Darmowe ebooki » Wiersz » dzień jak co dzień (tomik) - Józef Czechowicz (biblioteki publiczne txt) 📖

Czytasz książkę online - «dzień jak co dzień (tomik) - Józef Czechowicz (biblioteki publiczne txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Czechowicz



1 2 3 4 5
Idź do strony:
paszą 
wieś jest na chwilę jakże nęci 
ale nie ma wilgotnego szmeru traw u pęcin12 
białe lampy noc słodką gaszą  
 
o koła których 8 
dobrze wy wiecie gdzie rzeźnia 
im hamulcom przyczepom osiom 
droga też nie bezbrzeżna  
 
dlaczego deski przepojone smarem 
przestały być kwitnącymi sosnami 
dlatego i ceglany dom 
stacja towarowa z żelaznym dźwigarem 
nie zmiłuje się nad nocą i krowami  
 
krowy na zabicie są  
 
jednakowo
pościele wonne zielem 
dlatego siano pachnie snem 
w słońca kwadratach oknach zieleń 
czerwony kwiatek żarzy się jak usta  
 
przez kwiat i te liście wprost 
z promieni pochyły most  
 
w ciszy przeczuć 
u ciebie mateczko dzień ma oczy krowie 
wędrowcem w stepie człapie zapóźniony wieczór 
ranki w obłokach się czają 
i znowu dzień je łowi 
noce migocą snami grając 
 
sieje się słodycz przez lniane sito 
ty siejesz matczyna głowo 
zawsze uśmiech ręką serdeczną wita 
jasno biało brzozowo  
 
z końca stołu z wagonu z pola i bulwaru 
gdziekolwiek oddycham ciemnogrzywy chłopak 
oczy me listy myśli jeden mają popas 
szepcą zaklęcie wieków wiecznych 
wołają gwiazdę czarów 
słowo jak słonecznik 
matusiu 
 
piłsudski13
śnieżne konie śnieżyca po świętym marcinie 
zamieć dom tratowała a dom mocny wytrwał 
dawny czas w zegarach szafach skrzyniach 
litwa litwa  
 
pryzmaty dachów tkwiły na wonnych ścian zrębie 
dachy strzegły i drzwi i serca okiennic 
ganek raźno skrzykiwał do siebie gołębie 
prowadząc na ogródek ze sosnowej sieni 
 
jezioro sine wolno szło do brzegu 
usypiając fale jak dzieci 
w domu dzieci bez kołysek kołysał spod śniegów 
jęczący nieustannie rok 63 
 
inny teraz rok czoło marszczy się inaczej 
rusztowania maszty na 20 pięter mur 
czerwony ołówek to polityki karabin 
przekreślił pozycję starej rozpaczy 
organizować cyfry znaczy prowadzić szturm 
 
czyżby koniec na akcjach gumy i jedwabiu 
ile milionów rocznie bluzgają nafciane wieże 
iloma miliardami fabryki gwiżdżą i rżą  
 
a jego nie zmierzyć 
on jest on  
 
nie deszcz kwiecia czeremchy14 siny mundur oblepił 
krzyżów orderów gwiazd na piersiach jezioro więc srebrno 
dom na litwie belweder gorzej albo lepiej 
może wszystko jedno  
 
sercem zagrać na mapach jak czerwiennną kartą 
stuka pod wstęgą drgnęło zabolało 
stukającym będzie otwarto 
stukać czy nie za mało 
 
działa bagnety nike15 to było 10 lat 
przygasły wybuchy śmierci ogniste smugi grzywy 
westchnieniem maszyn w tęgim znoju 
oddychają za miastem niwy 
domy ceglane chaty łakną chleba pokoju  
 
belweder16 to także dom stary biały jak księżyc 
dwoje w nim oczu a tyle światła 
patrz nocą na tym domu widać jak ziemia cięży 
tam dźwiga ją na barach atlas17 
 
prowincja noc
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
1
na wieży furgotał blaszany kogucik 
na drugiej zegar nucił 
mur fal i chmur popękał 
w złote okienka 
gwiazdy lampy  
 
lublin nad łąką przysiadł 
sam był 
i cisza  
 
dokoła 
pagórów koła 
dymiąca czarnoziemu połać  
 
mgły nad sadami czarnemi 
znad łąki mgły 
zamknęły się oczy ziemi 
powiekami z mgły  
 
2
noc to koło 
w ciszy niebieskiej wełnie 
wilno kościelne 
śpi białe jak gołąb  
 
nad zaułkiem arkada18 
dom domowi dłoń tak uścisnął 
i zastygł z nagła  
 
jest i latarnia blada 
nad chodnikiem drewnianym nisko 
i ogród na wietrze zagrał  
 
wilia19 się łuszczy 
pluszcze o brzeg 
litwa ziemia puszczy 
jak dobrze  
 
3
w ciemności przegonny powiew 
na dachach strzelistych jak pacierz 
noc czarną jamą 
niewidzialni trzepocą orłowie 
zamość zamość  
 
rynek to staw kamienny 
z ratusza przystanią 
kolumn kroki senne 
dalekie rano  
 
w ciemności ukosy kortyn 
blanki szkarpy 
bramy 
czarnym się fortem 
zamość w ziemię wszarpał  
 
amen  
 
dzień
klatki dygocą w studniach cegieł 
lampa milczący wulkanów szyldwach20 
wirem falami śruby pobiegły 
na piętra w lodem zionący wind wark  
 
turkot i brzęk blach dołem i górą 
chwieje się hala czerwony sztandar 
tryska w powietrze czarny pot stu rąk 
dym z papierosów ergo21 i wanda  
 
w białym oparze tłok tryby pchał tak 
że kurz opadał dusił darł nozdrza 
piec rozpalony szumiał jak bałtyk 
tlenowych gwizdków wysoki głos drżał  
 
kamień żelazo łuny grzmoty 
koła bijące sercem o tor 
ramiona śmigła lewary22 młoty 
gorący motor  
 
gdy chaos huków przybierał pęczniał 
o niewiast piersiach marzyła pierś 
to drżał w niej ciężar stalowa tęcza 
idąca śmierć  
 
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
do tereski z lisieux23
drobniutkie stopki tupot nad otchłanią 
śnieg pada bieli choinki 
oczy tereski bóg zapalił 
powinny być skrzydła u ramion 
trzepotać zmawiać godzinki  
 
habit czarny spadochron nie pozwala upaść 
ludzie upadają płaczą drżą 
gwiazdy rodzą gwiazdy księżyc ciemność rozłupał 
a ja spłynąłem miłością jak rzeka krwią  
 
zasłoń święta łez dolinę 
niech nie widzę 
uszy dłońmi otul 
jak zapomnieć mam że płynę 
w oparach krwawego potu  
 
boli ty masz dłonie białe 
ziemia dymi ty się uśmiechasz 
zrozumiałem 
że milczysz to ma być mój lekarz  
 
odejdź teresko 
na swoją wysoką steczkę 
niech tam na niebie będzie święto niebiesko 
pozostanę niedoli dzieckiem  
 
nie anioł ale ziemic 
nie chcę błogosławić 
z wieków i chwili wydzieram krzyk  
 
o świecie 
nim cię kto zbawi 
zgiń przemiń 
 
wąwozy czasu
siedemnastego maja o siódmej godzinie 
złoty wieczór się kładzie na siwym lublinie 
lampy na smukłych słupach biją jak wodotryski 
płynące złotem szemrzą o zachodzie okna 
ulic klingi placów regularne dyski 
futra skwerów zlał blask tego ognia 
tak w śródmieściu się pali dzień dogasający 
inaczej tu o milę od murów 
za sitowiem zapada słońce 
jak ciężka szala wagi na której zmierzch urósł  
 
czas 
wieczność czasu 
szare wąwozy czasu 
czas  
 
ścieka w kroplach urasta otchłanie zapełnia 
wieje chaosem rzeczy co są lecz się topią 
w obłokach ciepłych noc dzień przepadły zupełnie 
półbrzask jedynie wisi mętny szary popiół 
obrazy marcoussisa24 piorun sen kruk sztandar 
świeca morze pociski przyjaciółki ukłon 
katalog róg ulicy pieśń mej matki żandarm 
wszystko hurgoce w chmurach mgieł sztywnych jak sukno  
 
krzyczący wir wybuchem znienacka uderza 
wir niepokoju powstał może z przeczytanych książek 
zagmatwał strugę czasu spruł ją wskroś i przeżarł 
1 2 3 4 5
Idź do strony:

Darmowe książki «dzień jak co dzień (tomik) - Józef Czechowicz (biblioteki publiczne txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz