Patryotyzm i kosmopolityzm - Eliza Orzeszkowa (biblioteki w internecie txt) 📖
Tekst publicystyczny Orzeszkowej z roku 1880, będący głosem w gorącej wówczas dyskusji pomiędzy zwolennikami kultywowania idei patriotycznych i tymi, którzy opowiadali się za kosmopolityzmem.
Eliza Orzeszkowa analizuje, jaka jest geneza narodu (czy jest on sztucznie wykreowanym tworem, dziełem przypadku, czy też może kategorią wpisaną w naturę człowieka), a następnie zastanawia się nad istotą patriotyzmu i możliwościami jego wynaturzeń. W ostatniej części wprowadza pojęcie kosmopolityzmu, dowodząc, że przy prawidłowym zdefiniowaniu analizowanych idei, obie postawy wzajemnie nie muszą się wykluczać, a wręcz przeciwnie, mogą się uzupełniać i wspólnie pracować dla dobra społeczeństw; człowiek może być zarazem patriotą, jak i kosmopolitą bez szkody dla swojej moralności.
- Autor: Eliza Orzeszkowa
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Patryotyzm i kosmopolityzm - Eliza Orzeszkowa (biblioteki w internecie txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Eliza Orzeszkowa
Przykład 2-gi — Indywiduum, urodzeniem swem należące do najniższych warstw społeczeństwa, a sposobem samouctwa i za pomocą obcych wyłącznie piśmiennictw, wykształcone do stopnia pewnego, miało nieszczęście spotkać się z kilku okazami ludzkiemi epoki mijającej, które w umysłach i postępowaniu przechowały jeszcze wiarę i cześć dla przedziałów, niegdyś pomiędzy różnemi klassami społeczeństw, istniejących. Do lekceważenia i ubliżeń, istotnie doświadczonych, przyłączyła się jeszcze owa demokratyczna drażliwość i duma, będące przedtem wziętym na odwrót, a upatrująca wyniosłość i pomiatanie wszędzie, kędy istnienie ich przypuszczać tylko można. Z doświadczeń tych i z tych złudzeń doświadczenia, w umyśle pomienionego indywiduum wytworzyło się mniemanie o despotycznem i powszechnem w kraju jego panowaniu ducha kastowości, pychy i wzgardy; z mniemania zaś tego wynikła niechęć do społeczeństwa i odmawianie mu, w obec postępu i cywilizacyi, wszelkiej wartości i zasługi. Gdyby indywiduum, w sposób ten czujące i myślące, uczucia swe, myśli i ich motywy powierzyło komuś, posiadającemu zdrowe socyologiczne pojęcia, usłyszałoby niezawodnie zdanie: że, sprawdzian summy i siły, istniejącego w społeczeństwie jakiemś, ducha kastowości, nie spoczywa w osobnikach, napotykanych trafem, a przedstawiać mogących objawy zanikającej epoki dłużej nieco nad inne trwające lub zjawiska, rządzone podrzędnemi i ubocznemi przyczynami; lecz, że sprawdziana tego szukać wypada w ustawach i instytucyach krajowych, w sposobach znajdowania się względem siebie różnych warstw ludzkości na polach prac i działań publicznych, w zapatrywaniach się na przedmiot ten piśmiennictwa, w odnośnych prądach myśli i usiłowań, które przebiegały historyczną przeszłość narodu. Usłyszałoby ono następnie: że, jeżeli w historycznej przeszłości narodu spostrzedz i wykazać się dadzą prądy myśli i usiłowań, dążące ku zrównaniu klass w obec praw i godności ludzkich; jeżeli ostatecznym prądów tych wynikiem było: wytworzenie ustaw i instytucyi, torujących drogi ku sprawiedliwości, oświacie i polepszeniu bytu bez względu na to, kto i zkąd na drogi te wstępuje; jeżeli wszędzie tam, gdzie idzie o publiczne dobro i bezpieczeństwo, o pomnożenie publicznego zasobu lub zagwarantowanie lepszej dla ogółu przyszłości, klassy różne łączą się z sobą w spójnem i zgodnem działaniu; jeżeli nauka i piśmiennictwo krajowe szerzą pojęcia równości ludzi pomiędzy sobą, a przyganą lub pośmiewiskiem okrywają tych, którzy, na mocy mniemanych wyższości, równości tej zaprzeczają, — oskarżenie społeczeństwa o poddawanie się duchowi kastowości upaść powinno dla braku podstaw, a powyższe objawy, ogólne i typowe, służą za niezaprzeczalny dowód, iż ilość członków społeczeństwa, wolnych już od ducha kastowości, niezrównanie jest większą od ilości tych, którzy zostają jeszcze pod jego władzą; że, — co więcej, — jakość pierwszych, polegająca na inteligencyi, energji i gatunku działalności, przenosi niezmiernie jakość ostatnich. Indywiduum pomienione usłyszałoby niezawodnie to wszystko od każdego, ktokolwiekby posiadał szerokie i gruntowne socyologiczne pojęcia, lecz pessymistyczne poglądy jego i wynikający z nich antypatryotyzm zniknąć mogły tylko w obec zapoznania się z dziejami, piśmiennictwem, nauką, stosunkami i położeniem rodzinnego społeczeństwa.
Przykład 3-ci — Młoda osoba, wzrosła i wychowana w miejscu, gdzie wiele jest mowy o pracy, o powadze życia, o powinności poświęcenia się ideom i działalnościom społecznym, po raz pierwszy w życiu swem przybywszy do jednego z wielkich miast kraju swego, miała sposobność przypatrzyć się kilku wesołym i świetnym zebraniom. Była na przedstawieniu teatralnem, gdzie widziała wielu ludzi, śmiejących się z wesołej komedyi i okazujących sobie wzajemne towarzyskie grzeczności; wprowadzono ją w ściany prywatnego domu jakiegoś, napełnione wrzawą muzyki, tańców i lekkiej rozmowy; w słoneczne południe jakieś wmięszała się w ruch uliczny, kędy spotkała wiele strojnych kobiet i wielu mężczyzn, swobodnie oddających się przyjemnościom przechadzki. Blask ten i gwar, rozmowy te i śmiechy, młodej osobie, która wiele, wiele słyszała o pracy, powadze życia i poświęcaniu się ideom i sprawom społecznym, wydały się straszną, kary godną, a ogół cały pochłaniającą płochością. Że zaś pracować i poświęcać się zamierzała ona na polu piśmiennictwa, po kilku dniach powyższego przypatrywania się wielkiemu miastu, napisała i ogłosiła w dziennikach słowa następne: „Miasto N. odznacza się szczególną lekkomyślnością obyczajów i nizką skalą umysłowego życia. Nikt w niem nie pracuje, nikt poważnie nie żyje, nikt nie poświęca się ideom i sprawom społecznym. O, miasto N.! Kiedyż przestaniesz być płochą tanecznicą, myślącą tylko o wdziękach swych i strojach? Kiedyż opuścisz błyszcące łachmanki wielkiej pani, a przywdziejesz wspaniały, choć twardy, pancerz pracownicy!” Niestety! gdyby, będąca w mowie, młoda osoba posiadała zdrowe socyologiczne wykształcenie, wiedziałaby ona z pewnością, że nie w teatrach, nie na tańcujących wieczorach, ani publicznych przechadzkach uderza serce, pracuje mózg, buduje ramię kilkuset tysięcznej ludności; że miejsce te i rozrywki są zbiornikiem, z którego ludzie czerpią tę odrobinę wesołości i pociechy, która im w udziale przypadła, która, pośród Trapistów chyba, nie istnieć całkiem może, której pożądają i szukają, o! i w jak wielkiej mierze! ci sami, którzy najgłośniej mówią o pracy, powadze życia i poświęceniu się ideom i sprawom społecznym. Do zbiornika tego wesołości i uciechy przybywa garstka istotnie próżnujących i lekkomyślnych wraz z wielką ilością tych, którzy w nim pragną zatopić na chwilę troski swe i znoje, aby wnet potem do nich powrócić. Że zaś, po za tym zbiornikiem wesela i uciech, istnieją, wśród kilkutysięcznej ludności wielkiego miasta, objawy innej cale natury, że ludzie tam myślą, tworzą, krzątają się, dźwigają srogie ciężary, staczają rozpaczne walki, zdobywają przyszłość za cenę teraźniejszości i zachowują życie kosztem życia, tego wszystkiego będąca w mowie młoda osoba nie spostrzegła. Nie spostrzegła ona tego, nie żeby była na to zbyt młodą, nie żeby do należytego ocenienia objawów społecznych niedostawało jéj zdolności lub chęci; lecz, że rodzaj i kierunek otrzymanego wykształcenia pozostawił ją w zupełnej z tej strony nieświadomości, a wśród nieświadomości, jedyną miarę sądu, którą posiąść mogła, podały jéj zjawiska, z któremi zetknęła się osobiście i najbliżej.
Inna fałszywa miara sądu polega na złem zestawieniu, porównywanych ze sobą punktów czasu i miejsca. Są ludzie, którzy przez nieznajomość dziejów, tak powszechnych, jak krajowych, a zarówno też przez nierozwinięte pojęcia socyologiczne, czynią społeczeństwu swemu zarzut z tego, iż w wieku np. XV-m lub XVI-m nie posiadało ono wyobrażeń i urządzeń, które społeczeństwa inne posiadały w wieku XIX-m, które w tym ostatnim dopiéro wieku powstać lub dojrzeć mogły. Znajomość dziejów i zdrowe pojęcie o ogólnym rozwoju cywilizacyi ukazałyby niezawodnie ludziom tym, że, w czasach owych, wszystkie narody te, samą cywilizacyę wypracowujące, przebywały też same stany i podlegały tym samym przejawom, które, w obec dzisiejszych pojęć, błędami są lub winami; że, jeżeli ten lub ów błąd, ta lub owa tak zwana wina, tu większą była, niż gdzieindziej, to gdzieindziej większemi być musiały innorodne, naturze i warunkom rozwoju danego społeczeństwa, odpowiadające błędy i winy. Jakże śmiesznem i nierozsądnem wydaćby się musiało zdanie, któreby na Hiszpanją np. ferowało wyrok, potępiający za to, że w wiekach średnich, a nawet w początkach jeszcze epoki nowożytnej, nie potrafiła ona zawładnąć duchem tolerancyi religijnej i wcielić go w obyczaj i ustawy, które w wieku 19-m jeszcze pełni dojrzałości swej nie dosięgły. Co powiedzielibyśmy o umysłowej stronie człowieka, któreby od praw do bytu i zasług cywilizacyjnych odsądzał Niemcy, w imię owej organizacyi społecznej, która w wiekach minionych umożliwiała istnienie baronów, rabujących na drogach publicznych członków kupieckiego stanu, a w obronnych zamkach swych dokonywujących nad poddanym władzy ich ludem aktów najstraszniejszej tyranji. Czy moglibyśmy zgodzić się z twierdzeniem, że Francuzi są narodem nieporównanie niższym od Anglików, dla tego, że w przeszłości ich nie istnieli ludzie, myślący w ten sposób, jak Darwin, Spencer, Bain, Stuart Mill, czyli, że nie istniały w niej wiadomości naukowe i umysłowe pojęcia takie, jakie w wieku XIX-m istnieją w Anglji? Wszystkie powyższe twierdzenia i zdania wydają się i są istotnie nieloicznością, śmiesznością, absurdem. A jednak grube te omyłki niezmiernie pospolitemi są w sądach, wydawanych na społeczeństwo własne przez ludzi, których wykształcenie historyczne niezmiernie jest niedostateczne, socyologiczne całkiem skrzywione; którzy, dla zestawiania punktów porównawczych, posługują się linjami krzywemi i z krzywych tych premissów wyprowadzają pessymistyczne wnioski. Pessymistyczne te wnioski fałszywemi są zarówno, ilekroć za podstawę im służy nie całokształt historycznej przeszłości narodu, nie idea i nić przewodnia, rozwijająca się w całym przebiegu i wszystkich gałęziach cywilizacyjnej jego pracy; lecz jeden wyłączny moment dziejów, jedna jakaś wyłączna odrośl cywilizacyi. Tak np. z fałszywych premissów wychodziłby i do błędnych sądów dójść by musiał ten, ktokolwiek o naturze, właściwościach, dążnościach i zasługach Francyi wyrokował na mocy tego np. momentu dziejów jéj, który przedstawia panowania Karola VI-go i VII-go stóletnią wojnę z anglikami i panującą w epoce owej dezorganizacyę państwową, słabość i niedołężność działań obronnych; albo tego, w którym na tle zepsutego dworu, w karykaturalnych zarysach, przedstawia się postać Ludwika XV-go, dalej zaś nie widać nic, prócz nędzy, ciemnoty, niewoli i cierpień. Byłyżby następnie prostemi podstawy sądu, potępiającego Niemcy za to, że nie zawładły taką, jak Anglja, potęgą morską i kolonizacyjną, albo widzącego w Anglji kraj, nie godny szacunku i sympatyi dla tego, że nie wydał on z siebie takich mistrzów pendzla i dłuta, jakiemy się szczycą Włochy? Możnaż czynić zarzut Szwajcaryi z tego, że nie handluje ona bawełną, albo potępiać Stany Zjednoczone na mocy gwałtów i nieporządków, zachodzących na zachodnim ich pasie, a od których Szwajcarya istotnie jest wolną? Czyliż rozsądnem i sprawiedliwem byłoby zniechęcać się do Szwedów za to, że górzysta ich północ pustynią wydać się może w obec przeludnionej Belgji, albo, przybywszy z Paryża do Pacanowa, zapałać gniewem i wzgardą przeciw społeczeństwu, które zbudowało Pacanów, dla tego, że w Pacanowie mniej pięknie i wesoło jest, jak w Paryżu?
Nonsens! absurd! chaos! Zkąd powstałe? Z fałszywego zostawienia punktów porównawczych, z wymagań, wbrew przeciwnych naturze czasów i miejsc, z nieogarnięcia okiem całości obrazu, a fakirowskiego wlepiania wzroku w jeden jego szczegół, w jedną jakąś linję, której przecież ocena sprawiedliwa zależy od uwzględnienia mnóstwa innych, krzyżujących ją i okrążających linji. Absurdów takich, nonsensów i chaosów umysłowych nie dopuszcza się istotnie nikt prawie w stosunku do społeczeństw obcych, lecz społeczeństwo rodzinne, nie znane całkiem lub jednostronnie poznane, sądzoném bywa, wedle powyższych miar sądu, niezmiernie często. Za dostrzeżony w historyi, jedyny może wypadkiem poznany, moment rozstroju, upadku, zepsucia, rzuca się tu namiętne potępienie na całą przeszłość narodu; za niedostatek uprawy jednej gałęzi cywilizacyi odsądza się go od wszelkich, względem cywilizacyi w ogóle, praw i zasług; za olbrzymią różnicę, zachodzącą pomiędzy wielkiem ogniskiem innokrajowej oświaty, z którego się przybywa, a ciasnym i zapadłym kątem, do którego przyjeżdża się w odwiedziny, wydaje się sąd o niezmierzonej niższości kraju, w którym istnieje ciasny i zapadły kąt, w obec tego, który posiada wielkie ognisko oświaty. Czy istotnie kraj, posiadający wielkie ognisko, nie posiada ze swej strony ciasnych kątów, a ten, w którym znalazł się ciasny kąt, ogołocony jest całkiem z wielkich ognisk, o to zapytywać i, wedle otrzymanej odpowiedzi, sąd swój kształtować ten tylko może, kto dostateczną znajomość krajów obu posiada lub przynajmniej posiąść usiłuje; kto świętą uczuwa trwogę przed nierozsądkiem, na bezkształtnych, lecz, o jakże szerokich jeszcze, barach swych niosącym — niesprawiedliwość.
Pójdźmy dalej. Pessymistyczne poglądy, powstałe w sposób, opisany powyżej, wytwarzają z kolei w ludziach, którzy się nimi posługują, uczucie nieskończonej wyższości własnej nad społecznością rodzinną i co zatém idzie — zaprzeczenie wszelkim, względem niej, obowiązkom. Krytykujący uważa się tu o tyle doskonalszym od krytykowanego przedmiotu, iż ani przypuszcza, aby cokolwiek z moralnego lub umysłowego ukształcenia swego mógł mu zawdzięczać. Dzieje się tak z tymi szczególniej, którzy oświatę swą zaczerpnęli u innokrajowych ognisk wiedzy lub z innokrajowych piśmiennictw i z tymi także, którzy, pojęciami i usposobieniami swemi należąc do epoki nowej, zostawać muszą w jakichkolwiek stosunkach z wiecznie i wszędzie istniejącą falangą ludzi, pozostających w tyle. Spojrzmy najpierw na pierwszych. Że ukształcenie swe otrzymali oni nie na rodzinnym gruncie; że, w dziecięcych lub młodzieńczych latach, grunt ten opuściwszy, wracają doń mędrsi, niż byli, ze zmienionemi pojęciami, z szerszem i bystrzejszem na świat spojrzeniem, wnoszą oni, iż wszystko, co mają, wzięli zkądinąd, iż, co więcej, wszystko, co ztąd wynieśli, było im przeszkodą, niepotrzebnym balastem, który z trudem rzucać musieli w morze zapomnienia. Rozumowanie słuszne na pozór, lecz zważmy: gdzie ludzie ci powstali i skąd ku onym dalekim ogniskom przybyli? z księżyca? z oceanu? z powietrznej przestrzeni? Z czém do ognisk owych przybyli oni? Czy ciała ich złożone były z pary i mgieł? Czy umysły ich za cały zasób posiadały zdolność liczenia do pięciu i nazéwania po imieniu każdego gatunku drzew, bez możności objęcia ich wszystkich jedném ogólném pojęciem o drzewie, jak się to dzieje z umysłami ludów, nie mających za sobą długich wieków kultury? Czy obyczajność ich zostawała na tym nizkim stopniu rozwoju, na którym „wszelka narada wzruszeń różnych” jest wprost niemożliwą, a osobnik, oddany na pastwę popędom, absolutnie nad nim panującym, nie jest zdolnym ani do konsekwentności w postępkach, ani do ciągłości myślenia, bez
Uwagi (0)