Darmowe ebooki » Tragedia » Faust - Johann Wolfgang von Goethe (czy można czytać książki w internecie za darmo .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Faust - Johann Wolfgang von Goethe (czy można czytać książki w internecie za darmo .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Johann Wolfgang von Goethe



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 51
Idź do strony:
was wyogromnię, 
zjawy stłoczone za mgłą i mrokami; 
gromado cicha, wonią opowita — 
młodzieńczym czarem drżąca pierś zakwita. 
 
Radosna przeszłość spromienia się jaśniej, 
umiłowane cienie idą w gości; 
jakby z zamierzchłej i przebrzmiałej baśni 
mży pieśń przyjaźni i pierwszej miłości; 
i ból powraca — wskrzesza z skarg i waśni 
błędne rozstaje, życia zawiłości, 
niesie imiona tych, co w szczęsnej chwili 
złudą zmamieni dom mój opuścili. 
 
Wy, którym pierwsze wyśpiewałem pieśni, 
o, duchy dobre, dalszych nie słyszycie; 
kędyż jesteście, bracia i rówieśni? 
w echu pobrzmiewa zapomniane życie. 
Cierpienie moje już się nie rozwieśni, 
czymże nieznani? cóż po ich zachwycie? 
kogóż śpiew skrzepi1? jakich mam słuchaczy? 
zmarłych jedynie, jedynie tułaczy. 
 
Tęskność zbudzona do lotu się zrywa 
ku onej cichej powagi krainie; 
śpiew mój szelestem błędnym się wygrywa 
jak wiatr, co struny potrąci i minie, 
a w mężnym sercu słodycz wschodzi tkliwa, 
drżenie mnie zmaga2 — łza po licach płynie... 
tak teraźniejszość gubi się, szarzeje, 
co przeminęło, prawdziwie istnieje. 
  ROZMOWA WSTĘPNA W TEATRZE
Dyrektor, Poeta, Wesołek. DYREKTOR
Pomóżcie, druhowie moi, 
w ciężkim kłopocie i biedzie, 
bardzo mnie to niepokoi, 
czy się impreza powiedzie... 
Dziś pragnę tłumom dogodzić, 
co żyją i żyć pozwalają —  
czymś im to trzeba nagrodzić, 
a na zabawę czekają. 
Kulisy kazałem ustawić, 
lecz jakaż sztuka dziś wzruszy? 
publiczność łaknie się bawić; 
brwi wznosi, oczy bałuszy; 
ja wiem, jak zdobyć jej serce! 
— lecz właśnie jestem w rozterce — 
bo choć się na sztuce nie znają — 
straszliwie dużo czytają. 
Co począć, by olśnić nowością 
i myśl znaczniejszą przemycić —?  
by przypodobać się gościom, 
nauczyć, zniewolić, zachwycić —? 
Boć przecie radość to duża, 
gdy tak się cisną do sali 
jak potok wezbrany, jak burza —  
tłum biegnie — tłum rośnie — tłum wali; 
gdy już o czwartej się garnie, 
biletów żąda przy kasie, 
jak w czasie głodu — piekarnie 
szturmem zdobywa i pcha się. 
Lecz któż tu mocen w potrzebie —? 
któż oczaruje tych wielu? 
Dziś apeluję do ciebie, 
poeto, mój przyjacielu! 
  POETA
O, nie mów! Nie wspominajże mi tłumu, 
przed którym duch ucieka jak najdalej; 
nie chcę jaskrawizn, stłoczonego szumu, 
co w topiel ciągnie na kształt chytrej fali. 
Raczej mnie prowadź, kędy cichość nieba 
jak modry bławat3 zakwita radością, 
gdzie prócz łask bożych niczego nie trzeba 
sercu, co żyje przyjaźnią, miłością. 
Ach! wszystkie głębie, wszystkie uczuć cuda, 
o czymśmy sobie półszeptem mówili 
i pełni lęku, czyli4 czyn się uda — 
ginie w przemocy rozkrzyczanej chwili. 
Często latami hartują się dzieła, 
zanim dojrzeją do pełnej wzniosłości. 
Błyskotka ledwie zalśni, już zginęła. 
dzieło rzetelne wskrześnie w potomności. 
  WESOŁEK
Bodaj się asan5 wraz z tym słowem schował! 
Wyobraź sobie, gdybym ja tak prawił 
wciąż o przyszłości — któż by baraszkował? 
Tłum chce się bawić — z kimże by się bawił? 
Chłop z wiary zawsze się na świecie przyda 
istnienie jego warte coś — bez sporu — 
kto swe dowcipy jak szelągi wyda 
wszystkim — nikomu nie spsowa humoru; 
na rozszerzenie wpływu bardzo łasy, 
pragnie ogarnąć jak najszersze masy. 
Odważny w karty gra! więc do roboty! 
z fantazją łączcie wszystkie pokrewieństwa: 
rozum, rozwagę, namiętność, tęsknoty — 
lecz najważniejsza rzecz: dużo błazeństwa! 
  DYREKTOR
Najpierwsza, mniemam, rzecz — to ruch na scenie!  
Ludzie chcą patrzeć — widzieć chcą najchętniej. 
Gdy się im nadmiar przed oczy nażenie6 
tak, że to zdziwi, olśni, roznamiętni — 
toś, bracie, wygrał już na całej linii, 
kochać cię będą i nikt nie obwini. 
Na tłum trza tłumem działać! Juści wtedy 
każdy sobie wybierze z rozrzutności onej, 
co mu dogadza — no i nie masz biedy; 
do domu wraca widz zadowolony. 
Dajecie sztukę — krajcież w kawałeczki — 
bigosu trzeba dzisiaj publiczności; 
robota łatwa, przyjęcie bez sprzeczki. 
Cóż —? — sztukę dawać bez skrótów, w całości? 
to mrzonki! pomylone obowiązki! 
tak czy tak, tłum ją rozskubie na kąski. 
  POETA
Miast7 dobrego rzemiosła dajecie partactwa! 
nie dojdziecie do ładu z rzetelnym artystą! 
Moi szczwani8 panowie, z waszego matactwa9 
już zasadę robicie, widzę, oczywistą.  
  DYREKTOR
Ten zarzut mnie wcale nie boli:  
sprawnie znać musi narzędzie, 
kto sprostać pragnie swej roli 
i przypodobać się wszędzie. 
Publiczność to glina przecie, 
glina niezwykle miękka —  
niechże ją twarda ręka 
nazbyt gwałtownie nie gniecie! 
Dla kogóż, poeci, piszecie?! 
Jednego nuda tu wiedzie, 
drugi po sutym10 obiedzie 
przychodzi; trzeci, niestety, 
przed chwilą czytał gazety. 
Jak na redutę11 roztargnione roje 
schodzą się — siadają rzędami; 
panie na pokaz przywdziewają stroje 
i grają... bez gaży z nami. 
Zaklęci w poezji koliska, 
czyż was co komplet obchodzi? 
radzę wam, spójrzcie no z bliska, 
co zacz ten widz, wasz dobrodziej! 
gbur obojętny, co pełen pustoty12 
myśli o dziewkach, liczy w kartach tuzy13; 
wartoż to, głupcze, dla takiej hołoty 
nadobne trudzić Muzy? 
Radzę wam — dawać, dawać z siebie dużo, 
wtedy jedynie nie chybicie celu; 
niech się nadmiarem ludziska odurzą — 
choć bardzo trudno zadowolić wielu — 
— Cóż to? Czy cię co boli? Czyliś zachwycony? 
  POETA
Nie będzie nigdy między nami zgody! 
bo dla poety to najwyższe prawo: 
prawo człowieka dane od przyrody — 
niesfrymarczone14 jest i nie zabawą! 
Czymże, odpowiedz, wszystkie serca wzrusza? 
czymże żywioły do posłuchu zmusza? 
czyż nie harmonii to tajemna praca, 
co z serca idzie, do serca powraca? 
Kiedy natura przędzę nieskończoną 
tak obojętnie zwija na wrzeciono, 
gdy żywioł wszelki rozbrzmiewa niestrojnie, 
skłócony z sobą i we wiecznej wojnie — 
czyjaż go godzi ożywcza potęga 
i rytmem spina, i w melodie sprzęga? 
kto każdy szczegół w wielką pieśń sprzymierza, 
która akordem wspaniałym uderza? 
kto namiętności rozpętuje burze? 
kto zachodzącej każe skrzyć purpurze? 
i kto kwiatami najwonniejszej wiosny 
stroi kochanej gościniec miłosny? 
Kto liście niepozorne splata w wieniec trwały 
dla zasług przerozmaitych, dla wieczystej chwały? 
Kto bogów zabezpiecza i godzi w wszechświecie —? 
Potęga człowieczeństwa zaklęta w poecie. 
  WESOŁEK
Właśnie! niechaj ci służy ta potęga wzniosła, 
chciej do poetyckiego użyć ją rzemiosła; 
niechajże dzieło twoje ma romansu postać — 
ów przypadek poznania, ową chęć, by zostać; 
więzy coraz ciaśniejsze, już serce w niewodzie15, 
szczęście świeci, to gaśnie w zwątpieniu, w niezgodzie — 
zachwyt, zachwyt bez granic! — potem ból i żałość — 
ani się nie spostrzeżesz — już jest przygód całość. 
O — takie nam wyczaruj, panie, widowisko! 
Do zjawisk życia podejdź i sprawnie, i blisko! 
Mało kto, żyjąc, z życia zdaje sobie sprawę; 
gdziekolwiek je ułapisz, wszędzie jest ciekawe. 
Stwórz obrazy jaskrawe, prostoty niewiele, 
iskra prawdy wśród myłek niech błyszczy w twym dziele; 
taki napój najlepszy — świat się nim odświeży. 
Tedy się zbierze zacnej świetny kwiat młodzieży, 
wpatrzy się w sztukę twoją jakby w objawienie, 
melancholią upoi czułe swe sumienie; 
każdy się z tym czy z owym zapozna i wzruszy, 
I usłyszy wyraźnie, co mu grało w duszy. 
O śmiech i łzy rzęsiste łatwo u tej rzeszy, 
która uwielbia polot, ułudą się cieszy;  
dojrzałemu dogodzić to duże trudności; 
ten, co dojrzewa, zawsze pełen jest wdzięczności. 
  POETA
Więc wróć mi młode lata moje, 
gdy duch się jeszcze w pąku krył, 
a pieśni nieprzebrane roje 
skrzyły jak złoty, gwiezdny pył; 
świat we mgle tonął popielatej, 
kwiat każdy wieścił nowy cud, 
w dolinie rwałem w naręcz kwiaty; 
nie miałem nic — wszystkiego w bród: 
bo żądzę prawdy, rozkosz złud. 
Wróć mi kipiący, młody war16, 
szczęścia bolesne niepokoje, 
nienawiść i miłości czar, 
o, wróć mi młode lata moje! 
  WESOŁEK
Przyjacielu! — młodości potrzebne ci wdzięki, 
gdy się potyczka zdarzy wyogniona, 
lub gdy najmilsze dziewczynki 
na szyję twoją zarzucą ramiona, 
kiedy podczas wyścigów lśni na mety krańcu 
nagroda niezbyt łatwa zwycięskiego wianka, 
lub kiedy po zawrotnym i gwałtownym tańcu 
resztę nocy trza przepić do białego ranka. 
Lecz waszym obowiązkiem, mężowie stateczni, 
z odwagą, z wdziękiem w struny uderzyć znajome! 
do wytkniętego celu zdążajcie bezpieczni, 
chociażby przez pomyłki wielkie czy znikome; 
nikt was za to nie zgani, a każdy pochwali. 
Starość nas nie zdziecinnia, jak to się wydaje, 
jeno17 nas dziećmi jeszcze małymi zastaje. 
  DYREKTOR
Dość już, dość już słów, zamętów — 
przejść do czynów nam się godzi! 
— oni pełni komplementów — 
a mnie o pożytek chodzi! 
Cóż pomogą nam nastroje? 
na cóż się to wszystko przyda? 
Kto poety przywdział zbroje, 
niech poezji rozkaz wyda. 
Wiecie, czego nam potrzeba: 
trunek warzyć krzepki, mocny! 
dzisiaj głodnym trzeba chleba — 
dzień jutrzejszy bezowocny. 
Trza skorzystać z sposobności, 
zdecydować, chwycić z siłą — 
potem droga się wymości, 
rzecz potoczy się aż miło. 
Wiecie — dziś na każdej scenie 
eksperyment — głupio, serio — 
rozkaz mody miejcie w cenie, 
ruszyć całą maszynerią! 
księżyc, słońce, niebo, chmury, 
roje gwiazd! niech skrzą i mrużą! 
wody, ognie, skały, góry. 
zwierz i ptaki — byle dużo! 
Oby nas scena pochopnie 
kręgiem wszechstworzeń urzekła, 
a wy nią spieszcie roztropnie 
z nieba przez ziemię do piekła. 
 
TRAGEDII CZĘŚĆ PIERWSZA
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
PROLOG W NIEBIE
Pan; Zastępy niebieskie; Archaniołowie: Rafał, Gabriel, Michał; Mefistofeles, RAFAŁ
W melodii bratnich sfer wszechświata 
gra słońce pieśń wieczyście młodą, 
torem znaczonym w skrach wylata 
i drży jak burza nad pogodą. 
Cud niepojęty darzy mocą, 
zachwyt z serc naszych wypromienia: 
dzieła rąk bożych tak się złocą 
dziś — jak za pierwszych dni stworzenia. 
  GABRIEL
W przelocie wartkim niepojęcie 
mknie świat — w urodzie niepoznanej — 
i w przemian utajonym święcie 
dzień z nocą splata na przemiany. 
Pieni się morze w fal zalewie, 
szturmem zdobywa skalny brzeg, 
lądy i morza w burzy gniewie 
gna w wieczną dal, sferyczny bieg. 
  MICHAŁ
Wichrzą się burze — naprzód — dalej 
z morza na turnie — z turni w morza — 
aż się wykuje z rąk kowali 
łańcuch wiążący przestworza. 
Żarzą się zgliszcza! — Z błyskawicy 
wyrasta gromem ognia słup! 
lecz Twoi, Panie, posłannicy 
czczą cichy przelot Twoich stóp. 
  RAZEM
Cud niepojęty darzy mocą, 
zachwyt z serc naszych wypromienia; 
dzieła rąk bożych tak się złocą 
dziś — jak za pierwszych dni stworzenia.  
  MEFISTOFELES18
Panie, władnący dniem i mrokiem 
raczyłeś zejść przed nieba próg — 
patrzysz łaskawym na mnie okiem — 
przeto tu staję w gronie Twoich sług. 
Nie umiem splatać słów górnie i grzecznie 
— niechże niebiańska szydzi ze mnie brać — 
rozśmieszyłbym cię patosem bezsprzecznie, 
gdybyś się, Panie, nie oduczył śmiać. 
Gwiazdami, bezkresami włada myśl Twa boska; 
nie znam się na tym; jedno wiem: człowiek się troska! 
Ten mały bożek ziemi w życia błędnym kole 
pcha swój ciężar w jednakim, upartym mozole; 
rzekłeś: złudę światła mu dam, niechaj go krzepi. 
— wierzaj, Panie, bez tego byłoby mu lepiej — 
rozumem złudę nazwał, spaczył ten dar Boży —  
w rezultacie jak zwierzę żyje, bodaj gorzej. 
Wybacz, Panie łaskawy, lecz tak mi się zdaje — 
podobien19 człowiek wielce do świerszcza, co wstaje 
na wydłużonych nóżkach — skacze i rzępoli, 
i brzęczy skargą zrzędną o tym, co go boli 
— i więcej — ! — gdybyż w trawie siedział! — aleć oto 
podnosi się — skok w górę! — nosem zarył w błoto! 
  PAN
Oskarżać jeno20 umiesz, nic więcej, Mefiście, 
pełne niesnaski21 są twe słowa — 
  MEFISTOFELES
Rzeczywiście, 
nie taję, Panie, bardzo źle ludziom na ziemi  
i nierad22 ich uwodzę sztuczkami diablemi — 
i tak się sami z dnia na dzień grążą w szarugę. 
  PAN
Znasz ty Fausta?  
  MEFISTOFELES
Doktora? 
  PAN
Tak! Mojego sługę!  
  MEFISTOFELES
Przedziwnie on Ci służy! Myślą nieodgadłą! 
Nieczłowieczy jest jego napitek i jadło. 
Rozterka gna go w otchłań, spokój ducha płoszy, 
pożądań obłąkanych zalewa go fala, 
z nieba pożąda skrzących gwiazd — z ziemi — rozkoszy, 
w tej zamieszce23 od Ciebie czucia swe oddala; 
jego serce znękane ciągłą wrzawą boju 
zapomniało, co miłość i błękit spokoju. 
  PAN
W tej służbie jego opacznej, w tej myśli jego opornej, 
pomocą podam mu rękę, światło wykrzeszę w pomroce: 
każde drzewo w ogrodzie zna ogrodnik przezorny 
i dokładnie wie, jakie i kiedy wyda owoce.  
  MEFISTOFELES
O zakład idę — utracisz go, Panie!  
daj zezwolenie, a ja go w otchłanie 
zawiodę zgrabnie i niespostrzeżenie. 
  PAN
Dopóki
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 51
Idź do strony:

Darmowe książki «Faust - Johann Wolfgang von Goethe (czy można czytać książki w internecie za darmo .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz