O wolności ludzkiej woli - Artur Schopenhauer (jak czytać książki .txt) 📖
W rozprawie o wolności woli Schopenhauer właściwie zaprzecza możliwości suwerennego podejmowania decyzji dotyczących własnego postępowania przez jednostkę ludzką.
Jednocześnie, pod koniec rozprawy, filozof broni tezy o odpowiedzialności człowieka za własne czyny, mimo że powodowany jest on w gruncie rzeczy niezależną w żaden sposób od niego koniecznością. Wydanie opatrzone zostało erudycyjnymi przypisami tłumacza, Adama Stögbauera, zawierającymi m.in. streszczenia innych, odnoszących się do tego, dzieł Schopenhauera oraz skrótową prezentację tych poglądów innych myślicieli, które stanowią filozoficzny kontekst rozprawy.
- Autor: Artur Schopenhauer
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «O wolności ludzkiej woli - Artur Schopenhauer (jak czytać książki .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Artur Schopenhauer
10) Ponieważ zresztą Duńska Akademia pokryła wspaniałomyślnym milczeniem zasadniczą wadę mojej pracy, będę się miał na baczności, by jej nie zdradzić. Obawiam się tylko, że nam to nic nie pomoże, gdyż przeczuwam, że wścibski czytelnik mimo to wytropi fatalne miejsce. W każdym razie mogłoby go wprowadzić w błąd to, że owa zasadnicza wada obciąża, co najmniej w tym samym stopniu, moją norweską rozprawę. Zapewne: Królewskiej Norweskiej Akademii nie zdołało to odwieźć od nagrodzenia mojej pracy. Ale też należeć do tej Akademii jest zaszczytem, którego wartość z każdym dniem wyraźniej poznaję i całkowiciej oceniam. Gdyż jako Akademia nie pragnie ona innych korzyści niż prawdy, światła, popierania ludzkiego rozumu i ludzkiej wiedzy. Akademia nie jest sądem nad przekonaniami. Ale to pewne, że każda, zanim postawi pytanie konkursowe tak szczytne, poważne i pełne wątpliwości, jak oba niniejsze, powinna się wprzód sama ze sobą rozprawić i rozstrzygnąć, czy też rzeczywiście jest gotowa przyznać się jawnie do prawdy, jakkolwiek by ta prawda brzmiała (gdyż tego nie może naprzód wiedzieć). Bo potem, gdy na poważne pytanie nadeszła poważna odpowiedź, już nie czas je wycofywać. A gdy kamiennego gościa już raz zaproszono, gdy już wszedł, to nawet Don Juan jest zanadto „gentlemanem”, by się wyprzeć zaproszenia go. Ta wątpliwość jest bez wątpienia powodem, dla którego akademie Europy z reguły bardzo się wystrzegają stawiania pytań tego rodzaju. I rzeczywiście: oba niniejsze są pierwszymi, których, o ile sobie przypominam, dożyłem; z tego powodu właśnie, pour la rarete du fait112”, podjąłem się odpowiedzi na nie. Bo choć od dawna przyszedłem do przekonania, że biorę filozofię zbyt poważnie, bym mógł był zostać jej profesorem, to przecież nie myślałem, żeby ten sam błąd mógł mi stanąć na przeszkodzie także wobec Akademii.
11) Drugi zarzut Królewskiej Duńskiej Akademii brzmi: „Scriptor neque ipsa disserendi forma nobis satisfecit113”. Tego zarzutu nie mam czym odeprzeć: jest on podmiotowym sądem Królewskiej Duńskiej Akademii114. W celu wyjaśnienia go wydaję moją pracę i dołączam do niej ten wyrok, by przypadkiem nie zaginął, a został zachowany dla potomności.
12) Przy tym zwracam uwagę, że podaję tu rozprawę tak, jak ją przesłałem, tzn. nie skreśliłem nic, ani też nic nie zmieniłem: a nieliczne, krótkie i nieistotne przypiski, które dopisałem po wysłaniu, oznaczam krzyżykiem na początku i końcu każdego z nich, by zapobiec wszelkim zarzutom i wybiegom116.
13) Do powyższego dodaje wyrok: „neque reapse hoc fundamentum sufficere evicit117”. Przeciwko temu występuję, powołując się na to, że mojego uzasadnienia etyki rzeczywiście i prawdziwie dowiodłem ze ścisłością zbliżającą się do matematycznej. W etyce było to tylko dzięki temu możliwą rzeczą i tylko dzięki temu poszło gładko, że wniknąłem w naturę ludzkiej woli głębiej, niż to dotychczas czyniono, że odsłoniłem i wydobyłem na światło dzienne trzy najwewnętrzniejsze jej sprężyny, z których wynikają wszystkie jej czyny.
14) Ba, ale w wyroku czytamy jeszcze: „quin ipse contra esse confiteri coactus est118”. Jeżeli to ma znaczyć, jakobym sam był uznał, że moje uzasadnienie etyki jest niewystarczające, to czytelnik zobaczy, że nie można tam znaleźć nawet śladu czegoś podobnego i że mi to nawet na myśl nie wpadło. Gdyby jednak ów frazes miał być może nawet przytykiem do tego, że powiedziałem w jednym miejscu, iż nie można wywodzić naganności seksualnych grzechów przeciw naturze z tej samej zasady, co cnoty sprawiedliwości i miłości bliźniego — to znaczyłoby to: zrobili z muchy słonia i byłoby tylko powtórnym dowodem, jak się chwytano wszystkiego, byle tylko odrzucić moją pracę. W końcu na pożegnanie Królewska Duńska Akademia udziela mi jeszcze szorstkiego napomnienia; lecz nawet, gdyby jego treść była uzasadniona, nie uznaję, by była uprawniona do niego. Będę jej zatem służył odpowiedzią. Brzmi ono: „plures recentioris aetatis summos philosophos tam indecenter commemorari ut justam et gravem offensionem habeat119”. Tymi summi philosophi mają być mianowicie — Fichte i Hegel120! Gdyż tylko o nich wyraziłem się w sposób gwałtowny i szorstki, a więc tak, że frazes użyty przez Duńską Akademię mógłby tu znaleźć możliwe zastosowanie: tak jest, udzielona mi tam nagana byłaby sama w sobie sprawiedliwą, gdyby owi panowie byli summi philosophi. Bo o to tylko tu idzie.
15) Co się tyczy Fichtego, to powtórzyłem i wypowiedziałem w rozprawie tylko ten sąd, który wydałem o nim jeszcze przed 22 laty, w moim dziele głównym. O ile zaś ten sąd tutaj odgrywa rolę, to uzasadniłem go w obszernym ustępie, który poświęciłem szczególnie Fichtemu121, a z którego dostatecznie wynika, jak daleko było Fichtemu do summus philosophus: mimo to, jako „człowieka talentu”, postawiłem go wysoko nad Hegla. O tym ostatnim tylko pozwoliłem sobie bez komentarza wydać mój niepowołany sąd, potępiając go w słowach jak najbardziej stanowczych. Gdyż według mojego przekonania Hegel nie tylko nie położył najmniejszych zasług dla filozofii, lecz wywarł na nią, a przez to i na całą niemiecką literaturę w ogóle, wpływ nad wyraz zgubny, a właściwie ogłupiający, można by powiedzieć: zarazkowaty122 — a obowiązkiem każdego człowieka zdolnego do samoistnego myślenia i sądzenia jest jak najdobitniejsze przeciwdziałanie temu wpływowi przy każdej sposobności. Bo gdybyśmy milczeli, to któż wtedy ma mówić? Udzielona mi u końca wyroku przygana odnosi się więc, prócz Fichtego, szczególnie do Hegla, ba, o nim to, ponieważ jemu najwięcej się dostało, jest głównie mowa tam, gdzie Królewska Duńska Akademia wspomina o recentioris aetatis summis philosophis, którym w nieprzyzwoity sposób odmówiłem należnych im względów. Akademia głosi więc, że ten Hegel jest summus philosophus, a głosi publicznie i z tego samego tronu sędziowskiego, z którego odrzuca prace takie jak moja, niekompetentnie je ganiąc.
16) Jeżeli zgraja dziennikarskich pismaków, sprzysiężonych w celu wielbienia tego, co złe, jeżeli profesorowie najmici „heglizny” i stęsknieni za profesurą docenci prywatni niestrudzenie i z bezprzykładną bezwstydnością wrzeszczą, głosząc na cztery strony świata, że owa pospolita głowa, a niepospolity szarlatan jest największym filozofem, jakiego kiedykolwiek świat posiadał — to nie zasługuje to wszystko na żadne poważne uwzględnienie, tym mniej, że niezręczna rozmyślność tego niecnego działania musi z czasem wpaść w oko nawet mało wprawnemu. Ale jeżeli doszło aż do tego, że zagraniczna Akademia bierze w obronę owego filozofarza123 jako summum philosophum, ba, pozwala sobie lżyć człowieka, który rzetelnie i nieustraszenie występuje przeciw sławie fałszywej i wyłudzonej, kupionej i wyłganej, a występuje tak dobitnie, jak na to jedynie zasługuje owo zuchwałe zachwalanie i narzucanie rzeczy fałszywych, złych i mącących głowy — to sprawa staje się poważna: bo sąd, aż tak uwierzytelniony, mógłby nieświadomych wprowadzić w błąd wielki i szkodliwy. Muszę go więc zneutralizować: a ponieważ nie posiadam znaczenia Akademii, więc muszę to uczynić na podstawie dowodów i dokumentów. Wyłożę je więc teraz tak wyraźnie i dostępnie, że niezawodnie przyczynią się do tego, by Duńskiej Akademii gorąco polecić na przyszłość radę Horacego
17) Gdybym więc w tym celu powiedział, że tak zwana filozofia tego Hegla jest olbrzymią mistyfikacją, która jeszcze przyszłym pokoleniom dostarczy niewyczerpanej treści do szydzenia z naszych czasów — że jest pseudofilozofią, która ubezwładnia wszystkie siły ducha, dławi wszelkie prawdziwe myślenie i stawia na jego miejsce, za pomocą najwystępniejszego nadużycia mowy, stek słów najbardziej pusty i pozbawiony myśli i sensu, a zatem i najbardziej ogłupiający, jak to stwierdza skutek — że jest pseudofilozofią, której rdzeniem błazeński koncept, wyssany z palca, której zatem brak zarówno podstaw, jak następstw, tzn. której nic nie dowodzi i która sama niczego nie dowodzi i nie tłumaczy — pseudofilozofią, która przy tym cierpi jeszcze na brak oryginalności i jest tylko parodią scholastycznego realizmu i zarazem spinocyzmu, — i że w końcu ten dziwoląg chce jeszcze także przedstawiać odwrotną stronę chrystianizmu, że więc:
gdybym to wszystko powiedział, to miałbym słuszność. Gdybym następnie powiedział, że ten summus philosophus Duńskiej Akademii bazgrał duby smalone, jak jeszcze nigdy żaden śmiertelnik przed nim i że, kto by był w stanie przeczytać jego najbardziej wielbione dzieło, tak zwaną Fenomenologię ducha126, a nie miał przy tym złudzenia, że jest w zakładzie dla obłąkanych — że ten do nich należy — to nie mniej miałbym słuszność. A jednak zostawiłbym tu Duńskiej Akademii drogę wyjścia: niech powie, że tak niskie inteligencje jak moja nie są zdolne do uchwycenia szczytnej mądrości owych nauk i że to, co mnie się wydaje niedorzecznością, jest bezdenną głębią myśli. Zapewne: wtedy musiałbym się już oglądnąć za punktem oparcia, który by się nie obsunął, i musiałbym przyprzeć przeciwnika do muru tam, gdzie nie ma tylnych drzwi. A zatem udowodnię teraz nieodparcie, że temu summo philosopho Duńskiej Akademii brakowało nawet pospolitego ludzkiego rozumu, mimo to, że jest tak pospolity. A że i bez niego można być summus philosophus — takiej tezy Akademia nie postawi. Brak zaś ów stwierdzę na podstawie trzech różnych przykładów. A zaczerpnę ich z tej książki, której autor, pisząc ją, mógł i powinien był najprędzej się upamiętać, najłatwiej wejść w siebie i rozpamiętać, co pisze: mianowicie z jego podręcznika studenckiego, zatytułowanego Encyklopedia nauk filozoficznych127, książki, którą jeden z heglistów nazwał biblią heglistów.
18) Tam to więc, w części Fizyka § 293 (wydania drugiego z r. 1827) mówi autor o gatunkowym ciężarze, który nazywa gatunkową ciężkością i występuje przeciw założeniu przyjmującemu, że polega on na różnych stopniach porowatości, używając następującego argumentu: „Przykładem stwierdzającym, że istnieje rozgatunkowanie ciężkości jest zjawisko następujące: pręt żelazny, podparty w jednym punkcie i pozostający w równowadze traci tę równowagę, gdy go zmagnetyzujemy; okazuje się, że jest teraz cięższy na jednym biegunie niż na drugim. W tym wypadku jedną jego część takiemu poddano wpływowi128, że staje się cięższa, nie zmieniając swojej pojemności; materia więc, której masy nie powiększono, stała się gatunkowo cięższa”. — A zatem wyprowadza tu summus philosophus Duńskiej Akademii następujący wniosek: „Jeżeli pręt podparty w swoim środku ciężkości staje się następnie po jednej stronie cięższy, to przechyla się ku tej stronie: ale pręt żelazny, gdy go zmagnetyzowano, przechyla się także ku tej stronie: a więc stał się tam cięższy”. Godne pokrewieństwo z wnioskiem: „Wszystkie gęsi mają dwie nogi, ty masz dwie nogi, a więc jesteś gęsią”. Bo wniosek Hegla wypowiedziany w formie kategorycznej brzmi: „wszystko, co się staje cięższym po jednej stronie, przechyla się ku tej stronie; ten zmagnetyzowany pręt przechyla się ku jednej stronie, a więc stał się tam cięższy”. Oto tak wygląda wnioskowanie tego summi philosophi i reformatora logiki; niestety zapomniano wbić mu w głowę, że e meris affirmativis in secunda figura nihil sequitur129”. Toć na serio wrodzona logika nie pozwala zdrowemu i prostemu rozumowi na podobne wnioski, a jej brak oznaczamy słowem „nierozum. Nie potrzeba chyba wyjaśniać, jak bardzo nadaje się do spaczenia i wykrzywienia prostego rozumu młodych ludzi podręcznik naukowy, który zawiera argumentacje tego rodzaju i mówi, że ciała zyskują na ciężarze, nie pomnażając swojej masy. — To po pierwsze.
19) Drugi przykład stwierdzający u summo philosopho Duńskiej Akademii brak zwykłego prostego rozumu, zawiera § 269. tego samego głównego naukowego podręcznika. Dokument ten znajdujemy w zdaniu: „Ciążenie sprzeciwia się nasamprzód bezpośrednio prawu bezwładności, gdyż dzięki ciążeniu materia sama z siebie stara się poruszyć ku innej”. — Jakże to?! Nie do pojęcia, żeby prawu bezwładności tak mało sprzeciwiało się zarówno to, że jedno ciało drugie przyciąga, jak to, że je odpycha. Przecież tak w jednym, jak w drugim wypadku przyłączenie się zewnętrznej przyczyny znosi lub zmienia trwający dotychczas spoczynek lub ruch, a mianowicie w ten sposób, że działanie i przeciwdziałanie są sobie równe, tak przy przyciąganiu, jak przy odpychaniu. — Jak można było napisać taką niedorzeczność z tak bezrozumną śmiałością!? I to w naukowym podręczniku dla studentów!
Uwagi (0)