Darmowe ebooki » Wiersz » Damnata - Maria Konopnicka (czy można czytać książki w internecie za darmo txt) 📖

Czytasz książkę online - «Damnata - Maria Konopnicka (czy można czytać książki w internecie za darmo txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Maria Konopnicka



1 2 3 4 5 6 7
Idź do strony:
przeminęła, i ciężka, i długa,  
I dzień mogilny przeszedł i noc druga...  
I znowu ranek i znów wielkie cienie,  
A nas jutrzenne nie budzą promienie!  
 
I smutno wkoło — i ziemia bez ducha 
Tchów wskrzeszających pożąda, a słucha,  
Kiedyż się słońcem wyzłocą otchłanie?... 
Zawcześnie dla nas zmartwychwstałeś Panie! 
 
„Resurexit” Niewiasta
Mówili w Galilei,  
Że wstanie trzeciej zorzy...  
Od żalu, od nadziei,  
Tak serce sobą trwoży,  
Iż stoję tu chwiejąca,  
Jak palma i jak trzcina,  
A wiatr mnie o pierś trąca,  
I głowę mi ugina...  
 
Jak łań wyszczuta z kniei,  
Tak biegłam z łoża mego...  
Mówili w Galilei,  
Że wstanie dnia trzeciego.  
 
Zroszone moje włosy 
Wiatr z winnic oto targa.  
W powietrzu słychać głosy,  
To radość w nich, to skarga.  
 
Lecz w głosów tych zawiei,  
Ach, nie ma, nie ma jego!  
...Mówili w Galilei,  
Ze wstanie dnia trzeciego.  
  Głos
Wiosenny grom! Wiosenny grom!  
Wiosenna błyskawica!  
O, przyjdzie koniec waszym łzom,  
Jest świata obietnica.  
 
O, przyjdzie koniec waszych trwóg,  
Struchlałe wstaną kości,  
I wrócą się ze swoich dróg,  
Co poszli ztąd w żałości.  
 
Ten wielki, czarny, smętny grób,  
On wyda z siebie życie.  
Przetrzyma dobę ciężkich prób  
I pęknie na rozświcie.  
 
I wyjdzie z niego blask i woń  
I duch świeżości pełny,  
I wniebowstępną wzniesie dłoń,  
Na srebrnych chmurek wełny.  
 
I wyjdzie z niego żywa moc,  
W przejasnej, skrawej bieli 
I skończy się na ziemi noc,  
I dzień się zaweseli.  
 
I zmilknie płacz i zmilknie jęk,  
Co w niebo z Ramy bije 
I zgłuchnie tych łańcuchów brzęk,  
Co wasze cisną szyje.  
 
I wyjdzie z niego ognia wiew,  
Jak wichrem świat przewieje,  
Wysuszy łzy, wysuszy krew,  
W pierś waszą tchnie nadzieje.  
 
I wyjdzie z niego nowy znak  
Braterstwa i pogody.  
I zrównoważy szalę wag,  
Co ważą tu narody.  
 
I wyjdzie z niego w dół i w zwyż,  
Poranne słońce złote,  
I uczczon będzie, kto swój krzyż  
Niósł cichy na Golgotę.  
 
I wyjdzie z niego błysk i grom,  
I wstrząśnie świat ten cały...  
Bo nie jest wiecznym żaden dom  
Z tych, co na grobach stały.  
 
I nie jest wiecznym żaden grób,  
Co w drodze życia leży.  
A ten jest z niebem ziemi ślub,  
A szczęśliw, kto weń wierzy!  
 
W Wielki Piątek
Tak mi się czasem wydaje, o Chryste,  
Że nie tam kędyś daleko, za morzem,  
Aleś tu u nas, miał drogi cierniste,  
I żeś tu naszem przechodził się zbożem,  
Puszczając palce po harfie tych kłosów,  
Co mają ludzki jęk i echa głosów.  
 
I że tu w którejś z chat naszych, o Panie,  
Gdzie przez tułaczy wytarte są progi,  
Był twój wieczernik smętny i rozstanie,  
I chleb łamany z braćmi, i te trwogi,  
By słów ostatnich nie wydały ściany,  
I pożegnania kielich — krwią nalany.  
 
I zdaje mi się, że te nasze sosny,  
Te brzozy białe, szumiące wśród niwy,  
To był ogrojec twej męki żałosny,  
To były twoje miesięczne oliwy,  
I że tej nocy twój pot kapał krwawy  
Na leśne zioła nasze i na trawy.  
 
I zdaje mi się, żeś tu był pojmany,  
W pęta zakuty i sieczon u słupa...  
Bo tak mi, Chryste, znajome twe rany,  
I siność twoja, i katów twych kupa,  
I świst rzemieni, co krają, jak nożem, —  
Że to nie mogło być gdzieś tam, za morzem!  
 
I wiem, że tutaj, na miedzy, wśród drogi,  
U jakiejś starej, zapadłej mogiły,  
Wyrość musiały te ciernie i głogi,  
Które w twą głowę bolesną się wpiły —  
Bo żadne inne tak ranić nie mogą,  
Jak te, co rosną tu, nad naszą drogą!  
 
I to wiem, Panie, żeś tu kędyś blizko,  
Pod krzyżem upadł na nasze ściernisko,  
I żeś krwią swoją tę ziemię zakrwawił,  
I obraz na niej swej męki zostawił, —  
I patrzę nieraz na pola te puste 
Jako na ową z Jeruzalem chustę.  
 
I widzę we mgle śnieżystej zdaleka,  
Z twarzą znędzniałą, z łachmanem na grzbiecie,  
Pochylonego ku ziemi człowieka,  
Którego wielki krzyż śmiertelnie gniecie,  
I wiem, że to jest Cyrenejczyk Chrysta 
A resztę mgła mi kryje, mgła śnieżysta.  
 
I wiem, i czuję, że tu jest Golgota,  
Gdzieś był do krzyża przybity, o Panie!  
Bo nie jest nigdzie tak ciężka tęsknota,  
I takie blasków słonecznych konanie, 
I taka żałość, i tak do ostatka 
Nigdzie przy krzyżu syna nie trwa matka.  
 
I zdaje mi się, żeś tu wyrzekł słowa:  
«Eli, Eloi, lamma sabbathani?» 
Że tu z ramienia zwisnęła ci głowa,  
I żeś tu skonał i zszedł do otchłani,  
Gdzie wszystko chwili wybawienia czeka,  
Od polnych głazów, do serca człowieka. 
 
I zdaje mi się, że tu leżysz w grobie,  
Który jest ciężkim zawalon kamieniem,  
I że straż pilna czyni się przy tobie...  
Ale ja czekam z tęsknotą i drżeniem,  
Bo wiem, i czuję, że tu też, o Panie,  
W dniu trzecim będzie twoje zmartwychwstanie!  
 
Powitanie roku
Zawsze ja będę błogosławić ciebie,  
O nowa zorzo na pochmurnem niebie 
Smętnych okręgów żywota!  
Zawsze ja wyjdę na próg naszej chaty,  
Pieśnią cię witać, o gościu skrzydlaty,  
O jutrznio złota!  
 
Krótką ty jesteś i przelotną chwilką,  
Jednym porywem i westchnieniem tylko,  
Do przyszłych dni ideału;  
Lecz kto zdrętwiały żyć musi w ciemnicy,  
Temu jest słońcem jasność błyskawicy,  
Moment zapału.  
 
Raz w rok — jak mało! A przecież — jak wiele!  
Dłoń mi podajcie, drodzy przyjaciele,  
Którzy czujecie wraz ze mną!  
Jutrznia, co błyska nad ziemią uśpioną,  
Niechaj nie będzie dla ducha straconą,  
Ani daremną!  
 
Przez jeden moment tak wiele czuć można!  
W płomień wybucha iskierka ta trwożna,  
Co w piersi tajemnie tleje...  
W sercu się wzmaga na rok cały bicie,  
Nowem ogniskiem zajmuje się życie,  
Krzewią nadzieje.  
 
Ach, gdyby co rok, przez jedną godzinę,  
Ludzie się w bratnią łączyli drużynę,  
W wspólne ogniwa łańcucha,  
I czuli razem swój ból, choć przez chwilę,  
Ileżby życiu przybyło na sile,  
Na mocy ducha!  
 
Więc zawsze będę błogosławić ciebie,  
O nowa zorzo na pochmurnem niebie  
Smętnych okręgów żywota!  
Zawsze ja wyjdę na próg naszej chaty 
Pieśnią cię witać, o gościu skrzydlaty,  
O jutrznio złota!  
 
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
Rok stary
Wszystkoś nam przyniósł o roku miniony,  
Co czas tej smętnej ziemi przynieść może.  
Ranek twój wstawał różami spłoniony,  
Twe noce miały gwiaździste zasłony,  
I ciche zorze.  
 
Nad głową twoją paliło się słońce,  
Lato szło w pole na zbóż grając lutni;  
Miałeś skowronki nadzieją dzwoniące,  
Przecież, gdyś zwinął już skrzydeł swych końce 
Odchodzim smutni.  
 
Odchodzim smutni i patrzym po niebie,  
Gdzie lecisz w zmierzchy zachodu, jak ptacy,  
Jakbyśmy wiosny nie wzięli od ciebie,  
I głodni byli po zbóż twoich chlebie,  
Po naszej pracy.  
 
I tak się skarżym i tak nam sieroco,  
I takie smętne podnoszą się głosy, 
Jakby nie było w twe ranki wstać poco 
Jakbyś nie dawał cichego snu nocą,  
Ni gwiazd, ni rosy.  
 
O, boś nie przyniósł tej żywej, tej wody,  
Co martwe serca pobudza do bicia,  
Boś nam nie przyniósł o roku, pogody,  
Co w piękny owoc zamienia kwiat młody,  
Siły — ni życia!  
 
Dziś w nowe brzaski i w nowych dni zorze,  
Bez uniesienia patrzymy i wiary.  
I cóż — pytamy, ten rok przynieść może 
Tym, co w swej doli rozbitej amforze,  
Kwas niosą stary?  
 
Nie przeto jednak zapieram cię w pieśni,  
O złota jutrznio nad ziemią żałoby!  
Aleśmy słabi, znużeni, boleśni,  
Ale nam duchy przetrawia rdza pleśni,  
Wrastamy w groby.  
 
Niechaj więc spojrzy na nas Bóg w błękicie,  
I niech przypomni, żeśmy także syny!  
Niechaj nas ze snu przebudzi o świcie,  
Niech piersiom serca, a sercom da życie.  
A życiu — czyny!  
 
Pszczelarkom polskim
Bóg dla naszego łaskaw był narodu,  
I w dzieje nasze, jak wątek ich długi,  
W gorżki nasz kielich życiowej dosługi  
Przysączał — choć kroplę miodu.  
 
Owej kruszwickiej sadyby i chaty  
Nie strzegły mury, ni wały dokoła,  
Ale na grzędzie pachniały tam kwiaty,  
I złota brzęczała pszczoła.  
 
Miodem wznoszono rozgłośne toasty,  
Na które odzew dwa morza dać miały,  
Gdy białe orły skrzydłami powiały,  
A na tron wstąpiły Piasty.  
 
Miód pijał Chrobry, gdy Niemca bił wroga,  
Miodem się krzepił lud cały wśród boju.  
A kiedy tęcza zabłysła pokoju,  
Szły białe woski dla Boga.  
 
Miodem swe serce król chłopków weselił,  
Kiedy spojrzawszy na polskich niw łany, 
Z goryczą widział jak kraj się rozdzielił,  
Na lud krzywdzony — i pany.  
 
A gdy się bratnie złączyły narody  
W imię miłości, ojczyzny i wiary,  
Litewski lipiec zaszumiał tam stary,  
I białe kowieńskie miody.  
 
Miód pił Batory, pił i Jan z Tarnowa,  
Pił go pod Wiedniem bohater Jan Trzeci.  
I była Polska po tym miodzie zdrowa  
Przez pasmo długich stuleci.  
 
Dziś ul ojczysty obsiadły szerszenie,  
Kwiatów mniej coraz, i te kwitną smutnie,  
A pszczół lechickich dobytek i mienie  
Zjadają obce nam trutnie.  
 
Lecz Bóg i teraz łaskaw na nas przecie  
I dla pociechy, dla życia osłody,  
Garść dzielnych ludzi zostawił na świecie,  
Co garną z niw polskich miody.  
 
Dalej, a dalej, a naprzód do mety!  
Stoicie w progu pięknego zawodu.  
W gorżki zdrój życia, niech dłoń nam kobiety  
Przysączy — choć kroplę miodu!  
 
W trzejkrólowy wieczór
Ślepa matka kądziel przędzie,  
Kądziel przędzie, nici mota...  
— «Wyjrzyj, wyjrzyj, synku miły,  
Przede progi, przede wrota.  
 
Wyjrzyj, synku, na wschód słońca,  
Czy nie świeci gwiazda owa,  
Szczeromodra owa gwiazda,  
Betlejemska, Trzejkrólowa».  
 
— «A jakże ją poznam, matko,  
Pośród innych gwiazd tysiąca,  
Co się palą nocką jasną,  
Na wschód chaty, na wschód słońca»?  
 
— «Poznasz ci ją, synku miły,  
Poznasz ci ją zaraz po tem,  
Że nad chatą, gdzie syn wdowi,  
Najrzęsistszem sypie złotem.  
 
«Poznasz ci ją po jasności 
Nad gwiazdami, nad wszystkiemi,  
Że tam świeci najogniściej,  
Gdzie najczarniej jest na ziemi.  
 
Poznasz ci ją, że się pali 
Nad polami, jakby żywa,  
Dziw do człeka nie przemówi,  
Taka w sobie żałośliwa!  
 
Czekam ja jej roczek cały,  
Boć ci już dochodzą lata,  
Żebyś pierwszy ją obaczył,  
Kiedy wzejdzie na kraj świata.  
 
Bo ta gwiazda jest pomocna,  
Na wszelakiej dobrej doli...  
Żeby mi cię nie pognali 
Od tej chaty, od tej roli.  
 
Żeby mi cię nie pognali 
Na dalekie, krwawe drogi...  
Wyjrzyj, wyjrzyj, synku miły,  
Przede wrota, przede progi!  
 
Na góreczkę wyleć pędem,  
Gdzie ta wierzba, ta pochyła,  
A prościutko patrzaj w niebo,  
Żeby mi cię obświeciła»...  
1 2 3 4 5 6 7
Idź do strony:

Darmowe książki «Damnata - Maria Konopnicka (czy można czytać książki w internecie za darmo txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz