Darmowe ebooki » Tragedia » Faust - Johann Wolfgang von Goethe (czy można czytać książki w internecie za darmo .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Faust - Johann Wolfgang von Goethe (czy można czytać książki w internecie za darmo .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Johann Wolfgang von Goethe



1 ... 37 38 39 40 41 42 43 44 45 ... 51
Idź do strony:
class="kwestia">
Was pięciu wznoszę w godność wielką i robotę. 
Panuję jeszcze, żyję i żyć mam ochotę. 
Lecz wielkich przodków moich poważna gromada 
napomina, o końcu niespodzianym gada. 
Przyjdzie mi świat porzucić, w duchów stanąć rzędzie, 
tedy wybrać następcę waszym czynem będzie. 
Elektowi tron dacie; niech panuje śmiele 
i zakończy zamieszki w pokojowym dziele.  
  KANCLERZ KORONNY
Z uczuciami dumnymi i wraz856 pokornemi 
korzą się tobie wielcy książęta tej ziemi. 
Dopóki w piersiach wierna kołace się dusza, 
jesteśmy ciałem, którym wola twa porusza. 
  CESARZ
A więc umowa stoi między nami święta; 
dokumentem potwierdźmy te pacta conventa857. 
Zażywajcie dóbr waszych i samodzielności; 
jeden warunek kładę: niepodzielność włości. 
Jakkolwiek rozszerzycie wasz okręg lenniczy, 
najstarszy syn niech całą posiadłość dziedziczy. 
  KANCLERZ KORONNY
Statut piszę z treści twych słów na pergaminie, 
niech na wieki twym szczęściem i naszym zasłynie. 
Skryba zdobnie przepisze, a pobok pieczęci 
twój podpis prawomocnie dokument uświęci. 
  CESARZ
Posłuchanie skończone! Co dzień przyniósł w dani, 
rozważcie to samotnie, w duchu zasłuchani.  
 
Świeccy dostojnicy wychodzą. PRYMAS
zostaje, mówi patetycznie
Kanclerz wyszedł, lecz prymas nie pójdzie tą drogą; 
zostaje, aby, panie, służyć ci przestrogą! 
Ojcowskie serce moje lęk kąsze żałosny! 
  CESARZ
Jakież troski cię gnębią w chwili tak radosnej?  
  PRYMAS
Zmaga mnie boleść gorzka, strach o duszę trwoży —  
sojusz z czartem zawiera pomazaniec boży! 
Wprawdzie tron odzyskałeś, ale w sposób kręty 
i Bogu na pohybel858, i Stolicy świętej! 
wzniesie papież nad państwem karzącą prawicę, 
przeklnie cię i rozkaże przełamać gromnicę. —  
A ów dzień koronacji? czyż zapomnieć może, 
że w pierwszym błysku łaski cesarskiej korony, 
cały świat chrześcijański został pohańbiony? 
Uderz się w piersi! I daj zadośćuczynienie, 
spraw, by wraży szmat ziemi zyskał uświęcenie: 
tam, gdzieś zajął obozem całą wzgórzy stronę, 
gdzie złe duchy się zbiegły na zgubną obronę, 
gdzieś posłuch dał skwapliwy czeredzie kłamliwej —  
stwórz kalwaryjskich dróżek odpust świątobliwy; 
postaw klasztor, a przy nim fundację posażną: 
wzgórz poszytych borami przestrzeń daj poważną, 
zielone, bujne łąki, lśniące, rybne stawy, 
strumyków sporą ilość, co w szumie siklawy859 
spadają na dolinę, gdzie srebrzystą wstęgą 
zalecają się łanom, pastwiskom i łęgom860 —  
dodajże w szczodrej łasce jeszcze tę dolinę, 
a tedy pełen skruchy zmażesz swoją winę. 
  CESARZ
Zbłądziłem ciężko! Każdej imam861 się ofiary; 
wykreśl one granice wedle własnej miary.  
  PRYMAS
Niechaj te miejsca, grzechem skażone, rozgorzą 
poczętą w skrusze kornej, świętą służbą bożą. 
Już widzę wzrokiem ducha zwarte bloki muru 
i jutrzenkę grającą na piszczałach chóru. 
Kościół rośnie, zakwita złotym kwiatem krzyża, 
łaska jego przez nawy wiernym się naniża; 
płyną w bramy pielgrzymki w modlitwie skruszonej, 
z gór i dolin wołają rozśpiewane dzwony —  
ze wszystkich wież wołają tym podniebnym biciem: 
grzeszniku! nowym ciebie obdarzymy życiem! 
Oby dzień poświęcenia wielki, uroczysty 
spromienił się splendorem twej zbożnej asysty. 
  CESARZ
Niechże nabożne dzieło milionowej rzeszy 
mówi o chwale Boga, a mnie niech rozgrzeszy, 
Rzekłem! Skrzepiony w duchu i pełen radości. 
  PRYMAS
Szczęsny ewentus862 sprawy żąda formalności. 
  CESARZ
Spisz więc akt erekcyjny863 z prawami nadania 
i jak najrychlej przynieś go do podpisania. 
  PRYMAS
już się był pożegnał, jednak wraca jeszcze
Dziełu zapewnić rozwój trzeba przez daniny, 
przez wieczyste pogłówne864, czynsze, dziesięciny; 
chcąc godziwie utrzymać przyklasztorne wzgórze 
i gospodarkę całą — to koszta są duże. 
By klasztor stanął szybko na takiej pustoszy —  
sięgnij do swej szkatuły i nie żałuj groszy. 
Zważ, że z dala sprowadzać trzeba materiały, 
drzewo, wapno i łupek — to koszt też niemały. 
Podwody865 dadzą chłopi, gdy się im powtórzy, 
że kościół błogosławi temu, kto mu służy. 
 
Wychodzi. CESARZ
Ciężkie są me przewiny; Grzechy wielką zmorą; 
Te szalbiercze praktyki kosztują mnie sporo.  
  PRYMAS
jeszcze raz powraca, z czcią najgłębszą
Wybacz, panie! — Szalbierza, co z złych kunsztów słynie, 
obdarzyłeś pomorzem866; klątwa go nie minie! 
Słusznie przeto w twej skrusze kościół ma nadzieję, 
że i z tych dóbr mu przyznasz cła i przywileje. 
  CESARZ
opryskliwie
Jeszcze morze przez piaski lądów tych przecieka.  
  PRYMAS
Kto cierpliwość i prawo ma — ten się doczeka. 
Wierzę, że przywilejów zaszczyt nam przypadnie! 
 
Wychodzi. CESARZ
sam
W ten sposób całe państwo mógłbym rozdać snadnie.  
 
AKT PIĄTY POMORZE
Wędrowiec, Filemon, Baucyda867. WĘDROWIEC
O, lipy stare, mroczne, 
witam was po raz drugi — 
pod wami dziś odpocznę 
po wędrówce długiej.  
 
Tak — ta sama zagroda, 
która mnie przytuliła, 
gdy mórz wzburzona woda 
na brzeg mnie wyrzuciła. 
 
Co też z gospodarzami? 
żyje pobożna para? 
już wtedy przed latami 
przygarbiona, stara — 
 
Zacni ludzie! w tęsknocie 
do was idę; witajcie! 
szczęśliwego w swej cnocie 
zmierzchu zażywajcie. 
  BAUCYDA
staruszka zgrzybiała
Cicho, przechodniu sercu miły, 
cicho! — śpi zacny mój małżonek; 
sen długi krzepi starca siły 
na pracowity, krótki dzionek.  
  WĘDROWIEC
Tyżeś to, matko, sercu miła? 
korzę się tobie w dzięce zbożnej. 
Tyś mnie do życia przywróciła, 
ty i małżonek twój pobożny. 
Wasze to serca cud sprawiły. 
ożyłem w waszych serc obronie. 
 
Wchodzi Filemon.
Tyżeś Filemon sercu miły, 
coś morskie przemógł868 dla mnie tonie?  
 
Waszego ognia płomień pilny, 
waszego dzwonka srebrne bicie, 
z toni wyrwały mnie mogilnej 
i wam zawdzięczam życie. 
 
Nad bezgraniczne idę morze, 
piach ucałować, złożyć modły; 
o, niezbadane drogi boże, 
które mnie w cichy dom wasz wwiodły. 
 
Zmierza ku brzegowi. FILEMON
do Baucydy
W ogródku naszym pod lipami 
posiłek przyładź869 jak należy; 
on się zatrwoży widziadłami 
i oczom nie uwierzy. 
 
do Wędrowca, przy nim stanąwszy
Pomnisz tu morską toń wzburzoną? 
— fala za falą się przelewa —  
a oto ogród założono, 
grzędy i kwiaty, krzewy, drzewa.  
 
Starcem już byłem, słabe ciało 
mogłożby sprostać pracy takiej? — 
w miarę jak sił mych ubywało, 
morze zmieniało szlaki. 
 
Przyszli mędrkowie, śmiała czeladź870 —  
kopali rowy, tamy, jazy871 — 
zdołali morze z piachów przelać, 
posłuszne na ich rozkazy. 
 
Dziś lasy tu zieleniejące —  
łąki, ogrody, wsie, spowiły —  
Lecz już zachodzi, synu, słońce, 
chodź na posiłek, gościu miły. 
 
Tam w zorzy żagle się czerwienią, 
— dołem spływają nocne mroki —  
jak ptaki umykają cieniom, 
do gniazd mkną — tam, gdzie port głęboki. 
I tak cofnięty, zagubiony, 
modry pas morza w mgle się mieni —  
jak okiem sięgnąć w obie strony 
krąg zaludnionej przestrzeni. 
 
Podeszli do stołu pod lipami, zasiedli we troje do wieczerzy. BAUCYDA
Dlaczego milczysz, gościu miły? 
nietknięte mleko i razowiec. 
  FILEMON
Te zmiany tak go zadziwiły! 
Ty lubisz mówić, opowiedz —  
  BAUCYDA
Dziwy się, wielkie dziwy, działy; 
do dziś mnie straszą lęki — 
bo to i ten wypadek cały 
z szatańskiej był poręki872. 
  FILEMON
Że brzeg darował i mieliznę 
cesarza winić niepodobna873; 
herold ogłosił darowiznę 
wszem wszystkim, każdemu z osobna. 
 
Tu niedaleko mej zagrody 
pierwsze na tamy bito pale; 
namioty, domki! — wnet ogrody 
i pałac z piachów wzrósł wspaniale. 
  BAUCYDA
W dzień się tłum łudzi krząta z wrzawą, 
niewiele pociech z ich mordęgi —  
aż w nocy ognie błysły krwawo, 
nazajutrz wał się piętrzy tęgi. 
 
Ofiary — straszne, któż policzy?! 
nocami krzyki, wycia szału! 
morzem w dal płynie błysk zwodniczy! 
rano już wody lśnią kanału. 
 
Bezbożnik! Boga nie ma w duszy! 
pożąda naszej ojcowizny; 
potęgą władzy swej się puszy 
i chce nas zaprząc do pańszczyzny. 
  FILEMON
Przecież zalecał nam zamianę 
na folwark zacny i — obszerny —  
  BAUCYDA
Te wodne lądy zakłamane! 
Trwajmy na straży domu wiernej! 
  FILEMON
Ostatni promień słońca kona, 
więc na modlitwy iść nam trzeba, 
oddzwonić ave, wznieść ramiona, 
z ufnością skarbić łaski nieba. 
  PAŁAC
Faust, Mefistofeles, Trzej Harnasie, Strażnik Linceusz. Rozległy wirydarz, wielki, równy kanał. STRAŻNIK LINCEUSZ
przez tubę
Słońce zapada; karawele874 
chyżo sterują do wybrzeża —  
łódź spora płynie na ich czele, 
przez kanał ku nam zmierza. 
 
Chorągiewkami wiatr kolebie, 
Rośnie w przystani masztów las; 
pieśń marynarzy wielbi ciebie —  
twojego szczęścia nadszedł czas. 
 
Dzwonek podzivania od wybrzeża. FAUST
starzec stuletni przechadza się w zamyśleniu, wzdrygnął się
Znów to dzwonienie! Jak zdradliwa strzała 
rani mnie dzwonu głos. Przede mną chwała 
pańskości mojej, a za mną zgryźliwie 
szydzi włość875 mała ze mnie urągliwie 
i zda się mówić: „nie wszystko jest twoje!”; 
tak samo brzęczą zazdrośników roje; 
ta nędzna chata w lipach, kapliczkach spróchniała —  
nie moje! — a ilekroć myśl ku nim wzleciała, 
obcym cieniem zmrożona uciekła przed nimi; 
Precz z oczu! Ziemia płonie pod stopami mymi! 
  STRAŻNIK
z wieży; jak poprzednio
Łódź się na dalach kładzie, 
i wieczornym wiatrem płynie! 
piętrzą się na pokładzie 
tłumoki, wory, skrzynie. 
 
Zbliża się wspaniała łódź przepełniona barwnym, egzotycznym ładunkiem.
Mefistofeles z trzema Harnasiami. CHÓR
Już lądujemy 
o znaczonej godzinie, 
witajże nam, witaj 
miły gospodynie. 
 
Wysiadają, ładunek znoszą na ląd. MEFISTOFELES
Dobrześmy się dziś spisali! 
Jazda z okrętami dwoma — 
mniemam pan nas dziś pochwali —  
bo wracamy z dwudziestoma. 
Wielki czyn i czyn mozolny —  
spójrzcie na tych pak spiętrzenie! 
Morze wolne i duch wolny — 
nie ma czasu na myślenie! 
Decydować trza znienacka 
— byle okręt złowić, zoczyć —  
gdy już trzymasz — mina chwacka! 
czwarty łatwo już przytroczyć; 
gładziej jeszcze z piątą nawą; 
kto ma siłę, ten ma prawo; 
„co” rzecz pierwsza, „jak” ostatnia; 
chyba wiem, co marynarstwo: 
nierozdzielna trójca bratnia 
to: wojna, handel i korsarstwo. 
  HARNASIE
razem
Ani dziękuje, ani nie wita, 
jakby to było sprawą zwyczajną! 
ani nie wita, ani dziękuje, 
jak gdybyśmy mu przywieźli łajno. 
Mina zgryźliwa: królewskie dary 
widać go mierżą; to nie do wiary! 
  MEFISTOFELES
Żadnych już nagród wam nie sposobię, 
każdy część swoją wszak zabrał sobie.  
  HARNASIE
Chciałbyś nas byle głupstwem zbyć —  
we wszystkim równość musi być.  
  MEFISTOFELES
Najpierw, rzecz ważna, 
byście w sali 
te skarby w rząd 
poustawiali, 
gdy się w ten przepych 
dobrze wpatrzy, 
traktować zacznie 
nas inaczej; 
kutwą876 się mniemam 
nie okaże — 
hulanki! wiwat! 
cni żeglarze! 
A krasne ptaszki jutro tu przybędą, 
sam się już zajmę jadłem ich i grzędą. 
 
Wynoszą ładunek. MEFISTOFELES
do Fausta
Ponurym spoglądasz okiem, 
czoło twe sępią złe myśli —  
miast szczęściem odetchnąć głębokiem, 
że morze w oddali się kryśli, 
żeś wyrwał otchłani ląd, 
że tutaj pałac twój stoi, 
że morze flotami się roi, 
że światem kierujesz stąd —  
stąd, gdzie niedawno rów mały 
i niepozorny się wił —  
dziś kanał wielki, wspaniały 
wielbi potęgę twych sił! 
Myśl, co pod czaszką twą gorze, 
zdobyła ziemię i morze! 
Tu, Fauście — 
  FAUST
— Przeklęte tu! 
nim właśnie jestem znękany —  
i w piersiach moich brak tchu! 
Tobie, coś wielce jest szczwany, 
powiem, że serce mi pęka, 
że żyć nie mogę tak dalej, 
że mnie zeżera ta męka! 
Mówię, a wstyd mnie pali! 
Ci starzy ustąpić muszą 
i lipy muszą być moje —  
te drzewa radość mą głuszą — 
i gniewu wpierw nie ukoję, 
dopóki nie wstąpię na wzgórze, 
co jedno jedyne nie moje —  
tam wzrok wszechwładny zanurzę, 
gdzie morze nieba już sięga 
i poznam, czy moja potęga 
stanęła na ducha szczycie, 
czy wypełniłem me życie, 
czy jeszcze wyrwę z nicości 
nowe czyny dla ludzkości. 
Tak tu żyję w ogniu męki, 
nędzarz z bogacza nazwiskiem — 
zapach lip i dzwonów dźwięki 
wiecznym są urągowiskiem, 
wieczną mową grobu, pleśni, 
pogrzebowych, głuchych pieśni. 
Pozbyć się za wszelką cenę 
tej zmory, co wolę pęta! 
Kiedyż i jak ją wyżenę877? 
kiedyż dzwonów pieśń przeklęta 
sczeźnie! — znowu grają dzwony! 
zginę w tym graniu — szalony!  
  MEFISTOFELES
Naturalnie! — Te udręki 
muszą twoje życie zbrudzić —  
trudno przeczyć — dzwonów dźwięki 
na śmierć potrafią zanudzić. 
Bim-bam — buczą jak najęte; 
najpogodniejszy dzień zachmurzą —  
pierwszej kąpiółce twej, przeklęte, 
i pogrzebowi twemu wtórzą. 
Tak śnicie marny
1 ... 37 38 39 40 41 42 43 44 45 ... 51
Idź do strony:

Darmowe książki «Faust - Johann Wolfgang von Goethe (czy można czytać książki w internecie za darmo .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz