Agady talmudyczne - Autor nieznany (biblioteka komiksowo TXT) 📖
Na ten wyjątkowy zbiór składają się zwięzłe, ludowe opowieści, sagi, baśnie, legendy, przypowieści, mity, aforyzmy oraz przysłowia wybrane z Talmudu — jednej z najważniejszych ksiąg judaizmu, będącej komentarzem do Tory.
To zwięzłe formy, często odznaczające się stylem biblijnym. Celem opowieści agadycznych jest nie tylko samo opowiadanie, lecz także przedstawienie w aforystycznej formie talmudycznego kodeksu postępowania. Agady, nazywane również hagadami (hebr.: opowiadanie), to część ustnej tradycji, która na stałe weszła do europejskiego folkloru. Agady talmudyczne w przekładzie Michała Friedmana to antologia, którą docenią nie tylko jidyszyści i miłośnicy kultury żydowskiej. To także interesujący materiał źródłowy dla kulturoznawców, religioznawców i literaturoznawców.
- Autor: Autor nieznany
- Epoka: nie dotyczy
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Agady talmudyczne - Autor nieznany (biblioteka komiksowo TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Autor nieznany
„Rozdziera na sobie purpurowe szaty królewskie”.
„Więc i ja tak uczynię!”.
„Cóż jeszcze czyni?”.
„Siedzi w kącie i milczy”.
„I ja tak zrobię.
Raw Acha powiada:
— Zburzona została Świątynia, spustoszona została góra świątynna, ale Szechina nie może się od niej oderwać. Zawsze jest przy jej ocalałej zachodniej ścianie.
Opowiada rabi Josie:
— Pewnego razu natknąłem się w drodze na zrujnowany dom w Jerozolimie. Wszedłem do środka, żeby odmówić modlitwę. Wtem usłyszałem głos z nieba. Był cichy jak głos gruchających gołębi:
Tego samego dnia, kiedy zburzona została Świątynia, narodził się Mesjasz.
Niedaleko od Jerozolimy orał ziemię wieśniak. Nagle zaryczała zaprzęgnięta do pługa krowa. Usłyszał to przechodzący polem Arab. Zatrzymał się i zapytał wieśniaka:
— Kim jesteś?
— Jestem Żydem.
— Szybko wyprzęgnij krowę i odwiąż pług.
— Dlaczego? Co się stało?
— Właśnie zburzono Świątynię żydowską.
— Skąd o tym wiesz?
— Od twojej krowy, która przed chwilą zaryczała.
Nie minęła chwila i krowa znowu zaryczała. Arab wtedy zawołał:
— Żydzie, zaprzęgnij z powrotem krowę do pługa. Właśnie narodził się Mesjasz, żydowski zbawiciel.
— Jak mu na imię?
— Menachem.
— Jak się nazywa jego ojciec?
— Chizkijahu.
— Gdzie teraz przebywa?
— We wsi Birat-Arwa niedaleko Beit-Lechem.
Słysząc to, wieśniak wkrótce sprzedał krowę i pług i zaczął handlować odzieżą dziecięcą. Przewędrował z towarem prawie cały kraj, aż dotarł do Birat-Arwa.
Na wieść o przybyciu handlarza odzieżą zbiegły się kobiety ze wszystkich okolicznych wiosek, żeby kupić ubranka dla swoich dzieci. Tylko jedna kobieta, matka Menachema, nic nie kupiła.
Usłyszał handlarz, jak kobiety wołają:
— Matko Menachema! Matko Menachema, chodź tu i kup ubranko dla swego synka!
— Lepiej by było, gdyby ten wróg Syjonu się udławił — odpowiedziała matka Menachema.
— Co masz do niego?
— Mam żal, bo w dniu jego urodzin zburzona została Świątynia.
Usłyszawszy to, co powiedziała matka Menachema, handlarz zawołał:
— Kobieto, uwierz mi, że chociaż z twoim synkiem związane jest zburzenie Świątyni, to jednak dzięki niemu, z woli Bożej, Świątynia zostanie odbudowana. Chodź tu i kup dla niego ubranko.
— Nie mam pieniędzy!
— Nie szkodzi. Daję ci na kredyt. Zapłacisz mi, kiedy znowu tu zawitam.
Po jakimś czasie handlarz znowu przybył do Birat-Arwa. Pomyślał, że najpierw musi się spotkać z matką Menachema, i zobaczyć, jak się ma jej dziecko.
Na jego pytanie o zdrowie dziecka matka odpowiedziała:
— Niestety, nie ma go. Od razu po twoim wyjeździe, rozszalała się we wsi burza i potężny wiatr wyrwał mi z rąk synka i uniósł go nie wiadomo dokąd.
„Płacze Syjon. Gorzko w nocy płacze”. I słysząc jak płacze Syjon, Bóg, oby był błogosławiony, także zaczyna płakać. Płaczą również aniołowie. Płacze niebo, płacze ziemia, płaczą góry i doliny.
Słychać w nocy płacz. Jeśli ktoś w nocy płacze, to jego płacz jest bardziej słyszalny, jest mocniejszy. Chwyta za serce i udziela się słyszącemu go. Jeśli ktoś w nocy płacze, tym razem z nim płaczą gwiazdy i wszystkie znaki na niebie.
Rabi czytał Treny. Kiedy doszedł do wersetu: „Z nieba na ziemię zrzucił wspaniałość Izraela”, opadła mu ręka i księga mu się wyślizgnęła. I westchnąwszy głęboko, powiedział:
— Oj, z najwyższego dachu w najgłębszy dół.
Od czasu zburzenia Świątyni zniknął z oblicza Boga wszelki uśmiech radości. Od tej chwili niebo straciło swoją jasność i klarowność.
Powiada rabi Elazar:
— Po zburzeniu Świątyni powstała żelazna ściana między Żydami i ich Ojcem w niebie.
Powiada rabi Jehoszua:
— Od momentu zburzenia Świątyni nie ma dnia bez nieszczęść.
Powiada rabi Pinchas ben Jair:
— Od zburzenia Świątyni zawstydzeni czują się uczeni w Piśmie. Nobliwi Żydzi chodzą z opuszczonymi głowami, a dobroczyńcy są poniżani. Awanturnicy natomiast i krzykacze podnieśli głowę. Nie ma przed kim dochodzić krzywdy. Nie ma do kogo się zwrócić. Nikt się nikim i niczym nie przejmuje. Na kim więc można się oprzeć? Tylko na Ojcu w niebie.
Czterej wielcy tanaici udali się w drogę do Rzymu: Rabi Gamliel, rabi Eliezer ben Azaria, rabi Jehoszua i rabi Akiwa. Już z daleka usłyszeli kipiący radością szum i gwar uliczny Rzymu.
Pierwsi trzej tanaici zareagowali na to płaczem, natomiast rabi Akiwa zaczął się śmiać. Zdziwieni zachowaniem rabiego Akiwy, zapytali go:
— Dlaczego się śmiejesz?
— A dlaczego wy płaczecie?
— Jakże nie mamy płakać, kiedy widzimy i słyszymy, że poganie, słudzy bożków i bałwanów, zażywają spokojnego i szczęśliwego żywota, podczas gdy my... gdy Świątynia, bet ha-midrasz, podnóżek naszego wielkiego Boga, został spalony?
— A ja właśnie dlatego się śmieję — rzekł Akiwa. — Jeśli im, grzesznym poganom, żyje się dobrze, to jak — myślicie — będzie się żyło tym, którzy spełniają Wszechmogącego?
Ci sami tanaici pewnego dnia, już po zburzeniu Świątyni, szli pieszo do Jerozolimy. Kiedy doszli do góry Skopus, rozdarli na sobie szaty. Kiedy zaś doszli do Góry Świątynnej, zauważyli, jak z ruiny Świątyni wyskoczył szakal. Wyskoczył z nory, gdzie dawniej było Najświętsze Miejsce Świątyni — Kodesz ha Kodaszim. Na ten widok trzej tanaici zaczęli płakać. Rabi Akiwa zaś wybuchnął śmiechem. Zgorszyli się tanaici i zapytali rabiego Akiwę:
— Dlaczego się śmiejesz?
— A dlaczego wy płaczecie?
— Jak nie mamy płakać, kiedy Najświętsze Miejsce Świątyni, do którego poza arcykapłanem żaden inny człowiek nie miał prawa wstąpić, stało się legowiskiem szakali. sprawie ogłoszone zostały dwa różne proroctwa. Jedno z nich mówi o karze: „Syjon zostanie zaorany jak pole. Z Jerozolimy, pozostanie dzikie opustoszałe wzgórze i na Górze Świątynnej wyrośnie las”. Drugie zaś proroctwo zawiera w sobie pociechę: „I będą jeszcze na ulicach Jerozolimy siedzieli starcy? i staruszki. I każdy z laską w ręku. I będą się bawiły przed nimi chłopcy i dziewczynki. I radosny śmiech wypełni ulice miasta”. Nim spełniło się pierwsze proroctwo, bałem się, że drugie proroctwo może się nie spełnić. Teraz widząc, pierwsze już się dokonało, nabrałem pewności, że i drugie się spełni.
Rozpromieniły się twarze tanaitów:
— Akiwo — powiedzieli. Przyniosłeś nam pocieszanie. Akiwo, wlałeś pociechę w nasze serca.
Po zgładzeniu przez króla Janaja Pierwszego49 największych żydowskich uczonych w Izraelu zapanowało takie zamieszanie, że saduceusze, zaciekli wrogowie faryzeuszy całkowicie opanowali sanhedryn. Ich przewaga w niemal wszystkich dziedzinach życia narodu trwała dopóty, dopóki pojawił się Szymon ben Szatach, który przywrócił Torze jej dawne znaczenie i miejsce w społeczeństwie.
Najpierw rabi Szymon zabrał się do systematycznego i konsekwentnego usuwania saduceuszy z sanhedrynu. Oto w jaki sposób to uczynił.
W opanowanym przez saduceuszy sanhedrynie zwykli zasiadywać król Janaj ze swoją małżonką Szlomit i jeden jedyny faryzeusz rabi Szymon ben Szatach, brat królowej. Podczas rozprawy nad jakąś kwestią prawną poruszoną w Torze okazało się, że członkowie sanhedrynu, opierając się na Torze, nie są w stanie wyciągnąć właściwych wniosków. Wtedy rabi Szymon ben Szatach zabrał głos i stanowczym głosem oświadczył, że w sanhedrynie powinni zasiadywać wyłącznie tacy ludzie, którzy dobrze znają Torę i potrafią na jej podstawie wydawać właściwe sądy. Dla ludzi nieposiadających takich kwalifikacji nie ma miejsca w sanhedrynie.
W jakiś czas potem sanhedryn znowu obradował nad sposobem rozstrzygnięcia pewnej prawnej kwestii. Pytanie zostało postawione, ale nikt z członków sanhedrynu nie odważył się zabrać głosu. Jakby wszyscy nabrali wody w usta. Krótko mówiąc, nie mieli pojęcia, jak rozstrzygnąć kwestię. Przynaglony przez Szymona ben Sztacha, jeden z członków sanhedrynu wstał z miejsca i niepewnym głosem powiedział:
— Daj mi, rabi Szymonie, jeden dzień do namysłu. Jutro odpowiem na postawione przed nami pytanie.
Następnego jednak dnia nie zjawił się w sanhedrynie. Nie znalazłszy w Torze właściwej odpowiedzi, wstydził się stanąć przed obliczem rabiego Szymona. Wtedy na jego miejsce rabi Szymon ben Szatach wprowadził faryzeusza. Uzasadnił to tymi słowy:
— Sanhedryn musi mieć w swoim składzie siedemdziesięciu jeden członków. Nie więcej i nie mniej. Jeśli ubył jeden, to należy wprowadzić kogoś w jego miejsce.
I tak potoczyły się sprawy, że ciągle któryś z niekompetentnych saduceuszy ustępował, a na jego miejsce wchodził faryzeusz posiadający odpowiednie kwalifikacje.
Wkrótce też w sanhedrynie zasiadali prawie wyłącznie faryzeusze. Rabi Szymon ben Szatach osiągnął więc to, do czego zmierzał od dawna.
Dla Żydów dzień, w którym sami faryzeusze zajęli wszystkie miejsca, stał się świętem.
Pewnego razu przybyło do Jerozolimy trzystu nezirim50 z zamiarem złożenia dziewięciuset ofiar. Jako ludzie biedni, mieli, rzecz jasna, kłopoty ze znalezieniem pieniędzy na zakup ofiarnych zwierząt. Rabi Szymon ben Szatach znalazł w Prawie przepis, który w pewnych wypadkach przewidywał zwolnienie z tego obowiązku. Dla stu pięćdziesięciu nezirim rabi Szymon mógł zastosować ten przepis, ale co zrobić z pozostałymi stu pięćdziesięcioma?
Po namyśle udał się do króla Janaja i tak mu zreferował sprawę:
— Do Jerozolimy — powiedział mu — przybyło trzystu nezirim, którzy mają złożyć dziewięćset ofiar. Nie stać ich na to. Bądź łaskaw podarować połowie z nich pieniądze na zakup ofiar. Drugiej połowie ja podaruję pieniądze.
Posłuchał król Janaj rabiego Szymona i podarował stu pięćdziesięciu nezirim czterysta pięćdziesiąt zwierząt ofiarnych.
I jak to często bywa, znaleźli się ludzie, którzy donieśli królowi, że rabi Szymon ben Szatach go oszukał. Jedyne bowiem ofiary złożone przez nezirim pochodziły z darowizny króla. Rabi Szymon ben Szatach nie dał im ani grosza.
Usłyszawszy to, król Janaj wpadł w gniew.
Rabi Szymon doskonale wiedział, że gniew króla może się dla niego skończyć śmiercią. Nie czekając na rozwój wypadków, uciekł i skrył się.
Po jakimś czasie król Janaj wydał na cześć królewskiej delegacji z Persji wystawną ucztę. W pewnej chwili jeden z perskich delegatów zapytał władcę:
— Jeśli dobrze pamiętam, to zawsze na twoich przyjęciach siedział przy stole pewien starzec, który radował nasze serca i umysły mądrymi słowami. Dlaczego nie ma go teraz przy stole?
Nieco zakłopotany, król Janaj polecił swojej żonie Szlomit, siostrze rabiego Szymona, która wiedziała, gdzie się ukrywa jej brat, sprowadzić go do pałacu.
W trosce o los brata Szlomit zastrzegła:
— Uczynię to, ale przedtem przysięgnij, że nie wyrządzisz mu krzywdy. Jako gwarancję daj mu swój pierścień królewsku Wtedy przyjdzie.
Król dał jej pierścień, który za pośrednictwem zaufanego sługi posłała do brata. Nie minęło dużo czasu i Szymon ben Szatach zjawił się w pałacu. Król Janaj z miejsca zapytał go:
— Dlaczego uciekłeś?
— Dowiedziałem się, że król pała do mnie gniewem. W obawie o życie postąpiłem tak, jak napisane jest w znanym wersecie: „Ukryj się na krótką chwilę i czekaj, aż gniew przeminie”.
— Dlaczego mnie ośmieszyłeś?
— Uchowaj Bóg! Nie miałem takiego zamiaru i wcale ciebie nie oszukałem. Ty wsparłeś połowę nezirim twoimi pieniędzmi, ja zaś wsparłem połowę pozostałych nezirim moją Torą. Wyszło po równi. Tak jak brzmi znane powiedzenie: „Kto w cieniu mądrości i kto w cieniu pieniędzy”.
— Dobrze, ale dlaczego od razu mi tego nie powiedziałeś?
— Gdybym ci od razu powiedział, to nie wiadomo, czybyś się zgodził podarować im pieniądze.
Posadził wtedy król Janaj rabiego Szymona przy stole między sobą i żoną Szlomit i tak powiedział:
— Widzisz, rabi Szymonie, jaki ci honor wyświadczam?
— Nie ty mi honor wyświadczasz, ale Tora. Ben Sitra tak bowiem powiada: „Jeśli będziesz czcił Torę, ona cię posadzi wśród królów”.
— Słyszysz? — zawołał Janaj do żony. — Twój brat dla nikogo nie żywi szacunku.
Pewnego razu sługa króla Janaja zabił człowieka. Przewodniczący sanhedrynu rabi Szymon ben Szatach polecił postawić zabójcę przed sądem. W tym celu wysłał gońca do króla Janaja, żeby ten sprowadził sługę do sądu. Król wysłał pod eskortą sługę do sądu, ale rabi Szymon zawiadomił króla Janaja, że zgodnie z nakazem Tory, pan sługi musi stawić się w sądzie razem z nim.
Posłuchał król Janaj wezwania rabiego Szymona i przybył do sądu. Podstawiono mu krzesło obok przewodniczącego sanhedrynu rabiego Szymona ben Szatacha.
Otwierając posiedzenie sądu, rabi Szymon zwrócił się do króla Janaja słowami:
— Proszę wstać, królu Janaju! Znajdujesz się bowiem przed sądem sanhedrynu. Musisz najpierw wysłuchać na stojąco świadków, którzy chcą zeznawać przeciwko tobie. Taki jest nakaz Tory.
Na to król Janaj odpowiedział:
— To tylko ty tak twierdzisz. Chciałbym usłyszeć, co powiedzą pozostali członkowie trybunału.
I mówiąc to, spojrzał pytającym wzrokiem na prawą stronę sądu. Siedzący tam sędziowie spuścili oczy i nic nie powiedzieli.
Spojrzał wtedy król na sędziów siedzących po lewej stronie izby sądowej, czekając na to, co powiedzą. Nikt się jednak nie odezwał. Każdy patrzył na podłogę.
Zachowanie sędziów wprawiło w gniew rabiego Szymona ben Szatacha.
— Nie jesteście szczerzy — zawołał do nich. — Niechaj Bóg, który zna myśli każdego człowieka, policzy się z wami.
Uwagi (0)