Darmowe ebooki » Aforyzm » Agady talmudyczne - Autor nieznany (biblioteka komiksowo TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Agady talmudyczne - Autor nieznany (biblioteka komiksowo TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Autor nieznany



1 ... 45 46 47 48 49 50 51 52 53 ... 102
Idź do strony:
dni do uroczystości obrzezania. 
„Dwie wylewały”, znaczą dwie piersi matki. 
„Jedno skorzystało”, znaczy dziecko ssało.  
 

Mając gotową odpowiedź, Ateńczyk pobiegł do dzieci.

Te wysłuchawszy go, odprowadziły go z pieśnią:

„Z cudzej miski jadł, 
z cudzego rozumu brał”.  
 
Natychmiastowa odpowiedź

Tanaita rabi Jehoszua spotkał kiedyś na drodze chłopca, który niósł szczelnie zakryte naczynie. Powodowany ciekawością zapytał chłopca, co zawiera naczynie.

— Gdyby — odpowiedział z miejsca chłopiec — moja matka chciała, żeby ludzie widzieli, co jest w naczyniu, nie kazałaby mi go przykryć.

Kiedy tanaita Jehoszua wszedł do miasta, zobaczył dziewczynkę, która czerpała wodę ze źródła. Podszedł do niej i zapytał ją, czy da mu się napić.

— Tak — odpowiedziała dziewczynka — dam się napić tobie i twemu osłowi.

— Córeczko — powiedział rabi Jehoszua — postąpiłaś tak samo jak pramatka Rebeka i...

— Tak — przerwała mu dziewczynka — poszłam w ślady naszej pramatki Rebeki, ale ty nie poszedłeś w ślady Eliezera42.

Drugie zburzenie Świątyni Pańskiej
Straszne znaki

Już czterdzieści lat przed zburzeniem Świątyni pojawiły się pierwsze, strachem napawające znaki, zapowiadające nieuchronną zagładę miasta i Przybytku Pańskiego.

Oto na przykład „ner tamid” — nieprzerwanie paląca się lampa w Świątyni — nagle zgasła. Szerokie drzwi Świątyni raptem, ku zaskoczeniu ludzi, same się rozwarły. Trwało to i powtarzało się aż do chwili, kiedy rabi Jochanan ben Zakaj zawołał:

— Świątynio, Świątynio! Dlaczego napawasz nas strachem? Tak, wiemy, że nadciąga zagłada. Jeszcze brzmią w naszych uszach prorocze słowa Zacharii ben Ido: „Otwórz Libanie swe bramy. Niech ogień spali twe cedry43”.

Rabi Lewi tak opowiada:

— Sześć lat tlił się węgiel w rękach anioła Gabriela, który wciąż czekał na to, żeby Żydzi okazali skruchę. Nie doczekawszy się tego, podniósł rękę, żeby rzucić rozżarzony węgiel na głowy Żydów. Bóg jednak powstrzymał go, mówiąc:

„Powstrzymaj się Gabrielu. Nie spiesz się. 
Jeszcze są wśród Żydów sprawiedliwi ludzie”.  
 
Z jakiego powodu został zburzony kraj?

Powiada król Salomon w swoich Przypowieściach:

„Błogosławiony jest człowiek, który zawczasu przewiduje niebezpieczeństwo. Ten zaś, który jest uparty i krnąbrny, wpada w nieszczęście”.

Rabi Jochanen odniósł te słowa do czasu zburzenia miasta.

Z powodu dwóch mężów Kamcy i Bar-Kamcy zburzona została Jerozolima. Z powodu koguta i kury zburzone zostało miasto Tur-Malka. Z powodu osi wozu zburzony został Bej tar.

I. Z powodu Kamcy i Bar-Kamcy zburzona została Jerozolima

Pewien dostojny jerozolimski mąż miał przyjaciela imieniem Kamea. Miał też wroga, który nazywał się Bar-Kamca. Z jakiejś okazji postanowił wydać ucztę, na którą zaprosił swego przyjaciela Kameę. Sługa wysłany z zaproszeniem zamiast do Kamcy trafił do Bar-Kamcy. Ten chętnie przyjął zaproszenie.

Gospodarz ku swemu przerażeniu nagle dostrzegł wśród biesiadników swego wroga Bar-Kamcę. Zdumiony i zdenerwowany jego obecnością podniesionym głosem zawołał:

— Skąd się tu wziąłeś? Jesteś moim wrogiem. Wynoś się!

— Skoro już tu jestem — oświadczył Bar-Kamca — to bądź łaskaw i nie wyrzucaj mnie. Za jedzenie i picie zapłacę co do grosza.

— Nie zgadzam się.

— Pokryję połowę kosztów uczty.

— Nie!

— Pokryję koszta całej uczty.

— Nie. Po stokroć nie!

I ująwszy za rękę nieproszonego gościa, wyprowadził go z domu.

Dotknięty do żywego Bar-Kamca mocno przeżył doznaną zniewagę. Nie przestawał o niej myśleć.

— Jak to się mogło stać? Tylu mądrych i uczonych ludzi siedziało przy stole i nikt się za mną nie ujął. Nikt słowem się nie odezwał w mojej obronie. Nikt nie zaprotestował przeciwko publicznemu naruszeniu godności człowieka. Zemszczę się na nim!

I długo się nie zastanawiając, udał się do cesarza z donosem na Żydów:

— Cesarzu, Żydzi buntują się przeciwko Tobie.

— Czy masz na to dowód?

— Poślij im zwierzę na ofiarę i zobaczysz, że oni go nie przyjmą.

Posyła cesarz przez Bar-Kamcę trzyletniego cielaka. W drodze do Świątyni Bar-Kamca rani cielaka, żeby nie nadawał się na ofiarę. Ta bowiem powinna być bez najmniejszej skazy.

Przedstawiając się w imieniu cesarza, poleca z jego rozkazu złożyć cielaka w ofierze na ołtarzu Świątynnym w Jerozolimie.

Żydowscy mędrcy, nie chcąc zadzierać z cesarzem, gotowi już byli machnąć ręką i przyjąć skażoną ofiarę, ale rabi Zacharia ben Awakilus stanowczo się temu sprzeciwił.

— Chcecie — zawołał — żeby Żydzi pogodzili się z tym, że można składać ofiary ze skazą?

Po krótkiej dyskusji doszli do wniosku, że trzeba zabić Bar-Kamcę, w przeciwnym bowiem wypadku, złoży cesarzowi nowy złowrogi donos. Rabi Zacharia znowu przeciwko temu zaprotestował.

— Chcecie — zawołał uniesiony gniewem — utwierdzić Żydów w przekonaniu, że za spowodowanie skazy w ofierze należy się kara śmierci?

Bar-Kamca tylko na to czekał. Natychmiast udał się z donosem do cesarza.

— Oj! — zawołał rabi Jochanan. To przesadna pobożność rabiego Zacharii spowodowała zburzenie naszego Domu. Doprowadziła do spalenia Świątyni i wypędzenia nas ze Świętej Ziemi.

Cesarz Neron, wysłuchawszy Bar-Kamcę, postanowił wyruszyć do Judei. Kiedy stanął w pobliżu Jerozolimy, wypuścił z łuku strzałę w kierunku wschodnim. Strzała zmieniła kierunek i wpadła do miasta. Wystrzelił Neron w kierunku zachodnim i strzała także wpadła do miasta. To samo zdarzyło się ze strzałami skierowanymi na północ i południe.

Do namiotu Nerona przyprowadzono dziecko żydowskie. Cesarz przyjrzał mu się i zapytał.

— Chłopcze, powiedz mi jaki werset z Pisma przerobiłeś dzisiaj w szkole?

— „Moją pomstę nad Edenem złożę w ręce mojego ludu Izraelskiego”44.

— Więc tak to wygląda — myśli sobie Neron. Bóg chce zburzyć swój Dom i mnie wybrał na wykonawcę swojej woli.

I zdawszy sobie z tego sprawę, Neron natychmiast uciekł spod murów Jerozolimy.

Szły potem słuchy, że nawrócił się na żydowską wiarę. Jednym z jego potomków był tanaita rabi Meir.

Potem wódz rzymskich legionów napadł na Judeę. Ciasnym pierścieniem wojsk otoczył Jerozolimę. Trzy lata trwało oblężenie miasta. Nikt nie mógł z niego wyjść i nikt nie mógł do niego wejść. Coraz trudniej było z wyżywieniem.

W Jerozolimie mieszkali wtedy trzej bardzo zamożni, bardzo dobrzy i bardzo pobożni mężowie: Nakdimon ben Gurion, Ben Kalba-Szawua i Ben Cicit-Haksat. Ci mężowie wzięli na siebie obowiązek zaopatrywania oblężonych mieszkańców w żywność i inne artykuły niezbędne do życia. Jeden dostarczał miastu pszenicę i jęczmień, drugi wino i oliwę, a trzeci drewno. Okazało się po otwarciu ich magazynów i śpichlerzy, że zapasy wystarczą na utrzymywanie miasta przez dwadzieścia lat.

W tym czasie na czoło stronnictw politycznych działających w Jerozolimie wysunęło się ugrupowanie Zelotów. Jego członkowie byli zagorzałymi wrogami Rzymian. Nie szli na żadne kompromisy z obcą władzą. Uważali, że nie należy biernie trwać w oblężonym mieście i tylko odpierać ataki Rzymian. Forsowali plan wyrwania się z miasta i zaskoczenia nagłym atakiem oblegające wojska nieprzyjaciela.

Starsi, bardziej umiarkowani przywódcy innych ugrupowań usiłowali ich przekonać, że lepiej będzie, jeśli uda się zawrzeć pokój z Rzymianami.

Zeloci nie chcieli nawet wysłuchać ich do końca. Z uporem powtarzali:

— Nie! Ugoda z Rzymem jest nierealna. Tylko wojna może nas ocalić.

— Wojny z Rzymem nie wygramy — przekonywali ich starsi i bardziej doświadczeni. — Jesteśmy zbyt słabi, żeby pokonać Rzymian.

Co uczynili wtedy Zeloci? Podpalili wszystkie magazyny z żywnością. W mieście zapanował głód.

Było coraz mniej żywności. Najbogatsza w mieście Marta bat Bajtis posłała swego służącego na targ, żeby kupił dla niej mąkę na bułki. Nim dotarł na targ, mąka została do ostatniego ziarna wykupiona. Służący wrócił z pustymi rękami. Swojej pani oświadczył, że na targu pozostała już tylko mąka nadająca się do wypieku białego chleba. Czym prędzej wyprawiła służącego na targ, żeby kupił mąkę na biały chleb. W tym czasie biała mąka została wykupiona. Pozostała już tylko jęczmienna. Wraca więc służący do domu z pytaniem, co ma zrobić. Pani poleca mu pędem udać się na targ i nabyć ile się da mąki jęczmiennej. Nim dotarł na targ, już i tej nie było. Wraca z pustymi rękami i oświadcza, że na targu nie ma już niczego. Wszystko zostało wyprzedane.

Wtedy bogata pani Marta szybko zdejmuje z nóg złotem haftowane pantofelki i sama udaje się na targowisko. Ma nadzieję, że uda się jej coś jednak kupić, żeby zaspokoić gnębiący ją głód.

Targowisko tonie w brudzie i błocie, w którym grzęzną jej bose nogi. Nieprzyzwyczajona do tego kobieta boleśnie to odczuwa. Załamuje się i po chwili umiera. Rabi Jochanan ben Zakaj powiada, że do takich kobiet jak Marta bat Bajtis odnosili się werset: „Najszlachetniejsze i najdelikatniejsze, które dzięki tym cechom nie próbowały stawiać kroków na ziemi”.

Byli również tacy, którzy twierdzili, że Marta bat Bajtis w poszukiwaniu czegoś do jedzenia znalazła na ziemi wyssaną do końca figę rabiego Cadoka. Wzięła ją do ust, zjadła, po czym zmarła. Zdążyła przed śmiercią zawołać:

— Na co zdało mi się złoto? Do czego potrzebne mi srebro? Ludzie zabierzcie je i wyrzućcie na ulicę!

A historia z figą rabiego Cadoka miała się tak:

Tanaita, rabi Cadok w ciągu czterdziestu lat uprawiał posty i nieustannie się modlił do Boga, żeby okazał miłosierdzie i nie zburzył Jerozolimy.

Wskutek postów rabi Cadok tak schudł, że skóra pokrywająca jego ciało stała się przezroczysta i przez gardło widać było, co łykał.

Po każdym poście posilał się zwykle tylko prasowaną figą. Wysysał z niej sok, po czym wyrzucał. Jedną taką figę zjadła właśnie pani Marta bat Bajtis.

Pewnego dnia, podczas oblężenia miasta, wyszedł rabi Jochanen ben Zakaj na ulicę. Tu zobaczył, jak ludzie gotują w kotłach słomę, po czym wypijają wodę, w której gotowała się słoma. Patrząc na to, pomyślał:

— Czy ludzie żywiący się wodą z gotowanej słomy są w stanie oprzeć się wojskom Wespazjana? Nie! W żaden sposób! Jeśli tak, to pozostaje jedno wyjście. Trzeba otworzyć bramę i wysyłać do Wespazjana delegację, żeby się porozumiała w sprawie zawarcia pokoju.

Doszedłszy do takiego wniosku, wezwał w największej tajemnicy swego krewnego Aba-Sikrę, przywódcę Zelotów.

— Jak długo — zapytał go — będą twoi towarzysze tak się zachowywać? Czy pragną, żeby wskutek głodu wymarli wszyscy mieszkańcy, a miasto zostało zburzone?

— Ja sam niczego nie mogę zrobić — odpowiedział Aba-Sikra.

— Gdybym się odważył napomknąć choćby jednym słowem, że należy pójść na ugodę z Rzymem, to w jednej chwili straciłbym życie.

— Ale musisz znaleźć jakiś sposób, żebym ja się mógł wydostać z miasta. Może mnie się uda dogadać z Wespazjanem i uratować miasto i jego mieszkańców.

— Nic z tego! Powzięliśmy bowiem uchwałę, że miasto może opuścić tylko nieboszczyk.

— Skoro tylko trupy można wynieść z miasta, to w charakterze umarlaka wynieście mnie w trumnie.

— To jest chyba do zrobienia, ale przedtem musisz niby ciężko zachorować. Ludzie zaczną cię odwiedzać i potem wszem wobec rozgłaszać o twojej chorobie. Położysz sobie na łóżku jakąś smrodliwą rzecz, ale tak, żeby nikt jej nie zauważył. Poczuwszy smród, ludzie pomyślą, żeś umarł. Podniosą krzyk i lament. Oto umarł nam czcigodny rabi Jochanan ben Zakaj. Wtedy powinni przyjść do twego domu najbardziej zaufani twoi uczniowie, żeby włożyć cię do trumny i wynieść za miasto. Obcego człowieka do trumny nie wolno dopuścić. Zorientowałby się prędko, że coś nie jest w porządku, bo żywy człowiek waży znacznie więcej niż umarły.

Rabi Jochanan uznał racje Aby-Sikry i tak postąpił. Zachorował i „umarł”. Najbliżsi i najbardziej zaufani jego uczniowie włożyli go do trumny i ruszyli ku bramie miasta. Z przodu niósł ją rabi Eliezer, a z tyłu Jehoszua. O zachodzie słońca stanęli przed bramą. Zatrzymali ich strażnicy uzbrojeni od stóp do głów. Wszyscy należeli do Zelotów. Od razu padło pytanie:

— Co niesiecie?

— Ciało naszego zmarłego nauczyciela. Wiecie chyba, że w Jerozolimie nie wolno nieboszczykom nocować.

Podejrzliwy strażnik chciał wbić w „nieboszczyka” włócznię, żeby sprawdzić, czy ciało należy do umarłego, ale Aba-Sikra powstrzymał go:

— Nie rób tego! Wiesz, co ludzie na to powiedzą? Oburzą się na Zelotów, że śmieli przebić włócznią ciało sławnego rabiego.

Wtedy drugi strażnik zamierzył się uderzyć „nieboszczyka” pięścią, ale Aba-Sikra energicznie go powstrzymał.

— Czy zdajesz sobie sprawę, co ludzie na to powiedzą? Chcesz zaszkodzić Zelotom? Zarzucą im, że pobili rabiego.

Wobec takiego stanu rzeczy strażnikom nie pozostało nic innego, jak tylko otworzyć bramę i wypuścić niosących trumnę z ciałem rabiego Jochanana ben Zakaja.

Dotarłszy do obozu rzymskiego, rabi Jochanan „ożył” i stanął przed obliczem Wespazjana.

— Pokój tobie, królu — powitał go rabi Jochanan.

— Za to, że nazwałeś mnie królem zasługujesz na karę śmierci. Doskonale bowiem wiesz, że nie jestem królem. Należy ci się także kara śmierci za to, że jeśli uważałeś mnie za króla, to powinieneś był wcześniej się do mnie zgłosić.

— Pozwól, że ci to wyjaśnię, dlaczego tak postąpiłem. Nazwałem cię królem dlatego, że według naszych proroków Jerozolima może paść tylko z ręki potężnego króla. Zgłosiłem się do ciebie dopiero teraz, ponieważ nasi Zeloci nie pozwolili mi dotychczas opuścić miasta.

— Czy nie ma sposobu na Zelotów? Co należy zrobić, kiedy jadowity wąż oplecie się wokół beczki miodu? Należy wtedy i rozwalić beczkę, żeby pozbyć się węża.

Jochanan nie przerwał Wespazjanowi. Stał i milczał. Jeden z późniejszych tanaitów skomentował to, cytując słowa proroka: „Bóg odbiera rozum mądrym i czyni ich głupcami”. Czy nie byłoby słuszniej powiedzieć tak: „Węża należy oderwać od beczki

1 ... 45 46 47 48 49 50 51 52 53 ... 102
Idź do strony:

Darmowe książki «Agady talmudyczne - Autor nieznany (biblioteka komiksowo TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz