Darmowe ebooki » Tragedia » Faust - Johann Wolfgang von Goethe (czy można czytać książki w internecie za darmo .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Faust - Johann Wolfgang von Goethe (czy można czytać książki w internecie za darmo .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Johann Wolfgang von Goethe



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 51
Idź do strony:
wielki w sobie i mały zarazem. 
Okrutnieś mnie odepchnął w odmęt ludzkiej doli; 
co teraz? cóż mam czynić? posłuchać twej woli? 
O! czyny nasze wszystkie i nasze cierpienia 
hamują bieg żywota! 
Najwyższe natchnienia 
plączą się, zadzierżgają o obce widzenia: 
gdy się nam dobro zdobyć i ogarnąć uda, 
wszystko, co odeń lepsze — zmamienie i złuda! 
Najwspanialsze uczucia, potęga zachwytu 
w lód się ścina w zamęcie globowego bytu. 
 
Gdy wyobraźnia nasza w śmiałym naprzód locie, 
pełna górnych nadziei w wiecznej mknie tęsknocie, 
lada rozbicie szczęścia u skalnego złomu 
więzi nas w bezradosnych czterech ścianach domu! 
Troska gnieździ się w sercu i tysiąc niesnasek; 
wtedy na twarz przywdziewasz smutną złudę masek 
i nazywasz je różnie wedle konieczności: 
zjawą domu, rodziny, zagłady, miłości; 
drżysz ciągle i lękasz się, wieczną trwogę czujesz, 
i to, czego nie tracisz — właśnie opłakujesz. 
 
Nie jestem Bogiem! duszę kornie chylę; 
robakiem jestem, który żyje w pyle, 
smagany biczem lęku, nieustanną trwogą, 
że go przechodzień zmiażdży nieostrożną nogą. 
 
Pył i ksiąg szereg liczny, co się wkoło piętrzy, 
mole i bezpotrzeba obmierzłych40 rupieci, 
oto wszystko, w czym żyję, skąd myśli najświętszej 
wyczekiwałem — długo — czyż dziw, że nie świeci? 
Czyliż mam czytać o tym, że w życia obręczy 
człowiek nędzny wpleciony wieczyście się męczy? 
że na stulecia może jeden jest szczęśliwy? 
Czaszko! cóż grymas śmiechu znaczy urągliwy? 
chcesz nim powiedzieć, że mózg twój przed laty 
tak, jak mój dzisiaj, po manowcach błądził 
i szczęścia szukał pełni przebogatej? 
i w państwie myśli szaleństwem się rządził? 
Przyrządy niepotrzebne, śmiecie kół i noży, 
skalpele i sprężyny! — Przed bramami stałem, 
lecz zatrzaśniętych nicość wasza nie otworzy!  
Przyroda zasłonięta giezłem41 zblękitniałem, 
nie zezwala go zedrzeć! — nikt jej nie posiędzie, 
gdy ona sama nie chce! Na nic tu narzędzie! 
Stare sprzęty spłowiałe, niepotrzebne graty, 
stoicie, jak was ojciec ustawił przed laty! 
Pergaminie zwinięty, dymem okopcony, 
przesłuchałem nad tobą wiele lat zgarbiony. 
I cóż? — obym was raczej roztrwonił rozrzutnie, 
niźli wraz z wami pyłem okrywał się smutnie! 
Czym ojcowego mienia dziedziczenie? 
co zapracujesz, w należnej jest cenie. 
Bezużyteczne ciężarem się staje — 
jedyna wartość w tym, co chwila daje! 
 
Lecz czemuż wzrok mój ciągle od ksiąg i rupieci 
do tej flaseczki wraca, co na półce świeci? 
ilekroć spojrzę na nią, barwi się, jaśnieje 
jak księżyc, który nagle w borze zbłękitnieje. 
 
Witam cię, przyjaciółko, pozdrawiam nabożnie 
i zdejmuję z tej wnęki lekko i ostrożnie; 
w tobie uwielbiam sztukę i rozum człowieczy, 
kwintesencjo wszystkiego, co zbawia i leczy; 
oto wywar, co w sobie śmierć i ciszę ziszcza, 
o, bądźże dziś łaskawy dla swojego mistrza! 
Widzę cię — wraz cierpienie i smutek mój pierzcha, 
dotykam — ból pożądań zamilka i zmierzcha. 
Burza, co ducha mierzwi, zatapia się w ciszę: 
statek życia na morzu pełnym się kołysze; 
pode mną głębie tajemniczych lśnień! 
do nowych brzegów wabi nowy dzień! 
Wóz złoty, płomienisty na skrzydłach się zniża — 
po mnie on przybył! — oto chwila się przybliża, 
w której na nowej drodze, drodze eterycznej, 
stanę do wielkich czynów w przestrzeni sferycznej! 
O, życie wzniosłe, o, radości boska, 
czy to ja jestem — czy to moja troska? 
Odwróciłem wzrok chory od ziemskich rubieży42 — 
oto bezmiar przede mną rozjaśniony leży; 
otwieram złote bramy, które mija chyłkiem 
człowiek przewidujący, strwożony wysiłkiem. 
Czas nadszedł, aby czynem zaświadczyć przed światem, 
że godność ludzka boskiej mocy bratem; 
niestraszne dla mnie piekielne podcienie, 
gdzie wyobraźnia maluje cierpienie;  
wyjść szukam wszędy — chociażby przy bramach 
płomienny szatan knuł na ducha zamach. 
O, niechaj radość jasna w sercu mym zagości, 
choćby ta droga nawet wiodła do nicości! 
 
A teraz ciebie biorę, czaro kryształowa, 
ukryta w czarnym puzdrze43; już wieku połowa 
mija bez mała, gdy to dla swych miłych gości 
ojciec na wielkie stawiał cię uroczystości; 
rozweselałaś serca — podawana wkoło, 
krążyłaś wśród toastów wznoszonych wesoło; 
niejeden z sztychów44 rżniętych w krąg zgrabny i ładny 
chwalono wdzięcznym rymem w uciesze biesiadnej; 
niejedna noc młodzieńcza powraca pogodna, 
gdy wino z ciebie pito jednym haustem do dna! 
Nie podam ciebie więcej swemu sąsiadowi, 
i pochwały na pełną nikt już nie wypowie; 
napełniam cię napojem z własnego wyboru — 
na śmierć upija siła ciemnego likworu; 
ostatni raz cię do ust podnoszę: na zdrowie 
idącego poranka! Jutro — twoje zdrowie!! 
 
Przykłada czarą do ust. Bicie dzwonów i śpiewy chóralne. CHÓR ANIOŁÓW
Chrystus zmartwychwstał! 
Radość dla ludzi, 
których grzech brudzi, 
których grzech trudzi; 
Chrystus zmartwychwstał!  
  FAUST
Pieśni cudowna! Uroczyste dźwięki, 
które mi czarę wytrącacie z ręki!  
czyliż muzyką dzwonów niepojętą 
zmartwychpowstania ogłaszacie święto? 
Czyliż to dźwięczą nabożne chorały, 
które w Wielkanoc kojąco wołały 
mojej młodości nabożne: „Hosanna, 
nowych przymierzy godzino poranna”? 
  CHÓR NIEWIAST
Wonnościami namaszczony, 
w grobie Pan nasz położony, 
w płótna białe owinięty, 
spoczął Chrystus z krzyża zdjęty. 
Tą godziną powołaną 
przyszłyśmy w dzisiejsze rano, 
niesiem mirry45, nard46 i chusty — 
ciała nie ma — a grób pusty.  
  CHÓR ANIOŁÓW
Chrystus zmartwychwstał! 
Szczęsny — w miłości 
swe przeciwności 
zwalcza radośnie — 
ożył miłośnie! 
Chrystus zmartwychwstał! 
  FAUST
Przyszłyście do mnie, dźwięki wzniosłe, w gości, 
w godzinie pustki i wielkiej żałości; 
wołajcie ludzi cichych i godnych ofiary, 
słyszę wasze wołanie, lecz już nie mam wiary! 
Najsłodszym dzieckiem wiary jest cud! a ja przecie 
nie znajdę już odwagi, by w sferycznym świecie 
waszej muzyki szukać słów Wielkiej Nowiny. 
A jednak w graniu dzwonów wracają godziny 
dobrej młodości mojej na zawsze odbiegłej, 
gdy święte pocałunki od zguby mnie strzegły. 
Wołacie mnie do życia! lata w was się głoszą, 
w których korna modlitwa była mi rozkoszą, 
a tęsknota mnie wiodła w głąb wiosennych kniei, 
gdzie z łez gorących wstał kształt nowych idei. 
O, szczęsne święto wiosny! Czasie wspomnień błogi! 
wstrzymujesz krok ostatni na połowie drogi. 
Grajcie dzwony i pieśni! dźwiękami słodkiemi 
otoczcie serce moje! powracam w krąg ziemi! 
  CHÓR UCZNIÓW
Oto stracony i pognębiony wznosi się w górę; 
wzniosłość i życie walczy, zwycięża groźną wichurę. 
Radość tworząca, wiedza widząca w sercu się ziszcza; 
dom się wzbogaca, szczęście powraca naszego mistrza. 
  CHÓR ANIOŁÓW
Chrystus zmartwychwstał! 
Grób przezwyciężył! Serca wyzwala z więzów nicości! 
Czynem Go wielbcie, braterstwem darzcie, wianem47 miłości! 
Chrystus zmartwychwstał! Przełamał mroki, 
ku wam, pokorni, kieruje kroki!  
  PRZED BRAMĄ MIEJSKĄ
Faust, Wagner, Czeladnicy, Służące, Studenci, Mieszczanki, Obywatele, Dziad, Stara Baba, Żołnierze, Chłopi.
Miejsce przechadzek.
Sporo luda. CZELADNICY
Dokądże, dokąd to tak skoro48? 
  INNI
Do leśniczówki upłazami49.  
  PIERWSI
A my do młyna, chodźcie z nami. 
  CZELADNIK
A ja wam radzę nad jezioro. 
  DRUGI
Po cóż drogami iść zwykłymi? 
  DRUDZY
A ty co robisz?  
  TRZECI
Idę z nimi. 
  CZWARTY
Radzę wam, chodźmy na folwark co żywo, 
najładniejsze dziewuchy i najlepsze piwo, 
i harmider tam, co się zowie tęgi. 
  PIĄTY
Wisus50 z ciebie, kolego — nie pomnisz51? a cięgi, 
które dwukrotnie brałeś? chcesz raz trzeci jeszcze? 
ja nie idę, to miejsce, zda mi się złowieszcze. 
  SŁUŻĄCA
Ja już wracam do miasta; zresztą, co kto woli. 
  DRUGA
Spotkamy go na pewno przy tamtej topoli.  
  PIERWSZA
Wielka mi rzecz! Toć z tobą gwarzył będzie 
i z tobą tylko tańczył w pierwszym rzędzie; 
chcesz pogruchać i zażyć miłości, 
cóż mnie obchodzą twoje przyjemności? 
  DRUGA
Nie będzie sam na pewno, bądź więc bez obawy, 
mówił mi, że z nim przyjdzie, wiesz, ten kędzierzawy.  
  STUDENT
Sto diasków, jak te dziewki rozkosznie się noszą! 
chodź, bracie, ino podejść, same nas poproszą; 
fest zakurzyć i popić, i tęgo mieć w czubie, 
strojna dziewka do tego, oto, co ja lubię. 
  MIESZCZANKA
Spójrz tylko na tych chłopców, jak oni się trwonią, 
Bóg wie, co mieć by mogli — za dziewkami gonią. 
  DRUDI STUDENT
do pierwszego
Nie śpiesz tak — tam za nami idzie para gładka52, 
jedną z nich znam i lubię, to moja sąsiadka; 
idą sobie powoli, w biodrach się kołyszą, 
na pewno rade będą zgrabnym towarzyszom. 
  PIERWSZY
Ja na tamte dzierlatki większą mam ochotę; 
po co mi zalecanki, długie ceregiele, 
zresztą ręka, co miotłą para się53 w sobotę, 
ta na pewno najlepiej popieści w niedzielę. 
  OBYWATEL
Ani mi się podoba, ani jest rozumny 
nasz nowy burmistrz — pyszny jest i dumny, 
dla miasta nic nie robi, z dniem każdym jest gorzej, 
utrudnienia wciąż nowe i przeszkody tworzy; 
bądź uległy, posłuszny, ciągle płać podatki — 
jak to tak dalej pójdzie — trza zbierać manatki.  
  DZIAD
śpiewa
Panowie dobrzy, niewiasty nabożne, 
strojne, rumiane, piękne, wielemożne; 
dobo scęśliwo!  
prose wos, w dniu tym, w którym sie ciesycie, 
rzućcie jałmużnę, duse swą zbawicie, 
niek dziod ma żniwo. 
  OBYWATEL DRUGI
Gdy tak we święta cicho i spokojnie, 
chętnie się gwarzy o bitwach i wojnie, 
że to w tej Turcji bitki są i sprzeczki — 
słuchasz, pociągasz z nadobnej szklaneczki, 
a rzeczka płynie, z towarem okręty, 
wracasz do swego domku uśmiechnięty, 
rad, że to pokój w ojczyźnie jest święty. 
  OBYWATEL TRZECI
Słusznie, sąsiedzie! Tylko ład i praca 
toruje drogę wiekowi złotemu, 
niechże się wszędzie wali i przewraca, 
byleby w domu było po staremu. 
  STARA BABA
do Mieszczanek
Jakie to strojne panny — jak się złocą! 
każdy się snadnie54 w was zakochać może, 
jeno55 się zbytnio nie dróżcie — bo po co? 
— gdyby coś tego — to stara pomoże. 
  MIESZCZANKA
Chodźmy, nie mówmy z wiedźmą na widoku, 
zaczęto by nas obmowami chłostać; 
wiesz — na Andrzeja ubiegłego roku 
w wosku mi męża pokazała postać. 
  DRUGA
I mnie to samo, tylko że w krysztale, 
w gronie wojskowych właśnie go widziałam — 
sam także żołnierz — mówię ci, wspaniale!... 
Lecz go dotychczas jeszcze nie spotkałam. 
 
Śpiew żołnierzy
Mury, blanki56, serca, wianki, 
twierdze harde i kochanki 
zdobyć szturmem — w to mi graj! 
 
Panieneczko! grzmi fanfara! 
do ataku! naprzód, wiara! 
do alarmu, trąbko, graj!  
 
Czarne oczy u tej wojny, 
żywot przy niej niespokojny! 
Czarnooka! buzi daj! 
Nad żołnierza nie masz pana! 
musisz moją być, kochana! 
znaj żołnierza! pana znaj! 
 
Faust i Wagner nadchodzą. FAUST
Lody puściły. Strumienie i rzeki 
niosą w rozbłyskach śpiew idącej wiosny; 
aż po zmodrzały widnokrąg daleki 
ziemia hymn śpiewa wonny i radosny. 
Zima, w manowcach posępnych ukryta, 
dmie ostatkami sił, wiatrem szronistym; 
słońce z dnia na dzień bujnieje, rozkwita 
przepychem kwiatów, wzniosłym, uroczystym. 
A jak te kwiaty, tak strojni przechodnie 
barwą się mienią — spójrz jeno ku bramie — 
długim szeregiem idą — tak pogodnie! 
krasne bukiety w wiosny panoramie. 
Z ponurych murów na świetlane błonie 
— jako na dłoni widać z tego wzgórza — 
rój dziew i chłopców wylata i płonie, 
w słonecznych blaskach pławi się i nurza. 
Tak radość chłoną od wczesnego rana, 
idą, przystają i znów idą dalej — 
i sercem wielbią Zmartwychwstanie Pana, 
w tym dniu wiosennym sami zmartwychwstali. 
Z niziutkich domów, z suteryn57, z poddaszy 
i z wąskich ulic gwaru, rojowiska, 
idą ku kwietnej i słonecznej paszy, 
gdzie smęt daleko jest, a radość bliska. 
Spójrz jeno — miasto budzi się i roi, 
i szumną falą rozlewa po łące; 
rzeka żaglami, tratwami się stroi; 
tam łódź ostatnia w dale migocące 
z ochotną ciżbą płynie wśród śpiewania: 
z hali górale idą, lśnią jak w zbroi 
w wzorzystej krasie szumnego58 ubrania. 
Jasna, wesoła chwil uroda 
pod niebem wielkim, modrym, lekkim... 
budzi się radość i swoboda — 
oddycham w pełni nią! — Jestem człowiekiem. 
  WAGNER
Z tobą przechadzka, mój panie doktorze, 
korzyść niemała, zaszczyt bardzo duży, 
lecz sam bym nie szedł tu o takiej porze, 
nie lubię chamstwa, krzykliwość mnie nuży. 
To smyczkowanie, krzyki, hałas, wrzawa, 
po prawdzie mówiąc, napełnia mnie gniewem, 
może to dła nich wreszcie i zabawa, 
dla mnie to ryki, co oni zwą śpiewem. 
  CHŁOPI POD LIPAMI
taniec, śpiew
Pasterz się przybrał, poszedł w tan 
w kwiaciastej jubce59, na łbie wian; 
pod lipą taneczników koło 
śpiewa i wodzi rej wesoło. 
Oj! dana, dana, 
dana, da — 
wodzi rej wesoło! 
Pośród tancerzy lotnych kół 
znalazł dziewuchę, wziął ją wpół — 
niechcący pchnął ją — ona: „Wara60! 
cóż za latawiec i niezdara”. 
Oj! dana, dana, 
dana, da — 
latawiec, niezdara! 
 
W głowie się kręci — oczy mglą — 
w lewo i prawo — toż to szło — 
z ręki dziewuchy szły do ręki — 
furczą i wznoszą się sukienki. 
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 51
Idź do strony:

Darmowe książki «Faust - Johann Wolfgang von Goethe (czy można czytać książki w internecie za darmo .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz