Patryotyzm i kosmopolityzm - Eliza Orzeszkowa (biblioteki w internecie txt) 📖
Tekst publicystyczny Orzeszkowej z roku 1880, będący głosem w gorącej wówczas dyskusji pomiędzy zwolennikami kultywowania idei patriotycznych i tymi, którzy opowiadali się za kosmopolityzmem.
Eliza Orzeszkowa analizuje, jaka jest geneza narodu (czy jest on sztucznie wykreowanym tworem, dziełem przypadku, czy też może kategorią wpisaną w naturę człowieka), a następnie zastanawia się nad istotą patriotyzmu i możliwościami jego wynaturzeń. W ostatniej części wprowadza pojęcie kosmopolityzmu, dowodząc, że przy prawidłowym zdefiniowaniu analizowanych idei, obie postawy wzajemnie nie muszą się wykluczać, a wręcz przeciwnie, mogą się uzupełniać i wspólnie pracować dla dobra społeczeństw; człowiek może być zarazem patriotą, jak i kosmopolitą bez szkody dla swojej moralności.
- Autor: Eliza Orzeszkowa
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Patryotyzm i kosmopolityzm - Eliza Orzeszkowa (biblioteki w internecie txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Eliza Orzeszkowa
Lecz oto nadeszła uroczysta w dziejach ludzkości chwila, w której po nad zwaśnionymi, albo luźnie i nietrwale spajanymi ludy, po nad zaczątkami wszystkich robót ziemskich i chwiejnymi blaski wszystkich ludzkich nadziei, podnieść się miało i zakrólować — słońce nauki. Wielką tę robotnicę, która zwolna i z niezmierzonym mozołem przekształcać miała postać nietylko ludzkości, ale do pewnego stopnia samej nawet kuli ziemskiej, jakby poseł, o przybywaniu jéj oznajmujący, wyprzedził wynalazek — druku. Był to też rumak niby, na którym robotnica ta i zarazem królowa ludzkości przebiegać odtąd miała świat od krańca do krańca, z pędem którego żadna już moc powstrzymać nie zdoła, który, owszem, ze wszystkich sił natury i ludzi, czynne a wciąż liczniejsze wytwarzać miał sobie pomoce.
Dzieła zbliżania i godzenia narodów, nauka dokonywa w sposób dwojaki: pośredni i bezpośredni. Pośrednio działa ona w tym celu: przez oddawanie za posługi ludzkości różnych sił i materyj, odkrytych przed nią, w naturze zbadanych, owładniętych i w stosowne do danych potrzeb kombinacye ułożonych i bezpośrednio, przez teorye, na drodze poszukiwań i rozumowań wytwarzane, a zwolna, lecz pewnie, oddziaływające na moralne sumienie ludzkości. Są to niejako dwie jéj strony: materyalna i umysłowa. Pierwszą przedstawiają odkrycia i wynalazki takie, jak: druk, proch, para, elektryczność, a także zużytecznienie ku celom przemysłowym powietrza, wody, przeróżnych pierwiastków chemicznych i sił fizycznych; druga wynika z dochodzenia praw, rządzących naturą i ludzkością, a obraz których, jakkolwiek nie jest zupełnym jeszcze i nigdy może takim nie będzie, obudza w ludziach mnóstwo obcych im dotąd i nieznanych uczuć i myśli. Trzebaż wykazywać, jak bogatym w środki kojarzycielem ludów stał się druk; jak potężną pośrednicą, w zapoznawaniu się ich wzajemném, jest para; jak niezmordowanie, a błyskawicznie szybko rozgłasza na wsze strony świata wieści, po całej przestrzeni jego zbierane, dzisiejszy Herold ludzkości — elektryczność? Są to działacze nauki, najlepiej i najpowszechniej znane i rozumiane.
Bliżej już nieco określić należy wszechludzkościowe następstwa przemysłu, podniesionego przez naukę do nigdy przedtém nieznanej, ani nawet przewidywanej, skali wzrostu i wpływu. Odkrywając w naturze coraz nowe a liczniejsze pierwiastki chemiczne i fizyczne siły i układając je w niezliczone kombinacye i związki, nauka obdarzyła pracę ludzką tylu potężnymi motorami, nadała jéj tak olbrzymi po świecie rozpęd i pozwoliła jéj objąć ludy różne tak misterną siecią stosunków i powikłań, że chwilowe choćby i częściowe powstrzymanie jéj lub nadwerężenie, boleśnie i groźnie wstrząsa interesami wielu na raz miejsc i grupp społecznych. Niegdyś upadek bogatej i przemysłowej Kartaginy mógł przynieść Rzymskiemu światu odległe zaledwie, pośrednie i bardziej moralne, niż materyalne, szkody i straty; w czasach naszych chwilowa stagnacya w uprawie bawełny zaszła w skutek wojny na drugiej półkuli świata, napełniła Zachód Europy bankructwem, nędzą i, w ślad za niemi postępującém, obniżeniem się moralności publicznej. Niegdyś trzeba było niezmiernego wydatku trudów i czasu, aby naród jeden, w zamian płodów swej pracy, otrzymał od narodu innego wzajemne usługi; dziś, łatwość zamiany obudziła niecierpliwe chęci używania, a zwłoka wszelka, sprowadzona jakąkolwiek postronną przyczyną, wprawia ogół w niezdrowe gorączki niepokoju i sztucznych wysileń. Trudności i przeszkody niesłychane, spotykające zamianę w czasach dawnych, sprawiły, że lud każdy, jak to dziś jeszcze czynią ludzie pojedyńczy, niezbyt od stanu pierwotnego oddaleni, sam pracą własną i zasobami, posiadanymi u siebie, zaspakajał potrzeby swe, w nielicznych tylko wypadkach i małych ilościach żądając czegoś od innych; obecnie, podział pracy, pomiędzy ludami różnymi, dosięgnął najwyższego, zda się, stopnia, a każdy, wypracowując u siebie cząstkę jakąś powszechnego bytu, niezbędnie potrzebnym stał się ludom innym i niezmiernie też wiele od nich potrzebującym.
Wszystkie warunki te, w których znalazła się praca ludzka, dzięki nauce, zaopatrującej ją w coraz liczniejsze i potężniejsze motory i materyały, wywołały dwa olbrzymie następstwa: uznanie zależności interesów materyalnych ludów różnych i wstręt do wojen, które, sprowadzając chwianie się i stagnacye przemysłowe w miejscach nią dotkniętych, spowodowują straty i niebezpieczeństwa dla solidarnych z niémi miejsc innych. Co do tego, zresztą, umniejszenia się popularności wojny, sięgającego coraz bardziej i wyraźniej stopnia uczuwanej względem niej trwogi i ohydy, przyczynił się w znacznej części, lubo mniejszej, niż inne materyalne i pośrednie działania nauki, wynalazek — prochu. Wynalazek ten, potęgowany wciąż w kombinacyach swych i działaniach, uczynił wojny bardziej wprawdzie, niż przedtém, morderczemi, ale przez to właśnie przerzadził je, skrócił i odebrał im urok poetyczności i malowniczości, którym przyoblekały się one niegdyś. Połyskujące stalowemi błyski miecze dawnych rycerzy, siła i zręczność ich ramienia i osobista ich w walce inicyatywa, mogły olśniewać oczy i zachwycać fantazyą spoczywającymi w nich pierwiastkami malowniczości, odwagi i odpowiedzialności. Lecz, czyjeż oczy zachwyconemi i czyjaż imaginacya porwaną być może widokiem armaty Kruppa, przeraźliwym grzechotem kartaczownicy, lub rzędem luf karabinowych, które, na rozkaz wydany, skierowywują wzajem ku sobie rzędy automatów?
Materyalne, więc, i pośrednie działacze nauki: druk para, proch, elektryczność, wynalazki, potęgujące pracę ludzką i wzmagające podział jéj i zamianę jéj płodów, coraz potężniej wiodą ludy pod rządami nauki, zostające do nieustannej zamiany wszelkich wytworów myśli i fantazyi, do otrzymywania niemilknących, ani na chwilę, o sobie wieści, do uznania wspólności materyalnych interesów i uczuwania względem wojen, trwogi i ohydy. Lecz o ileż głębszymi i trwalszymi, jakkolwiek niezrównanie powolniej postępującymi, są działania i wpływy bezpośrednie umysłowej strony nauki. Dokonane przez nią odkrycie jedności praw, które niezłomnie i nieubłaganie rządzą, żadnych nie dopuszczając wyjątków, wszechświatem i wszechbytem, sprowadziło za sobą o olbrzymie następstwo, iż ludy zamiast, jak dawniej było, uznawać zależność swą od innych dla każdego z nich bogów, uznali się zależnymi od jednostajnego dla wszystkich porządku rzeczy. Podleganie zaś jednemu porządkowi rzeczy, którego żadna łaska lub niełaska woli czyjejś, ani żaden spór pomiędzy wolą wielu, ku szkodzie jednych, a korzyści innych skierować nie może, skłania, zmusza nawet niejako do poszukiwania i badania jednej dla wszystkich prawdy, zawartej w prawach, porządkiem tym stérujących. Prawda jedna dla wszystkich, przez wszystkich poszukiwaną i poznawaną być musi, — ztąd wielka wspólność pracy, umysłowej i moralnej, — pracy, która posiada też swój naturalny pomiędzy ludy podział, lecz której usiłowania wszelkie zlewają się w jedno ognisko, a drogi różne ku jednej biegną mecie. Niema też już, w obec jednej prawdy i jednych praw, ludów faworyzowanych i upośledzonych, wybranych i odrzuconych, ani takich, któreby od reszty ludzkości, w poszukiwaniach swych i doświadczeniach, odosobniać się mogły, bez nadwerężania albo i zabicia całej swej umysłowości.
Nie dosyć jednak było ukazać jedność praw, którym podlega wszechistnienie; należało jeszcze wskazać sposoby, jakimi objawiają się i działają te prawa. Nauka dokonała tego, dochodząc powiązania przyczyn i następstw, czyli, tworząc teoryę przyczynowości, która lepiej, niż cokolwiek dotąd, wyjaśniła: jak i dla czego ludy, jeden przez drugiego i jeden za drugi, cierpią lub radują się, tracą lub zyskują; jak i dla czego głosy, które zabrzmiały kiedyś, przelatują wieki całe, nie milknąc i coraz nowe wywołując echa; jak i dla czego stopy, które chodzą kędyś, w odległych krainach, daleko, daleko przed sobą i za sobą ryją przepaście zguby, albo torują drogi ku szczęściu. Oprócz tego teorya przyczynowości, ukazując wszelkie formy bytu i sposoby działania, jako wytwór konieczny pewnego zbiegowiska przyczyn i dowodząc przyczyn tych, źródła i filjacyi, lepiej, niż cokolwiekbądź na świecie, chroni od nienawiści i wzgardy, uczy — przebaczenia.
Wszystko, cokolwiek świat dawny, w chwilowych a gorączkowych jasnowidzeniach, odgadywał raczej, niż dostrzegał, nowożytna nauka wydobyła na światło trwałe i otrzeźwiające. Tak np. pojęcie odpowiedzialności wzajemnej oddawna przebłyskiwało przed oczami ludzi i objawiało się zapisanemi w Mojżeszowych jeszcze księgach groźbami kar, spaść mających za występki jednego na wszystkich, za błędy wszystkich na jednego, za grzechy ojców na oddalone ich potomstwo. Wiedzianoż jednak, zkąd pochodzi i jakim cementem spojoną jest ta odpowiedzialność? skoro zaś nie wiedziano o tém, przebłysk prawdy mijał szybko, nie utrwalony, w pamięci i przekonaniu ludów, żadném prawidłem, żadnemi wyraźnie zakreślonemi linijami. Tłómacząc, utrwalając i rozwijając to, co było niegdyś niejasném, chwiejném i zaczątkowém, umysłowe działanie nauki wyświeca, utrwala i rozwija, wyprzedzającą je w szybkości, robotę materyalnych jéj czynników. Dzięki drukowi, parze i elektryczności, ludy poznają się wzajem i dzielą płodami myśli swéj i twórczej fantazyi, lecz poznanie się to i dzielenie, w chwili obecnej, cząstkowe tylko i niepewne sprowadziłoby następstwa, gdyby nauki, tak fizyczne, jak społeczne, nie uwiadamiały ludów o przeszłości i naturze każdego z nich, a wszystkie prądy te, z różnych stron przybywające, nie sprowadzały do jednego zbiornika filozoficznych pojęć i poglądów. Przemysłowa praca i wynikająca z niéj, wspólność interesów zohydza w oczach ludów wojnę i obudza w nich ku niej instynktową bardziej, niż wyrozumowaną, trwogę. Nauka, która pośrednio, przez postanowienie przemysłu na stopniu i w stanie takim, obudziła ohydę tę i tę trwogę, bezpośredniem już działaniem swém wzmaga je i utrwala, wyrozumowując i ukazując pochodzenie, istotę samą i następstwa wojen.
Zobaczmyż teraz, czy, naprawdę, pojęcia owe rozwijające się w ludzkości zwolna, lecz nieustannie zaprzeczają w jakikolwiek sposób prawu i potrzebie istnienia indywidualności narodowych? czy, naprawdę, uczucia owe wyłączają patryotyzm lub grożą mu zagładą?
Spójrzmy znowu za siebie i cofnijmy się do pierwszego, widzialnego nam, momentu ich narodzin. Wsłuchajmy się bacznie w głosy Izraelskich proroków, którzy wymówili pierwsze, znane nam ich słowo. Zkąd, z jakiego kraju, z łona jakiego ludu głosy przybywają ku nam? Kraj to był nie rozległy, lud nieliczny i od sąsiednich narodów słabszy, więc w indywidualnem istnieniu swém wciąż przez nie zagrożony. Lud to był, który, po krótkiej epoce potęgi i bezpieczeństwa, trwożył się wciąż i cierpiał, krwawo o byt swój odrębny walczył, podboje i niewolę często przenosił. I oto, nie z czego innego, tylko z zadrażnianych wciąż i trwożnych uczuć jego narodowych, z narodowego ducha przejętego do głębi poczuciem i zrozumieniem dziejących się nad nim niesłuszności, wybuchnął ten krzyk ogromny: „Biada tobie, który łupisz, ażali sam złupionym nie będziesz, i który gardzisz, ażali sam wzgardzonym nie zostaniesz”, i popłynęło w czas owo promieniste marzenie: „Nigdy już naród żaden przeciw drugiemu miecza nie podniesie, ani wojowania uczyć się nie będzie.” Krzyk to był rospaczy, bardziej, niżeli nadziei, — marzenie to było o ratunku własnym, bardziej, niżeli o szczęściu wszystkich. Wraz z niemi, tuż obok nich, szemrały westchnienia i lały się łzy najgorętszego patryotyzmu, jaki kiedykolwiek istniał pod słońcem; Jeremjasz z żałobnej lutni swéj wydobywał akordy, które po wiek wieków śpiewać będą w piersi każdej rozpieranej westchnieniami i łzami narodu w niedoli. „Nie bywałem pośród weselących się, ani pyszniłem się natchnieniami twémi; samotny byłem i smutny, bo w duchu swym czułem wciąż groźbę, wiszącą nad ludem moim. O! czémuż żałość moja wieczną jest i niezbytą, a dla rany mej zagojenia nie masz” (16, 17–18). A moment, w którym nieznanego imienia wieszcz opowiadał o dalekiej, czarownej przyszłości, w której ludzie przekują miecze swe na pługi, a z włóczni swych poczynią nożyczki winiarzy, w której koźle spokojnie spać będzie obok tygrysa, a niemowlę bezpiecznie zapuści ręce swe wśród bazyliszki, — był tym właśnie momentem, w którym „nad rzekami Babilonu” podbity lud wylewał łzy najrzęsistsze, a duch jego chronił się pomiędzy struny harf, w smutku i tęsknocie zawieszonych na drzewach zwycięzkiej Chaldei. Gdyby nie lały się łzy te i nie istniał duch ten zaklęty w pieśni i dziejach ojczystych, nie powstałyby kosmopolityczne owe marzenia i przepowiednie. Z boleści narodowej podniosło się tu jasnowidzenie między narodowej zgody i sprawiedliwości.
Od uczuć i pragnień, przechodząc do faktów i urządzeń politycznych, ujrzymy, że, w ligach Greckich i Włoskich, pierwiastek narodowościowy nietylko stłumionym, ani unicestwionym nie był, przez zachodzące tam związki i współpomoce, lecz, owszem, że związki te wspierały się jedynie na ścisłym pierwiastku tego poszanowaniu. Każdy członek lig owych zrzekał się dobrowolnie części praw swych i ofiarował część swoich sił ku pożytkowi i potędze wspólnej, lecz też, w zamian ofiarę podobną otrzymywał od innych, a osobnikowe istnienie jego, przez zamianę tę przysług, ani zagrożoném, ani nawet ścieśnioném nie było. Baczniejsze przyjrzenie się kosmopolitycznej próbie téj, przed wiekami dokonanej, ukaże nam owszem fakt niewątpliwy, że chwiejność i krótkotrwałość związków owych nie z czego innego pochodziła, jak z przeoczania i przekraczania granic, istniejących pomiędzy odrębnością a wspólnością, pomiędzy zależnością wzajemną a osobnikową niepodległością. Skoro tylko wspólność dosięgała stopnia takiego, na którym odrębność zagrożoną lub uszczuploną się widziała, a wzajemna zależność wkraczać poczynała w attrybucye i gwałcić prawo osobnikowéj niepodległości; zrywały się ku obronie własnéj żywioły zagrożone, a rozsrożały się siły napastnicze, związek rozluźniał się lub rozpadał całkiem i możliwa a dobroczynna jedność, podminowana niesprawdzalną dążnością ujednostajniania, przeradzała się w zacięte nienawiści i krwawe niezgody.
Zaborcze Państwo Rzymskie objęło granicami swémi liczną gruppę ludów i pierwszém, może, na tak wielką skalę w dziejach stało się narzędziem wzajemnego zapoznania się ich i wzajemnej pomiędzy niemi zamiany pierwiastków cywilizacyjnych. Lecz zapytajmy historyę o sposoby bytu i późniejsze koleje prowincyi, bo tak zwały się kraje, wchodzące w skład państwa, którego Rzym władzcą był
Uwagi (0)