O duchu praw - Charles de Montesquieu (Monteskiusz) (nowoczesna biblioteka szkolna .TXT) 📖
O duchu praw to jedno z najważniejszych dzieł francuskiego oświecenia autorstwa Charles'a de Montesquieu.
Traktat filozoficzny francuskiego myśliciela dotyczy praw związanych z ustrojem państwowym, wyróżnił arystokrację, monarchię i demokrację, omawia je w kontekście historycznym, a także przedstawia różne zagrożenia, „skażenia” ustrojów. Monteskiusz postuluje w tej rozprawie zasadę trójpodziału władzy, będącą fundamentem porządku w znacznej części współczesnych demokracji.
Charles de Montesquieu, znany bardziej jako Monteskiusz, był jednym z najsłynniejszych autorów francuskiego oświecenia. Był również prawnikiem, filozofem i wolnomularzem. Zasłynął przede wszystkim z popularyzacji koncepcji trójpodziału władzy. Dzieło O duchu praw zostało po raz pierwszy wydane w Genewie w 1748 roku.
- Autor: Charles de Montesquieu (Monteskiusz)
- Epoka: Oświecenie
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «O duchu praw - Charles de Montesquieu (Monteskiusz) (nowoczesna biblioteka szkolna .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Charles de Montesquieu (Monteskiusz)
W miejscach, gdzie rośnie ryż, trzeba wiele pracy, aby mu dostarczyć wody; wielu tedy ludzi znajdzie tam zajęcie. Więcej jeszcze: mniej tam trzeba ziemi dla utrzymania jednej rodziny, niż tam, gdzie rodzi się inne ziarno. Wreszcie ziemia, którą obraca się gdzie indziej na paszę dla zwierząt, tu służy bezpośrednio do wyżywienia ludzi; pracę, którą gdzie indziej pełnią zwierzęta, tu pełnią ludzie; uprawa ziemi staje się dla ludzi olbrzymią fabryką.
Kiedy istnieje prawo rolne i kiedy ziemie są równo podzielone, kraj może być bardzo ludny, mimo że jest mało rzemiosł, ponieważ każdy obywatel znajduje w pracy na roli środki wyżywienia, wszyscy zaś obywatele razem spożywają wszystkie płody ziemi. Tak było w niektórych dawnych republikach.
Ale w dzisiejszych państwach grunty są nierówno podzielone; wydają więcej płodów, niż ci, którzy je uprawiają, mogą spożyć; jeżeli tedy zaniedba się tam rzemiosła, a dba jedynie o rolnictwo, kraj nie może być ludny. Kiedy ci, którzy uprawiają lub każą uprawiać, mają zapasy, nic nie skłania ich do pracy na przyszły rok: zapasy zaś nie mogą być spożyte przez ludzi bezczynnych, bo ludzie bezczynni nie mieliby ich za co kupić. Trzeba tedy, aby powstały rzemiosła, iżby płody ziemi spożywali i rolnicy, i rękodzielnicy. Słowem, państwa te potrzebują, aby wielu ludzi uprawiało ziemię ponad to, co im jest potrzebne. W tym celu trzeba w nich obudzić ochotę posiadania tego, co zbyteczne; a dają to jedynie rękodzielnicy. Owe machiny, których celem jest skrócić pracę, nie zawsze są pożyteczne. Jeżeli przedmioty są po umiarkowanej cenie, odpowiadającej zarówno nabywcy, jak i robotnikowi, który je sporządza, machiny, które uprościłyby rękodzieło, to znaczy zmniejszyły liczbę robotników, byłyby zgubne. Gdyby młyny wodne nie istniały wszędzie, nie uważałbym ich za tak użyteczne, jak powiadają, ponieważ skazały one na próżnowanie ogromną ilość rąk, pozbawiły wielu ludzi użytku wód i zmniejszyły płodność wielu ziem.
Prawidła tyczące ilości obywateli zależą wiele od okoliczności. Są kraje, w których wszystko uczyniła natura, prawodawca nie ma tedy nic do czynienia. Na co zachęcać za pomocą praw do rozmnażania się, kiedy płodność klimatu daje dosyć ludzi? Czasami klimat jest bardziej sprzyjający niż grunt: ludność mnoży się tam, a głód ją niszczy: tak w Chinach. Toteż ojciec sprzedaje tam córki i traci dzieci. Te same przyczyny wydają w Tonkinie te same skutki: nie trzeba, jak podróżnicy arabscy, których relacje przytacza nam Renaudot, uciekać się do pojęć metampsychozy w tym celu.
Te same przyczyny sprawiają, że na wyspie Formozie religia nie pozwala kobietom rodzić przed trzydziestym piątym rokiem żyda: przed tym wiekiem kapłanka depce im żywot i przyprawia o poronienie.
Ten sam skutek, który w niektórych krajach Wschodu zależy od przyczyn fizycznych, w Grecji wypływał z charakteru rządu. Grecy to był wielki naród złożony z miast, z których każde miało swój rząd i swoje prawa. Nie były one bardziej zdobywcze, niż dziś są w Szwajcarii, Holandii i Niemczech. W każdej republice prawodawca miał za cel szczęście obywateli w domu, na zewnątrz zaś siłę, która by nie była mniejsza od siły sąsiednich miast288. Przy małym terytorium i wielkiej pomyślności liczba obywateli łatwo mogła wzrosnąć i stać się ciężarem: toteż zakładali bez ustanku289 kolonie; sprzedawali się za żołnierzy, jak Szwajcarzy dzisiaj; nie zaniedbano niczego, co mogło zapobiec zbytniemu mnożeniu się dzieci.
Były u nich republiki, których ustrój był szczególny. Ludy podbite musiały dostarczyć środków do życia obywatelom: Lacedemończyków żywili Heloci; Kreteńczyków Perycyjczycy; Tessalów Penestowie. Mogła tam być jedynie pewna ilość ludzi wolnych, iżby niewolnicy byli w stanie dostarczyć im żywności. Powiadamy dziś, że trzeba ograniczyć liczbę regularnych wojsk: otóż, Sparta była to armia utrzymywana przez chłopów; trzeba było ograniczyć tę armię, inaczej ludzie wolni, którzy mieli wszystkie dogodności społeczne, mnożyliby się bez miary, a chłopi upadliby pod ciężarem.
Politycy greccy baczyli tedy szczególnie na to, aby umiarkować liczbę obywateli, Platon ustala ją na pięć tysięcy czterdzieści i chce ją zatrzymać, lub też wedle potrzeby zachęcać do mnożenia, czcią, hańbą i upomnieniami starców; żąda nawet, by miarkowano liczbę małżeństw w ten sposób, aby lud uzupełniał się, nie przeciążając republiki.
Jeżeli prawo krajowe, powiada Arystoteles, zabrania tracić dzieci, trzeba będzie ograniczyć liczbę tych, które każdy ma spłodzić. Jeżeli ktoś ma dzieci ponad liczbę określoną prawem, radzi spowodować poronienie, nim płód zaczyna żyć.
Arystoteles przytacza haniebny sposób używany przez Kreteńczyków dla zapobieżenia nadmiernej liczbie dzieci; kiedy go chciałem przytoczyć, wstyd mój wzdrygnął się.
Są miejsca, powiada jeszcze Arystoteles, gdzie prawo czyni obywatelami cudzoziemców albo bękartów, lub tych, którzy się urodzili tylko z matki obywatelki; ale z chwilą, gdy mają dosyć ludności, nie czynią już tego. Dzicy w Kanadzie palą swych jeńców, ale kiedy mają puste chaty do oddania im, przyjmują ich do swego narodu.
Kawaler Petty przyjął w swoich obliczeniach, że człowiek w Anglii wart jest tyle, za ile by go można sprzedać w Algierze. To może być dobre jedynie dla Anglii; są kraje, w których człowiek nie jest wart nic; są nawet takie, w których wart jest mniej niż nic.
Italia, Sycylia, Azja Mniejsza, Hiszpania, Galia, Germania były mniej więcej jak Grecja, pełne małych narodów i dławiące się od mieszkańców: nie było tam potrzeba praw, aby pomnażać ich ilość.
Wszystkie te małe republiki utonęły w wielkiej; za czym ujrzano, jak świat nieznacznie się wyludnia; wystarczy spojrzeć, czym była Italia i Grecja przed i po zwycięstwach Rzymian.
„Spyta mnie ktoś, powiada Tytus Liwiusz, skąd Wolskowie mogli znaleźć dosyć żołnierzy, aby prowadzić wojnę, mimo że tyle razy ich pobito. Musiała być niezliczona mnogość ludu w tych okolicach, które dziś byłyby jeno pustynią, gdyby nie garść żołnierzy i trochę niewolników rzymskich”.
„Wyrocznie ustały, powiada Plutarch, ponieważ miejsca, w których przemawiały, są zniszczone: zaledwie znalazłoby się dziś w Grecji trzy tysiące żołnierzy”.
„Nie będę opisywał, powiada Strabon, Epiru i sąsiednich miejsc, ponieważ te kraje są zupełnie opustoszałe. Wyludnienie to, które zaczęło się od dawna, postępuje z każdym dniem: tak, iż żołnierze rzymscy obozują w opuszczonych domach”. Przyczynę tego znajduje w Polibiuszu, który powiada, że Paweł Emilian po swoim zwycięstwie zniszczył siedemdziesiąt miast epirskich i uprowadził sto pięćdziesiąt tysięcy niewolników.
Rzymianie, niszcząc wszystkie ludy, niszczyli samych siebie. Bez ustanku w ruchu, wysiłku i napięciu, zużywali się, jak broń, gdy nią się posługiwać ciągle.
Nie będę tu mówił o troskliwości, z jaką pozyskiwali sobie obywateli w miarę, jak ich tracili, o sojuszach jakie czynili, o prawach obywatelstwa, jakie dawali, i o owej niezmierzonej wylęgami obywateli, jaką znajdowali w swoich niewolnikach. Powiem, co zrobili, nie aby wyrównać stratę obywateli, ale stratę ludzi; że zaś był to naród, który najlepiej umiał godzić swoje prawa ze swymi zamiarami, nie jest obojętne zbadać, co czynili w tej mierze.
Dawne prawa Rzymian siliły się bardzo nakłaniać obywateli do małżeństwa. Senat i lud wydawali często prawidła w tej mierze, jak to powiada August w swojej mowie przytoczonej przez Diona.
Dionizy z Halikarnasu nie może uwierzyć, aby po śmierci trzystu pięciu Fabiuszów wymordowanych przez Wejów pozostało z tego rodu tylko jedno dziecko, ponieważ starożytne prawo, które nakazywało każdemu obywatelowi żenić się i chować wszystkie swoje dzieci, było jeszcze w mocy.
Niezależnie od praw, cenzorowie mieli oko na małżeństwa: i wedle potrzeb rzeczypospolitej, zachęcali do nich hańbą i karami.
Początek zepsucia się obyczajów wiele przyczynił się do tego, aby odstręczyć obywateli od małżeństwa, dającego same utrapienia tym, którzy stracili już smak niewinnych rozkoszy. To jest duch owej mowy, Metellus Numidicus wygłosił do ludu w czasie, gdy był cenzorem. „Gdyby było możebne nie mieć żon, uwolnilibyśmy się od tego złego; że jednak natura ustanowiła, iż trudno jest żyć szczęśliwie z nimi, a także istnieć bez nich, trzeba mieć wzgląd raczej na nasze trwanie niż na przelotne przyjemności”.
Zepsucie obyczajów zniweczyło urząd cenzora, ustanowiony po to, aby niszczył zepsucie obyczajów; ale kiedy to zepsucie stało się powszechne, cenzura nie miała już siły.
Waśnie domowe, triumwiraty, proskrypcje bardziej osłabiły Rzym, niż jakakolwiek wojna: zostało niewielu obywateli290, większość nie była żonata. Aby zaradzić temu ostatniemu złemu, Cezar i August przywrócili cenzurę, a nawet chcieli być cenzorami. Ustanowili rozmaite przepisy: Cezar dał nagrody tym, którzy mieli dużo dzieci; zabronił kobietom niżej czterdziestu pięciu lat, niemającym męża ani dzieci, nosić drogich kamieni i używać lektyki: wyborna metoda, aby podkopać celibat próżnością. Prawa Augusta były bardziej naglące: nałożył nowe kary bezżennym i powiększył nagrody dla tych, którzy byli żonaci i dla tych, którzy mieli dzieci. Tacyt nazywa te prawa juliańskimi: prawdopodobne jest, że stopiono w nich dawne przepisy ustanowione przez senat, lud i cenzorów.
Prawo Augusta natrafiło na tysiące przeszkód; w trzydzieści cztery lat po jego wydaniu szlachta rzymska zażądała odeń odwołania tego prawa. Ustawił z jednej strony żonatych, a z drugiej bezżennych: liczba ostatnich okazała się większa, co zdumiało obywateli i zawstydziło ich. Za czym, z powagą dawnych cenzorów, August tak przemówił291:
„Gdy choroby i wojny porywają nam obywateli, co stanie się z miastem, jeśli się poniecha małżeństw? Miasto nie polega na domach, portykach, placach publicznych: to ludzie tworzą miasto. Nie ujrzycie, jak w bajkach, ludzi wychodzących z ziemi, aby się krzątać za waszymi sprawami. Nie aby żyć sami, trwacie w bezżeństwie: każdy z was ma towarzyszki stołu i łoża, szukacie jedynie spokoju w swoich wyuzdaniach. Przytoczycie może przykład dziewic Westalek? Zatem, gdybyście nie przestrzegali praw wstydliwości, trzeba by was skarać jak one. Jesteście jednako złymi obywatelami, czy że wszyscy pójdą za waszym przykładem, czy że nikt za nim nie pójdzie. Moim jedynym celem jest wieczność republiki. Powiększyłem kary tym, co nie usłuchali; co się zaś tyczy nagród, są one takie, że nie słyszałem, aby kiedy cnota uzyskała większe: dla mniejszych tysiące ludzi narażają życie; i te was nie zachęcą, abyście pojęli żonę i wychowali dzieci?”
Dał prawo, które nazwano od jego nazwiska Julia, a Papia Poppaea od imion konsulów tego roku. Rozmiar zła widny był w samym ich wyborze: Dion powiada nam, że nie byli żonaci i że nie mieli dzieci.
To prawo Augusta było właściwie kodeksem praw, systematycznym zbiorem wszystkich ustaw, jakie wydano w tym przedmiocie. Przerobiono tam prawa juliańskie i dano im więcej siły; mają one tyle perspektyw, wpływają na tyle rzeczy, że tworzą najpiękniejszą część prawa cywilnego Rzymian.
Znajdujemy rozproszone ich cząstki w cennych fragmentach Ulpiana, w digestach dobytych z autorów, którzy pisali o prawach papiańskich; w historykach i innych autorach, którzy je cytowali; w kodeksie teodozjańskim, który je zniósł; w Ojcach Kościoła, którzy je zganili z gorliwością niewątpliwe chwalebną dla spraw przyszłego żywota, ale z bardzo małą znajomością spraw życia na ziemi.
Te prawa miały wiele rozdziałów, znamy ich trzydzieści pięć. Ale idąc do mego przedmiotu najprościej jak zdołam, zacznę od rozdziału, który Aulus Gellus podaje nam jako siódmy i który tyczy zaszczytów i nagród przyznanych tym prawem.
Rzymianie, pochodzący po największej części z miast latyńskich, które były koloniami lakońskimi i które nawet przejęły od tych miast292 część swoich praw, mieli, jak Lakończycy, ową cześć dla starości, dającą jej wszystkie zaszczyty i wszystkie przywileje. Kiedy republice zbrakło obywateli, przyznano małżeństwu i płodności przywileje, które wprzód dawano wiekowi. Niektóre związano z małżeństwem jako takim, niezależnie od potomstwa: to nazywało się prawem mężowskim. Inne dano tym, którzy mieli dzieci, jeszcze większe tym, którzy mieli troje dzieci. Nie trzeba mieszać tych trzech rzeczy. Były wśród owych przywilejów takie, którymi ludzie żonaci cieszyli się zawsze; jak na przykład osobne miejsce w teatrze; były takie, którymi się cieszyli tylko o tyle, o ile nie odebrali im ich ojcowie rodzin lub mający więcej dzieci niż oni.
Te przywileje były bardzo rozległe. Ludzie żonaci, którzy mieli najwięcej dzieci, mieli zawsze pierwszy krok czy to w ubieganiu się o zaszczyty, czy w sprawowaniu tych zaszczytów. Konsul, który miał najwięcej dzieci, pierwszy brał pęk rózeg; miał wybór prowincji; senator, który miał najwięcej dzieci, był pierwszy zapisany na liście senatorów; pierwszy dawał w senacie swój głos. Można było przyjść przed wiekiem do urzędów, bo każde dziecko zwalniało z jednego roku. Jeżeli kto miał w Rzymie troje dzieci, był wolny od wszystkich osobistych ciężarów. Kobiety wolne, które miały troje dzieci, a wyzwolone, które miały ich czworo, wychodziły z owej ciągłej opieki, jaką je krępowały dawne prawa Rzymu.
Jeśli były nagrody, były też i kary. Nieżonaci nie mogli nic otrzymywać testamentem od obcych; żonaci ale bezdzietni otrzymywali tylko połowę. Rzymianie, powiada Plutarch, żenili się, aby dziedziczyć, a nie aby mieć dziedziców.
Korzyści, jakie mąż i żona mogli sobie zapewnić testamentem, były ograniczone prawem. Mogli sobie darować wszystko, jeżeli mieli dzieci razem; jeżeli ich nie mieli, mogli otrzymać dziesiątą część spadku, z przyczyny małżeństwa; a jeżeli mieli dzieci z innego małżeństwa,
Uwagi (0)