Darmowe ebooki » Wiersz » Damnata - Maria Konopnicka (czy można czytać książki w internecie za darmo txt) 📖

Czytasz książkę online - «Damnata - Maria Konopnicka (czy można czytać książki w internecie za darmo txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Maria Konopnicka



1 2 3 4 5 6 7
Idź do strony:
class="verse">................................ 
 
«Widać, widać, matuleńko!  
Na wschód chaty, na wschód słońca 
Stoi wielka jasność boża,  
Stoi gwiazda gorejąca.  
 
Jako smolna głownia jarzy,  
Ogniem wije, niby żmiją,  
Aż patrzący włosy wstają,  
Aż psy wszystkie we wsi wyją.  
 
Okrutna się od niej miotła 
Nad chałupą naszą wali...  
Jużci musi betlejemska,  
Kiedy się tak tęgo pali!  
 
Wyleciałem na góreczkę,  
Gdzie ta wierzba, ta pochyła,  
I prościuśko w nią patrzyłem,  
Żeby mnie wam obświeciła!» 
 
— «Nieszczęśliważ dola moja!  
Nieszczęśliwa moja głowa!  
Oj, wyjrzała na cię gwiazda,  
Ale nie ta, Trzejkrólowa!  
 
Oj, wyjrzała na cię gwiazda,  
Co w dalekie pędzi kraje,  
Co chleb we łzach żywym macza,  
A grób cudzy kościom daje...  
 
Oj, wyjrzała na cię gwiazda,  
Co ma oczy urokliwe,  
Oj, walą się od niej chaty,  
Oj, walą się płoty krzywe.  
 
Oj, płyną ci od niej zdroje,  
Krwią serdeczną za tułaczem,  
Oj, zawodzą pod nią pola,  
Wielkim jękiem, ciężkim płaczem 
 
Oj, truchleje od niej serce,  
Oj, więdnieje młoda głowa...  
Obświeciła mi cię gwiazda,  
Ale nie ta Trzejkrólowa!  
.............................. 
 
Zagasł ogień na kominie,  
Stoi w oknie miotła złota,  
Ślepa matka głową trzęsie,  
Ani przędzie, ani mota...  
 
Fragmenty
Zima do poety
Jest-ci to ziemia omdlała i czarna,  
Ale w niej drzemie barw cudnych tysiące.  
I kwiatów życia złożone w niej ziarna,  
Nim przyjdzie słońce...  
Ty tylko pieśnią jej łono zagrzewaj...  
O mów! O śpiewaj!  
 
Jest-ci to ziemia i wyschła i pusta,  
Ale w niej bije żywota zdrój świeży,  
I rzesz spragnionych napoi on usta,  
I szumem wielkim ku morzu pobieży.  
Ty tylko pieśnią, jak wichrem powiewaj...  
O mów! O śpiewaj!  
 
Jest-ci ta ziemia bezpłodna i głucha,  
Ale ma soki w swem łonie żywiące,  
Co dadzą pokarm dla ciała i ducha 
Na lat tysiące.  
Ty tylko pieśnią jej niwy obsiewaj...  
O mów! O śpiewaj!  
 
Myśl i czyn wielki, jak chleb się poczyna 
Z małego ziarnka, co pada w pierś ziemi;  
A kiedy wiosny uderzy godzina,  
Buja plonami złotemi.  
Choć wszyscy zwątpią — ty się ich spodziewaj...  
O mów! O śpiewaj!  
 
Nikt nie wie kędy i odkąd przywiany,  
Zarodek życia przynosi nam dola.  
Z wiatrem uderza o chat naszych ściany,  
O nasze pola.  
Ty orz je pieśnią i łzami polewaj...  
O mów! O śpiewaj!  
 
 
Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Po sześciu wiekach
Nie, ja nie wielbię ciebie, Beatrycze,  
Nie jesteś ty mój ideał niewieści.  
Boś ty wielkiemu mężowi boleści 
Wtedy zjawiła swe słodkie oblicze,  
Gdy on się z piekieł dźwignął na dzień boży,  
Na tła różane i wiecznej brzask zorzy.  
 
Nie poszłaś ty z nim, za dni połowicy,  
W on las posępny, gdzie duch szuka drogi,  
Nie byłaś światłem dla wieszcza źrenicy,  
Gdy ją zwątpienia zaćmiły i trwogi,  
Sam się obłąkał w gąszcz dziką i czarną  
Ów wielki tułacz i pątnik z nad Arno.  
 
Ciebie przelękły okręgów tych ciemnie,  
Co kaźnią ducha i miejscem są męki.  
Może cię wołał i wzywał daremnie,  
Może napróżno chciał dotknąć twej ręki,  
Może cię szukał oczyma przy sobie,  
W tej wielkiej pustce i żywych ciał grobie.  
 
Ciebie ta brama spłoszyła swym zgrzytem,  
Co jak trumienne zapada się wieko,  
I dzieli oczy skazańca z błękitem,  
Z łanem pól żytnich i z chatą daleką...  
Nie, ty nie przeszłaś przez ciemne wierzeje,  
Gdzie «ten co wschodzi zostawia nadzieje».  
 
I łódź ta mglista na martwych wód fali,  
Co z łez ulane zdrętwiały w swym biegu,  
Gdzie każda kropla westchnieniem się żali,  
Bez ciebie, pani, odbiła od brzegu.  
Słyszysz ten cichy plusk? To płyną duchy,  
Lecz ty im swojej nie dałaś otuchy.  
 
Posępny żeglarz sam przybił do lądu,  
Co ciszą krzyczy swą, a pustką woła,  
Na mroczne brzegi przerażeń i sądu,  
Zkąd Bóg odwołał jasności anioła,  
Lecz gdzie się serca zostało świtanie,  
Bo jest «od śmierci mocniejsze kochanie».  
 
Ciebie przeraził ten wicher, co goni  
Na wspólną mękę złączone dwa duchy.  
Widzisz jak lecą, pierś z piersią, dłoń w dłoni,  
Jak ich porywa pęd ślepy i głuchy?  
O Beatrycze, o liljo niebieska,  
Silniejsza nad cię miłością Franceska!  
 
Ta, gdy jak gołąb, użala się biały,  
Aligier twarzą zmierzchł i zaszedł w cienie;  
I choć przycichły wichry i omdlały,  
A otchłań miała swoje odpocznienie, 
On padł, jak człowiek dosiężon złym grotem,  
Bo sam, bez ciebie był, i wspomniał o tem.  
 
Ogniste mary z palącym się włosem  
Przelękły ciebie; nie miałaś ty siły  
Iść, aby cierpieć maluczko ich losem.  
A te tragiczne, otwarte mogiły,  
Zkąd czarne płomię i dym siny bucha,  
Zawściagły stopę twą, zdrętwiły ducha.  
 
Tyś krok cofnęła od bagien tych jadu,  
Gdzie okowane panują zmierzchniki,  
Gdzie ten, co omdlał, przepada bez śladu...  
Zamknie się nad nim grób, a krzyk ów dziki,  
W którym z przekleństwem swój żywot wyzionie,  
Pochłoną czarne bezdennych wód tonie.  
 
Tam, gdzie w lodową wszczepione katuszę,  
Chłostane biczem śniegowej zamieci,  
Łamią się ciała i kruszą się dusze,  
Gdzie konających dni blask trupi świeci,  
Gdzie dech w szron idzie, a gradem łza pada,  
Nie miałaś siły iść, stanęłaś blada.  
 
I tam cię także nie widziano, pani,  
Gdzie duchy krzyczą językiem płomieni,  
Zdala ty byłaś od onej otchłani,  
Co się jak czasza rubinów czerwieni  
Wnętrzem swej męki, a z wierzchu jest czarna  
I cicha — wielka kostnica cmentarna.  
 
Tyś się przelękła żałosnych tych borów,  
Gdzie słychać lament pniów, gdzie gałąź woła,  
Tych pomieszanych duchowych kolorów  
Pół potępieńca, a pół archanioła,  
Którego w kaźni Bóg musi zostawić,  
Bo ani przekląć nie może, ni zbawić!  
 
Twych bławatkowych oczu jasność cicha  
Niewzeszła gwiazdą w prastarej tej ciszy,  
Gdzie ciemność bierze kształt i smętnie wzdycha 
Po drogach błądząc, kędy bez pomocy  
Konającego słychać dech i głosy,  
Od których cierpnie mózg, a wstają włosy.  
 
Przeszedł te piekła i wyszedł bez ciebie,  
Wielki ów piewca jęku i wieszcz zgrzytów;  
A tyś się lilją kwieciła na niebie,  
I stałaś w modrej jasności błękitów,  
Niedosiężona tchem czarnej otchłani...  
Nie! Ja cię wielbić nie mogę, o pani!  
 
Ja jestem z ziemi, gdzie miłość prowadzi 
Kobietę w długie okropnych dni drogi,  
A gdy wędrowce padają tam bladzi,  
Czują w momencie śmiertelnej swej trwogi 
Dłoń ukochaną, dłoń mięką i ciepłą,  
Co grzeje usta im, i pierś zakrzepłą.  
 
Ja jestem z ziemi, gdzie duch się nie lęka 
Otrzeć swych skrzydeł o proch i o błoto,  
Gdzie podniesiona niewieścia jest ręka 
Nad wszelką nędzą i wszelką ciemnotą,  
I gdzie jęk bolu każdego szermierza,  
W umiłowaną najpierwej uderza.  
 
Ja jestem z ziemi, gdzie męki okręgi 
Mają swój smętny ogrojec niewieści,  
Gdzie u bram piekieł składają przysięgi,  
I biorą czarne obrączki boleści,  
I niosą owe tragiczne pierścienie,  
Przez wielkie pola śnieżne i przez cienie.  
 
I tam je niosą, gdzie kończą się drogi 
Dnia słonecznego w podziemnej czeluści,  
I bardzo blade przechodzą przez progi,  
I tych szukają, co Bóg ich opuści,  
A w piekle tworzą sen cichy o niebie...  
.................................. 
O! Beatrycze! Ja nie wielbię ciebie!  
 
„Ergo erravi”
Więc się myliłam, że w ziemi tej bije 
Serce, pod ciężkim mogilnym kamieniem...  
Więc się myliłam ufając, że żyje 
To, co wy zwiecie wspomnieniem!  
Dziś, gdy na światło podnoszę źrenice,  
Wstyd jakiś wielki oblicze mi krwawi...  
Więc nic? Więc tylko popiołów dziedzice?  
— Ergo erravi?  
 
Grobowy kamień, choć twardo pierś tłoczy,  
Przecież go Łazarz podźwignął z mogiły,  
I gdy wskrzeszenia głos zabrzmiał proroczy,  
Wstał pełen siły.  
I tobie głos ten rozbrzmiewał o świcie,  
A dotąd całun śmiertelny cię dławi...  
Więc już wygasło, Łazarzu, twe życie?  
— Ergo erravi?  
 
Wierzyłam w ciebie, jak czciciel w swe bogi,  
I pieśni tobie składałam ofiarę,  
Tyś mi i w grobie był żywy i drogi...  
Dziś — tracę wiarę. 
Martwoty ducha obeszły cię pleśnie,  
Rdza pierś twą zjada i serce ci trawi...  
Więc próżne były ofiary i pieśnie?  
— Ergo erravi?  
 
Ileż to razy czekałam wśród nocy 
Drgnięcia tej ziemi, co łono twe kryje.  
Ileż się razy zrywałam z niemocy,  
Z okrzykiem: żyje!  
Lecz ranek płoszył nadzieje zwodnicze,  
Jak płoszy jastrząb drużynę żurawi,  
I znów w zwątpieniu godziny me liczę...  
— Ergo erravi?  
 
Po pustym polu, bywało, wiatr wionie,  
Pomiecie liściem uwiędłem i suchem,  
A ja ze łzami wyciągam już dłonie 
Za twoim duchem...  
Lecz wiatr opada na skiby te czarne,  
A żaden duch się z mogiły nie jawi,  
I znowu cisza i zimno cmentarne...  
— Ergo erravi?  
 
Z Chrystusem ciebie równali prorocy,  
A jam z tych była, co wstali przed słońcem,  
By końca wielkiej doczekać się nocy 
Z sercem bijącem...  
Lecz noc odlata na czarnych piór puchu,  
I wschód w jutrzenkach różanych się pławi,  
A w grobie twoim ni głosu, ni ruchu...  
Ergo erravi?... 
 
IV (I wiosna przyjdzie i kwiat rozwinie...)
I wiosna przyjdzie i kwiat rozwinie,  
A z moich oczu nigdy nie zginie 
Bezbrzeżne, białe pole...  
 
I lato przyjdzie, i kłos zadzwoni,  
A w moich oczach wciąż, jak na dłoni,  
Bezbrzeżne, białe pole.  
 
I życie przejdzie i śmierć zamroczy,  
Ale ja w trumnie otworzę oczy 
W bezbrzeżne, białe pole.  
 
I północ przyjdzie, i z grobu wstanę 
I zwrócę oczy me zadumane 
W bezbrzeżne, białe pole... 
 
Na rozstaju
.............................................  
 
Nie tego żal mi, com straciła w drodze,  
Lecz żal mi tego, czegom nie posiadła.  
A kiedy cicha w kraj zmierzchów odchodzę,  
Więcej mnie smęcą ulotne widziadła 
Szczęścia, co nigdy mojemi nie były,  
Niż zostawione za sobą mogiły.  
 
Bo dusza moja w swym wzlocie i pędzie 
W przyszłość podana jest skrzydłami obu,  
I nie ku temu tchnie, co jest, lecz będzie,  
I nie chce płaczką żadnego być grobu,  
A choć minionych rzeczy jest pamiętną,  
Jutrzenne nosi i wschodowe piętno.  
 
I nieraz bywa zadumana w sobie 
O świetle gwiazd tych, co się jeszcze ziemi 
Nie tknęły, ani na smętnym tym globie 
Odbiły swemi strzałami złotemi...  
I myśli, co też gwiazdy te oświecą,  
Gdy wieki miną, a blaski dolecą?  
 
I o tych żniwach duma, o tych plonach,  
Których siewacze za pługiem upadli,  
I nigdy na swych ojczystych zagonach 
Nie zbiorą chleba, i leżą wybladli,  
Z oczyma, które im wyjadła rosa,  
A nie zobaczą z swych siewów — ni kłosa.  
 
I o tych grodach, co będą dźwignięte 
Z głazów łamanych dziś, pod ziemią twardą;  
I słyszy owe oskardy wyklęte,  
Owe kilofy walczące z pogardą,  
Co dobywają fundament budowy,  
Gdzie budowniczy nie skłoni swej głowy.  
 
Ach, i o pieśni słowiczej, co wiosną 
Nie utuliła mnie w ciszy i w cieniu;  
O ustach, które pieszczotą miłosną 
Nie tknęły moich, i o tem pragnieniu,  
Które ugasić mogła kropla rosy,  
1 2 3 4 5 6 7
Idź do strony:

Darmowe książki «Damnata - Maria Konopnicka (czy można czytać książki w internecie za darmo txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz