Dla szczęścia - Stanisław Przybyszewski (biblioteka medyczna online za darmo .TXT) 📖
Helena dowiaduje się, że została zdradzona przez swojego narzeczonego i porzucona dla innej kobiety. Dziewczyna jest w rozpaczy i nie chce przyjąć tego do wiadomości.
Dowiaduje się, że kobietą, dla której została porzucona, jest Olga, rozwiązła uwodzicielka. Między Mlickim, byłym narzeczonym, a Żdżarskim, jego przyjacielem, wywiązuje się dyskusja o tym, jakie znaczenie ma dla nich dziewictwo kobiety. Helena zarzuca Mlickiemu, że nie docenił tego, że był jej pierwszym mężczyzną, a po odebraniu cnoty odwrócił się od niej dla innej. Żdżarski uświadamia Mlickiego, że Helena planuje samobójstwo i to on będzie za nie odpowiedzialny.
Dramat autorstwa Stanisława Przybyszewskiego Dla szczęścia powstał w 1900 roku. Obrazuje on realia obyczajowe — sposób, w jaki postrzegane były kobiety przez mężczyzn na przełomie XIX i XX wieku.
Stanisław Przybyszewski to jeden z najważniejszych twórców okresu Młodej Polski, prekursos polskiego modernizmu, kontrowersyjny dramaturg, eseista, przedstawiciel tzw. cyganerii krakowskiej.
- Autor: Stanisław Przybyszewski
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Dla szczęścia - Stanisław Przybyszewski (biblioteka medyczna online za darmo .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Przybyszewski
Możemy to później załatwić!
MLICKIJak chcesz.
Było nam lepiej, zaczem...
SCENA TRZECIADzień dobry pani.
HELENAWybaczcie mi, na chwilę muszę wpaść do redakcyi szuka kapelusza. Człowiek się trochę przy korekcie przetrzeźwi...
Ma pani papierosy?
HELENAProszę.
ZDŻARSKINo i będzie Stefan z nią szczęśliwy.
ZDŻARSKISzczęśliwy? Nie! Nie!
HELENAA jednak on ją bardzo kocha.
ZDŻARSKITak mu się zdaje. Jego miłość jest w trzech częściach prostą próżnością. Olśniewa go swymi śmiałymi sądami, pochlebia mu jej piękność, jej wyniosła duma; wokół niej roi się od mężczyzn; a to go oczarowało, że właśnie ku niemu zwróciła swe względy że on został wybrany. Przytem umie nęcić, podrażnić, obiecuje jednem spojrzeniem więcej, ile inna nie da, choćby się całą duszą oddała. Ilu ich już się w jej sieci zaplątało!... znałem jednego, który przez nią stał się — he, he, jakby to nazwać?... Ale pani nie idzie o przymiotnik. Był szczęśliwy i dziwna rzecz był także zaręczony... Spotkał ją przypadkowo — nie wiem w jaki sposób zamyśla się. No, dość na tem, że uległ odrazu. Zajęła się nim bardzo, wabiła go ku sobie i odtrącała go, pozwoliła się nosić na rękach po schodach aż do drzwi mieszkania, a potem kiwnęła głową i powiedziała: Dziękuję. Wyobraź sobie pani, jaką głupią minę musiał ten ktoś zrobić. He, he, trzebaby widzieć młodzieniaszka z tą kapitalną miną!... Ninawidził jej do tego stopnia, że chciałby ją nieraz udusić, a czołgał się przed nią, błagał — raz nawet płatał! Ha! ha! Płakał jak dzieciak. Dziw, że sobie w łeb nie palnął... tajemniczo z brzydkim uśmiechem. Raz nawet okradł swego przyjaciela...
HELENAOkradł?
ZDŻARSKINajlepszego przyjaciela, żeby módz za nią pojechać! Podróż była kosztowna, bardzo kosztowna... sumienie się o kryminał otarło.
HELENACzy pańskie?
ZDŻARSKITak — moje...
I niema sposobu, aby Stefana uratować?
ZDŻARSKICo będę mógł zrobić, to zrobię niespokojnie. Dla pani to zrobię zakłopotany. Pani tak uderzająco podobna do niej, mojej dawniejszej narzeczonej. Tak mi ją pani przypomina... mówi cicho i szybko. Niczego nie żądam, straciłem wszelki szacunek dla siebie, nie wymagam go od innych. Pogardzam ludźmi, nienawidzę ich. Ale, ale są rzeczy, wobec których słabnę, serce mnie tak boli... i... i... zacina się i wstaje. Co będę mógł, to zrobię. Tylko, tylko, że się nie da nic zrobić, absolutnie nic! Kogo ona pochwyci, tego nie puści... wyssie, odrzuci, ale nie puści... Człowiek na zawsze z nią pozostanie spętany... nagle wybucha. Czy pani jeszcze Mlickiego kocha po tem wszystkiem? Ma pani jeszcze trochę dumy i rozsądku?
HELENACo panu rozsądek i duma w pańskiej miłości pomogły? Mój Boże, Boże! powtarzam sobie tysiąc razy, Stefan mnie nie kocha, kocha inną; niech idzie, niech będzie szczęśliwy, woła mój rozsądek, podłością go zatrzymywać, jeśli mnie nie kocha. A serce krzyczy ratunku, do nóg jego przyczepić bym się chciała, żeby nie odszedł. Niech bije, niech nogami tratuje, byle tylko pozostał! chwyta się za głowę. O Boże, Boże, co teraz będzie? do siebie. Co będzie, co będzie?
Pan mi musi pomódz. Pomóż mi pan, pomóż! Zmarnieję bez niego. Nie mam domu, nie mam rodziców; cały świat się mnie wyparł. Na całym świecie Stefan, tylko Stefan, jedyny Stefan!...
ZDŻARSKIAle jak ja mam pomódz? Cóż ja na to poradzę? Ona go opętała. Cała jego dusza jest jedną zbolałą raną, a oderwać się od niej nie może.
HELENATak, tak, ma pan słuszność. Nie ma rady — nikt pomódz nie może — nikt!
Jakie to życie straszne! po co, po co tu jeszcze żyć?
HELENACo? co pan mówił?
ZDŻARSKINie ma szczęścia dla nas obojga — a bez odrobiny szczęścia nie można żyć.
HELENANie można...
Może sobie pan wyobrazić stan duszy człowieka, któremu wyrok śmierci przeczytano?
ZDŻARSKICo? co?
HELENAWyrok śmierci.
ZDŻARSKIWyrok śmierci?
HELENAJa mam przy sobie mój wyrok śmierci. Wczoraj przyszedł telegram. Od niej — ja wiem, że to od niej. Ja wiem, co w nim jest. Nie otworzyłam go, a wiem, że ona jutro, pojutrze, za dwa, trzy dni przyjedzie... i Stefana zabierze... I wie pan, za każdym razem, gdy go do ręki wezmę, i chcę go dać Stefanowi, ręka mi cierpnie, trzęsę się cała. Jakie to głupie! przecież mu go dać muszę, a chociażbym go nie oddała — nic się nie zmieni — nic!
SCENA CZWARTAMoże się prześpisz trochę?
ZDŻARSKIJestem co prawda strasznie zmęczony.
MLICKIIdź do mojego pokoju, wyśpij się uczciwie, a po południu załatwimy twoją sprawę.
ZDŻARSKITy się nie położysz?
MLICKINie! Mam dużo roboty.
ZDŻARSKIObudź mnie za parę godzin. Dobranoc;
Nie bierz mi za złe Hela, jeśli ci coś przykrego powiedziałem.
HELENAWłaśnie cię też o to chciałam prosić. Uniosłam się, przebacz mi. To wszystko tak niespodziewanie się na mnie zwaliło. Głowa mi pęka.
MLICKINie mówmy o tem — zostanę teraz przy tobie, i o wszystkiem zapomnę.
HELENANie, nie! Między nami wszystko skończone. Teraz wiem, że mnie nie kochasz, żeś mnie nigdy nie kochał. Nie, Stefanie, jesteś zupełnie wolny, ja cię nie zatrzymuję.
MLICKIAle ja chcę pozostać! opanowuje się. Nie, nie, tam szczęścia dla mnie nie ma! Zapomnę o wszystkiem.
HELENANie męcz mnie! Nie męcz! Ja nie pragnę twej miłości, ja brzydzę się tą rezygnacyą, wolę już, byś mnie bił, pogardzał mną... nie chcę!... nie chcę!
MLICKINie płacz Hela, nie płacz! Wszystko będzie dobrze! Będę pracował, zapomnę. Tyś taka dobra, nieczegoś nigdy odemnie nie wymagała. Będziemy żyć obok siebie. I tyś była moją, tylko moją — niczyje ręce nie dotknęły ciebie; zamyślony. Zdżarski ma słuszność!
HELENAZdżarski? co mówił Zdżarski?
MLICKINic, nic... Będziemy żyć obok siebie spokojnie.
HELENAHa, ha, ha! Nie opuszczaj mnie Stefanie! Nie opuszczaj mnie! Na litość boską nie gub mnie! rzuca się na jego szyję. Patrz tu, tu mój wyrok. — Patrz, tu jej telegram, ona przyjeżdża osuwa się na krzesełku; szuka nerwowo po kieszeniach. Patrz tu... tu...
No i co? Co? Co?
MLICKIPrzyjeżdża...
Dziwny nastrój w tym pokoju. Jesień. Jesień. Niedługo zaczną się deszcze. A to straszna rzecz, gdy deszcz całymi dniami na szybach jęczy.
HELENAŻe też Stefana tak długo nie widać!
HELENAPewno też tak rychło nie przyjdzie.
ZDŻARSKIPanna Agrelli przyjeżdża zatem z pewnością jutro.
HELENAPodobno.
ZDŻARSKINo i co pani zamyśla robić.
HELENAJa? śmieje się błędnie. Ja? Nic, nic... czekam, aż się wszystko skończy!... Jestem tak spokojna... Ja tylko czekam, czekam... A potem — no! Niech będą szczęśliwi. On ją kocha, a ona jego chyba też kocha; dlaczegóżby go nie miała kochać?...
ZDŻARSKIOna? Kocha? He, he!...
Ona kochać nie umie! Siebie kocha! swoją próżność, swoją dumę, swoją piękność.
HELENATego pan wiedzieć nie możesz. To, że pana nie kochała, nie pozwala wnioskować, by nie miała kochać Stefana. Dlaczegóżby za niego wychodziła? On przecież ani sławny, ani bogaty — kocha go, kocha i on będzie z nią szczęśliwy!
ZDŻARSKIMoże jest coś heroicznego w pani rezygnacyi... Tak, tak... rezygnacya podobno zawsze jest heroiczną uśmiecha się zmęczony. Ale dajmy spokój bohaterstwu! Nam bohaterstwa nie trzeba; ot — trochę szczęścia, maleńką odrobinkę szczęścia. Tego nam potrzeba. Bądź pani otwartą. Niewiem, cobym za to dał, żeby pani ze mną otwarcie mówiła. Ja nie wierzę w pani rezygnacyę; ja czuję, jak się serce pani krwawi. A ja mam dużo, dużo sympatyi dla pani, więcej, jakby się tego można po mnie spodziewać. Pani mi tak żywo przypomina moją narzeczoną.
HELENAZ nikim nie byłam tak otwartą, jak właśnie z panem. Pan mi okazał tyle uczciwej przyjaźni w ostatnim czasie... Alem ja taka zmęczona. Moje myśli tak rozprószone. Ja nie jestem w stanie ani jednej myśli do końca domyśleć... Teraz się wszystko skończyło. To męka... ta straszliwa męka ostatnich dni.
ZDŻARSKIPani nie powinna go puścić! Jeżeli go pani kocha, to go pani zatrzyma przy sobie; on przy niej szczęścia nie znajdzie, tylko rozpacz i cierpienie.
HELENANie!... nie!... przepadło! To już koniec!...
ZDŻARSKIPoświęć pani swą dumę dla jego dobra. Pani go kocha. Pani ostatecznie na tem zależy, żeby nie zmarniał przy tej kobiecie.
HELENADlaczegóżby miał zmarnieć?
ZDŻARSKIBo... Bo... jakże mam to pani wytłómaczyć? — Wie pani może, że jest coś, co starzy ludzie dawniej cnotą czystości nazywali... he... he... rzeczywiście cnotą czystości — dziś to już jest starzyzną. Cnota czystości nabrała komicznego znaczenia. He, he... młodzi panowie nauczyli panienki, że cnota czystości jest śmieszna. I my ludzie postępowi śmiejemy się z owej cnoty — w teoryi proszę pani... bo w sercu o, w sercu... chciałbym widzieć tego mężczyznę, któryby przenosił kobietę, co z rąk do rąk przechodziła, nad kobietę tak czystą i jasną, jak... jak naprzykład pani...
HELENACo pan chcesz przez to powiedzieć?
ZDŻARSKIDo tych ludzi, którzy sami siebie okłamują, do tych ludzi słabych, dla których tak nazwany postęp ha, ha, ha, postęp jest ideałem, w imię którego niszczą najszlachetniejsze instynkty sercowe — ową starzyzną moralną — należy Mlicki. Mlicki jest rodzajem takiego moralnego Don-Kiszota. W sercu pełno owej „starzyzny”, ale się jej wstydzi!... He, he! najpiękniejsze teorye mu się w nic rozprysną, gdy robak zacznie serce dzień i noc toczyć!
HELENAZupełnie nie rozumiem, co pan chcesz powiedzieć.
ZDŻARSKIOtóż proszę pani, ta dama, z którą Mlicki się chce żenić, była dawniej już kochanką innego, a może i innych.
HELENAStefan wie o tem?
ZDŻARSKIWie!
HELENAI — ???
ZDŻARSKIPowiedz mu to pani; może wobec pani uczuje wstyd... może, jeśli pani mu to powie, przeleci mu przez myśl, co czystość znaczy, co znaczy posiąść kobietę tak czystą... he, he... Zna pani Hamleta?... Stary Poloniusz
Uwagi (0)