Damnata - Maria Konopnicka (czy można czytać książki w internecie za darmo txt) 📖
Krótki opis książki:
Zbiór wierszy Marii Konopnickiej z roku 1900, który obejmuje utwory poetki o zróżnicowanym charakterze: poezje okolicznościowe, pieśni, liryki filozoficzne.
Motywy przyrodnicze pojawiają się cyklicznie w twórczości Konopnickiej i uwidaczniają subtelną wrażliwość autorki, którą oddaje w wierszach lekkich, zgrabnych rytmicznie i niejednokrotnie ukazujących się w całej pełni dopiero w wokalnej interpretacji. W innych utworach mamy do czynienia z nutą mistycyzmu, charakterystyczną dla neoromantyzmu. Poezja okolicznościowa z kolei pokazuje, z jaką łatwością Konopnicka wykorzystuje rym, który niezależnie od tematyki utworu sprawia, że wiersze jej są łatwe w odbiorze.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Maria Konopnicka
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Damnata - Maria Konopnicka (czy można czytać książki w internecie za darmo txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Maria Konopnicka
dolę, jasne dnie...
Lecz mam w oku łzę.
U tych znanych stojąc bram,
Pozdrowienie daję wam!
Pieśń nadziei, uśmiech błogi
Nieśćbym rada w wasze progi,
Wzbudzić w sercach bratni dźwięk...
Lecz mam w piersiach jęk.
Na dzień jeden i na noc,
Miećbym chciała cudu moc.
Zimne duchy zapłomienić,
Żywych porwać, słabych zmienić,
Posiew jutra siać wśród pól...
Lecz mam w duszy ból.
Ach, niejeden bo już rok,
Zamiast słońca dał nam mrok,
I niejedna pieśń nadziei
Zmilkła, zgłuchła wśród zawiei,
Wśród zawiei srogich burz
Zmilkły pieśni zórz!
VI. Jaśków sen
.............................................
Śniło mi się na zorzę,
Na samiutkie świtanie,
Że po łąkach szedł anioł,
W prostej, zgrzebnej sukmanie.
A miał nogi on bose,
Na koszuli len szary.
A okrutną niósł kosę,
I z grabliskiem do pary.
Jak najtęższy dąb w lesie,
Taką ci miał urodę,
I zahuczał jak wicher:
«Będziem mieli pogodę».
I tak przeszedł przez pola,
Jak ta jasność co błyska,
A precz wołał ku chatom,
— «A wstawajcie, ludziska!»
Aż tu kupa narodu,
Na gościniec się wali...
Ja za kosę ze ściany,
Kosa ogniem się pali.
— A co kosić będziewa, —
Pyta jeden, to drugi,
— Czy ten łężek pod lasem?
Czy ten spłacheć od strugi?
A on precz nas prowadzi
Prościusieńko na słońce,
Co już weszło nad ziemię,
W złotych zorzach grające.
Aż w tę jasność, w tę złotą,
Poszedł naród ów cały,
Tylko krzywe się kosy,
W onym blasku migały.
I wsiąknęli w tę cichość
W jutrzenkowe to granie...
A sen miałem na zorzę,
Na samiutkie świtanie.
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
VII. Warszawa
Warszawo, Warszawo, ty czerwienny grodzie!
Obrano cię niegdyś królową w narodzie.
Nie obrano ciebie dla twojej urody,
Jeno dla tej Wisły, dla tej Białej wody...
Jeno dla tej starej mazowieckiej ziemi,
Co cię kołysała szumami leśnemi...
Kołysała ciebie, do snu ci śpiewała:
«Rośnij ty mi, grodzie, wysoko jak skała...
Wysoko jak skała, co w nią biją fale
Na brzeg rzucające skrwawione korale...
Rośnij mi do słońca, daleko za chmury,
Kędy orły lecą srebrzystemi pióry»...
Wiatr się górą nosi, po gałęziach chodzi,
Zorza co dziś zgasła, znowu rankiem wschodzi...
Na polanie stoi stary dąb pochyły,
Co wyrósł przed wieki z piastowej mogiły...
Na polanie stoi, drobnym liściem chwieje,
W szumach opowiada twoje dawne dzieje.
Hej nie było tobie jasnej gwiazdy w niebie,
Ani jasnej doli nie było dla ciebie!
Na granicie Wawel — na piasku Warszawa,
Nad tą modrą Wisłą świeci tęcza krwawa...
Nad tą modrą Wisłą jaskółki latają,
Gubią w wodzie piórka — że gniazda nie mają!
Ziemio, matko stara, mazowiecka niwo!
Bądźże miastu twemu chlebem swym życzliwą!
Dębie ty piastowy, pieśniarzu żałośny,
Niechże go twe szumy budzą każdej wiosny!
Siłę niechaj bierze z kłosów swojej ziemi...
Serce niechaj karmi pieśniami staremi!
VIII. Wisła
A co ty nam niesiesz z drogi,
Stara nasza Wisło,
Że nad tobą wichrów tyle,
Tyle chmur zawisło?
Jeśli idziesz od Karpatów,
Co pod śniegiem stoją,
Czemuż to nas fale twoje
Mętną wodą poją?...
Jeśli idziesz od Krakowa,
Jako krakowianka,
Czemu w tęsknych szumach płyniesz,
Bez pieśni, bez wianka?
..........................................
O! jak smętno jest ptaszynie,
Gdy nad grobem leci...
O! jak smętno matce Wiśle,
Gdy się skarżą dzieci...
Zerwały się orły z gniazda
Wysoko od ziemi —
Pomąciły białe śniegi
Skrzydłami czarnemi...
Wyschły kwiaty na dolinie,
Podlewane łzami,
Burza pieśni zagłuszyła
Mroźnemi wichrami...
Więc dziś mętne moje wody
Przez te pola niosę,
I zabieram z czarnej roli
Gorżką, krwawą rosę...
Więc do morza z skargą idę,
Zasmucona, cicha,
Za mną płaczą jasne zdroje,
I ta ziemia wzdycha...
Dnie i chwile
Groby nasze
........................................
„Lecz błagam, niechaj żywi nie tracą nadziei”.
Słowacki.
Groby wy nasze, ojczyste groby,
Wy życia pełne mogiły!
Wy nie ołtarzem próżnej żałoby,
Lecz twierdzą siły.
Nie z jękiem marnym, nie z westchnieniami
Nie z pustym echem pacierzy,
Ale z płonącem sercem przed wami
Stać nam należy.
Bo zakładniki wyście przed niebem,
Które Bóg wybrał wśród gminu,
Że się znów kiedyś przełamiem chlebem
Pieśni i czynu.
I na dalekich tułaczych drogach
Sypał nam Pan te kurhany,
By pielgrzym tęskny na cudzych progach
Miał znak podany.
Bo jak drużyna chrobra zwycięża,
Gdy sztandar wzlata jej ptakiem,
Tak pogrobowiec rośnie na męża,
Pod mogił znakiem.
I tak przyjmuje ziemia ta czarna
One popioły a kości,
Jako złotego posiewu ziarna,
Na plon przyszłości.
Więc choć jest teraz jako step nagi,
Zamarła z końca do końca,
Niechaj nie tracą żywi odwagi,
Czekając słońca.
Im noc trwa dłużej, tem bliższe słońce,
Tem bliższe błogie zaranie...
Z grobów się ozwie lutnia dźwięcząca,
Żywa pieśń wstanie.
I od mogiły aż do mogiły
Przeleci jako płomienie,
I zbudzi w grobach drzemiące siły,
Rozproszy cienie.
I jako sztandar ziemią powieje,
I zbudzi serca do bicia...
Niechaj więc żywi mają nadzieję,
Niech strzegą — życia!
....................................
....................................