Darmowe ebooki » Wiersz » dzień jak co dzień (tomik) - Józef Czechowicz (biblioteki publiczne txt) 📖

Czytasz książkę online - «dzień jak co dzień (tomik) - Józef Czechowicz (biblioteki publiczne txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Czechowicz



1 2 3 4 5
Idź do strony:
szczelinę wydrążył  
 
przez ręką wiru smagłą uczyniony wyłom 
widać jak w teleskopie gwiazdę to co było  
 
z daleka namiot cyrku z bliska transatlantyk 
zasłonił nieba niebieski fajans 
od ryku osypały się urwisk żółte kanty 
mastodont stąpa zagniewany 
rozpycha wieczór skórę tak wieczorem chłodzi 
 
nagle zwinęły się liście paprotne po gajach 
zaszumiały pianą 
to nic to ta chwila odchodzi 
 
w chmurnej szczelinie inna sprzed tysiącoleci 
pyłem drobnym jak petit na szpaltę nadleci  
 
wiatr nurt zgrzebny dymem odurza 
gwiezdny jakże piękny jest ognisk purpurowy żużel 
za obozem kołysały się wzgórza 
grzbietami wielkich wołów 
drewniane niezdarne łamały szuwar koła 
i tu chaos mosiężne ręce miecze karki 
naszyjniki z krzemieni oczy w ogniu jarkim 
oto burza postaci w skórach i kożuchach 
stosy rozbijające płomieniami łun nów 
 
aż znowu zaszumiało w szumach półbrzask bucha 
pochłania miękka paszcza obłoku tłum hunnów25 
potem się w nowych światłach powoli rozchyla 
i jak balon nad miastem niedawna tkwi chwila  
 
muł w rzekach kolczastego drutu 
wśród bomb ginących twarze 
złuszczył je ból jak belki łuszczy płomień w pożarze 
ziemia i pułki butów 
dnie stojące na płytkich okopach 
mitraliez26 kaszle i świsty 
na ogniach nocny popas 
niebo ogniste 
miasto mdlejące przestrzeń która rzęzi 
armaty rozpalone rwące się z uwięzi 
w ogniach nicość 
 
nagle odmęt białawy zawrzał w głos zanucił 
jesteśmy pod lublinem który zorzą płonie 
dzień dzisiejszy powrócił 
powrócił jak syn marnotrawny 
ucałujmy jego skronie  
 
bo gdzie spojrzeć jak dawniej 
budynki w oddaleniu lśniące 
a tu o milę od murów 
za trzciną i sitowiem zagubia się słońce 
jak ciężka szala wagi na której zmierzch urósł  
 
czas 
wieczność czasu 
szare wąwozy czasu 
czas  
 
wizje nie nasycają są zawiłym haftem 
czy z tego alfabetu co będzie odczytam 
po cóż czytać i tak wiem chyba to jest prawdą 
pytania odpowiedzi brzmią jak odpowiedzi pytań 
 
wieczorem
mała moja maleńka 
chwieją się żółte mlecze 
w dolinę napływa gór cień 
cichy odwieczerz 
brodzi w zmierzchowym nurcie 
już późno 
 
mały mój ukochany 
trudno z miłości się podnieść 
a jeszcze ciężej od złych nowin 
gdy patrzysz na mnie ciemnym nowiem 
smutniej mi chłodniej 
boję się  
 
rozstać się musimy 
ty z innym do ślubu jedziesz 
na srebrne noce złote dnie 
moja droga gdzie indziej wiedzie 
we mgle 
tam gdzie najsamotniejsi  
 
słyszę turkot karocy 
niebo nazbyt się chmurzy 
daj rękę ukochany raz jeszcze 
o ciemne godziny pieszczot 
co było nie może trwać dłużej 
czas mi już czas 
całuj ostatni raz 
żegnaj  
 
dobrzy ludzie 
błogosławcie zdarzenia które przeszły 
błogosławcie i te co przyjdą  
 
zapowiedź
czerwone grube spirale dookoła dzbanów 
połysk cętkowanych muszli 
coraz to mniejsze kule płyną w srebrnej smudze 
dom rozchyla się jak wachlarz 
 
jakże ten profil zamknąć w trapezy i kąty 
drzewem zwichrzonym tragicznie zasłaniam naszą miłość 
ścięte kwiaty uśpione w misach 
zwierciadła ukazują bladą głębię podwodną 
 
orzeźwia ciężka fałda zapachu kadzidła 
wymykają się wreszcie słowa o które chodzi 
metafizykę splecioną jak piękne włosy 
rozplącze jasny miecz chemia 
 
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
mózg lat 12
chmury wyżej niżej to nuty 
brodzą w błękicie luzem 
brodzą i moje buty 
w letniego wiatru strudze  
 
kapliczki ze świętym janem 
w wianeczku zawiędłych bylin 
dosięgnął niewypowiedziany 
obłok motyli 
 
dalej drogą na łąkę 
wędruj pagórem gliny 
torze kolejki 
papierowy powój poprzerastał szyny  
 
do łąki ścieżyna pałąkiem 
na dół z nasypu 
depcąc trawę u rzeki 
nagi chłopak zakipiał  
 
gdzie się choiny kończą 
zasłaniające miasto 
wyrzuca sto wiotkich rączek 
mózg lat dwunastu 
 
między kroplami chabru 
na rybiej łusce fali 
trzepoce się chyży kaprys 
torsu gibkiego spirala  
 
krzyk o południe o potok 
krzyku pełne usta i garście 
w ekstazie słońca jak motor 
pali się mózg lat dwanaście  
 
patrzę dzień idzie za południe już niesymetryczny 
wkrótce wieczór nasypie się jak góra 
wiatr trawy ruszył a nie drgnąłby komin fabryczny 
ze złotej rzeka będzie bura  
 
chłopcze chłopiec jutro pojutrze 
radość naga a to nie życia zaczyn 
zamknie się na zawsze jak kluczem 
w 1936 chłopcze na rzekę spod hełmu popatrzysz 
 
narzeczona
wszedł na fale łucznik jutrzni pięść wparł w głąb 
ściekał długo złotą strugą migotał w łuskach 
w ciemnym złocie liśćmi ociekł jak strugą dąb 
w ciemnym świcie wichru wycie i pustka  
 
a cóżeście to tak wodę zmącili 
czemu kuźnia pod dębami nie dzwoni 
noc zesuwa się niebieska jak kilim 
w czarnym krzyku gniazd wronich 
 
wychodziły białe chaty na ług 
jeszcze stoi wielka rosa na ziołach 
wyjdźże młoda przestąp próg 
spojrzyj w ranek malowany 
spojrzyj bystro dokoła  
 
ukochany 
nie wołaj 
mam na oczach marę senną piękniejszą 
 
a cóżeście to tak dymy rozwiedli 
że w siności tej nie widać wsi całej 
świtem rankiem słońce sunie spod jedlin 
jak twarz moja zuchwałe 
 
ustawiały się rzędem płoty 
chochołami27 róż kołysał zły wiatr 
wyjdźże młoda na jesienne zaloty 
spojrzyj chłopak u ściany 
czarnooki czeka swat  
 
ukochany 
me zaloty 
sen tęskliwy mara której nie znasz 
 
ja karabin
zapomniałem piękny sierpniu od wczoraj 
jak drzwi kina otworzyła się ta pora  
 
mur spękany nad tapczanem rozkwitł srebrnie 
znowu głowa będzie gwiazdą niepotrzebnie 
 
artylerio z betonowych łożysk ryknij 
dosyć zmierzchów fałszowanych i jutrzni 
cedzi słowa bardzo mądre dzień zwykły 
w muszlę uszu których ja znów jestem uczniem  
 
słodko wiersze w cieczy cisz tych się ważą 
jak trzmiel czarny w tunelowym garażu 
 
tylko taki czas odmienny chciałbym poznać 
w którym ludu karabinem będę z wiosną  
 
legenda
spojrzeniem obłoki przebrał trójkąt mądre oko boże 
księżyc kroplą ze srebra ciężył o tej porze  
 
smolny swąd z czarnych lasów się dźwigał 
nad miastami czerwono i dym i gaz 
niebo chodziło kołem jak śmiga28 
zataczał się bo noc głucha czas  
 
zwykłe słowa 
mówi się zawsze zwykłym słowem 
o inaczej zaczynać na nowo 
otrząsnąć z gwiazd głowę  
 
noc gwiazdy bulwary drzewa 
wiatr nie tak szarpie mi kurtę jak niegdyś szarpał sukienkę 
przedwiośnie nawet nie śpiewa 
przerwało piosenkę  
 
ciszą ty chcesz mnie przebić 
w milczeniu słychać twe wieki 
groźbą wołasz do siebie 
boże daleki 
 
szuka oko bystre 
znalazłeś wstrzymałem oddech 
wznoszą się ręce przeczyste 
czekają kiedy się poddam  
 
o daleki 
słyszysz te wiersze 
daleki 
nie będę twoim świerszczem 
 
wzdychają miłością piersi 
nie doczekasz się niebo przemian 
niech się wiersz łamie jak pierścień 
przybywaj ziemio  
 
ziemia skała glina 
a ja to mięśnie i kościec 
kończy się co się zaczyna 
nie może być jaśniej i prościej  
 
Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
coda29
fale chodzą cichutko 
z drugiego brzegu od bagien 
prowadzi wesołą łódkę 
łopoczący żagiel  
 
twarz rybaka w refleksach wiosny 
kapelusz nad nią stoży się wysoki 
ogorzałe ręce pogrążają płytko wiosło 
burząc w wodzie obłoki  
 
one i żagiel za cypel płyną prosto 
pod wierzbę obciążoną złocistym okwiatem 
w milczeniu plam świateł 
luby jest postój  
 
taki w pamięci pejzaż się otwiera 
choć dzień niejeden go pokrył 
jezioro na litwie nazywało się wiero 
ten rybak bogdan modryj  
 
myślę miasto niebo w łunie rudawej 
tam zdziera płuca we wrzasku odlewni wentyl 
pod kratami mostu okręt zawył 
stocznie remizy dymią 
wszystko cenię ceną legendy 
krzyk miasta ciszę na łodzi 
legendą olbrzymią dzień jak co dzień  
 
a la
1 2 3 4 5
Idź do strony:

Darmowe książki «dzień jak co dzień (tomik) - Józef Czechowicz (biblioteki publiczne txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz