Darmowe ebooki » Reportaż podróżniczy » Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna - Władysław Syrokomla (jak polubić czytanie książek TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna - Władysław Syrokomla (jak polubić czytanie książek TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Władysław Syrokomla



1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 ... 26
Idź do strony:
class="paragraph">Ciało moje grzeszne proszę pana brata Bielata Dawidowicza, aby do domu jako mogąc zaprowadził. Masz tedy gotowych pieniędzy złotych trzysta, z których na strawę złotych sto mianuję, tak na samego jego jako czeladź i konie moje. Drugie sto złotych na pochowanie ciała mego i wszystkie należytości, to jest: kurany (śpiewanie z Alkoranu148) i inne modlitwy, a na strzeżenie trzech dni, a osobliwie co słuszna tym, którzy mają u grobu mego siedzieć na zjarecie (na straży w nocy u mogiły149). Trzecie sto i te którem odjeżdżając zostawił, te małżonce mojéj kniahini Marusi Heliaszewiczównie, Romanowéj Dawidowiczowéj leguję, prosząc, aby mię w modlitwach nie zapominała. Znowu zaś dane półtorasta złotych na Lokuszewszczyznę, we wsi Niemieży leżącą, téjże małżonce méj dożywotnie używanie tak pola jako i ogrodów, i sadu, a po żywocie jéj na meczet niemieżański i wszystkę dżemiat150, czasy wiecznemi należeć ma... itd. To też mianuję, że długów żadnych, żebym komu winien był nie poczuwam się i mnie też nikt nic nie winien. Prosząc też wszystkich ichmościów braci, aby mi proszczali151, ten mój ostatniéj woli testament kończę, który i stwierdzam, który aby w niczém nie był negowany. Pisan pod Jazłowcem dnia 24 października roku 1684” itd.

W testamencie tym zwróciły uwagę naszą dwie rzeczy mianowicie: — naprzód forma podobna zupełnie do testamentów chrześcijan, a zatém zupełne zatarcie form islamskich; po wtóre, ubóstwo, jakie się okazuje w majątku poczciwego rycerza spod Jazłowca. Ubóstwo to, a może i zatęsknienie do swojéj staréj ojczyzny, bywało niekiedy powodem ucieczki Tatarów do Krymu lub Stambułu, do swoich współbraci. Taką jest w r. 1710 dezercja dwóch braci Michałowskich z Niemieży, którzy długo służąc w wojsku polskiém, uciekli do Turków do Chocima. Ślad tego znaleźliśmy w papierach komisji delegowanéj do wyśledzenia i zabrania na skarb majątku tych dwóch zbiegów. Wkrótce, bo w 1715, miała tu miejsce inna komisja, od króla przysłana, dla wyśledzenia majątków tatarskich; dały do niéj powód działy, rozdrobienia sched, dyferencje152, niezgody, pomiędzy niemieżańskiemi Tatarami i tysiące skarg, jakie do tronu dochodziły.

Nędza na roli dawała się czuć powszechnie. Uprawiano ogrody, sprzedając ich plony do Wilna; ale żaden z Tatarów niemieżańskich nie jął się rzemiosła, dobrze wiedząc, że wedle wyobrażeń i praw polskich, mniéj szlachetne zatrudnienie, pozbawiłoby go prerogatyw szlacheckich. Najlżejsze już przypuszczenie, że się ktoś trudni rzemiosłem, wywoływało ich drażliwość. Jako dowód, przytaczamy w całéj naiwności stylu, dokument ugodliwy pomiędzy dwoma Tatarami z Niemieży.

„Ja Samuel Tokosz chorąży J. K. M., wszém wobec i każdemu z osobna, komu by o tém wiedzieć należało, Jaśnie Oświeconym, Jaśnie Wielmożnym, Wielmożnym dygnitarzom, urzędnikom ziemskim i grodzkim, Ichmć Panom rycerstwu, szlachcie i obywatelom W. Ks. Lit.153, czynię wiadomo tym moim dobrowolnym testymonialnym skryptem, Imść154 Panu Aleksandrowi Józefowiczowi chorążemu J. K. M. wojsk W. Ks. Lit. danym, na to: iż co czasu ochoty naszéj, w okolicy Niemieży nazwanéj, w województwie wileńskiém sytuowanéj, ja wyż mianowany Tokosz chorąży J. K. M., będąc podweseliwszy się mocno z pomienionym Imć Panem Józefowiczem, przemówiliśmy się, o czém ja i nie pamiętam. Gdy do mnie przysłany nazajutrz od Imci przyjaciel, wziął mnie wymawiać te słowa: że jakobym ja miał Imć Pana Józefowicza laesivis verbis155 honor uwłaczać, dyzgustować156, niby majsterium safijaństwa157 przypisywać; — o czém ja zdumiony, abym mógł na Imci takowe słowa mówić, mający z dawna znajomość z rodzicami Imci, nie tylko z samym Imcią, to się nigdy nie praktykowało, abym niesłusznie honor uwłaczał, — jako niepamiętny téj cholery158, przed przyjacielem zrzekłem się i oraz z Imcią Panem Józefowiczem samym personaliter159 widząc się, o wszelkie urazy wiecznie pogodziłem się, i Imci rewokując160, jeżelibym co miał z prędkości cholery méj niepamiętnie wymówić, rewokowałem publicznie i oto przeprosiłem, wszystkie me słowa umorzyłem, i na wieczne czasy o tém wieczne milczenie ja sam sobie i innym zachowałem, i u każdego sądu, prawa i urzędu o takowe przymówki wyż mianowane161, niby przeze mnie słyszane, miał kto Imci Panu Józefowiczowi chorążemu J. K. M. przypisywać i zadawać, oto ja sam u sądu każdego, pod juramentem to wszystko aprobować obowiązany jestem. Na dowód czego dla lepszéj wagi i waloru, wydając takowy mój dobrowolny testymonialny skrypt, przy uproszeniu J. I. M. P. pieczętarzów, trzema krzyżykami podpisem ręki mej stwierdzam. Dat w Letańcach roku 1775 miesiąca Junii162 30 dnia” itd.

Wojskowość, jak widzimy, była jedyném zadaniem litewskich Tatarów; ale i tutaj nieosobliwie im się wiodło. Służąc po lat kilkadziesiąt, poczciwy mahometanin zaledwie się mógł dosłużyć kupnéj rangi porucznika. Rzewny memoriał jednego z nich, został podany królowi Stanisławowi Augustowi, po nastaniu prawa zabraniającego sprzedaży rang wojskowych. Czterdzieści lat służąc w wojsku, biedny Tatar, straciwszy cały swój majątek na kupienie rangi porucznika, błaga tronu, aby tę rangę mógł ustąpić idącemu po sobie ze starszeństwém oficerowi, — nie iżby otrzymać na starość choć w części zwrot kwoty wyłożonéj na rangę, lecz aby spowodować w pułku ruch awansów i tym sposobem ułatwić drogę służącemu w tymże pułku swojemu synowi, do otrzymania najmłodszego chorąstwa.

Chorągwie tatarskie składały przednią straż wielkiéj buławy. Z etatów czyli ról chorągiewnych, jakich kilka mamy przed oczami, widzimy, że się pułk składał z pięciu chorągwi; a w każdéj i nich był rotmistrz, porucznik, chorąży i nieokreślona liczba towarzyszów. Nigdy zupełna liczba oficerów nie znajdowała się obecną przy chorągwi: jedni za urlopem siedzieli w domu, drudzy byli na powinności hetmańskiéj, tak że czasem przy chorągwi znajdował się jeden tylko oficer. Rotmistrz dostawiał dwóch szeregowych, czyli sowite poczty; porucznicy zaś, chorążowie i towarzysze, po jednemu. Umundurowanie porucznika i towarzyszów składało się w ostatnich czasach Polski z kurtki, czapki, lejbika, rajtuzów, szlif, ostróg, chustki i płaszcza, — do lederwerku należały ładownice, pobojce, pendant, — broń stanowiły proporce, pistolety i pałasze, — rynsztunek koński składał się z kulbaki, czapraka, mantelzaka, olstry, munsztuka, tręzli, napierśnika i dalszych drobiazgów stajennego ekwipażu, — dawano nadto po dwadzieści ładunków ostrych lub ślepych, stosownie do potrzeby.

Konstytucje sejmowe kilka razy potwierdzały nadane Tatarom tutejszym ziemie. Co do praw stanu, liczyli się na równi ze szlachtą, jeśli się nie trudnili rzemiosłem; zaś furmanów, garbarzy i innych z Tatarów wyrobników, uważano jako plebejów, — rolnictwo stanowiło szanowny wyjątek.

Stan dzisiejszy téj osady jest smutny. Rozdzieleni na kilkanaście kolokacyjnych dworków w Niemieży, żyją z roli i ogrodu. Bogatsi trudnią się służbą cywilną lub wojskową; ubożsi pracują na roli. Religię zapamiętali jedynie z form i tradycji; niektórzy umieją przeczytać Koran, ale nikt nie rozumie go, nie wyjmując mołny. Zbieranie się co piątek do ocienionego drzewami małego meczetu, i mniéj więcéj ścisłe obserwowanie postu ramazanu, stanowi ich całą praktykę religijną. Stosownie do przepisów Alkoranu nie piją wina, bo zresztą mało kto byłby w stanie je kupować; ale uczyniwszy restrykcję na gorzałkę, o któréj nié ma nic w Alkoranie, posilają się nieskąpą miarką. Oddać zresztą potrzeba sprawiedliwość wrodzonéj tego ludu cnocie, iż żyjąc w zupełném niemal zapomnieniu religii, dosyć jednak ściśle przestrzega zasad moralności. Obowiązani prawem miejscowém do jednożeństwa, tak dalece wzięli je za zasadę, iż gdy jeden z nich, w wieku XVII, wyszedłszy z Niemieży, pojął drugą żonę na Wołyniu, współwyznawcy instygowali go w grodzie na gardło, jako kryminalistę163. Dodajmy jeszcze jeden rys charakteru Tatarów: w braku religii pełni są guseł i przesądów, — jedne z nich mogli przynieść z sobą lub wyczerpnąć ze swéj wiary, drugie bez braku zapożyczyli u miejscowego ludu.

Przebaczą nam czytelnicy, żeśmy tak długo rozszerzyli nad małą mieściną. Chcieliśmy nasze drobne studia nad Tatarami dorzucić do skarbnicy ogólnych o nich wiadomości.

Tymczasem wdarliśmy się na górę. Konie nasze wypoczęły przed murowaną karczmą należącą do murowanego dworu Niemieży. Był tu przed laty, jak wiémy z „Brukowych Wiadomości”, handel czy traktier dosyć uczęszczany przez gości z miasta, gdzie toczyły się pomiędzy przybyłymi poważne dyskusje, jak np. pomiędzy panem sędzią, asesorem i akademikiem z loiki: co to jest rozum?164. Dziś wileńscy zwolennicy zamiejskich wycieczek, znajdują ten punkt zanadto oddalonym; przestano uczęszczać i traktier niemieżański zszedł do rzędu zwyczajnych karczem.

Spuszczamy się w dół, mijamy staw i młynek i znowu wjeżdżamy na górę. Z téj góry warto się wstecz obejrzeć, aby ogarnąć wzrokiem cały malowniczy krajobraz Niemieży. Na tle ogrodu ozdobnego w rozrosłe drzewa liściowe i charakterystyczne jodły, bieleją mury pałacu, który wespół z obszernym trawnikiem ogrodu, przerżnięty potoczystą elipsoidalną linią przechadzkowéj ścieżki, odbija się w stawie przyległym, położonym przy saméj pocztowéj drodze. Kuźnia, karczma, młynek, łazaret włościański i wioska, rozrzucona na pięknym wzgórku stanowią pierwszy plan obrazu; na drugim planie przegląda Niemież Tatarska z grupą schludnych dworków, — tam z gęstego wianka drzew wystrzela wieżyca meczetu, której blaszany półksiężyc błyszczy się i pięknie odbija od zieloności; dalekie sine i ciemne lasy uzupełniają głąb widoku.

Daléj o wiorstę, na wzgórku porosłym krzakami, stoi murowany pomnik w kształcie kolumny. Na niéj tynk opada, krzyżyk na gontowym daszku pochylił się na stronę: bo też górą już lat sześćdziesiąt, jak ten pomnik tutaj się wznosi. Historia jego złączona z historią ostatnich chwil Polski.

Po rozruchach wileńskich w kwietniu 1794 r., których ofiarą padł hetman Kossakowski, Szwejkowski i inni, wojska rosyjskie, pod naczelnictwem jenerałów Knorynga i Zubowa, uderzyły na Wilno 7 czerwca tegoż roku. Siły rosyjskie skoncentrowawszy się w Miednikach, usiłowały zdobywać baterie, którymi było miasto bronione, oraz samo miasto, którego bronił Zajączek. Od Miednik do Wilna stały w rozmaitych kierunkach wojska rosyjskie, a pułki moskiewski grenadierski i kazański piechotny właśnie zajmowały te wzgórza pod Niemieżą, o których mówimy. Przy bezskutecznym na ten raz szturmie do Wilna, zginęli obu tych pułków dowódcy, pierwszego Korowajew, drugiego Dejew. Ten ostatni, ciężko raniony przy Bramie Zarzecznéj, został odwieziony do swojego obozu i tu życia dokonał. Żona, jak wieść niesie, wzniosła mu pomnik, około którego jedziemy. Podanie miesza w tém miejscu nazwiska Dejewa i Korowajewa, tak że dziś trudno powiedzieć, nad którym z nich, czy nad obu razem wzniesiono tę grobową pamiątkę165.

Następna mila drogi, nieurozmaicona widokami, nuży jadącego po piaszczystym i kamienistym gruncie. Nigdzie niemal nie rzuca cienia brzózka, któremi zwykle wysadzone są nasze trakty. Las i parę zarośli, stanowią cały pejzaż, urozmaicony tylko brudnemi i odartemi karczmami, których na dwumilowéj przestrzeni jest ni mniéj ni więcéj jak 19. Ich nazwy to cały dykcjonarz nomenklatur karczemnych: znajdziesz tu Wiszniówkę, Kotłówkę, Malowankę, Słomiankę, Dębówkę; a liczba tych domów gościnności jest wymowném świadectwem i dobrego bytu, i rozwoju sił umysłowych i moralności ludu. Z żalem i wstydem musimy wyznać, że lud, który spotykamy po drodze wlokący się ze swym produktem na targowicę do Wilna, nosi na sobie fizjonomię nędzy i głupoty, która widocznie odbija od rzeźwiejszych i pojętniejszych twarzy, od calszéj i czystszej odzieży włościan jadących ze stron dalszych.

Ale oto mijamy 13 wiorstę i z góry otwiera się przed nami widok uderzającéj piękności. W głębi horyzontu bieleje miasteczko Rukojnie, sinieje las, otwierają się rozłogi pola. Jaki głęboki widok! ile fantazji w tych górach lasami porosłych! ile rozlicznych barw od lazuru do fioletu zużyłby malarz dla oddania rozmaitych tonów téj odległości! ile rozmaitéj gry światła o rozmaitych dnia godzinach, przelewa się w powietrzu!

O niejednéj okolicy naszéj Litwy można wyrzec bolesną prawdę: — Bóg wszystko uczynił, aby ją ozdobić — człowiek wszystko, aby ją oszpecić.

Spuszczamy się w dół pod 19 z kolei karczmę. Z tego punktu, przebaczcie łaskawi czytelnicy, że wam wskażę ocieniony brzozami dach małego dworku. Jest to Borejkowszczyzna, majętność tychże hr. Tyszkiewiczów, atynencjonalna wioszczyzna, gdzie mi upłynęły trzy lata życia, skąd was nudziłem moim Margierem, Spowiedzią Korsaka, Chatką w lesie, Hrabią na Wątorach, Jankiem Cmentarnikiem, Staremi wrotami i innemi drobnemi utwory, które, nim to pismo dojdzie do rąk twoich, dobry czytelniku, już dawno wyjdą z twojéj pamięci. Tę skromną strzechę zaszczycali przy mnie swoją bytnością: A. E. Odyniec, Mikołaj Malinowski, hr. Eust. Tyszkiewicz, nasz zacny cenzor a znany rosyjski poeta Paweł Kukolnik, Stanisław Moniuszko, Antoni Lesznowski, gitarzysta dworu angielskiego St. Szczepanowski, wiolonczelista Samuel Kossowski, nasi znani malarze Jan Moraczyński i Wincenty Dmochowski, Antoni Pietkiewicz (Pług), Teodor Tryplin i wielu innych ludzi dobrze ci znanych z głośnego imienia i zasług, jakie położyli na niwie literatury lub sztuki. Chlubny takimi gośćmi, gospodarz niegdyś Borejkowszczyzny, przebaczcie proszę, że się pochwalę przed wami; a dawszy na kartach téj książki miejsce osobistym uczuciom, złożę rzewną podziękę moim tutejszym sąsiadom i przyjaciołom, za miłe chwile, jakie mi obecnością swoją niekiedy sprawiali.

Stąd o parę wiorst położone małe miasteczko Rukojnie, stanowi pierwszą stację, którąśmy ujechali od Wilna. Mieścina ta nié ma wiele o sobie do powiedzenia. Należąca dawniéj do kapituły wileńskiéj, dzisiaj jest własnością skarbu monarszego. Posiada murowany kościół, murowany ogromny magazyn zbożowy, stację pocztową, szkołę wiejską, karczmę i 28 domków włościańskich, ocienionych owocowemi drzewami, a w tych domkach 106 dusz rewizyjnych męskich i 125 żeńskich. Dwór tutejszy, o parę wiorst od miasteczka na lewo widniejący, odznacza się swém piękném położeniem nad wodą i starym gustownie urządzonym ogrodem: bo należąc niegdyś do archidiakonii wileńskiéj, Rukojnie miewały proboszczami i były rezydencją bogatych dygnitarzy kościelnych. Kilka imion, jakie tu przytoczymy, należą do osób stanowiących chlubę Kościoła na Litwie.

Tu był plebanem pogrzebiony w dawnym kościele prałat Połubiński, którego podanie nazywa biskupem, czego w téj chwili sprawdzić nie możemy. Po nim około 1814 został plebanem rukojńskim ks. Michał Dłuski archidiakon wileński (urodzony 1784), człek znany z głębokiej nauki i poważnych obyczajów. Za

1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 ... 26
Idź do strony:

Darmowe książki «Wycieczki po Litwie w promieniach od Wilna - Władysław Syrokomla (jak polubić czytanie książek TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz