Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna - Władysław Syrokomla (jak polubić czytanie książek TXT) 📖
Wycieczki po Litwie… to bardzo interesująca pozycja autorstwa Władysława Syrokomli. Syrokomla opisuje najważniejsze zabytki litewskie okolic Wilna.
Jak wynika z przedmowy autora, ów przewodnik powstał w latach pięćdziesiątych XIX wieku. Był swego rodzaju relacją z wycieczki pisarza odbytej w celu zapoznania się z okolicą, w której rozgrywają się wydarzenia przedstawione w poemacie Margier. Obecnie jest to ciekawy dokument odwzorowujący XIX-wieczne zabytki i geografię litewskiego rejonu.
Władysław Syrokomla to pisarz i tłumacz żyjący i tworzący w XIX wieku, związany z ówczesną Litwą. Znany przede wszystkim jako autor gawęd chłopskich, szlacheckich, historycznych. Syrokomla pochodził z ubogiej rodziny szlacheckiej i często w swoich utworach ukazywał ten stan, nie szczędząc irocznicznych komentarzy na temat bliskiej mu rzeczywistości.
- Autor: Władysław Syrokomla
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna - Władysław Syrokomla (jak polubić czytanie książek TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Władysław Syrokomla
Kościół ten rozpoczęto budować w r. 1803; do 1812, za życia jeszcze fundatora wzniesiono ściany; po zgonie zaś biskupa, spadkobierca jego, prezydent Hipolit Wołk-Łaniewski, hojnym nakładem dokończył świątynię, która w 1822 została poświęconą, a w 1834 konsekrowaną praez J. B. Kłągiewicza biskupa chryzopolitańskiego, później wileńskiego. Oprócz Suderwy, biskup wołczacki, a raczéj brat jego kanonik wileński i proboszcz suderwiański odbudował we wsi Szyłanach kościół filialny, do którego niejaki Ancuta przywiązał był pewne fundusze. Kościółek ten, istniejący od połowy XVII w., zostawał pod zarządem kapituły wileńskiéj, należąc do parafii kalwaryjskiéj. Do kościoła suderwiańskiego należała wieś Sanguniszki, a parafia jego składała się z półtrzecia tysiąca mieszkańców, płci obojéj.
Wszyscy kmiotkowie mówią tu jeszcze po polsku; jest to jeszcze czysta Ruś litewska, ale kmiotek podmiastowy, z każdéj wyprawy do miasta więcéj złego niż dobrego przywozi. Obyczaje tutaj są czyste jak w całéj Litwie, lubo nie ręczymy czy niedbalstwo i nałóg pijaństwa, te niby powszednie, a jednak ciężkie grzechy naszego ludu, i tutaj nie mają miejsca. Mężczyźni, już po większéj części nie zatrzymali staroświeckiego kroju sukman i uszatych czapek swych praojców. Noszą się jakoś surdutowo, nieestetycznie, w naiwném przeświadczeniu, że to szlachetniéj wygląda. U niewiast całe ogrody fałszywych kwiatów na głowie, kramne chustki zarzucone przez plecy w jakiś sposób niby dystynkcyjny, kolorowe spódniczki, zajęły miejsce lnianéj odzieży i skromnych polowych kwiatków na głowie, jakie dawne Litwinki nosiły. Tak przynajmniéj widzieliśmy ustrojoną populację wiejską, przejeżdżając témi stronami, w dzień świąteczny. Bolało to nas niezmiernie, że Litwa tak waży sobie lekce swój starodawny ubiór; ale w kilka miesięcy późniéj, przejechawszy znaczną część Królestwa Polskiego, a nawet Krakowskie, gdzie w ubiorze miejscowym tak pięknym i malowniczym, tak już rzadko spotkać włościanina nawet w dzień powszedni przy pracy, — pogodziliśmy się z tym koniecznym wynikiem postępu i powiedzieliśmy sobie:
— To stara historia Wąsów i peruki, tylko powtórzona w kilkadziesiąt lat późniéj i na mniejszą skalę próżności.
Brzydkim być musiał strój starej Polski i starej Litwy, kiedy postęp kazał go odrzucić.
Czy zaś strój postępowy piękniejszy i wygodniejszy od dawnego?
Nie chcemy rozwiązywać zadania, bo nie chcemy wkraczać w prawa filozofów, estetyków i krawców.
Wyjeżdżamy z Suderwy, skręcając się wokoło dworu, mimo rzeczki i pięknego jeziora z wyspą, nazwanego Wilnoje (którego nazwa ma pochodzić z języka litewskiego falowania), a które na prawą naszą rękę, dalekiém, błękitném pasmem rozesłało się pomiędzy lasami. Tutaj równie jak i po drugiej stronie Wilii czyli w powiecie Trockim jest wiele jezior dosyć rybnych. Zapamiętaliśmy nazwę niektórych z prawéj strony Wilii. — I tak: w posiadłościach Suderwy, oprócz jeziora Wilnoje, są jeszcze dwa inne: Kowszelis i Rzesza, w okolicach Kiernowa: Dundulis (od bąblowania), Dełna od dłoni, które w kształcie ręki rozgałęża się, na koniec Pospere pamiętne tém, że wedle tradycji tu zostały utopione z urną popioły książęcia litewskiego Sperasa.
Mój Boże! jak my mało jeszcze umiemy historię naszych ojców. Dlaczego urnę z popiołami Sperasa utopiono w jeziorze Pospere? czy to była jakaś chwilowa konieczność, czy wynik religii albo zwyczaju — nie wiemy. Podanie przecież o tém mówi — a podanie musi mieć słuszność.
Wezbraliśmy się na górę, i około pół mili ujechawszy równiną do wsi Purwiszek, potém znowu około pół mili pięknym liściowym lasem, który po obu stronach drogi to się zwęża, to rozszerza, dając miejsce małym dworkom i wioszczynom, stajemy w Duksztach, wiosce przez grzeczność nazwanéj miasteczkiem.
Nim przed obrzydliwą karczmą konie wypoczną po trzymilowej podróży, obejrzyjmy miejscowość.
Pierwszą tu uwagę zwraca piękny gotycki kościół, panujący nad okolicą; ale nim się pod jego święte ściany zbliżymy, rzućmy okiem na topografię i fizjonomię punktu, gdzie jesteśmy.
Dukszty jest to mała mieścina, leżąca pod 22° 37’ 3” dług. wsch. a 54° 91’ 4” szer. półn. Wyprowadza swą nazwę od rzeczki tegoż nazwiska, które ma pochodzić od litewskiego wyrazu duksta, (wytycha) albo od słowa duksauju (mam żądzę), do czego usadowiła się w dosyć malowniczym położeniu. Wokoło ciągną się góry, poprzerzynane w rozmaitych kierunkach wąwozami. Dębowe i sosnowe gaiki, porozrzucane dokoła, dają widok cudowny. Rzeki Wilia i Dukszta zbiegają się z sobą w stronie zachodniéj o ćwierć mili od miasteczka.
A miasteczko liche, z kilku chat złożone, świeci dranicznemi i słomianemi dachy, na starych berwionach domkow, stodoł i jednéj karczmy. Dwa włościańskie magazyny zbożowe, kancelaria włościańskiego skarbowego zarządu i dwór stary, niegdyś, do ks.ks. pijarów należący — oto cała ubogich Dukszt ozdoba.
To wszystko jakże dziwną stanowi sprzeczność z kościołem majestatycznym, okazałym, pięknym i bogatym.
Skąd się, spytacie, w tej ubogiéj mieścinie wziął ten cudny gotyk, błagalnie wznoszący ku niebu kilka miniaturowych wieżyc, błyszczący kilku krzyżami — gotyk, który mógłby świetnieć w najpierwszej stolicy Europy? kiedy i kto fundował te wspaniałe a jeszcze tak świeże mury?
O! to ciekawa historia! Zmówmy pacierz, wrzućmy kilka groszy do kościelnéj karbony; a ja wam tę historię opowiém.
Nie jeden człowiek, ale cała ludność okoliczna, bogaci i ubodzy, są tego gmachu fundatorami. Tylko starania około budowy położył jeden człowiek; — środkiem jego jedynym, była Wiara.
W połowie siedmnastego wieku, w 1647 r. Dorota Dowborowa, z domu księżniczka Giedroyciówna, fundowała w Duksztach kaplicę z pruskiego muru, jako altarię mającą należeć do Kiernowa. Pijarowie wileńscy, których własnością następnie zostały Dukszty, częścią z pruskiego muru, częścią z drzewa, w r. 1772, za rektorstwa ks. Michała Frąckiewicza, wznieśli tu kościół, który za staraniem i wyrokiem biskupa Massalskiego, zamieniony został na parafialny, z przeniesieniem tu funduszów altarii kiernowskiej, wynoszących 12 000 zł. polskich, opartych naprzód na folwarku Soboliszkach, późniéj na Ginejciszkach. Rektor ks.ks. pijarów wileńskich był proboszczem Dukszt, utrzymując tu substytuta. Tutaj mieli wypoczynek po pracach naukowych zasłużeni mężowie zasłużonego zakonu; tu złożyło głowę kilku znakomitych ludzi184.
Biegły lata, zmieniały się okoliczności! kościół duksztański ostatecznie niszczał, lepianka z pruskiego muru rozsypywała się na szczęty, drzewo próchniało, zakon pijarów skasowano w Wilnie; zostali tylko stróżami parafii, ks.ks. Bonawentura Pietkiewicz, były administrator duksztański, dotąd z ramienia rektora zarządzający owczarnią około 2 000 dusz liczącą, oraz jako jego pomocnik, były prowincjał i rektor, zasłużony w zakonie, a znany w literaturze, Joachim Dębiński, tłumacz Filozofii życia przez Szlegla (Wilno 1840) i autor innych pism filozoficzno-chrześcijańskich.
Potrzeba było radzić nad odbudowaniem świątyni, właśnie gdy jak najmniej było ku temu środków. Ksiądz Dębiński podjął się ochoczo pracować w tej mierze; a natchniony godłem, które obrał przyszłemu dziełu, „Ku chwale miłemu Bogu i ku naszemu odrodzeniu się w drogach Pańskich”, śmiało przystąpił do pracy. Począł od wystarania się o wspaniały plan architektoniczny, który bezpłatnie wykonał Szacht budowniczy. Plan ten poprawiony później, przez budowniczego Tomasza Tyszeckiego, mógł się wydawać zuchwałym, zważywszy małe, żadne niemal środki do jego wykonania. Była to piękna zuchwałość wiary.
Dwa lata upłynęło, nim plan pozyskał utwierdzenie władz wyższych w r. 1850, a w tym przeciągu czasu przybyły najmniej spodziewane początkowe fundusze, w sumie... zgadnijcie?... tylko rs. 482. Były to zaległe procenta od kapitałów ks.ks. pijarów wileńskich „Zrozumieliśmy z księdzem proboszczem (pisze ks. Dębiński w swoim rzewnym pamiętniku), że Bóg błogosławić będzie przedsięwziętemu dziełu i do końca je szczęśliwie doprowadzić”. Poczęto się zaopatrywać w materiał, kupiono 120 sążni kubicznych kamieni i stosowną ilość wapna, postawiono cegielnię; a gdy plan uzyskał potwierdzenie, architekt Tomasz Tyszecki ofiarował się nie tylko z bezpłatną dyrekcją budowy, ale przywziąwszy się do niej jak ojciec do dziecka, co mógł, ze swych funduszów dla niej poświęcał.
Kamień węgielny położono dnia 19 czerwca 1850 roku. Przewodniczący uroczystości prałat wileński, ks. Jan Markiewicz w obszernéj mowie, zachęcał obecnych chrześcijan, aby przychodzili w pomoc wznoszącéj się świątyni. Niepłonne było wezwanie! Fundamenta wyprowadzono przed zimą; ale następny rok, dla rozmaitych przeszkód, upłynął na samem przygotowaniu materiałów. Daléj robota szła bez przerwy, tak że w r. 1854 stanął mur skończony i dach blachą pokryty; a w roku następnym ukończono tynk, zrobiono organ nowy i dokonano w większéj części ważniejsze urządzenia wewnętrzne.
Ale koszta? — pytacie — skąd się tu wzięły pieniądze na budowę? — Dał je Bóg, zjednała wiara, zgromadziła nieustanna troskliwość jednego człowieka. Rząd krajowy przyszedł w pomoc: została wydana z konsystorza księga do zapisywania dobrowolnych ofiar; z tą księgą gorliwy ks. Dębiński objeżdżał domy szlacheckie, wsi, zjazdy obywatelskie, a budząc współczucie dla przedsięwziętego dzieła i cześć dla siebie, zjednywał niemałe kwoty. Wciągu lat sześciu, przeszło 15 000 r.s. zebrano ze składek. Nie tylko katolicy, lecz ludzie innych wyznań, nawet żydzi, z pośpiechem i uprzejmością ofiarowali, co mogli. Mniej zamożni nie dali się wyprzedzić bogatym w niesieniu na ołtarz wdowiego grosza.
Nie widzimy powodu tajenia imion tych, co się, pomimo szczupłych własnych zarobów, znacznie przyłożyli do dobrego dzieła. I tak: nasz ulubiony kompozytor Stanisław Moniuszko, przyczynił swém staraniem blisko 600 rubli srebrem; ksiądz Józafat Woyszwiłło pijar, dał oblig na 1000 rubli srebrem; który najniespodziewaniej został wypłacony i ofiarował corocznie, aż do ukończenia budowy, po 132 rubli srebrem; kanonik Krasiński (dziś biskup wileński) rubli srebrem 170; Hipolit Antuszewicz, niebogaty dzierżawca, rubli 600; inne osoby, które nie chciały, aby ich imiona zapisywano, składały nie mniej znaczne kwoty.
Sąsiedni obywatele dostarczali materiał budowlowy i żywność dla robotników.
A ileż to razy, w chwili najkrytyczniejszéj, kiedy brakło grosza na posuwające się wciąż mury, zaufany w Opatrzności przedsiębiorca, zamiast ustawania w robotach; rozpoczynał je na większą skalę, kiedy mu czyniono uwagę, „że tak ufać jest to kusić Boga”, przybywał najmniej spodziewany zasiłek. Co tu za rzewne sceny w pamiętniku ks. Dębińskiego (z którego czerpiemy naszą relację) jak się każdy cisnął, aby „przyłożyć swój kamyk do budowy duksztańskiego kościoła”! Przytoczmy jeden z tych wypadków według relacji czcigodnego pracownika. „W przeciągu trwania fabryki, bywały różne wstrząsające nas największą niespokojnością zdarzenia. I tak jednéj jesieni, przy zamknięciu fabryki; po rozpłaceniu się z mularzami, kasa została zupełnie wypróżnioną — wtém przybywa strycharz, o którym byliśmy zapomnieli przy powyższéj rozpłatce, powiadając, że mu się należy 75 rs, za sto tysięcy cegły surowéj, tego lata wyrobionej. — Odprawiwszy go, składając nań winę, że z rana nie przyszedł, kiedy wszystkie pieniądze nie były jeszcze oddane mularzom, powstaje płacz i narzekanie ze strony kilkunastu strycharzów, że całe lato pracowali, a teraz w tak drogim roku muszą z żonami i dziećmi z głodu umierać. — Pocieszam ich, jak mogę, i czując ich gwałtowną potrzebę, przyrzekam dnia jutrzejszego udać się do Wilna, gdzie może mię Bóg czem opatrzy — oni wprawdzie uspokojeni odeszli, ale ja za to w największéj niespokojności musiałem długo się pasować i zdobywać na ufność w Bogu, nim się uspokoiłem i mogłem zabrać się do pacierzy. Zaledwie otworzyłem brewiarz, zachodzi pod ganek parokonna bryczka, wchodzi młody człowiek, rekomenduje się, że jest Szelking; że matka jego przysyła 150 rs., a tak dzięki Bogu, w jednéj chwili zostałem wyrwany z największej potrzeby”.
Organ budował i urządził p. Stanisław Dłużewski, organista z Królestwa Polskiego; ołtarze w ślicznym gotyckim stylu, odpowiednim stylowi kościoła, zbudowane i oświetlone kolorowemi oknami, mają wcale niezłe obrazy, malowane nie przez artystów ex professo, lecz przez amatorów, którzy ochoczo nieśli do świątyni płody swojego pędzla. I tak Św. Annę malował hr. Stanisław Kossakowski; św. Bartłomieja panna Jadwiga Kleniewiczówna; św. apostołów Szymona i Judę p. Adamwa z Romerów Chrapowicka; św. Józefa Kalasantego Marian hr. Czapski; św. Józefa hrabina Czapska; Niepokalane poczęcie, p. Skirmuntowa; św. Antoniego panna Wolska; insze obrazy, jako św. Kazimierza Joachima, pędzla p. Steckiewicza, ofiarował Stanisław Moniuszko. W ołtarzu przy ścianie jest obraz Matki Boskiéj przysłany z Paryża, który był własnością wieszcza Litwy Adama Mickiewicza, przed którym on nieraz bez wątpienia wznosił rzewne modły do Dziewicy Marii185.
Obok kościoła, zbudowano jeszcze kaplicę na cmentarzu na tymczasowe nabożeństwo i szpital dla ubogich z sześcią pokojami.
Spytajmy raz jeszcze; kto dźwignął na ustroniu niezamożnej Litwy, tę ogromną, bo 200 kub. sążni kamieni i 400000 cegieł mieszczącą, świątynię? Ten, czyim ta budowa jest przybytkiem, Ten, o którym wyrzekł psalmista, że „jeśli nie zbuduję domu, na próżno nad nim pracuje rzemieślnik”. Opatrzność jest autorem tego zdumiewającego dzieła; ale Opatrzność za narzędzie swej woli wyborne w księdzu Dębińskim obrała narzędzie.
Gorliwość o wiarę, skromność, podziwialiśmy w tym kapłanie, widząc go pracującego w swojém piękném posłannictwie wprzód jeszcze, nim mieliśmy zręczność zdumiewać się nad rezultatem jego starań. Świadek i narzędzie cudu, z jakąż prostotą skreśla w małym pamiętniku o Duksztach, swoje olbrzymie prace! z jaką skromnością Bogu wszystko przypisując, dodaje: „Tu potrzeba wyznać, że Bóg wyprowadza chwałę Swojego Imienia, nie z bogactw, nie z potęg lub geniuszów wstrząsających światem; ale jak Dawid powiedział, z ust niemowląt ssących, to jest z niczego, aby człowiek w swej dumie i zarozumiałości nie mógł powiedzieć: to moje jest dzieło, lecz by się upokorzył, oddał cześć Bogu, i Jemu, a nie sobie wszystko przyznał!”.
Z jakże rzewną chlubą przychodzi nam w końcu, ukazać na kościół duksztański jako
Uwagi (0)