Medea - Eurypides (biblioteka nowoczesna .TXT) 📖
Krótki opis książki:
Eurypides, obok Ajschylosa i Sofoklesa, był jednym z trzech wielkich tragików greckich. Tragedia Medea powstała w roku 431 p. n. e. i niejednokrotnie była wystawiana na deskach światowych teatrów.
Dramat opowiada o kolchidzkiej czarodziejce, która została porzucona wraz z dziećmi przez męża. Zradzona i zawiedziona kobieta postanawia się na nim zemścić.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Eurypides
- Epoka: Starożytność
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Medea - Eurypides (biblioteka nowoczesna .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Eurypides
panie,
By waszej przypadkowo nie ulec naganie.
Pysznymi zwą tu wielu — wiem to — że od ludzi
Wciąż stronią, zaś człek inny zarzut pychy budzi,
Że ciągle poza domu ścianami wystawa,
A innych wreszcie bliźnich spotyka niesława
I wzgarda za to znowu, że im życie płynie
W spokoju arcygnuśnym, w hańbiącym bezczynie.
Źrenicom świata słuszność jakież jest daleka!
Nie zdołał człowiek dotrzeć do serca współczłeka,
A już go nienawidzi, chociaż krzywdy żadnej
Nie doznał, zasię przybysz winien żywot składny
Prowadzić według ustaw gościnnego kraju.
Nie chwalę-ć ja też ludzi, co mają w zwyczaju
Dla samej tylko pychy pogardzić innymi.
Mnie los niespodziewanie pogrążył w olbrzymiej
Niedoli; niczym dla mnie uroki żywota,
Ku śmierci, o me drogie, pcha mnie dziś tęsknota.
Bo ten, w którym złożyłam wszystką moją wiarę,
Najgorszym stał się z ludzi. Za jakąż to karę
Z wszystkiego, co oddycha i myśli na świecie,
Najsroższy los się dostał nieszczęsnej kobiecie?
Małżonka trzeba cennym okupywać wianem,
Naszego ciała władcę — złem to niesłychanym,
Lecz gorszym traf: nie wiada, jakim mąż ten będzie,
Szlachetnym czy też podłym, stanąć bowiem w rzędzie
Rozwódek wstyd to wielki, nie można też męża
Odtrącać! A już darmo umysł się wytęża,
Jeżeli w obcym kraju i pod obcym prawem
Z człowiekiem ma się obcym połączyć niebawem.
Zaiste! Trzeba być jej jako prorokinie,
Ażeby móc odgadnąć, azali15 nie zginie.
Lecz gdy się wszystko dobrze zakończy nareszcie.
Gdy mąż w tym jarzmie życia chodzi przy niewieście
Godziwie, los to godny zazdrości; gdy zasię
Inaczej ma się sprawa, śmierć li dobrą zda się.
Poza tym, gdy mężowi dolega coś w domu,
Uskarżyć się on przecie może lada komu,
Druhowi, z którym wyrósł, a my, złych katuszy
Doznawszy, musim własnej spowiadać się duszy!
A mówią też, iż życie prowadzim bezpieczne
W komnatce, kiedy oni na zatargi wieczne
Wyruszać muszą w pole, gdzie oszczepy warczą!
O głupcy! Trzykroć wolę ja stanąć pod tarczą,
Niż rodzić choć raz jeden! Ale to się ciebie
Nie tyczy; masz ojczyznę, masz swój dom, w potrzebie
Przyjaciół możesz znaleźć, żywota rozkosze
Otworem ci tu stoją... Za to co ja znoszę!
Samotna, bez ojczyzny, zdrady mężowskimi
Nękana, z obcej ku wam przywiedziona ziemi,
Ni matki, ani brata, ani żadnej siostry,
Do których mi się uciec w mej niedoli ostrej!
To jedno tylko raczcie mi spełnić: jeżeli
Wynajdę jakiś środek na mych krzywdzicieli,
Na męża i na ojca, co mu córkę dawa,
I na nią — jeśli wszystkich zniszczę według prawa,
Wy milczcie!... Tak, kobieta będzie pełna trwogi
We wszystkim; tchórz do wojny, z pochew broni srogiej
Nie wyjmie, lecz gdy ślubne zbezczeszczą jej łoże,
Nikt mściwszym ani krwawszym od niej być nie może.
CHÓR
Uczynię tak, Medeo! choć mi nie dziwota,
że tobą żądza pomsty i żal taki miota.
Lecz, widzę, Kreon idzie, władca tej dziedziny:
Zapewne jakieś świeże niesie ci nowiny.
Na scenę wchodzi
KREON
Medeo strasznooka, swą zapalczywością
Małżonka ścigająca! Masz mi się z tą włością
Pożegnać jak najprędzej! Weź swych dzieci dwoje
I ruszaj mi bez zwłoki za granice moje,
Gdyż ja, dzierżyciel prawa, do domu nie wrócę,
Dopóki cię na zawsze z ziem tych nie wyrzucę!
MEDEA
Ojej! Ja nieszczęśliwa! Ach! Ginąć tak nagle!
Doszczętnie! Już wrogowie rozpuścili żagle
I nie ma dla mnie wyjścia! Okrutny manowiec!
Lecz ja, com tyle zniosła, pytam się: Odpowiedz,
Kreonie, za co z swojej wypędzasz mnie ziemi?
KREON
Obawiam się — bo po cóż mam się taić z swymi
Obawy? — że chcesz klęskę sprowadzić na głowę
Mej córki: toć po temu znaki są gotowe!
Przebiegły jest twój umysł, w knowania bogaty,
Podniecon nadto bólem z powodu utraty
Małżonka. Mam też wieści, że myślisz o zgubie
Nas wszystkich, ojca, córki i zięcia... Nie lubię
Wżdyć16 czekać, aż się groźby wypełnią... Dziś wolę
Zarobić na twą zawiść, niż potem niedolę
Sromotną opłakiwać, zmiękczon twymi łzami.
MEDEA
Ach! Ach!
Nie pierwszy raz, Kreonie, miej litość nad nami —
W nieszczęście mnie zapędza ma sława. O, radzę,
By człowiek, który w mózgu ma rozumu władzę,
Nie chował swoich dzieci w zbytecznej mądrości...
Bo nie dość, że człowieka, w którym mądrość gości,
O gnuśność obwiniają cni obywatele,
Lecz jeszcze nienawiści mają nazbyt wiele.
Gdy mędrzec się przed głupcem z czymś nowym pochwali,
Otrzyma wnet przydomek pustego mądrali.
A jeśli więcej znaczysz od tych, co mniemanie
O sobie mają wielkie, wnet ci się dostanie
W udziale zawiść tłumu. I mnie się to samej
Zdarzyło, kiedym weszła w tego miasta bramy.
Żem mędrsza, więc też mądrość ma nienawiść budzi:
Dla jednych jestem szorstką, zaś dla innych ludzi
Jam taką czy owaką, tylko dla nikogo
Rozumną. Tak i ty się obawiasz, że srogo
Me serce, o Kreonie, bije przeciw tobie.
Nie lękaj się! Nic złego ja królom nie zrobię.
Bo czymżeś ty mnie skrzywdził? Zabiera mężczyzna
Twą córkę, więc go lubisz; dusza ma się przyzna,
Że mam nienawiść k’niemu — wszak to mój małżonek!
Lecz tyś postąpił mądrze, mówię bez obsłonek,
I żadnej nie czuję ku tobie zawiści,
Jeżeli ci się wszystko jak najlepiej ziści.
Tak, żeście się, weselcie! Tylko mnie w tym mieście
Zostawcie! Chociaż krzywdę mnie, biednej niewieście,
Niemałą wyrządzili, umilknę, jak pono
Przystało zawsze ludziom, których zwyciężono.
KREON
Łagodnie brzmią twe słowa, lecz powiedzieć mogę,
Że teraz jeszcze większą czuję w sercu trwogę,
Azali17 coś nie knujesz: teraz mniej ci wierzę,
Niż przedtem. Każdy bowiem łatwiej się ustrzeże
Kobiety popędliwej i takiegoż męża
Niż milczków... Próżno dziś się twój umysł wytęża:
Uciekaj! Na nic podstęp, wszelkie środki na nic!
Wszak wrogiem jesteś moim! A więc precz z tych granic!
MEDEA
O nie! Na twe kolana! Na tę pannę młodą!
KREON
Na próżno tracisz słowa, duszy mej nie zwiodą.
MEDEA
Wypędzasz mnie, na prośby nie zważając moje?
KREON
Od ciebie dom mój droższy, o niego ja stoję18.
MEDEA
Jak drogaś ty mi dzisiaj, ojczyzno zdradzona!
KREON
Po dzieciach i dla mego najdroższa jest łona.
MEDEA
O jakimż to dla człeka przekleństwem jest miłość!
KREON
Ja sądzę, że rozstrzyga tu losów zawiłość.
MEDEA
Nie spuszczaj z oka sprawców mej krzywdy, o Boże!
KREON
Szalona! Przestań dręczyć, nic ci nie pomoże.
MEDEA
Dość mękiśmy już znieśli, nie trzeba jej więcej.
KREON
Czy mam się do mej służby odwołać książęcej?
MEDEA
Kreonie, nie czyń tego, daj gwałtowi spokój!
KREON
Dokuczasz, łaski sobie, Medeo, nie rokuj!
MEDEA
Odejdę, lecz nie o tom ciebie błagać chciała.
KREON
Więc czemu się ociągasz, ty duszo zuchwała?
MEDEA
Ten jeden dzień mi pozwól pozostać, o królu,
Bym mogła coś obmyśleć dla dzieci, co w bólu
Zostały i bez środków, gdyż ojciec rodzony
Już przestał dbać o płód swój. W jakie mam je strony
Prowadzić, jeszcze nie wiem. Zlituj się nad nimi,
Boś sam jest przecież ojcem. Wszak litość na ziemi
Być winna! Nie o sobie też myślę, że muszę
Uciekać! Tak to losy dręczą dziś mą duszę.
KREON
Tyrański duch mi obcy — we mnie on nie gości,
Choć nieraz się zawiodłem na mojej litości,
I dzisiaj również błądzę! Jednak niech się stanie!
Lecz mówię ci, niewiasto: w jutrzejsze zaranie,
Gdy Bóg nad naszym grodem zapali pochodnię,
Jeśli tu jeszcze będziesz, zdeptawszy niegodnie
Mój rozkaz, musisz umrzeć! Zostań, jeśli-ć trzeba,
Dzień jeden! Od nieszczęścia uchronią nas nieba —
Nie spełnisz tego dzisiaj, o czym myślisz w trwodze.
CHÓR
O biada ci niebodze!
O biada! W tej doli gdzie zwrócisz swe kroki?
Gdzie znajdziesz gościnę, co ból twój głęboki
Uśmierzy? Gdzie kraj ten? Gdzie, powiedz, jest ninie19
Ten zbawczy twój próg?
Medeo, na wieki snać20 jakiś cię bóg
Pogrążył w nieszczęścia głębinie!
MEDEA
Tak, wszędy mnie ścigają losy coraz krwawsze!
Lecz nie myśl, że tak wszystko zostanie na zawsze.
O, ciężkie grożą losy onej młodej parze
I krewnym jej niemały znój przypadnie w darze.
Czy myślisz, żem się k’niemu łasiła daremnie,
A nie, że chęć korzyści i chytrość jest we mnie?
Nie rzekłabym mu słówka ani też rękami
Nie tknęła się rąk jego! Oto jak go mami
Głupota: wypędziwszy mnie z kraju, ten stary
Wyprzedziłby od razu wszystkie me zamiary,
A teraz, mając dzień ten, spełnię plany swoje
I trupem dziś położę moich wrogów troje —
Zabiję ojca, córkę i męża. Niejedna
Ku temu wiedzie droga, lecz ja nie wiem, biedna,
Na którą wejść mi dzisiaj potrzeba. Czy może
Najlepiej, jeśli ogień pod ich dom podłożę,
Lub, wkradłszy się w sypialnię, wbiję pannie młodej
Ten ostry sztylet w serce? A jeśli zawody
Spotkają mnie, co czynić, przyjaciółki lube?
Jeżeli mnie pochwycą, gdy, knując im zgubę,
Przekroczę próg ich domu? Śmierć mnie wówczas czeka