedy mury broniącego się miasta padły pod naporem rzymskich wojsk, Tytus wszedł do Przenajświętszego Miejsca — Koodeszej-Kodoszim — wyciągnął zwój Tory, splamił go i zanieczyścił. Opanowany żądzą zemsty i mordu wbił miecz w zasłonę zakrywającą Przenajświętszą Arkę. I wtedy stał się cud. Z zasłony, zwanej parochetem, trysnął strumień krwi.
Głupi złoczyńca pomyślał, że w ten sposób zabił żydowskiego Boga.
Któryś z późniejszych tanaitów tak powiedział: Mocny Boże, kto jest Tobie równy? Kto oprócz Ciebie potrafi wysłuchać bluźnierstw takiego złoczyńcy i pozostać obojętnym? Jesteś wielkim milczkiem. Poza tobą nie ma drugiego takiego milczka.
Po przebiciu mieczem parochetu Tytus zerwał go. Zwinął go tak, że stał się czymś w rodzaju worka, do którego zaczął wkładać złote święte naczynia liturgiczne.
Zrabowane trofea załadował na statek i odpłynął do Rzymu. Chciał się pochwalić przed ludem Rzymu odniesionym zwycięstwem nad Żydami. I nagle na morzu rozszalała się burza. Statkowi groziło zatonięcie. Tytus wpadł w panikę. Bał się śmierci. Aby pokonać strach i pokrzepić się, zaczął siebie pocieszac:
— Widocznie cała siła żydowskiego Boga tkwi w wodzie. Faraona wykończył za pomocą wody. Jeśli naprawdę jest mocarny, niech się ze mną zmierzy na lądzie.
Wtedy rozległ się głos z nieba:
— Złoczyńco nad złoczyńcami, potomku Ezawa! Na świecie stworzonym przeze mnie żyje maleńka muszka Mik. Zejdź na ląd i zmierz się z nią.
I kiedy Tytus zszedł na ląd, muszka Mik wleciała mu przez nozdrza do mózgu.
Przez siedem lat dziobała mózg Tytusa, przyprawiając go i silne bóle. Słychać było wyraźnie, jak dziobie.
Pewnego razu Tytus przechodził obok kuźni. Usłyszał stuk młota i od razu poczuł, że muszka ucichła.
— Jest więc sposób na muszkę — zawołał z radością.
Inie zwlekając, rozkazał przyprowadzić do pałacu kowala.
Codziennie inny kowal stukał młotem, żeby zagłuszyć muszkę. Trzeba przy tym nadmienić, że Tytus żydowskiemu kowalowi grosza nie płacił, natomiast nieżydowskiemu kowalowi wypłacał za dzień pracy cztery złote monety.
— Tobie — oświadczył żydowskiemu kowalowi — wystarczy to, że widzisz, jak dosięgła mnie zemsta waszego Boga.
Praca kowali była skuteczna tylko przez pierwsze trzydzieści dni. Potem okazało się, że muszka przyzwyczaiła się i uodporniła na stukot młota kowalskiego.
Rabi Pinchas ben Aruwa opowiada:
— Wypadło mi znaleźć się w gronie znakomitych mężów Rzymu przy śmierci Tytusa. Widziałem, jak po otwarciu czaszki znaleziono w mózgu muszkę sporej wielkości.
Inni świadkowie dodali, że muszka miała miedziany dziobek i żelazne pazurki.
Przed śmiercią Tytus polecił, żeby jego ciało spalono, a popiół rozsypano na siedmiu morzach. Tak, żeby żydowski Bóg nie mógł go odnaleźć i jeszcze raz ukarać.
Po śmierci Tytusa jego siostrzeniec Unkelus bar Klominus zapragnął przejść na judaizm. Za pomocą czarów wywołał ducha swego wuja Tytusa i zapytał go:
— Kto na tamtym świecie jest najbardziej szanowany i wywyższany?
— Żydzi — odpowiedział Tytus.
— Jak myślisz? Czy warto do nich się przyłączyć?
— Obowiązuje ich zbyt wiele nakazów i zakazów. Przestrzeganie ich jest niemożliwością. Lepiej wystąp przeciwko nim, a wtedy przejmiesz nad nimi władzę. Tak to już jest od wieków. Kto uciska Żydów, ten staje się ich najwyższym władcą.
— Powiedz mi, wuju jak zostałeś tam ukarany?
— Tak, jak sam postanowiłem. Codziennie palą mnie i popiół wsypują do siedmiu mórz.
W czasie poprzedzającym zburzenie Jerozolimy miało miejsce następujące wydarzenie:
Pewien młody robotnik zatrudniony u cieśli zakochał się w jego żonie. Traf chciał, że cieśla potrzebował na gwałt pieniędzy. Musiał zaciągnąć pożyczkę. Usłyszawszy to, młody człowiek powiedział do niego:
— Mam w domu pieniądze. Przyślij do mnie żonę, to dam jej tyle, ile chcesz.
Cieśla posłał żonę po pożyczkę do domu swego robotnika. Po trzech dniach zaniepokojony cieśla poszedł jej szukać. Na drodze spotkał młodego robotnika. Zapytał:
— Gdzie się podziała moja żona? Trzy dni temu posłałem ją do ciebie.
— Przyszła do mnie i zaraz wyszła. Doszły mnie słuchy, że podobno w drodze powrotnej napadli na nią jacyś młodzi ludzie i zgwałcili.
— Co, twoim zdaniem, powinienem w tej sytuacji zrobić?
— Powinieneś się z nią rozwieść.
— Ale na podstawie intercyzy ślubnej należą się jej pieniądze i to grube.
— Pożyczę ci pieniądze, a ty mi po pewnym czasie zwrócisz.
Cieśla posłuchał rady swego robotnika i na podstawie sporządzonego przez siebie listu rozwodowego rozstał się z żoną.
Młodzieniec długo nie zwlekał. Natychmiast ożenił się z rozwódką.
Nadszedł dzień spłacenia pożyczki, ale cieśla nie miał już grosza przy duszy.
Młody żonkoś powiada wtedy do niego:
— Jeśli nie możesz zwrócić mi pieniędzy, to zostań służącym w moim domu. Uczciwą i solidną pracą spłacisz mi swój dług.
Istało się tak, że dawny pan usługiwał swemu dawnemu i robotnikowi, gdy ten razem ze świeżo upieczoną małżonką i ucztowali przy stole. Podawał im napoje, a z oczu lały mu się rzęsiste łzy.
W niebie zapadł wtedy wyrok na Jerozolimę.
W owych czasach panował zwyczaj, że oblubieńców wychodzących spod ślubnego baldachimu obdarowywano kogutem i kurą, co łączyło się z życzeniem: „Obyście się rozmnażali jak kury”.
Pewnego dnia obok placu, na którym odbywał się ślub, przechodził rzymski legionista. Nie namyślając się długo, napadł wraz z kilkoma innymi żołnierzami na nowożeńców i siłą wyrwał im z rąk koguta i kurę.
Na dodatek pobili uczestników ślubnej ceremonii. Na tym sprawa się nie zakończyła. Legioniści zameldowali cesarzowi, że Żydzi podnieśli bunt przeciwko Rzymowi. Cesarz wyprawił się wtedy z wojskiem do Judei, żeby uśmierzyć buntowników.
Wśród Żydów był pewien młody nieustraszony bojownik, prawdziwy bohater. Nazywał się Bar-Dromi. Potrafił znienacka napaść na większy oddział rzymskich legionistów i wybić ich co do nogi.
Na wieść o wyczynach tego żydowskiego bohatera cesarza ogarnął strach. Zdjął z głowy koronę i położywszy ją na ziemi, zawołał:
— Boże Wszechmogący, błagam Cię, żebyś mego państwa i także mnie nie oddał w ręce tego jednego człowieka!
Stało się tak, że pewnego dnia z ust Bar-Dromi wyrwały się bluźniercze wobec Boga słowa:
— Skoro Ty Boże, opuściłeś nas, to się bez Ciebie obejdziemy!
Nim zdążył się obejrzeć, rzucił się na niego jadowity wąż i śmiertelnie go ukąsił.
Na wieść o nagłej śmierci Bar-Dromi cesarz podziękował żydowskiemu Bogu tymi słowy:
— Za to, żeś cudem uśmiercił Bar-Dromi, wybaczę Żydom i na razie ich nie tknę.
Odstąpił od oblegania miasta Tur-Małka i wycofał swoje wojska. Wśród Żydów zapanowała ogromna radość. Ucztom i wiwatom nie było końca. Zapalono światła na wszystkich ulicach. W nocy było tak jasno, że gołym okiem można było dostrzec najmniejsze rzeczy znajdujące się z daleka od miasta.
Zirytowało to rzymskiego cesarza, któremu wiwatowanie Żydów nie przypadło do gustu.
— Żydzi — zawołał — widocznie za bardzo podnieśli się na duchu i śmieją się ze mnie. Nie daruję im tego!
Natychmiast zawrócił wojska i zaczął szturmować miasto Tur-Małka.
Pod jego dowództwem wdarło się do miasta trzysta tysięcy żołnierzy, którzy w ciągu trzech dni dokonali straszliwej rzezi wśród Żydów. Mordowali dzielnicę za dzielnicą.
A ponieważ były one od siebie odcięte, mieszkańcy jednej dzielnicy, nie wiedząc nic o pogromie u sąsiadów, nadal bawili się i ucztowali.
Żona cesarza Trajana urodziła dziecko w dniu dziewiątym miesiąca Aw, w dniu, który jest dniem żałoby u Żydów. Zmarło zaś w święto Chanuka, które jest świętem radości. Przed Żydami wyłonił się problem — zapalić świece chanukowe czy nie zapalić. Po dłuższej debacie stanęło na tym, że jednak należy zapalić świece i niech się dzieje wola Boska.
Rzecz oczywista, że wrogowie Izraela natychmiast donieśli cesarzowej, że Żydzi okazali w ten sposób nienawiść do niej i do całego Rzymu.
— Popatrz — powiedzieli do niej. — Kiedy urodził ci się syn, oni odprawiali żałobę. Kiedy zaś syn twój umarł, zapalili z radości świece.
Uniesiona gniewem cesarzowa wystosowała do męża list, w którym napisała:
— Zanim wyruszysz na wojnę przeciwko barbarzyńcom w ich kraju, zabierz się do Żydów buntujących się tu na miejscu.
Cesarz wsiadł na okręt i odpłynął do żydowskiego kraju. Obliczył, że dotrze tam w ciągu dziesięciu dni. Niespodziewanie jednak powiał silny, sprzyjający wiatr i okręt zawinął do portu po pięciu dniach. Zszedł cesarz na ląd i zaczął przechadzać się po ulicach miasta... Zauważywszy po drodze bejt ha-midrasz, postanowił do niego wstąpić. Zastał w nim grupę Żydów czytających rozdział Tory zwany Tochecha45.
Usłyszał następujący werset z tego rozdziału:
— „I ześle na ciebie Bóg szybki jak orzeł w locie lud z dalekiego kraju”.
— Ja nim jestem — zawołał cesarz... Zamiast dziesięciu zużyłem pięć dni na podróż.
Słowa te były dla legionistów znakiem do napaści na Żydów. W mig otoczyli zebranych w bejt ha-midraszu Żydów i wymordowali ich. Po dokonaniu rzezi Trajan zwołał żony zamordowanych i tak do nich przemówił:
— Poddajcie się moim legionom. Jeśli tego nie uczynicie, spotka was los mężów.
— Zabij nas, tak jak zabiłeś naszych mężów — odpowiedziały kobiety.
I otoczywszy pierścieniem kobiety, żeby żadna nie mogła się wymknąć, rzymscy legioniści zabili je. I zmieszała się krew ich z krwią mężów. I jeden duży strumień krwi spłynął do rzeki.
W miejscowościach położonych wokół Bejtaru istniał zwyczaj zasadzania drzewa po narodzeniu dziecka. Jeśli był to chłopiec, rodzice sadzili cedr, jeśli zaś dziewczynka — sadzili akację. Kiedy dzieci dorosły i wchodziły w związki małżeńskie, ścinano zasadzone drzewa, żeby wyciosać z nich drążki do ślubnego baldachimu.
Pewnego dnia przejeżdżała przez tę okolicę córka cesarza. Traf chciał, że w jej powozie nagle pękła drewniana oś. Towarzyszący jej słudzy bez namysłu wycięli jedno z cedrowych drzew i wystrugali oś do powozu.
Dotknięci do żywego naruszeniem przez nich świętego zwyczaju, Żydzi pobili ich.
W wyniku tego zdarzenia wpłynął do rąk cesarza donos, że Żydzi z Bejtaru podnieśli bunt.
Cesarz szybko na to zareagował. Zebrał wojsko i wyruszył na Bejtar. Wkrótce mury miasta zostały otoczone ze wszystkich stron. Zaczęło się oblężenie.
Jak podaje rabi Jehoszua, wojsko otaczające Bejtar było bardzo liczne. Wystarczy powiedzieć, że samych trębaczy było osiemdziesiąt tysięcy.
Bar-Koziwa46, dowódca żydowskich obrońców miasta, wystawił przeciwko Rzymianom dwieście tysięcy bojowników.
Wydał rozkaz, żeby każdy z nich obciął sobie kciuk47.
Mędrcy Izraela mieli do niego z tego powodu pretensje:
— Dlaczego zamierzasz uczynić z synów Izraela kaleki?
Na to Bar-Kochba — tak go bowiem nazwał rabi Akiwa — odpowiedział:
— W jakiż to inny sposób mógłbym sprawdzić ich męstwo?
Mędrcy Izraela poradzili mu wypróbować męstwo bojowników w sposób nie narażający ich na kalectwo.
— Niech każdy bojownik dosiądzie konia i pędząc w galopie wyrwie cedr z gór Libanu. Jeśli nie zdoła tego wykonać, oznaczać to będzie, że nie nadaje się do walki.
Posłuchał Bar-Kochba rady mędrców. I oto okazało się, że próbę zdało nie dwieście, ale czterysta tysięcy bojowników.
I kiedy Bar-Kochba na czele wypróbowanych mężnych bojowników rozpoczął walkę, każdy z nich upewniony w swoim męstwie pyszałkowato oświadczył:
— Bóg nie musi nam pomagać. Wystarczy, że nie będzie nam przeszkadzał. Skoro nas opuścił, niechaj nie wstępuje do naszego wojska.
Sam Bar-Koziwa wyróżniał się niezwykła odwagą. Potrafił schwytać
Uwagi (0)