Darmowe ebooki » Tragedia » Z przeszłości. Fragmenty dramatyczne - Maria Konopnicka (czytak biblioteka TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Z przeszłości. Fragmenty dramatyczne - Maria Konopnicka (czytak biblioteka TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Maria Konopnicka



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 12
Idź do strony:
class="verse">Czy uschły ręce te, które zburzyły  
Sławną książnicę szatańskiej mądrości?  
Czy się pustynia z żarami swoimi  
Od murów miasta cofnęła? Czy nie ma  
Mnichów tych, którzy ze swoich sandałów  
Na marmurowe pilony41 strząsali  
Prochy z gór Nitrii? 
  PIOTR
O to idzie właśnie! 
Niech w oczach ludu pustynia powstanie  
W straszliwej, wichrem przepasanej szacie,  
I rozpłomieni tchnienia swego żarem  
Rycerzy Boga... Niechaj wyda hasło  
I lud zgromadzi pod krzyża sztandarem...  
Niech do bram miasta z palm swoich szelestem  
Przyjdzie — i krzyczy śpiącym: »Oto jestem!«  
Ha!... Wtedy — drżyjcie bogi — i poganie,  
Bo przebaczenia nie będzie dla żywych,  
Ni dla kamieni... 
 
Słychać w oddaleniu krzyk GŁOS
Na pomoc!... na pomoc!... 
  PIOTR
Co to?... Pioruny pobiły się w niebie?... 
 
Chwila ciszy. Krzyk wznawia się. Anafest, jeden z milicji biskupiej, wbiega raniony . Potrąca się42 w ciemnościach o Amoniusza i pada. ANAFEST
Parabolanów mordują! 
  AMONIUSZ
cofa się
Dzień sądu!... 
  PIOTR
Upadł... trzeba mu głowę podnieść... 
  AMONIUSZ
Zgroza! 
  PIOTR
Jaka krwi struga! 
  ANAFEST
gasnącym głosem
Na pomoc... o!... o!... o!... 
 
Umiera. PIOTR
puszczając go
Trup już! Morderca zręczny był, na Boga!... 
  AMONIUSZ
Ach! jak on krzyknął przeraźliwie!... Jak on  
»Na pomoc«... przeraźliwie krzyknął! — Chryste!...  
Myślałem, że mi coś w wnętrznościach woła.  
I wiem, że ciągle krzyk ten słyszeć będę —  
I że pustynia bladymi ustami  
Przez które piaski, jak klepsydra43, toczy,  
Będzie mi odtąd krzyczeć w same uszy,  
W bezsenne noce: »Na pomoc!... na pomoc!...« 
  PIOTR
Cicho, na Boga!...  
 
po chwili
...Ja myślę, że gdyby 
Na moim miejscu stał ten portyk biały  
Domu Hypatii, przeklętej poganki,  
Jutro wszyscy jej podli niewolnicy  
Jak sprośne kundle warczeliby, jęcząc  
W ciężkich kajdanach, na plac prowadzeni,  
Gdzie by musieli ginąć wśród płomieni...44  
Ach! czemu ona nie jest niewolnicą!  
Ach, czemu nie jest! 
  AMONIUSZ
To powiedz kolumnom, 
Niechaj się ruszą białe — i tu przyjdą...  
Niechaj tu staną jako blade płaczki —  
I niechaj tłuką nad tym trupem w żalu  
Kamienne głowic swoich kapitele45... 
  PIOTR
Może ty kiedyś, Amoniuszu, będziesz  
Thaumaturgos46 — i zdziałasz te cuda... 
  AMONIUSZ
Jeżeli będę nim, każę za sobą  
Całemu miastu chodzić jak pies wierny...  
I stawać murem tam, gdzie zechcę stanąć...  
Płynąć łabędziem białym, gdzie popłynę...  
I ciebie miasta uczynię prefektem47,  
Byś niewolników palił w nim — jurysto48! 
  PIOTR
w zamyśleniu
Słuchaj no, bracie... a gdyby też... kiedy  
Kolumny nie chcą poruszyć się z miejsca,  
Trup się poruszył?... 
  AMONIUSZ
To powiedz mu: Powstań — 
A idź, czerwony, położyć się cicho  
Na tym marmurze białym, przed portykiem...  
I leż tam, z twarzą ku niebu podaną,  
Chłostany wichrem i burzą po śmierci...  
Niech grom w dzwon bije... niechaj błyskawice  
Palą nad tobą śmiertelne gromnice...  
Niechaj jak matka płacze cię ulewa...  
I — niechaj piorun „Requiescat”49 ci śpiewa...  
A może masz psa, to tutaj krew ciepłą  
Poczuje z dala — i skomląc, przybiegnie  
Lizać twarz bladą — i ranę twą skrzepłą —  
I będzie wył — wył — Na pomoc!... na pomoc!... 
  PIOTR
wstrząsa nim
Czy cię opętał czart?... Milczże na Boga!  
...Słuchaj, ja myślę... a gdybyśmy sami  
Trupa podjęli — i dalej ponieśli —  
I tam, ot widzisz, pod tymi palmami,  
Co jako straże o sto kroków stoją  
Od szatańskiego gniazda tej poganki,  
Cicho na ziemi złożyli?... I czegóż  
Cofasz się, blady? Czyśmy go zabili?... 
  AMONIUSZ
Kto wie? — Myśl czasem wydziera z rąk Bogu  
Straszliwą pieczęć jakiejś krwawej zbrodni. 
  PIOTR
Szały pustyni samotnej cię gonią  
Aż tutaj... Słuchaj! Korzystać nam trzeba  
Z nocy tej, która sprzymierza się z nami —  
I szybko działać... Nie gniewam się wcale,  
Że nam naradę na czyn przyszło zmienić.  
Bóg sam chce tego, mój bracie! Dotychczas  
Nie można było nic o tę gadzinę  
Zahaczyć w ruchach miasta, ni dosięgnąć  
Niczym białego i dumnego czoła...  
Bo jak monolit stała w oczach tłumu  
Bez skaz i pęknięć — z jednej sztuki cała...  
I dłoń się po tej obsuwała bieli  
Jako po gładkiej tafli kryształowej,  
Nie mając o co zaczepić tej dumnej...  
Lecz niech raz tylko imię jej się wplecie  
W jakiś wypadek uliczny i krwawy,  
Niech lud raz na nią oczy śmiało zwróci  
Jako na słońce zachodzące w ciszy,  
Kiedy już blaski zagasi jaskrawe...  
Niech raz jej imię obiegnie po placach,  
W ustach pospólstwa — i zmiesza się z błotem,  
Które tak łatwo podjąć — i w twarz rzucić,  
A ja przysięgam, że rozdmucham iskrę  
W pożar, co zajmie ten dom, od różycy50  
Kolumn do podstaw... Cóż? — chcesz mi pomagać? 
  AMONIUSZ
Przeciw poganom — tak! — Lecz ja chcę jawnie  
Iść jako rycerz Chrystusowy, śmiało  
W błękity nieba o dniu jasnym patrząc,  
Rychło aniołów posiłki nadlecą...  
Chcę iść, toporem zdruzgotać te mury —  
I wywlec bladą tę — i chrzcić ją we krwi —  
I na obiatę51 złożyć Panu Bogu  
Za grzechy własne — i całego miasta...  
Ja chcę na czele mnichów moich czarnych  
Jako szarańcza spaść na tę stolicę,  
O wschodzie słońca różową w swej bieli,  
Żeby poganin krzyczał: »Klęska!... klęska!...«  
I mnie tym krzykiem krew popędzał w żyłach...  
Chcę iść na czele rozognionych twarzy,  
Co płonącymi źrenicami palą  
Jako czerwonym żelazem — pierś wroga...  
Ja chcę chorągwi i hymnów i krzyża —  
I słońca, coby wkładało na czoło  
Złocistą glorię... chcę tłumów — i Boga! 
  PIOTR
Więc ja sam zrobię... 
 
schyla się i unosi trupa
...O! jak on ociężał... 
  AMONIUSZ
Krew mu się z rany rzuciła... o Chryste! 
  PIOTR
wlokąc trupa
Idźże przede mną...  
  AMONIUSZ
Co? chcesz ze mnie robić 
Czarną gromnicę?... Niech ci burza świeci  
I jako giermek niech idzie przed tobą  
Z piorunowymi pochodniami... 
 
błyska — uderza piorun
...Ave!... 
Słuchaj mnie, Piotrze, połóż tego trupa...  
Bo jakaś siła potężna mnie chwyta  
Od końca stopy na drżącej tej ziemi  
Aż do ostatnich strzępków moich włosów,  
Które powstają jak wichry nad dołem —  
I zaczepiają się o węże złote  
Krwawych błyskawic — i drżą — i goreją  
Jako korona nad świętych obliczem...  
I wiem, że gdybym powiedział w tej chwili  
Temu trupowi: Wstań! — on by tu wskrzesnął52...  
I gdybym tylko jednym palcem skinął,  
Ty padłbyś martwy przed mymi stopami...  
A trup ten — włosy twoje kędzierzawe  
Wkoło rąk krwawych owinąłby sobie —  
I ciągnąłby cię pod próg tej poganki —  
I tam byś leżał — aż do dnia sądnego! 
  PIOTR
cofa się
Thaumaturgos!... Odejdź, przeraźliwy!...  
Piorun w przelocie gubił iskry złote —  
I nimi włosy twoje rozpłomienił...  
Grzmot w słowa twoje huk zaklął straszliwy...  
A błyskawica, co leci z twej dłoni,  
Chwyta mnie żądłem... i warczy... i goni... 
  AMONIUSZ
Nędzny, do rzeczy podłych tylko zdolny!  
Idź! grzesz w ciemnościach! Idź! idź! jesteś wolny!  
Lecz jutro — jeśli tłum da się rozpalić  
Jako suchego łuczywa ognisko,  
Przyjdę z pustyni... chcę sam własną ręką  
Krzyż lub nóż zatknąć w piersiach tej poganki!... 
  PIOTR
Zawołaj burzy!... Niechaj mnie nie ściga  
Swymi krwawymi źrenicami... 
  AMONIUSZ
Odejdź! 
 
Piotr oddala się z wolna. Słychać przyciszone grzmoty. AMONIUSZ
sam
Ha! więc nareszcie!... Znędzniały przez posty,  
Od bezsenności wybladły, szalony,  
Z ciałem zoranym i wyschłym od chłosty,  
Tysiącem pokus szatańskich dręczony,  
Walczyłem dotąd — i zawsze daremnie...  
Czułem cię w piersiach, ty piękna... ty biała,  
Co gdzieś istniałaś daleko ode mnie,  
Wabiąc rozkoszą miłości — i ciała... 
 
zasłania rękami oczy
Cicha i lekka, przez skwarne puszcz53 piaski  
Szłaś zmrokiem, by mi zarzucić ramiona  
Na szyję, zgiętą pod mniszym kapturem...  
Uśmiech twój miewał nagle jakieś blaski,  
Jakby ust twoich królewska zasłona  
Skarb zakrywała przed okiem olśnionem...  
Szłaś — i dziewiczem wabiłaś mnie łonem...  
A palmy imię twe śpiewały chórem...  
A wiatr twe tchnienie niósł mi gorejące...  
Jam padał na twarz w pustyni kurzawę,  
Jak na ogniste mąk piekielnych łoże —  
Głuszących hymnów śpiewając tysiące,  
Które leciały przez gwiazd blaski mgławe54,  
Przez chór zdumionych aniołów do Ciebie,  
Nieogarniony w ciszy wiecznej Boże! 
 
wznosi głowę
Więc to ty byłaś!... Ty, przed której domem  
Stoję — i mówię wichrami i gromem  
I w łzach gorących taję, jak kaskada...  
Biada ci! pustynia już wstaje!.... 
 
Grzmi. ODDALONE GŁOSY
...Biada!... 
  II
Dom Hypatii. Otwarta z kolumn białych galeria. Na lewo ogrody i nekropolis55, na prawo amfiteatr i wodotrysk. W głębi port. Grupa rozmawiających przypatruje się krajobrazowi. Przejrzysty zmierzch. ATENAGOR
Ze wszystkich świata całego uroków  
Najwięcej kocham ten kawałek ziemi:  
Błękitną przystań z masztami ciemnymi,  
Jak las wiszący, pośród mgły — i zmroków —  
Tłum białych kolumn, co lekkie, wytworne,  
Portyków strzegą — i niebo wieczorne. 
  HYPATIA
Jak to? Grek młody w tak szczupłym przestworze,  
Nie lecąc dalej ni wzrokiem, ni duchem,  
Znajduje wszystko, co kocha — i zowie  
Pięknem na ziemi?... O Atenagorze!  
Wytęż ty oko jak orzeł do słońca —  
Przeleć spojrzeniem las masztów przystani...  
Tam szumi morze, niezgłębione morze,  
Co jak myśl ludzka wiecznym żyje ruchem —  
I jak duch rwący się z ciemnej otchłani,  
Fale swe wiecznie o brzegi roztrąca...  
Słuchaj ty jego burz, które szaleją,  
Jak żądzy ślepej niszczące orkany...  
Słuchaj, jak przypływ, wezbrany nadzieją,  
Potężną piersią uderza o ściany  
Skalistych brzegów — a w chwilę ze drżeniem  
Cofa się w siebie śmiertelnym zwątpieniem —  
I wody swoje toczy zadumany,  
Jak człowiek, który szuka w piersi dzielnej  
Siły do walki duchów nieśmiertelnej...  
Słuchaj tej ciszy, co spada przejrzysta  
Na ukojone, wysrebrzone fale —  
I niech twa dusza w jasnych wód krysztale  
Tonie, jak perła przeczysta...  
— Jeśli w świat zjawisk na ziemi i niebie  
Przedwieczna mądrość idee wcieliła,  
Mniemam, iż morze, ruch wieczny i siła,  
Wieczna harmonia życia — i przemiana,  
Przed którą zawsze w nieskończoność droga,  
Która wyczerpać nie w stanie jest siebie,  
Żadną potęgą nieopanowana —  
Jest formą bytu godną — nawet Boga! 
  ATENAGOR
Cicho, Hypatio! Posejdon cię słucha! 
  DEJTEROS
A co jest, powiedz, formą godną ducha? 
  HYPATIA
Mniemam, że człowiek. 
  DEJTEROS
Człowiek? Wielkie bogi! 
Człowiek, ten, który od swego stworzenia  
Dotąd się błąka w ciemnościach bez końca,  
Nie mogąc znaleźć dla swego istnienia  
Formy społecznej — i wielkiej tej drogi,  
Co wiedzie duchy do słońca? —  
Człowiek, co nazwał występki i zbrodnie  
I w dziejach czyny zapisał najkrwawsze?...  
Człowiek, co tchem swym zagasza pochodnie  
Światła — i tłumi je zawsze?...  
Człowiek, co większe usypał mogiły,  
Niźli śmierć sama, w morderczych wyprawach?...  
Człowiek, co trwoni duchowe swe siły  
W zbytkach, rozkoszach, zabawach?...  
Człowiek, co chaos w zamęcie wyręcza,  
Mnożąc ustawy wątpliwe i ciemne,  
Osnuwające jak siatka pajęcza  
Nawet wzruszenia tajemne?...  
Człowiek, co gdyby nie iskry te boże,  
Które świat pchają po torach przyszłości,  
Stworzyłby tłumy, gromady, lecz może  
Nigdy nie zaznał ludzkości?...  
Człowiek, co z brata swojego, nędzarza,  
Miecz pomsty ukuł — i krwawego wroga?...  
Co od
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 12
Idź do strony:

Darmowe książki «Z przeszłości. Fragmenty dramatyczne - Maria Konopnicka (czytak biblioteka TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz