Darmowe ebooki » Tragedia » Faust - Johann Wolfgang von Goethe (czy można czytać książki w internecie za darmo .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Faust - Johann Wolfgang von Goethe (czy można czytać książki w internecie za darmo .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Johann Wolfgang von Goethe



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 51
Idź do strony:
żyje na ziemi, wódź go na pokuszenie — 
z błędem jest ożenione wszelkie człowiecze dążenie.  
  MEFISTOFELES
Dzięki Ci, Panie, bo umarłym ciszy 
staram się nie zakłócać, do grobów nie złażę; 
jestem jak kot, co zdechłej nie dotyka myszy — 
słowem — lubię zażywne kształty, pulchne twarze.  
  PAN
Zezwalam. Czyń, co ci dogadza,  
z Faustowym duchem; od źródeł światłości 
niechaj odciąga po przewrotna władza  
i wywłóczy po drogach pustki i nicości, 
lecz bacz, iż pycha we wstyd się przeradza, 
gdy stwierdzić musi, że człek szlachetny prawdziwie 
po omacku odnajdzie drogę swą szczęśliwie. 
  MEFISTOFELES
Więc parol24! doskonale! raz dwa się uwinę! 
ot, po prostu wygraną już w zanadrzu noszę; 
na cztery strony świata szczęśliwą godzinę 
zwycięstwa tryumfalną fanfarą ogłoszę — ! 
Wtedy pozwolisz, Panie, aby ten zuchwalec 
proch ze stóp moich lizał jak mój kum: padalec25. 
  PAN
Przychylność moja ciebie zabezpiecza, 
nienawiść jej nie zgasi ani nie umniejszy; 
z rzeszy przekornej, co wiecznie zaprzecza — 
sowizdrzał26 ostatecznie jeszcze najznośniejszy. 
Czynność ludzkiego ducha zbyt łatwo wiotczeje — 
baczę, aby w lenistwie gnuśnym nie osłabła, 
przeto podsycam wolę, podżegam nadzieje 
niepokojącym towarzystwem diabla. 
Lecz wy, synowie światłości, 
zapłońcie pięknem, radością! 
wiążcie więzami miłości 
serca z wszechświata miłością! 
Kędy niestałość się mieni 
w wahaniu w rozliczne strony, 
lećcie obliczem zwróceni, 
stałej udzielcie obrony.  
 
Zamyka się niebo.
Archaniołowie znikają. MEFISTOFELES
sam
Lubię staruszka czasem i jestem ostrożny, 
by nie czynić niczego, co nazbyt Go zraża; 
przecież to bardzo miło, gdy pan tak wielmożny 
z chudopachołkiem za pan brat przygwarza. 
 
POCZYNA SIĘ TRAGEDIA PRACOWNIA
Faust, Duch ziemi, Wagner, Chór aniołów, Chór niewiast, Chór uczniów.
Noc.
Wysoko sklepiona, wąska komnata gotycka. Faust pełen niepokoju siedzi przed pulpitem. FAUST
W żądzy wiedzy poznałem wszechnauk dziedzinę, 
zgłębiłem filozofię, prawo, medycynę, 
niestety, teologię też! — cóż? — pozostałem 
mizernym głupcem! — tyle wiem, ile widziałem. 
Magistrem jestem, nawet zowią mnie doktorem, 
i tak latami z męką, z wewnętrznym oporem 
oświecam rzesze uczniów bezpłodnym zarzewiem 
i wiem, że nic nie wiemy — i że ja nic nie wiem. 
Czyż zawiłości świata ta pewność zwycięża, 
że wiem więcej niż mędrcy, doktorzy i księża? 
że nie ma we mnie zwątpień, że łza mi nieznana, 
że się nie lękam piekła, nie trwożę szatana? 
Pustka we mnie i wszelka radość mi odjęta, 
pustka mi bieg hamuje, skrzydła moje pęta. 
Zaledwie krok uczynię, już muszę powracać — 
i jakoż mogę bliźnich polepszać, nawracać? 
Ani się ze mną dobro, ni pieniądz nie brata, 
nie wiem, co sława ziemi, co wspaniałość świata, 
Któż drugi byt sobaczy27 tak wlec się odważy 
z maską obojętności na posępnej twarzy? 
Przeto magii oddałem i czas mój, i siły, 
może przez nią odnajdę ślad bytu zawiły, 
może przez tajne moce i przez pomoc ducha 
mój duch się prawd odwiecznych dopatrzy — dosłucha... 
Obym nie musiał mówić, czego nie rozumiem 
i kłamstwem poklask zyskać w lekkomyślnym tłumie. 
Może znajdę najgłębszą, wieczną spójnię życia, 
tajemnicę ziarn poznam i wyrwę z ukrycia, 
zbędę słów, które są słowami tylko, 
poznam, czy życie wieczne jest, czy tylko chwilką. 
 
Księżycu, druhu bratni, 
obyś na me cierpienia patrzał raz ostatni; 
ileż ponurych nocy oto przy tym stole 
szukałem w księgach prawdy w łudzącym mozole, 
a ty, mój przyjacielu wierny — po cichutku 
patrzałeś w moje oczy przygasłe od smutku. 
Obym mógł w twoim świetle radosny, pogodny, 
na szczytach gór oddychać wolny i swobodny, 
nad przepaście z duchy wzlatać, 
mgły na łąkach snuć i splatać 
i zbyty nauk, pustej wiedzy — 
poić się rosą przesrebrzonej miedzy. 
 
A oto żyję w mroku, w cieniu, 
w przeklętym, ponurym więzieniu, 
gdzie przez szkieł barwnych zator wpada 
jasność zamglona, brudna, blada. 
Zwał ksiąg mnie więzi i dusi swym pyłem, 
wśród stert papieru tyle lat przeżyłem, 
wśród szkieł, przyrządów, instrumentów wiela, 
z których każdy od życia grodzi i rozdziela. 
Ułóż w stos książki, Fauście, stań na wiedzy szczycie 
oto jest świat twój, oto twoje życie!! 
 
Czyliż zapytam jeszcze, czemu serce moje 
ból kąsa nienazwany, gnębią niepokoje? 
miast się przyrodą cieszyć w wzniosłym Boga dziele 
otaczają mnie dymy, mole i piszczele. 
— niech wolna dusza uskrzydlona wzlata 
poprzez ziemię, przez życie — na granice świata... 
Gdy poznam mądrość ziemi, gwiazd sferyczne kręgi, 
duch wyrośnie strzeliście, nabierze potęgi. 
Poznam żywe ogniwa wszechświata łańcucha, 
poznam, jak z ducha mówić i duchem do ducha. 
Na próżno umysł w znaków wpatruje się dziwa — 
otocz mnie, rzeszo duchów widząca i żywa... 
Może stąd spłynie na mnie wielkiej łaski cisza? 
Nostradamusie28 — biorę cię za towarzysza! 
 
otwiera księgę; dojrzał znak makrokosmosu29
Oto Makrokosmosu znak! — z jakąż rozkoszą 
zmysły me pełnią żyją — ku pełni się wznoszą! 
Szczęście życia prześwięte i wieczyście młode 
toczy przez żyły moje jasność i pogodę. 
Czy to Bóg znak ten wpisał — nim mądrość swą zwierza, 
serce radością pełni30, rozterkę uśmierza? 
Wszystkie moce przyrody stanęły niezłomnie 
w tej chwili uroczystej pomocnie koło mnie. 
Czyż Bogiem jestem? — Przejasna świetlistość 
wiecznie twórczej przyrody stwarza oczywistość,  
która wzrasta i rośnie, budzi się od nowa, 
uczy i przypomina wielkie mędrca słowa: 
„Świat duchów nie zamknięty, otwarty na ścieżaj, 
myśli i serca twego wiedza nic otworzy — 
w duchu się przetwórz, uczniu, i duchem zwyciężaj 
i kąp pierś młodą w przedporannej zorzy!” 
 
przyjrzał się znakowi
Wszystko się tutaj w całość splata, 
jedno o drugie zadzierżgnięte. 
Siła niebiańska kręgiem wzlata — 
z rąk do rąk idą wiadra święte! 
A duch na skrzydłach łaski wonnej, 
w wiecznej harmonii dźwięcznej, dzwonnej, 
w żywot przeradza się bezzgonny. 
 
Przecudna świateł gra, pusta, choć śliczna — ! 
Jakoż cię pojmę, o, ty bezgraniczna 
przyrodo? — gdzie twe piersi? — gdzie źródła przeczyste, 
z których sączą się dzieje wszechświata wieczyste? 
Źródło, co złudne blaski z siebie wypromienia, 
płynie i poi! — Duchu! ja konam z pragnienia! 
 
odwraca z niechęcią karty księgi, zobaczył znak Ducha ziemi
Jakżeż inaczej ten znak na mnie działa, 
o ileż bliższy jesteś, Duchu ziemi! 
jakoby winne pokrzepienie ciała, 
a barki prężne skrzydłami orlemi. 
Odwaga wzrasta! rzucę się w wir świata, 
poznam ból ziemi, mej ziemi szczęśliwość — 
z burzami i wichrami mężny duch się brata, 
w zawiei i pomroce wzmoże się gorliwość. 
Mroczą się już jaśnie — 
księżyc pośród chmur — 
lampa moja gaśnie! 
niepojęty chór! 
Duszący dym w ogniach się mieni! 
wokół mej głowy 
zamęt czerwonych płomieni! 
Huk piorunowy 
wykrzywia sklepienie! 
Światła i cienie! 
Stań się! czuję 
twoją obecność — słyszę — przelatuje 
koło mnie! — Duchu! Duchu ziemi! 
Ukaż się! zjaw się! 
Serce me pęka! 
Twoja ręka 
wzrok mi zasłania — 
Stań się! w godzinie zwiastowania 
twój jestem cały na tej chwili szczycie — 
zjawić się musisz — choćbym stradał życie! 
 
Wznosi księgę i wymawia tajemnicze zaklęcie. Rozbłyska rudy płomień; zjawia się Duch. DUCH
Kto mnie woła?  
  FAUST
Postać przeraźliwa! 
  DUCH
Woła na mnie słów potęga, 
omdlewa ręka twa gorliwa 
i niedołężnie po mnie sięga. 
  FAUST
Niestety! sprostać ci nie mogę!  
  DUCH
Wołałeś, by mi spojrzeć w twarz, 
by wzlotów moich poznać drogę, 
jestem! a oto w lęku twarz — 
o, nadczłowieku! — gdzie twój hart? 
Gdzie ducha krzyk? i wielkość wzgard 
dla trwogi, lęku? Gdzież pieśń owa, 
co u wieczności stała bram 
i w woli swojej piorunowa 
mówiła, że jest równa nam?! 
Gdzież jesteś, Fauście! gdzieś twe dumne słowa? 
Tchnienie moje cię mrozi! — Nad tobą się chylę, 
ty drżysz jak robak podeptany w pyle! 
  FAUST
Mamże, płomieniu, ulec twej osobie? 
Przenigdy! Jam jest Faust — i równy tobie!  
  DUCH
W odmętach życia, w czynów zawierusze 
płynę to w rozgwar sfer, to w zmarłą głuszę! 
ja — wieczne morze, zmienność, spłomienienie, 
ja — grób i narodzenie! 
W chorale czasu tkają me warsztaty 
Bogu wiecznemu wiecznie żywe szaty. 
  FAUST
Duchu, co w lotów bezmierne koliska 
zagarniasz światy — nad światy szybujesz — 
jakże mi moc twa znana — jakże bliska!  
  DUCH
Bliskiś duchowi, którego pojmujesz, 
nie mnie! 
 
Znika. FAUST
w rozpaczy
Nie tobie? więc komu? 
Ja — żywy obraz Boga! — Boża we mnie postać! 
nie mogęż tobie nawet dorównać i sprostać?! 
Pukanie. 
Już mija chwila szczęścia, famulus31 nadchodzi, 
wezbraniu wielkich widzeń natręctwem przeszkodzi.  
 
Wchodzi Wagner w robdeszanie32 i nocnej mycce, z lampą w ręku. Faust odwraca się z niechęcią. WAGNER
Wybacz mi, mistrzu, że pokój zakłócę, 
lecz słyszę, deklamujesz? więc biegnę z ochotą. 
Chciałbym skorzystać coś w tej wzniosłej sztuce, 
która dziś wartość taką ma jak złoto. 
Ksiądz od aktora, kiedyś mi mówiono, 
skorzystać może bardzo wiele pono33. 
  FAUST
Zbytnio nie mija się to z prawdy torem, 
zwłaszcza, jeżeli ksiądz chce być aktorem.  
  WAGNER
Gdy człeka w domu żądza wiedzy spęta 
tak, że nie widzi świata, jeno w święta 
i z nim się tylko przez lornetkę brata — 
jak tu przemówić do świata?! 
  FAUST
Czego w uczuciu nie ma — nie ma w głowie. 
Tylko co widzi i w co wierzy dusza, 
w najpotrzebniejszych słowach to wypowie, 
co bliźnich wznosi, przekonuje, wzrusza; 
poza tym? — siedźcież sobie w domu 
i zagłębiajcie nos w swym dziele; 
na nic niezdatne i nikomu 
iskry zgubione w słów popiele; 
zaledwie małpy albo dzieci 
odnajdą wiedzę w tej iskierce, 
bo w sercach wspólność jeno nieci 
to współczujące właśnie serce.  
  WAGNER
A jednak chciałbym ja posiadać swadę34, 
szyk zdań udatny, akcent, gest, ogładę.  
  FAUST
Nie bądź no asan samosobkiem, 
co się w blazeńskie stroi szaty. 
Rozsądek da ci plon bogaty, 
czystość sumienia jest zarobkiem. 
Jeśli z radości rzeczywistych 
i z prawdziwego zechcesz bolu 
przemawiać — nie trza słów strzelistych 
szukać jak wiatru w polu. 
Po prawdzie — mowy bezmiłosne, 
ten cały styl wysokopienny 
są takie tępe i żałosne, 
jak w suchych liściach wiatr jesienny. 
  WAGNER
Sztuka jest długa, żywot krótki! 
Często w krytycznym mym rzemiośle 
wielkie mnie opadają smutki! 
Chciałbyś żyć górnie i wyniośle, 
wysoką wiedzy stawić wieżę — 
kroczek chcesz zrobić w przód — malutki — 
w połowie kroku śmierć cię bierze!  
  FAUST
Czyż księga pustkę w pełnię zmienia? 
czyż skrzepi kogoś, wzniesie, wzruszy? 
nie znajdziesz, bracie, ukojenia, 
jeśli go nie masz w własnej duszy. 
  WAGNER
Jednak to radość bardzo duża, 
gdy się duch w dawnych czasach nurza, 
poznaje zmarłych mędrców brać 
i że to wszędzie postęp znać. 
  FAUST
O, postęp — aż do gwiazd bez mała! 
i co się jeszcze dalej święci! 
Dla nas zamknięta przeszłość cała 
na siedem, bracie, pieczęci. 
To, co nazywasz czasu duchem, 
jest jeno duchem historyka, 
który z zacietrzewieniem głuchem 
przeszłość jak rdzawe drzwi odmyka; 
lecz cóż tam znajdziesz w tym lamusie? 
ożogi35, z kanap stare włosie — 
czasem historyk to przystroi 
w miłe powaby lśniącej zbroi; 
ktoś inny w krotochwilach36 licznych 
skład zrobi maksym pragmatycznych37! 
  WAGNER
Ale myśli i czucia nurtujące świat! 
Na to jest każdy łasy, każdy poznać rad! 
  FAUST
Tak, tak! lecz cóż ty zwiesz poznaniem? 
jakim obdarzyć to nazwaniem? 
Tych kilku, którzy prosto, szczerze  
czucie i myśl umiłowaną 
tłumowi dali w dobrej wierze, 
spalono lub ukrzyżowano. 
Lecz północ już — czas bieży prędko, 
kończyć nam trzeba z pogawędką. 
  WAGNER
Pragnąłbym, mistrzu, z twej pomocy 
korzystać zawsze, z twoich słów; 
więc jutro, w święto Wielkiejnocy, 
pozwolisz, przyjdę znów. 
Przy książce umiem-ci fałdów przysiedzieć, 
lecz choć wiem wiele, rad bym wszystko wiedzieć. 
 
Wychodzi. FAUST
sam
Jak to w głupocie oczywistej 
z nadzieją kopie wszędzie, grzebie, 
jeśli miast skarbów znajdzie glisty, 
to już jest w siódmym niebie. 
Dziwna przekorność! Tutaj, gdzie mnie duch otacza, 
przychodzi z zewnętrzności jego myśl prostacza; 
lecz dzisiaj tej lichocie serce me wybaczy, 
wybawił mnie, nie wiedząc, z ostatniej rozpaczy, 
która zaćmiła umysł i wtrąciła ducha 
w mrok posępniejszy niźli noc grudniowa, głucha. 
Na zjawisku me myśli i uczucia wsparłem, 
zjawiło się olbrzymie! a ja byłem karłem 
Oto ja, który Boga zmogłem i posiadłem 
i twarzą w twarz przed prawdy stanąłem zwierciadłem, 
już zobaczyłem siebie w tym zbyciu38 ziemskości, 
w chwale i dumie własnej, w blasku i jasności! 
Ja, większy niż cherubin39, którego tęsknota 
zapragnęła czci bożej — bożego żywota! 
w chwili, gdy myśl wzleciała ponad ludzkie plemię, 
jedno słowo gromowe zaryło mnie w ziemię. 
 
Więc mi się z tobą, duchu, porównać nie wolno? 
Przywołałem cię wolą twardą i mozolną, 
lecz nie mogłem zatrzymać prośbą ni rozkazem 
w tej chwili
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 51
Idź do strony:

Darmowe książki «Faust - Johann Wolfgang von Goethe (czy można czytać książki w internecie za darmo .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz