Darmowe ebooki » Tragedia » Z przeszłości. Fragmenty dramatyczne - Maria Konopnicka (czytak biblioteka TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Z przeszłości. Fragmenty dramatyczne - Maria Konopnicka (czytak biblioteka TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Maria Konopnicka



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 12
Idź do strony:
ani wnuka... 
Dom mój jest pusty, a życie samotne, 
Myśli — a księgi — to już wszystko moje 
I nie zostawię nic, schodząc ze świata... 
No, stary! otrzyj łzy! To nie jest skarga! 
Widzisz, tak czasem serce się oszuka 
W swojej miłości, że zamiast rodziny 
Kocha samotnych swych badań godziny — 
I cel daleki — który na swym grobie 
Chce zamiast syna zostawić po sobie. 
Chceszże mi pomóc? 
  HAGON
A więc, niech tam w niebie 
Bóg oczy zamknie — i nie widzi ziemi! 
Panie mój, nigdy nie opuszczę ciebie... 
Zostań; sam trumnę rękami własnemi 
Otworzę, trupa przyniosę tu z Nelem. 
A jeśli czarna uderzy godzina, 
Niech nikt nie mówi, że Hagon się lęka 
Być nieszczęsnego pana przyjacielem... 
Zginiemy razem... Kocham cię, jak syna! 
  VESALIUS
Dzielny mój stary! Oto moja ręka! 
 
Hagon oddala się z pośpiechem.
. . . . . . . . . . . . . . . . 
O tajemnico, stokroć życia warta! 
Jaż bym się zachwiał u twoich podwoi114, 
Kiedy przede mną ciemna twoja karta 
W nagłym przebłysku objawiona stoi! 
Jaż bym się zachwiał, zrobiwszy już tyle! 
Czyliż wiek męski zaprzeczy odwadze 
Młodości mojej? — a trwoga — mej sile? 
Czyliż sam siebie i cele swe zdradzę?... 
Jaż bym się zachwiał? — Mistrzów moich duchy 
Wołają na mnie: «Śpiesz!...». W wieków pomroce 
Przyszłych pokoleń zaczynione ruchy 
Wołają na mnie: «Śpiesz!...». Bezsenne noce, 
W których zbierałem rozbite okruchy 
Tajemnic wiedzy, ciszy mi nie dają, 
Lecz jak sto haseł: «Śpiesz się! śpiesz!...» wołają. 
Do czynu zatem! Na wieków zegarze 
Narodzin światła wybija godzina... 
Za sto lat jakich — wzniosą mu ołtarze... 
Lecz niech ja pierwszy światu dziś pokażę 
Odrodzonego myśli mojej syna. 
Dość snu! Niech ludzkość powstanie ockniona! 
 
staje w zamyśleniu przed otwartym oknem
O nocy! bądź mi stokroć pozdrowiona! 
Bądź mi pozdrowion, ty uśpiony grodzie! 
Bądź pozdrowiony, wielki ty narodzie, 
Nad którym wiszą mgły dziejowej cienie... 
Bądź pozdrowiona, ludzkości, walcząca 
Z własną niemocą na drodze do słońca... 
Ty, co krzyżujesz proroki twe wieszcze, 
Co w bólach rodzisz duchowe olbrzymy, 
Bądź pozdrowiona! Gdy stosów twych dymy 
Krwi purpurowe zagaszą już deszcze, 
Ty prochom moim zwróć to pozdrowienie!  
. . . . . . . . . . . . . . . . 
Jakże mi smutno dzisiaj! Jakieś głosy, 
Stłumionych żarów pełne i tęsknoty, 
Szepcą mi w duszy słowa upojenia!... 
Jestem jak Arab, ginący z pragnienia, 
Który z oczyma, wbitymi w niebiosy, 
Z błękitów czeka zejścia białej rosy, 
By nagą piersią przyjąć jej pieszczoty... 
O!... jak mi smutno!... Chciałbym skłonić głowę 
Na czyjeś ramię — i odpocząć w ciszy — 
I myślom gorzkim wykraść te godziny, 
W których pierś każda snem, lub żądzą dyszy, 
I usnąć — jak to miasto marmurowe... 
. . . . . . . . . . . . . . . . 
O nocy, stokroć samotna! O nocy, 
Która dla tłumów miękkie ścielesz łoże! 
Myśl na twych skrzydłach gwiaździstych ulata 
W nieskończoności pełne głębin morze 
I szuka pierwszych, wielkich dźwigni świata 
I ginie w własnej niemocy!... 
O życie! Wielkie nic, bytem nazwane! 
Palących pytań pełne masz źrenice 
I w pierś mi ciskasz — jako błyskawice, 
Zagadki swoje — nigdy nie poznane... 
Ty myśl człowieka przerzucasz od krańca 
Niemych podziwów dla złotej swej księgi 
Aż do zwątpienia, smętnego wysłańca 
Zbudzonej w duchu świadomych potęgi... 
O życie! Twoje kwiaty i owoce 
Są dla tych tylko, co wielbią twe słońce; 
Dla myśliciela masz samotne noce 
I gorzkich zwątpień amfory trujące.  
. . . . . . . . . . . . . . . . 
 
Chwila milczenia.
Hagon i Nel wnoszą trupa młodej kobiety. NEL
Uf!... ciężka! — Jeśli Pan Bóg na wagę ją bierze, 
To dobry handel robi... Panie, gdzie położyć? 
  VESALIUS
Tu... na stole... ostrożnie... 
  NEL
Na mego patrona! 
Gdyby ta piękna panna miała tutaj ożyć, 
Dopiero by to była srodze zadziwiona! 
Piękne mi towarzystwo: obcęgi — i noże — 
I noc... A jaka czarna noc!... Panie doktorze, 
O czepiec mej prababki z wami się założę, 
Żem zarobił reala115... — Hej! słuchaj mnie, Hago! 
A przestańże tam klepać, jak tartak, pacierze 
I zabierz tę zasłonę — trupy chodzą nago. 
 
Chce zdjąć zasłonę pokrywającą ciało, w czym mu przeszkadza ruch Vesaliusa, zajętego dobieraniem narzędzi. VESALIUS
Zamilknij — albo odejdź!  
  HAGON
Jesteś sprośne zwierzę! 
  NEL
Hę? co? jak?... zwierzę, mówisz?... A ty, mój bałwanie, 
Jesteś podszewką zwierza na wywrot116... 
  HAGON
O panie! 
Każ mu odejść! Niech słowem nie kala tej sprawy! 
  NEL
Odchodzę już!... odchodzę!... Boże mój łaskawy! 
Odchodzę już... 
 
zbliża się do stołu
Panienko, czy tańczysz bolero?117 
Jeśli nie, jesteś zerem; bo trup — jest to zero! 
  VESALIUS
Oto zapłata twoja; zostaw mnie z Hagonem... 
  NEL
Idę... idę... odchodzę... Hej, bańki mydlane, 
Co się zowiecie ludźmi, dobranoc wam, bańki! 
Co za noc! Albo jestem babki mej wrzecionem118, 
Albo w całym Madrycie prawić będą niańki 
Dzieciom do snu historie o tej nocy!... 
  HAGON
Przecie 
Dobry wiatr przewiał tę błazeństwa chmurę, 
Grad słów sypiącą! 
  VESALIUS
Duchy rozłamane 
Tak przyjmą prawdy rodzące się w świecie: 
Jedni z przestrachem odwrócą spojrzenia, 
Jak stary Hagon, bojąc się zgorszenia, 
Inni, jak Nel ten, pojęciem swem niskiem 
Obejmą tylko to, co jest zjawiskiem 
I zmienną formą wiecznego istnienia; 
A rzadki myślą uleci tam, w górę, 
Gdzie prawa pisze Bóg gromowym błyskiem. 
 
Chwila uroczystego milczenia. Vesalius unosi z wolna zasłonę, pokrywającą trupa
O wielki, cichy śmierci majestacie! 
O blada jutrznio119 słonecznego świtu! 
O pracownico Boga — i przyrody, 
Co stapiasz wszystkie formy i postacie 
W zaczyn drgający wieczystego bytu 
I ścierasz wszystkie bóle i radości 
Z martwego czoła tchem nieskończoności, 
Zaklinam ciebie, o śmierci milcząca, 
Przez wieczny spokój twój — i twoją ciszę, 
Niech głos natury jasno dziś usłyszę 
I niech ta walka, co pierś mi roztrąca, 
Wobec się twojej uciszy pogody! 
. . . . . . . . . . . . . . . . 
Boże! Ja nie chcę burzyć Twych ołtarzy... 
Ja nie chcę wstrząsać świątynią Twej chwały... 
Lecz czyż duch, który badać się odważy 
Dzieła Twe, Panie, zwan120 będzie zbyt śmiały? 
I czyliż mu to poczytasz za zbrodnię, 
Że u przyrody jasnego ogniska 
Dla wieku swego rozpala pochodnię 
I ponad tłumów cień — myślą wybłyska? 
Czyż grzech potęgę twórczą Twej wszechmocy 
Rozważać w wiecznych ustawach istnienia? 
Czyliż Bóg światła — zwie się Bogiem nocy? 
A droga prawdy — drogą potępienia? 
Nie! Przyjdą wieki nowe, wyzwolone 
Z niewolniczego dla bóstwa postrachu 
I prawd najwyższych słoneczną zasłonę 
Śmiało podniosą w tajemnym tym gmachu, 
Gdzie Bóg przyrodzie przepisuje prawa, 
A pod jej berło byt wszelki poddawa121. 
Stłumione dzisiaj rozbudzą się głosy 
I nowe prądy w pierś ludzką uderzą... 
Nowy widnokrąg rozszerzą niebiosy... 
Duchy walczące potęgę swą zmierzą 
Z zagadką życia zwikłaną, prastarą 
I wiedzą uczczą to, co dziś czczą wiarą. 
 
Hagon nasłuchuje z trwogą
Dalej, Hagonie! odwagi! Do dzieła! 
 
Uderza nożem w pierś trupa i chwilę pracuje w milczeniu. HAGON
Panie! ktoś idzie... pochodnia mi drgnęła... 
 
Słychać wrzawę zmieszanych głosów, a po chwili silne uderzenia w bramę. GŁOS
Otwórzcie, w imię prawa! 
  HAGON
Idą, panie!... 
Ukryjmy trupa... 
 
Usiłuje zarzucić zasłonę na stół. VESALIUS
zajęty pracą
Co robisz, Hagonie? 
 
Uderzenia w bramę ponawiają się. HAGON
Panie, to zbiry!... Ja trupa zasłonię... 
Zagaszę światło... 
  VESALIUS
Nie, to być nie może, 
Żebym ja teraz właśnie, gdy przyroda 
Tajne mi swoje daje posłuchanie 
I już mi drogi odsłania przewodnie, 
Rzucać miał pracę... Hagon! wznieś pochodnię! 
  GŁOS
Otwórzcie! Cóż to? szatańska gospoda, 
Którą zdobywać trzeba? 
 
Uderzenia wzmagają się. HAGON
Wielki Boże! 
Drzwi wysadzają... Panie! rzuć te noże! 
  VESALIUS
Milcz, słaby starcze! Wojownik nie ciska 
Sztandarów swoich wśród pobojowiska... 
Niech uzbrojona do czynu prawica, 
Jak jutrznia, wiekom idącym przyświeca... 
Wznieś tę pochodnię! 
  HAGON
O dniu zgrozy wielki!... 
  GŁOSY
Precz z gwałcicielem grobów! — Precz z hieną! 
  INNE GŁOSY
Nie dać skry ognia — ni wody kropelki122! 
Zburzyć to gniazdo od podstaw do szczytu! 
Precz, precz z kacerzem!... 
 
Kamień rzucony w okno przelata123 z świstem, raniąc Vesaliusa. VESALIUS
O ludu Madrytu! 
Noc tę kupuję dla ciebie krwi ceną... 
Królewską ceną... 
 
Wrzawę tłumu zagłuszają silne uderzenia w bramę. We drzwiach, wypartych gwałtownie, ukazuje się Inkwizytor ze swoim orszakiem; dalej ciśnie się tłum. INKWIZYTOR
W imię majestatu, 
Mistrzu Vesalio, jesteś oskarżony 
O profanację grobów, sprośne czary — 
I jak odstępca od najświętszej wiary, 
Masz być uwięzion124 — i oddany katu. 
  VESALIUS
z boleścią
Hiszpanio biedna! Hiszpanio!... Hiszpanio!... 
  HAGON
rzuca się ku niemu
Ratuj się, panie! 
  INKWIZYTOR
do jednego z siepaczy
Wyprowadź go, Stranio! 
  HAGON
szarpiąc się
Chcę z moim panem być!... chcę z moim panem!.. 
Sercem się ze mną dzielił... chcę więzieniem 
Z nim się podzielić!... 
  STRANIO
A milczże, ty żbiku! 
Nie wrzeszcz!... Podzielisz... kajdanów125 wystarczy 
Dla was obydwóch — i z trzecim szatanem, 
Waszym kumotrem126! Milczże... masz!... 
 
Uderza go pięścią w twarz. VESALIUS
Nędzniku! 
Pies nawet na tak siwą głowę już nie warczy! 
  INKWIZYTOR
Ohydnej winy zbyt jawne dowody 
Widzę na zgrozę oczu — tu — przed sobą... 
Jestże127 ta zmarła szatańskim złudzeniem, 
Czy też niewiastą, ciałem i osobą? 
  VESALIUS
Jest ciałem, panie — ołtarzem nauki, 
Na którym mądrość rozważam przyrody. 
  INKWIZYTOR
Bluźniercze słowa! Sto lat już minęło, 
Od sławnej chwili, kiedy Bonifacy, 
Tego imienia ósmy, ojciec święty, 
Potępił bullą ohydne to dzieło 
I najsurowszym wyklął je zakazem... 
Tyś wbrew ustawie Boga i Kościoła 
Śmiał świętokradzkim tknąć trupa żelazem... 
Zbrodnia to straszna i o pomstę woła: 
Wyklęty jesteś! wyklęty!... wyklęty!... 
  VESALIUS
Wyklęty? — Z czego? — Czy z błękitów nieba? 
Z dobroci Boga? czy z Jego wszechmocy? 
Z królestwa myśli? czy z potęgi pracy? 
Z ochłody zdrojów? czy z plenności128 chleba? 
Z światła poranków?... ze spokoju nocy?... 
Wyklęty? — z czego?... z koła nieśmiertelnych 
Duchów, co lecą wciąż wyżej — do góry?... 
Z spuścizny wielkich? — czy z nadziei dzielnych? 
Z macierzystego pnia całej natury? 
Wyklęty?... Ależ patrz, Inkwizytorze! 
Nade mną świecą jasne gwiazdy boże, 
Ziemia z pod nóg mych nie leci w odmęty... 
Żyję, oddycham... i mówisz — wyklęty? 
  INKWIZYTOR
Słuchaj! ta klątwa, której tak zuchwale 
Śmiesz dziś urągać w bluźnierczym twym szale, 
Jest gromem, który w proch rozbija duchy; 
Jest mieczem, co cię od wiernych odcina 
I wszystkie twoje obezwładnia ruchy. 
Od chwili, w której z siłą piorunową 
Nad potępioną twoją zagrzmi głową, 
Oddech twój kazi129 — a dotknięcie brudzi... 
Zwać się przestajesz dziecięciem swej ziemi, 
Bratem w rodzinie, człowiekiem wśród ludzi... 
Jesteś nędzarzem, chociażbyś miał złoto... 
Choćbyś miał matkę — samotnym sierotą... 
I bezpotomnym, chociażbyś miał syna... 
I trupem jesteś — między żyjącymi! 
  VESALIUS
Jakaż to ciemna i dzika potęga 
Po godność ludzką do czoła mi sięga? 
Jakaż to władza, posępna i krwawa, 
Moje najświętsze wydziera mi prawa? 
Jestżeś130 ty Bogiem, że słowa twe mogą 
Istotę moją zgnieść — i zdeptać nogą? 
Nie! Pókim żywy, nie zadrżę przed nikim... 
Ja wolny jestem — tyś jest niewolnikiem! 
  INKWIZYTOR
Zamilknij, stokroć zuchwały kacerzu! 
Słów twoich słuchać nie mogę bez grzechu... 
  VESALIUS
Więc inne niebo stwórz — i inne słońce, 
Nad głową moją klątwą gorejące... 
Inne powietrze stwórz mi do oddechu... 
I przestań Boga mego w swym pacierzu 
Nazywać ojcem, gdym ci nie jest bratem! 
  INKWIZYTOR
Za każde słowo odpowiesz — przed katem. 
 
zwraca się do swego orszaku
Niech wejdą Bianchi131!... Trup ten znieważony 
Pogrzebu chrześcijan od nas się domaga... 
Zakryć tę zgrozę! Podajcie zasłony... 
  VESALIUS
Myśl też jest szatą — a prawda jest naga. 
 
Wchodzą pokutnicy w białych kapach, z pochodniami a ustawiwszy się wokoło trupa, rozpoczynają chóralny śpiew.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 12
Idź do strony:

Darmowe książki «Z przeszłości. Fragmenty dramatyczne - Maria Konopnicka (czytak biblioteka TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz