O wolności ludzkiej woli - Artur Schopenhauer (jak czytać książki .txt) 📖
W rozprawie o wolności woli Schopenhauer właściwie zaprzecza możliwości suwerennego podejmowania decyzji dotyczących własnego postępowania przez jednostkę ludzką.
Jednocześnie, pod koniec rozprawy, filozof broni tezy o odpowiedzialności człowieka za własne czyny, mimo że powodowany jest on w gruncie rzeczy niezależną w żaden sposób od niego koniecznością. Wydanie opatrzone zostało erudycyjnymi przypisami tłumacza, Adama Stögbauera, zawierającymi m.in. streszczenia innych, odnoszących się do tego, dzieł Schopenhauera oraz skrótową prezentację tych poglądów innych myślicieli, które stanowią filozoficzny kontekst rozprawy.
- Autor: Artur Schopenhauer
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «O wolności ludzkiej woli - Artur Schopenhauer (jak czytać książki .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Artur Schopenhauer
20) Trzecią próbkę właśnie wymienionego przymiotu, który mu jest wrodzony, składa summus philosophus Duńskiej Akademii w § 298. tego samego mistrzowskiego dzieła, gdzie polemizuje z tłumaczeniem elastyczności na podstawie porowatości, mówiąc: „Wprawdzie zazwyczaj przyznajemy »in abstracto«, że materia jest znikoma, a nie absolutna, lecz w zastosowaniu mimo to opieramy się temu — tak, że w samej rzeczy przyjmujemy, iż materia jest bezwzględnie samoistną, wieczną. Błąd ten sprowadza ogólny błąd rozumu, który... itd.”. — Któryż to głupiec zgadzał się kiedykolwiek na to, że materia jest znikoma? I któryż nazywa twierdzenie przeciwne błędem? — Wszak to, że materia trwa, tzn. że nie powstaje i nie przemija jak wszystko inne, lecz że po wszystkie czasy jest i pozostaje niezniszczalna i niepowstała, że więc jej ilości nie można ani powiększyć ani zmniejszyć — to jest wiadomością a priori tak niezachwianą i pewną, jak jakakolwiek matematyczna. Jest dla nas bezwarunkowo niemożliwą rzeczą choćby tylko przedstawić sobie powstawanie i przemijanie materii: bo forma naszego rozumu na to nie pozwala. Przeczyć temu oświadczając, że to błąd, znaczy więc: wyrzec się wprost wszelkiego rozumu. — I to po trzecie. — Mamy nawet zupełne prawo przypisać materii orzeczenie „bezwzględna”, bo ono wyraża, że jej istnienie leży całkowicie poza obrębem przyczynowości i nie wchodzi w nieskończony łańcuch przyczyn i skutków, który odnosi się tylko do jej przypadłości130 stanów i form, łącząc je ze sobą. Prawo przyczynowości, wraz ze swoim powstawaniem i przemijaniem, obejmuje tylko te ostatnie, tzn. zmiany zachodzące w materii, a nie materię samą. Ba! materia daje owemu orzeczeniu „bezwzględna” jedyne świadectwo, na mocy którego jest dopuszczalne i zyskuje realność; bez niego byłoby orzeczeniem, dla którego nie można znaleźć podmiotu, a więc pojęciem wyssanym z palca, którego nic nie może zrealizować — byłoby tylko dobrze nadmuchanym balonikiem filozofów-humorystów. W powyższym wyrażeniu tego Hegla mimochodem wyłazi bardzo naiwnie szydło z worka: oto dowiadujemy się, do jakiej to filozofii starych bab i prządek ten tak szczytny, hiper-transcendentny, akrobatyczny i bezdennie głęboki filozof jest w istocie w swoim sercu dziecinnie przywiązany i jakich to zasad nigdy nie poddawał zakwestionowaniu, gdyż mu to nawet przez myśl nie przeszło.
21) A więc summus philosophus Duńskiej Akademii uczy wyraźnie: że ciała mogą się stawać cięższymi bez pomnażania swojej masy i że wypadek ten zachodzi szczególnie przy zmagnetyzowanym pręcie żelaznym; podobnie, że ciążenie sprzeciwia się prawu bezwładności; w końcu także, że materia jest znikoma. Te trzy przykłady zapewne wystarczą, by zedrzeć ostatecznie grubą skorupę niedorzecznego bredzenia, które drwi z wszelkiego ludzkiego rozsądku, i pokazać to, co już od dawna przezierało każdym razem, gdy się trochę rozchylała zasłona, w którą otulony summus philosophus zwykł był kroczyć i imponować duchowemu pospólstwu. — Mówi się: ex ungue leonem, ale ja muszę, decenter czy indecenter, powiedzieć: ex aure asinum131”. — Zresztą niech teraz na podstawie tych trzech speciminum philosophiae Hegelianse, które tu przedłożyłem, każdy sprawiedliwy i bezstronny osądzi, kto właściwie indecenter commemoravit: ten, który takiego nauczyciela absurdów bez ceremonii nazwał szarlatanem, czy też ten, kto ex cathedra academica zadekretował, że jest on summus philosophus?
22) Muszę tu jeszcze dodać, że z tak bogatego zbioru absurdów wszelkiego rodzaju, jaki podają dzieła tego summi philosophi, dałem pierwszeństwo trzem powyżej zaprezentowanym z tego powodu, że przedmiot ich nie dotyczy z jednej strony ani trudnych zagadnień filozoficznych, może niedających się rozwiązać, gdzie by więc była dopuszczalna różność zapatrywań, ani też z drugiej strony szczególnych fizykalnych prawd, które by wymagały wprzód dokładnych empirycznych wiadomości, lecz że idzie tu o rozważania a priori, tzn. o zagadnienia, które każdy może rozwiązać dzięki samemu rozmyślaniu: dlatego też właśnie przewrotny sąd w rzeczach tego rodzaju jest stanowczą i niedającą się zaprzeczyć oznaką całkiem niezwykłego nierozumu, a zuchwałe umieszczanie takich niedorzecznych nauk w podręczniku naukowym dla studentów, unaocznia nam, jaka bezczelność może zawładnąć ordynarną głową, gdy się ją okrzyczy wielkim duchem. Dlatego postępek taki jest środkiem, którego żaden cel nie zdoła usprawiedliwić. W związku z trzema speciminibus in physicis132, które tu wyłożyłem, należy wziąć ustęp w § 98. tego samego mistrzowskiego dzieła, zaczynający się od: „następnie dzięki temu, że siła odpychająca...” i popatrzeć na tego zbrodniarza, z jaką to bezgraniczną pychą spogląda na Newtonowskie prawo ogólnego przyciągania oraz na Kantowskie początkowe metafizyczne podstawy nauki przyrodniczej. Kto ma na tyle cierpliwości, niech przeczyta jeszcze §§ 40 do 62, w których summus philosophus podaje przekręcony obraz filozofii Kantowskiej. A potem niezdolny do zmierzenia ogromu zasług Kanta, a także przez naturę zbyt upośledzony, by się umiał cieszyć z tak niewymownie rzadkiego zjawiska, jakim jest ów prawdziwie wielki duch, zamiast tego z wyżyn swojej pewnej siebie, nieskończonej przewagi raczy łaskawie spoglądać na tego wielkiego, wielkiego człowieka i z zimnym lekceważeniem i na poły z ironią, a na poły z litością wykazuje w jego słabych uczniowskich próbach błędy i uchybienia gwoli pouczeniu swoich uczniów — tak, jakby go stokrotnie przewyższał. Należy tu także § 254. Takie zadzieranie nosa wobec rzetelnych zasług jest niewątpliwie znaną sztuczką wszystkich szarlatanów, pieszych i konnych — ale i skuteczną, bo niełatwo zawodzi wobec słabych głów. Dlatego też zadzieranie nosa obok bazgrania dubów smolonych, było głównym fortelem także i tego szarlatana, tak że przy każdej sposobności spoziera protekcjonalnie, ze znudzeniem, pogardliwie i szyderczo, z wyżyn swojego frazeologicznego gmachu, nie tylko na cudze filozofemy, ale także na każdą naukę i jej metodę, na wszystko, co sobie duch ludzki zdobył w ciągu wieków bystrym i mozolnym trudem. I rzeczywiście dzięki temu wzbudził u niemieckiej publiki niezwykłe mniemanie o mądrości zawartej w jego „Abrakadabrze133, gdyż ta publiczność właśnie myśli:
23) Sądzić samodzielnie jest przywilejem niewielu: resztą kieruje autorytet i przykład. Patrzą cudzymi oczami, cudzymi uszami słuchają. Dlatego jest rzeczą wcale łatwą myśleć tak, jak cały świat myśli teraz, ale myśleć tak, jak świat będzie myślał za lat trzydzieści, nie jest rzeczą dostępną dla każdego. Jeżeli więc ktoś przywykł do estime sur parole134 i przyjmuje czcigodność jakiegoś pisarza na kredyt, a chce wyrobić jej potem uznanie także i u innych, to może się łatwo znaleźć w położeniu człowieka, który nabył zły weksel i wbrew nadziei, że mu go wykupią, spotyka się z gorzkim protestem i musi go przyjąć z powrotem wraz z nauczką, by na drugi raz dokładniej zbadał firmę wystawcy i żyrantów. Musiałbym zaprzeczyć mojemu najgłębszemu przekonaniu, gdybym nie przypuścił, że pochwalny krzyk wywołany sztucznie na cześć Hegla w Niemczech oraz wielka liczba jego stronników135 miały przeważny wpływ na powstanie honorowego tytułu summi philosophi, którego Duńska Akademia użyła w zastosowaniu do tego psowacza papieru, czasu i głów. Dlatego sądzę, że nie będzie od rzeczy przypomnieć Królewskiej Duńskiej Akademii ów piękny ustęp, którym jeden rzeczywisty summus philosophus Locke136 — (przynosi mu to tylko zaszczyt, że go Fichte nazwał najgorszym ze wszystkich filozofów) — kończy przedostatni rozdział swojego sławnego, mistrzowskiego dzieła137. Dla czytelnika niemieckiego podaję tu ten ustęp w przekładzie niemieckim138.
24) „Mimo to, że robi się w świecie tak wiele hałasu o błędne zapatrywania, muszę jednak oddać ludzkości sprawiedliwość i powiedzieć, że nie tak wielu tkwi w błędnych i fałszywych zapatrywaniach, [jak zazwyczaj myślimy139]. Nie sądzę wprawdzie, że poznali prawdę, ale że właściwie nie posiadają żadnych zapatrywań ani żadnych myśli odnośnie do tych twierdzeń, którymi tak bardzo i sobie, i innym głowę zaprzątają. Bo gdybyśmy nieco skatechizowali przeważną część wszystkich zwolenników większości sekt na świecie; nie znaleźlibyśmy tam żadnych samoistnych zapatrywań na rzeczy. Walczą za nie wprawdzie bardzo zapalczywie, ale nie doszukalibyśmy się niczego, co by nas skłaniało do uwierzenia, że przyjęli te zapatrywania na podstawie jakiegoś zbadania zasad, jakiegoś pozoru prawdy. Postanowili natomiast trzymać się silnie tego obozu, z którym wiążą ich korzyści lub wychowanie i okazują zapał i odwagę na równi z prostymi żołnierzami w armii, wierni kierownictwu swoich wodzów, ale nie badając nigdy sprawy, za którą walczą, nie znając jej nawet. Jeżeli życie jakiegoś człowieka wykazuje, że nie bierze on religii poważnie, to na jakiejże podstawie mamy sądzić, że będzie sobie głowę łamał nad ustawami kościoła, że się będzie trudził badaniem podstaw tej lub owej nauki? Wszak wystarcza mu to, że, posłuszny swemu kierownictwu, jest zawsze gotowy do popierania wspólnej sprawy ramieniem i językiem, aby dzięki temu zyskać uznanie tych, którzy mogą mu wyrobić znaczenie, awans i poparcie w [tym] towarzystwie [do którego należy140]. W taki to sposób stają się ludzie bojownikami i wyznawcami przekonań, o których prawdzie nigdy się nie przekonali, których prozelitami141 nigdy nie zostali, które im nawet nigdy w głowie nie postały. Nie można więc wprawdzie powiedzieć, jakoby liczba przekonań nieprawdopodobnych i błędnych była mniejsza od tej, która się w świecie ujawnia, mimo to jednak jest rzeczą pewną, że mniej ludzi, niż zazwyczaj sądzimy, rzeczywiście się na nie zgadza, uważając je mylnie za prawdy”.
25) I Locke ma zupełną słuszność: kto płaci dobry żołd, znajdzie armię o każdym czasie, choćby nawet jego sprawa była najgorsza w świecie. Za duże pieniężne subsydia można utrzymać przez pewien czas na powierzchni nie tylko złego pretendenta, lecz także i złego filozofa. Jednak Locke nie uwzględnił tu jeszcze jednej całej grupy zwolenników błędnych poglądów i kolporterów fałszywej sławy, a mianowicie tej, która stanowi właściwy ich obóz, Gros de l’armée142”: mam tu na myśli tych, którzy nie ubiegają się np. ani o profesury heglizny, ani też nie starają się ciągnąć korzyści z jakowychś innych beneficjów, lecz jako prości gamonie (gulls143) w poczuciu zupełnej niemocy własnej zdolności sądzenia, paplają bezmyślnie za tymi, którzy im umieją zaimponować, przyłączają się do innych i biegną za nimi tam, gdzie zobaczą zbiegowisko, a gdzie usłyszą hałas, poczynają wraz krzyczeć. Ażeby więc i w tym kierunku uzupełnić podane przez Locke’a wyjaśnienie zjawiska, które się powtarza we wszystkich czasach, przytoczę jeden ustęp z mojego ulubionego hiszpańskiego autora. Czytelnik zapewne chętnie posłucha, gdyż wspomniany ustęp jest bardzo pocieszny i przedstawia próbkę ze znakomitej książki, której w Niemczech prawie nie znają. Szczególnie jednak ma ten ustęp służyć jako zwierciadło dla wielu młodych i starych kpów w Niemczech, którzy z cichą i skrytą, ale głęboką świadomością swojej niemocy, głoszą za frantami chwałę tego Hegla; udają, że odkryli cudownie głęboką mądrość w zdaniach tego filozoficznego szarlatana, które nic nie mówią albo nawet zawierają wprost niebotyczne bzdury. A że exempla sunt odiosa, więc biorąc rzecz tylko in abstracto, im to poświęcam tę nauczkę, że człowiek się niczym intelektualnie tak bardzo nie poniża, jak podziwianiem i zachwalaniem złego. Bo słusznie powiada Helvetius144: „Le degré d’esprit nécessaire pour nous plaire, est une mesure assez exacte du degré d’esprit, que nous avons145”. Raczej da się usprawiedliwić chwilowe zapoznanie tego, co dobre: bo rzeczy najdoskonalsze w każdym gatunku uderzają nas, dzięki swojej pierwotności, w sposób tak nowy i obcy, że aby je na pierwszy rzut oka rozpoznać, potrzeba nie tylko rozumu, ale także i wielkiego wykształcenia odnośnie do tego gatunku: wskutek tego znachodzą one uznanie powszechnie późne, i to tym późniejsze, czym do wyższego gatunku należą, a prawdziwi światłodawcy ludzkości dzielą los gwiazd stałych, których światło potrzebuje bardzo wielu lat, zanim dotrze do widnokręgu ludzi. Gdy tymczasem wielbienie tego, co złe, fałszywe, bezmyślne, ba, nawet głupie lub niedorzeczne, nie daje się w żaden sposób uniewinnić. A ten, kto by to czynił udowodniłby w ten sposób nieodwołalnie, że jest głupcem, że więc zostanie nim do końca życia: ponieważ rozumu nie można się wyuczyć. — Z drugiej strony jednak jestem pewny, że ludzie prawi i rozsądni, jacy zapewne jeszcze
Uwagi (0)