Kometa zawraca - Justyna Radczyńska-Misiurewicz (darmowa biblioteka cyfrowa .TXT) 📖
Krótki opis książki:
Trzeci ze zbiorów poetyckich autorki, wydany przez Staromiejski Dom Kultury w Warszawie w roku 2009. Zawiera wiersze, z których każdy jest osobną historią, zapisem uczuć, refleksji, nieprzeciążone hermetycznością, niekiedy wręcz mające charakter zabawy formą (Pantumy). W części z nich, ilustrując zalewające nas wielosłowie konsumpcjonizmu, autorka nie waha się obficie wykorzystywać fraz zaczerpniętych z rozmaitych stron internetowych.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Justyna Radczyńska-Misiurewicz
- Epoka: Współczesność
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Kometa zawraca - Justyna Radczyńska-Misiurewicz (darmowa biblioteka cyfrowa .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Justyna Radczyńska-Misiurewicz
sukience w kolorze jadeitu.
A tradycyjną kartkę walentynkową można łatwo wykonać własnoręcznie z kartonu
i papieru kolorowego i co najważniejsze nie przyozdobić jej badziewnymi
serduszkami.
Bo własnoręcznie wykonane prezenty mają większą siłę i bardziej cieszą niż te
„kupione w Tesco”.
Walentynki to święto jak święto, komercja taka sama jak podczas Bożego
Narodzenia czy Wielkanocy. Tam ozdoby choinkowe od Chińczyków, tutaj
kiczowate serduszka. Jeżeli nie podoba Ci się to święto, to po prostu go nie
obchodź, nie kupuj pierdoł, raz zamiast radia zapuść sobie jakąś płytę
i przeżyjesz... Nie przepada się za walentynkami, gdy nie ma się zbytniego
powodu do świętowania. Ale nikt nie ma zamiaru narzucać swojego sposobu
myślenia i jeżeli komuś podobają się Walentynki — to niech je świętuje i się cieszy!
Nie ma co wyzywać kogoś takiego od pustaka czy konsumenta komerchy. Bo tak
naprawdę to wszyscy jesteśmy konsumentami, nie tylko w święta, ale i na co dzień.
W święta możemy jednak od czasu do czasu od komercji konsumpcji odpocząć
i na takie Walentynki podarować ukochanej osobie własnoręcznie wykonany
prezent.
Kto się nie lęka, sam jest przerażający
Kolonizować lilie, gdy kwiecień rośnie wysoki,
Gdy oczy rozrzucone wokół, wibrując zbladły?
Więc mąż! Więc miernik! Do zanim już, do zanim
Iść w spust! Ach, pójdźka z piekła w niezniszczalną noc!
Lecz kto weźmie? Kto stracony? Komfort się marudzi
Jeśli jest bez męża. Niezależna jakże wyleczona, niezależna już od zamęścia!
Boża igła pokutna, ledwo oprzeć oczy: skrzypce, skrzypce i już łóżko,
Krwawy siennik, szorstka plama. I ach! Spory, spory strach.
Co, co? Jak, jak ten rąbać lód? Twarz się słania, wtórują refrakcje.
Z grobu wystają dwa kłosy trupa i udokumentowany nóż.
Zabiwszy jak wokalistka, zsiniała na wylot. To jej styl drżenia:
Jak iwa, jak tęcza, a pod nią się kiwa martwe ciało męża.
Więc kto weźmie? I kto straci? Żywy nie zrozumie trupa.
Rzeczenica jest w obłędzie, pan i władca jej się zepsuł w rok.
Och, Samico, Rzeczenico — nie twój smutek tylko zbój.
Różnorodność się zmitręża, głowa śnięta, głowa męża!
Zły sposób żono, nieszczęsna we wnętrzu bagna herbata,
Twarde żądło wieczności, a kaloryfer zabójczy z żelaza.
Gotowość: grób posiać, wegetować kwiatki? Ha! Zsiniał blady
Jak opakowanie, podczas gdy ona oznacza kurtyny krochmalem.
Dlaczego smutek przyszedł jak złodziej? Bóg drobiazgu od niej żądał
W tę noc adiutant spał i nie powstał. Klamka, rykoszet i grzechu rząd!
Ale widz słyszał zakład teatralny. Diabeł posłał kwity krwawe.
Skarbiec wzorów, Rzeczenico. Ach, to bankier, bank i wstrząs!
Ale skoro wyobrażenie złoczyńcy i znajomość z nim skryta,
To są miłej rzeczy zawiadomienia, to nie majak dobrobyty.
Kto się nie lęka, sam jest przerażający i jako żywy nie wejdzie
Na parkiet twardawej wieczności ani w port, który zawiał wiatr.
Rzeczenica ma rysy człowieka, pan jej — typ siebie
Skrycie trzymał łup wojenny. Za miłą kiedyś tęsknił rok,
A siebie wciąż wskrzeszał. Został pokonany winem
Teraz w gaju flora kwiatów kryje jego potłuczone binokle.
Co skryte w zgiełku poronionego życia, kto weźmie? Jak poraniony?
Kto upada w dół nagły, a służący bagna przecinają go żelazem wpół,
by uwolnić od kary i wypuścić w lesistej okolicy śniadość?
Łup mój miła żono, grzech twój niedostatek. Wzdryga się kurtyna.
Ha! Tutaj krew, tutaj nóż pomoże! Rzeczenico grzywnę płać!
Lecz kto weźmie, czyja grzywna? Requiem34 ducha, żagiel krwawy,
Zakład i rykoszet. Nie masz popełnienia bez przykładnej kary.
Tam gdzie urna lilii rozrzucona leży pan i wieczysta jego nocy marynarka.
A ona, Rzeczenica, dlaczego samotna za nieszczęście się chwyta w chwili odwetu?
Rzuć bojaźń, ośmiel lica, wieczna twa ukradkowość, którą weźmie chwila.
Czyją grzywnę? Chwila głodna jak samotność. Przymkną hazard,
Rzucą wszystko słysząc trupa. Co, co? Jaka wina jest odwetu warta?
Skrwawione plamą pieniądze nie pomogą dokonać odpłaty,
Ale złoczyńcę Bóg obserwuje. Zna on ukradkowość bogactwa.
Trzeba ssać krwi karawan — westchnął bogaty ze łzami.
Nie lękaj się zostawić jałmużnę, bezduszny zastaw do Niedzieli.
Mistrz — wiatr wzniosły i podobny do osoby najbliższej bieli
Ma już wieniec dla ciebie ma, z kwiatów, które grób mój zszyły.
Zły sposób żono zawiesić szkarłat po walce. Naprzód na tamten świat!
Ze zrębu się szkielet wytęża — trzeszczą bagna szeroko w górze.
A tam świat, tam głowa włada, nad nią drzewo, żaba, lilia...
Bo jak pan leżał w grobie bogaty, to go wyniosłe pokryły kwiaty.
Skorpionom możesz zaufać
Jeżeli chcecie zaufać mężczyźnie, lepiej od razu podetnijcie sobie żyły, to moja
rada dla was, młode istoty. Pomińmy sytuację, w której wiedźma zakochuje się
w mężczyźnie. Zaufać ponownie mężczyźnie pachnącemu w ten sposób,
że nie jest możliwa pełna recenzja ani ocena, to jak skazać się na dożywotnią
i powtarzającą się śmierć.
Zaufać jednak na tyle, żeby zaryzykować? Chociaż w drobnym procencie.
Spoczywa na nas jarzmo prowadzenia domu, to czy możemy powierzyć
mężczyźnie dokładne wysprzątanie mieszkania? Na stan dzisiejszy nie. Nie można
ufać mężczyźnie, którego inni nazywają łotrem. Jedyna szansa, to zaufać obcemu,
którego intencje wydają się nieodgadnione.
Ale czy obcy będzie w stanie zaufać kobiecie i uwierzyć jej, że nie jest wiedźmą
i nie ukształtuje uczuć wbrew jego woli? Czy uda mu się pokonać duchy
przeszłości i zaufać tej, którą pokocha? Nawet, jeśli porzuci ona dla niego
wszystkie skrupuły i zaufa, choć nigdy zaufać nie chciała, gdyż zawsze
bała się uwierzyć mężczyźnie, który wyznaje miłość po tygodniu.
Zagubiona pyta na łamach: „Czy jeszcze mogę zaufać urodziwemu mężczyźnie?”
Lęka się jednak wyjść poza skorupę. Bez przyczyny bym się nie martwiła.
Każdy spacer daje nadzieję na iskierkę poznania wartościowego mężczyzny.
A najważniejsza jest dusza i charakter człowieka. Ale jak znów zaufać kobiecie?
Zostaw jej prezent, który dostanie za 9 miechów.
Wartościowym mężczyzną jest ten, który chce poznać twe wnętrze. Mówię tu
o charakterze. Ale bardzo trudno jest budować związek wartościowej dziewczyny
z wartościowym chłopakiem. Spotykam się z naprawdę wartościowym i mimo
że chcę i staram się, żeby nam się udało — nie wychodzi.
Skorpionom możesz zaufać zawsze, jeśli pozwolą na zbliżenie — powiedziała
wartościowa dziewczyna o niesamowicie seksownym głosie.
Banicja podwodna
Co zostaje za rogiem, nie powiewa chusteczką,
nie wywiesza białych ani czarnych flag.
Co nabrzmiewało tłuszczem, rosło w trawach,
stężało w padliną i ciemno jest jak przed burzą.
Dziewczyny kołysały biodrami
w takt czytania poezji, a wiara
marnowała się od niedzieli.
Namówiona do głupoty lespedeza35
straciła wszystkie najlepsze trójlistki
i wyczerpały się stare korowody.
Ktoś miał zawał w wyjściu awaryjnym,
ktoś wołał na pomoc przeznaczenie.
Zostało mi pięć minut na ucieczkę,
ale wykorzystałam cztery.
Rytm opuszcza zapomniane jednostki,
pływające wśród ogłupiałych słupów,
gdzie prędzej można usnąć niż położyć kamień.
Miałam zestaw oczu szklanych i raz wygrałam
w „małego sadystę”, choć starożytny żeglarz
doradzał mi w sprawach mapy i deszczu.
Potem bity amen pakowały się manatki,
żeby nie zapomnieć niczego, co może się
przydarzyć przed nowiem.
Położyłam cyrkiel na szali. Ważny język
ani drgnął. Radosne, podwodne komunikaty
urywały się w połowie. Bo nim zdołał się
zrozumieć koniec z początkiem,
na brzegu wyłączano urządzenie.
Sportowa propozycja
Sportowa propozycja w nocnym liście i czuła odpowiedź: sio do łóżka! I dalej
milczenie — w domu, jako poeta. Nienawykła do twardej ręki wygląda ładnie na
rozkładanym krzesełku, w przejściu widziana czułym kątem oka, gdy na scenie
patroszą się same primadonny.
30 lat czarnej dziury w poezji polskiej i rodzi się kolejna. Banalne jak drobnolistna
mgła zmienia się w szadź igielną. Ten wieczór nie był dobry, tylko chłodny. Miałeś
brokat na ustach, który śmiesznie lśnił. Podobno zostało nam pięć lat w ciemnej
energii, w podejrzanym, skalarnym polu, i zaraz klasycznie odezwie się puenta
urodzonym w niedzielę i tym, którzy lubią pisać w łóżku.
Namierzam czas i buduję trzy razy to samo zdanie. W faktach mam krach
równoczesności i miłość, która obraca się w posępną stałość. Będzie wypalona do
końca, zanim zakwitną mroźne mgły. Obojętnie jak zawirują blotki. Użyj więc
jeszcze tego cudownego wołacza, a będę Cię wspominać w małej zaspie, w drodze
do ciepłych źródeł, na której znów zepsuł się autobus.
Myśl o mężczyznach, poszukujących partnerek rzetelnych, nie daje mi w spokoju
wytrwać w rzetelności.
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Za życia nikt
Za życia nikt nie wyruszyłby w wyboistą drogę z kobietą, która przez ubranie
sprawdza jednym muśnięciem palca sztywność kręgosłupa, choć jest on
najpewniejszą linią ludzkiego ciała. Nikt za nią by nie pożądał, nie śledził jej
posunięć nawet do najbardziej zaawansowanych pozycji. Samo życie dałoby jej
radę i prelekcję na temat przeżycia, czyli samotnego doświadczenia i przetrwania.
Radosne komunikaty nietrafiające do celu, ale błogosławione ich lotki znaczone
uczuciem, które grzęzły w trawie, choć ich nie znalazł tam ani jeden uśmiech.
Widoczne były jednak kątem oka jak spadające gwiazdy, wśród sennych pyłków
i baniek mydlanych, które wypadały z wysokich pięter, wydmuchiwane przez
dziecko, badające z przejęciem długości ich życia i krótkiej przygody.
Mimo obojętności liczbowej i niedoceniania na co dzień skarbów sztuki
całkowania36, z pomocą nadeszła niezawodna ekspertyza — statystyczny rozdział na
trafione i niezatopione, których nikt jednak nie obserwował dalej. A te, które nie
chciały tonąć, żeglowały niezbicie w stronę chóru i nikomu nie chciały się
tłumaczyć, jak człowiek śpieszący na próbę generalną, który po drodze nie chce
nawet słyszeć przechodniów, bo oszczędzał głos już w windzie i przedpokoju,
żeby go wydać z siebie w ostatecznym, foremnym wykonaniu, w splendorze
i blasku sceny.
Bo czyż scena nie jest miejscem wiadomości dobrego i złego, sercem i rozumem
zaistnienia, niebędącego przeżyciem, lecz samodzielnym wyczynem — tą mityczną,
wyniosłą woltą, której w ramach aktualnie panującego DNA zazdroszczą zaocznie
nawet nienarodzone dzieci, w tym także te nie poczęte?