Z przeszłości. Fragmenty dramatyczne - Maria Konopnicka (czytak biblioteka TXT) 📖
Krótki opis książki:
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Maria Konopnicka
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Z przeszłości. Fragmenty dramatyczne - Maria Konopnicka (czytak biblioteka TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Maria Konopnicka
ani wnuka...
Dom mój jest pusty, a życie samotne,
Myśli — a księgi — to już wszystko moje
I nie zostawię nic, schodząc ze świata...
No, stary! otrzyj łzy! To nie jest skarga!
Widzisz, tak czasem serce się oszuka
W swojej miłości, że zamiast rodziny
Kocha samotnych swych badań godziny —
I cel daleki — który na swym grobie
Chce zamiast syna zostawić po sobie.
Chceszże mi pomóc?
HAGON
A więc, niech tam w niebie
Bóg oczy zamknie — i nie widzi ziemi!
Panie mój, nigdy nie opuszczę ciebie...
Zostań; sam trumnę rękami własnemi
Otworzę, trupa przyniosę tu z Nelem.
A jeśli czarna uderzy godzina,
Niech nikt nie mówi, że Hagon się lęka
Być nieszczęsnego pana przyjacielem...
Zginiemy razem... Kocham cię, jak syna!
VESALIUS
Dzielny mój stary! Oto moja ręka!
Hagon oddala się z pośpiechem.
. . . . . . . . . . . . . . . .
O tajemnico, stokroć życia warta!
Jaż bym się zachwiał u twoich podwoi114,
Kiedy przede mną ciemna twoja karta
W nagłym przebłysku objawiona stoi!
Jaż bym się zachwiał, zrobiwszy już tyle!
Czyliż wiek męski zaprzeczy odwadze
Młodości mojej? — a trwoga — mej sile?
Czyliż sam siebie i cele swe zdradzę?...
Jaż bym się zachwiał? — Mistrzów moich duchy
Wołają na mnie: «Śpiesz!...». W wieków pomroce
Przyszłych pokoleń zaczynione ruchy
Wołają na mnie: «Śpiesz!...». Bezsenne noce,
W których zbierałem rozbite okruchy
Tajemnic wiedzy, ciszy mi nie dają,
Lecz jak sto haseł: «Śpiesz się! śpiesz!...» wołają.
Do czynu zatem! Na wieków zegarze
Narodzin światła wybija godzina...
Za sto lat jakich — wzniosą mu ołtarze...
Lecz niech ja pierwszy światu dziś pokażę
Odrodzonego myśli mojej syna.
Dość snu! Niech ludzkość powstanie ockniona!
staje w zamyśleniu przed otwartym oknem
O nocy! bądź mi stokroć pozdrowiona!
Bądź mi pozdrowion, ty uśpiony grodzie!
Bądź pozdrowiony, wielki ty narodzie,
Nad którym wiszą mgły dziejowej cienie...
Bądź pozdrowiona, ludzkości, walcząca
Z własną niemocą na drodze do słońca...
Ty, co krzyżujesz proroki twe wieszcze,
Co w bólach rodzisz duchowe olbrzymy,
Bądź pozdrowiona! Gdy stosów twych dymy
Krwi purpurowe zagaszą już deszcze,
Ty prochom moim zwróć to pozdrowienie!
. . . . . . . . . . . . . . . .
Jakże mi smutno dzisiaj! Jakieś głosy,
Stłumionych żarów pełne i tęsknoty,
Szepcą mi w duszy słowa upojenia!...
Jestem jak Arab, ginący z pragnienia,
Który z oczyma, wbitymi w niebiosy,
Z błękitów czeka zejścia białej rosy,
By nagą piersią przyjąć jej pieszczoty...
O!... jak mi smutno!... Chciałbym skłonić głowę
Na czyjeś ramię — i odpocząć w ciszy —
I myślom gorzkim wykraść te godziny,
W których pierś każda snem, lub żądzą dyszy,
I usnąć — jak to miasto marmurowe...
. . . . . . . . . . . . . . . .
O nocy, stokroć samotna! O nocy,
Która dla tłumów miękkie ścielesz łoże!
Myśl na twych skrzydłach gwiaździstych ulata
W nieskończoności pełne głębin morze
I szuka pierwszych, wielkich dźwigni świata
I ginie w własnej niemocy!...
O życie! Wielkie nic, bytem nazwane!
Palących pytań pełne masz źrenice
I w pierś mi ciskasz — jako błyskawice,
Zagadki swoje — nigdy nie poznane...
Ty myśl człowieka przerzucasz od krańca
Niemych podziwów dla złotej swej księgi
Aż do zwątpienia, smętnego wysłańca
Zbudzonej w duchu świadomych potęgi...
O życie! Twoje kwiaty i owoce
Są dla tych tylko, co wielbią twe słońce;
Dla myśliciela masz samotne noce
I gorzkich zwątpień amfory trujące.
. . . . . . . . . . . . . . . .
Chwila milczenia.
Hagon i Nel wnoszą trupa młodej kobiety.
NEL
Uf!... ciężka! — Jeśli Pan Bóg na wagę ją bierze,
To dobry handel robi... Panie, gdzie położyć?
VESALIUS
Tu... na stole... ostrożnie...
NEL
Na mego patrona!
Gdyby ta piękna panna miała tutaj ożyć,
Dopiero by to była srodze zadziwiona!
Piękne mi towarzystwo: obcęgi — i noże —
I noc... A jaka czarna noc!... Panie doktorze,
O czepiec mej prababki z wami się założę,
Żem zarobił reala115... — Hej! słuchaj mnie, Hago!
A przestańże tam klepać, jak tartak, pacierze
I zabierz tę zasłonę — trupy chodzą nago.
Chce zdjąć zasłonę pokrywającą ciało, w czym mu przeszkadza ruch Vesaliusa, zajętego dobieraniem narzędzi.
VESALIUS
Zamilknij — albo odejdź!
HAGON
Jesteś sprośne zwierzę!
NEL
Hę? co? jak?... zwierzę, mówisz?... A ty, mój bałwanie,
Jesteś podszewką zwierza na wywrot116...
HAGON
O panie!
Każ mu odejść! Niech słowem nie kala tej sprawy!
NEL
Odchodzę już!... odchodzę!... Boże mój łaskawy!
Odchodzę już...
zbliża się do stołu
Panienko, czy tańczysz bolero?117
Jeśli nie, jesteś zerem; bo trup — jest to zero!
VESALIUS
Oto zapłata twoja; zostaw mnie z Hagonem...
NEL
Idę... idę... odchodzę... Hej, bańki mydlane,
Co się zowiecie ludźmi, dobranoc wam, bańki!
Co za noc! Albo jestem babki mej wrzecionem118,
Albo w całym Madrycie prawić będą niańki
Dzieciom do snu historie o tej nocy!...
HAGON
Przecie
Dobry wiatr przewiał tę błazeństwa chmurę,
Grad słów sypiącą!
VESALIUS
Duchy rozłamane
Tak przyjmą prawdy rodzące się w świecie:
Jedni z przestrachem odwrócą spojrzenia,
Jak stary Hagon, bojąc się zgorszenia,
Inni, jak Nel ten, pojęciem swem niskiem
Obejmą tylko to, co jest zjawiskiem
I zmienną formą wiecznego istnienia;
A rzadki myślą uleci tam, w górę,
Gdzie prawa pisze Bóg gromowym błyskiem.
Chwila uroczystego milczenia. Vesalius unosi z wolna zasłonę, pokrywającą trupa
O wielki, cichy śmierci majestacie!
O blada jutrznio119 słonecznego świtu!
O pracownico Boga — i przyrody,
Co stapiasz wszystkie formy i postacie
W zaczyn drgający wieczystego bytu
I ścierasz wszystkie bóle i radości
Z martwego czoła tchem nieskończoności,
Zaklinam ciebie, o śmierci milcząca,
Przez wieczny spokój twój — i twoją ciszę,
Niech głos natury jasno dziś usłyszę
I niech ta walka, co pierś mi roztrąca,
Wobec się twojej uciszy pogody!
. . . . . . . . . . . . . . . .
Boże! Ja nie chcę burzyć Twych ołtarzy...
Ja nie chcę wstrząsać świątynią Twej chwały...
Lecz czyż duch, który badać się odważy
Dzieła Twe, Panie, zwan120 będzie zbyt śmiały?
I czyliż mu to poczytasz za zbrodnię,
Że u przyrody jasnego ogniska
Dla wieku swego rozpala pochodnię
I ponad tłumów cień — myślą wybłyska?
Czyż grzech potęgę twórczą Twej wszechmocy
Rozważać w wiecznych ustawach istnienia?
Czyliż Bóg światła — zwie się Bogiem nocy?
A droga prawdy — drogą potępienia?
Nie! Przyjdą wieki nowe, wyzwolone
Z niewolniczego dla bóstwa postrachu
I prawd najwyższych słoneczną zasłonę
Śmiało podniosą w tajemnym tym gmachu,
Gdzie Bóg przyrodzie przepisuje prawa,
A pod jej berło byt wszelki poddawa121.
Stłumione dzisiaj rozbudzą się głosy
I nowe prądy w pierś ludzką uderzą...
Nowy widnokrąg rozszerzą niebiosy...
Duchy walczące potęgę swą zmierzą
Z zagadką życia zwikłaną, prastarą
I wiedzą uczczą to, co dziś czczą wiarą.
Hagon nasłuchuje z trwogą
Dalej, Hagonie! odwagi! Do dzieła!
Uderza nożem w pierś trupa i chwilę pracuje w milczeniu.
HAGON
Panie! ktoś idzie... pochodnia mi drgnęła...
Słychać wrzawę zmieszanych głosów, a po chwili silne uderzenia w bramę.
GŁOS
Otwórzcie, w imię prawa!
HAGON
Idą, panie!...
Ukryjmy trupa...
Usiłuje zarzucić zasłonę na stół.
VESALIUS
zajęty pracą
Co robisz, Hagonie?
Uderzenia w bramę ponawiają się.
HAGON
Panie, to zbiry!... Ja trupa zasłonię...
Zagaszę światło...
VESALIUS
Nie, to być nie może,