W walce o równe prawa. Nasze bojownice - Cecylia Walewska (jagoda cieszynska ksiazki .txt) 📖
Wydane w 1930 r. przez redakcję tygodnika „Kobieta Współczesna”
Wcześniejsza publikacja „przygotowawcza: Ruch kobiecy w Polsce (cz. 1–2, 1909)
- Autor: Cecylia Walewska
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «W walce o równe prawa. Nasze bojownice - Cecylia Walewska (jagoda cieszynska ksiazki .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Cecylia Walewska
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Drukując w niniejszej książce sylwetki kobiet zasłużonych w walce o równe prawa pióra Cecylii Walewskiej, redakcja naszego pisma uważa, iż pominięcie działalności samej autorki, jednej z najbardziej zasłużonych na tym polu kobiet, jest nie do pomyślenia.
W załączniku więc umieszczamy sylwetkę Cecylii Walewskiej pióra dr M. Bornstein-Łychowskiej i felieton literacki N. Greniewskiej. Artykuły te drukowane były w numerze specjalnym tyg. „Kobieta Współczesna”, wydanym z okazji jubileuszu Cecylii Walewskiej w lutym 1929 r.
Żeby dziś mówić o Cecylii Walewskiej, trzeba wczytać się w postacie Żeromskiego, w tych wszystkich siłaczów i siłaczki, których wola, „wola duszy prawej targała się w Polsce bez ustanku tam i sam, niby serce dzwonu, bijące wiekuiście w spiż przeszkody”168. Cedro, Machnicki, Judym, Joasia i tylu, tylu innych odeszli, wierni miłości ziemi, miłości, co zakonem dusz ich była, wszystko postawiwszy na kartę i nic nie zdobywszy. Walewskiej „zaciekła moc i zawzięte wytrwanie” przypadły na chwilę szczęśliwszą, bo ogląda poranek po odmętach, nocy niewoli.
Cecylia Walewska ma w swej jasnej, żywej, czułej pamięci różne epoki i — jak to w Polsce — różne odmęty. Urodzona w 1859 roku w Radomsku, a od wczesnego dzieciństwa przez całe życie mieszkająca w Warszawie, przeżyła z nią z górą pół wieku doświadczeń i przewrotów. Bezowocne wysiłki i porażki orężne 1863 r. przypadły wprawdzie na ten jej wiek, w którym ani zrozumieć, ani odczuć ich nie mogła. Ale o swoich latach szkolnych mówi, że zostawiły jej na całe życie piętno smutku i goryczy. Uczyła się w gimnazjum rosyjskim, które ukończyła z „medalem”, mając lat 16. Już wówczas lubi pisać i łatwo wypowiada się piórem, a nauczyciel języka rosyjskiego proponuje przyszłej autorce Salwy... dobrze płatną współpracę w dzienniku „Nowoje Wremia”. Jednocześnie z nauką szkolną przechodzi kurs gry fortepianowej i po złożeniu egzaminu w konserwatorium otrzymuje patent nauczycielki muzyki.
Od 17 roku życia daje lekcje przedmiotów szkolnych, języków i muzyki. Ucząc innych, kształciła się dalej sama w kompletach prywatnych, znanych pod nazwą Uniwersytetu Latającego. Słucha wykładów Slósarskiego, Karola Dunina, Krzywickiego, Mahrburga. Nauki społeczne i przyrodnicze jednako pociągają żądny wiedzy umysł. Ale nade wszystko miłuje polonistykę i filozofię. Znawstwo i poprawność języka, tak często u nas lekceważone przez ludzi talentu, są u Walewskiej wynikiem zamiłowania naukowego i, górującego w niej przede wszystkim, obowiązku narodowego.
Po otwarciu Towarzystwa Kursów Naukowych169 (dzisiejsza Wolna Wszechnica) prowadzi studia pod kierunkiem prof. Kryńskiego i Myślickiego aż do wybuchu wojny.
Pracę literacką rozpoczęła Walewska jeszcze w 18 roku życia debiutem w „Świecie”, redagowanym przez Marię Konopnicką. Zostaje potem stałą współpracowniczką „Prawdy” i aż do ustąpienia z niej Świętochowskiego zasila odcinek utworami beletrystycznymi, a prócz tego pod pseudonimem Seliki prowadzi rubrykę sprawozdań teatralnych i muzycznych. „Prawda” grupowała wokoło swej redakcji wszystko niemal, co pod rządem rosyjskim w Polsce przedstawiało świeżość i tężyznę myśli, co miało odwagę wypowiadania się w atmosferze ogólnego ucisku i niewolniczości. Właściwa pani Cecylii po dzień dzisiejszy odwaga przyznawania się do haseł i opinii nawet najmniej popularnych znalazła tu sobie odpowiednie tło i otoczenie.
Ale ta łączność z przysięgłym pozytywizmem warszawskim była raczej formalno-teoretyczna. Praca u podstaw społeczeństwa nie mogła zaspokoić porywów jej temperamentu. I gdy garść studentów wyszła manifestacyjnie na ulicę w 1901 roku, by uczcić pamięć Kilińskiego, pani Cecylia była z nimi. Aresztowana z innymi uczestnikami pochodu, zostaje zesłana wraz z siostrą do Kurska.
Okres spędzony na wygnaniu nie osłabia w niej ducha, raczej pogłębia myśl i rozwija wrażliwe bez tego serce. Myśl i serce tętnią we wszystkich jej nowelach i powieściach, felietonach literackich i artykułach społecznych, rozsianych po dawnych rocznikach „Kuriera Warszawskiego”, „Ateneum”, „Nowej Gazety”, „Głosu”, „Ogniwa”, „Przełomu”, „Epoki”, „Nowej Reformy”. Przez lat kilka prowadzi stale kronikę w „Tygodniku Romansów i Powieści”. Wespół z Konstancją Łozińską i Emilią Wielowiejską redaguje „Echo Literackie i Artystyczne”.
Oddzielny rozdział w opisie tej działalności literacko-publicystycznej należy się powieściom. Świetna stylistka, subtelna znawczyni duszy kobiecej czeka jeszcze na należną sobie fachową ocenę trzynastu tomów literatury prawdziwie pięknej, jaką nam dała. A jeżeli dotąd krytyki takiej nie ma, to przyczyny tego szukać trzeba w dwóch okolicznościach. Przede wszystkim w nadmiarze skromności a nawet lekceważeniu własnego dorobku beletrystycznego przez samą autorkę. Bodaj nawet w chwilach twórczości przeważała w niej myśl o ludziach i ich uczuciach nad myślą o sztuce. A przy tym idee, którym utwory te służą, zbladły dziś skutkiem tego, że ze sfery marzeń, dążeń i porywów stały się realnym chlebem powszednim. Są one bowiem w większości poświęcone zagadnieniom wyzwolenia kobiety. W okresie równouprawnienia politycznego, przy rozpowszechnionej współpracy zarobkowej żon i mężów, wobec nieodzownej w tych warunkach równości materialnej i duchowej, przy powojennej swobodzie w sprawach erotycznych — nieprawdopodobne wydają się nam nasze własne minione cierpienia i walki. A jakżeż muszą one wyglądać w oczach naszych córek?! Współczesna zdrowa, wysportowana, pewna siebie, śmiała życiowo dziewczyna lub kobieta, jakżeż daleka jest od bohaterek Walewskiej, niewinnych w swych błędach, przesubtelnionych w cichych obowiązkach i tłumionych buntach.
Ale dla tego pokolenia kobiet, które niejedno zdołało stworzyć dla polskiej teraźniejszości, powieści te były muzyką kojącą po szarej deptaninie codziennych udręczeń. Odpowiadały klawiszom własnej duszy, których dotykano z rzadka i ostrożnie. Były dobre i szlachetne.
O poczytności ich w swoim czasie świadczy to, że wiele z nich znikło z półek księgarskich. Wyczerpany jest nakład największej powieści Autor, drukowanej pierwotnie w „Bibliotece Warszawskiej”. Wyczerpane: Bez duszy, Dusze współczesne, zbiory nowel Podsłuchane i Z paradoksów życia. Dobrze zasłużona sława spotkała też względnie niedawno wydane nowele, odczucia i obrazy, objęte tytułami Zapomnisz?, Koleżanka Stefa, powieści: Błąd, Jak liść oderwany od drzewa i Historię dzieci, owe przewdzięczne dziesięć kart życia o sensacyjnym naówczas tytule Flirt. Małżeństwo. Opinia, a przede wszystkim Moje służby.
Kiedy drukowałam niniejszą sylwetkę po raz pierwszy w lutym 1929 roku w specjalnym numerze tygodnika „Kobieta Współczesna”, wydanym w związku z obchodem urządzonym przez redakcję dla uczczenia zasług Walewskiej, nie mogłam jeszcze nic powiedzieć o dwóch jej książeczkach, które ukazały się w kilka miesięcy później pt. jedna W słońcu i mrokach Indii, druga: W krainie grozy, strachu i cudów przyrody. Pierwsza to dzieje i prace sióstr misjonarek w Indiach, druga opisuje misje oo. oblatów pod biegunem. Nie są to prace oryginalne, ale bez wymienienia ich szkic tego bogatego życia duchowego nie jest pełny. U ludzi powierzchownie znających panią Walewską wywołały one zdumienie: „filar pozytywizmu kobiecego” opisał cierpienia misjonarzy jako dzieje ofiary i bohaterstwa... Ale tym, którym dane było zajrzeć głębiej w tę nerwową, złożoną naturę, wiadome było, że jej „pozytywizm”, pozytywizm swoiście polski, był niczym innym, jak pancerzem obronnym przeciw nietolerancji, świętoszkowej obłudzie i duchowemu analfabetyzmowi. Bujny temperament na wskroś romantycznej natury pani Cecylii palił i pali się ciągłym kultem dla każdej pracy ofiarnej i ideowej, bez względu na ich odcień, byle nie przewrotowej. Nie jest rewolucjonistką, jest i była mistyczką. Duch jej szukał zawsze prawd wiecznych, wykraczających poza mędrca szkiełko i oko, aż wreszcie, mówiąc jej własnymi słowami, „uznał Krzyż Chrystusowy za najdostojniejszy symbol wiary ludzkości”. A w drobnych czy większych jej poczynaniach społecznych był nieustanny głód ofiary.
Ale tu już wkraczamy w inną dziedzinę służby społecznej pani Cecylii. Ażeby zaś skończyć z jej pracami piśmienniczymi, należy choć słów kilka poświęcić tym spośród nich, które z otwartą przyłbicą stoją pod sztandarem ruchu kobiecego.
A więc w chronologicznym porządku wymienimy: wydawnictwo Polskiego Stowarzyszenia Równouprawnienia Kobiet pt. Z dziejów krzywdy kobiet (1908); Ruch kobiecy w Polsce, wydany przez Komitet Jubileuszowy Elizy Orzeszkowej w 1909 r., i Kobieta polska w nauce (wyszło staraniem Towarzystwa Zawodowego Kształcenia Kobiet 1922). Nadto wieloletnia współpraca w „Bluszczu”, nasamprzód za redakcji Szczęsnej Bąkowskiej, później Zofii Seydlerowej, przerwana wycofaniem się z tego pisma w okresie okupacji niemieckiej. Powrót do „Bluszczu” po objęciu redaktorstwa przez Wandę Pełczyńską, ówczesną pannę Filipkowską, i przejście wraz z tą ostatnią do redagowanego przez nią tygodnika „Kobieta Współczesna”. M.in. w roku 1927 w „Kobiecie Współczesnej” ukazał się spod niestrudzonego pióra Walewskiej szereg sylwetek wybitnych Polek współczesnych, bojownic o równe prawa.
Przedziwny jest charakter tego pióra, jak przedziwna natura pisarki! Artystka w każdym calu, odczuwająca bodaj z jednakową subtelnością muzykę i literaturę, wykwintna i wyszlachetniona w ujmowaniu piękna zewnętrznego i drgnień duszy ludzkiej, czuje się pociągnięta cierpieniami nizin, krzywdami maluczkich. Na długo przed ukazaniem się skandalicznego Dziennika pokojówki, skreślonego kabotyńsko-brutalną dłonią Oktawiusza Mirbeau170, wychodzą Walewskiej Moje służby (Z dziennika Marcysi), podpatrzone niemniej wiernie i spisane z nie mniejszym talentem jak obserwacje głośnego Francuza, lecz o ileż szlachetniejsze w ujęciu i bardziej współczujące! Znalazł chłop polski swojego Reymonta, znalazł robociarz-górnik sosnowiecki Kadena-Bandrowskiego, którzy spod nieobmytego brudu i potu wydobyli na światło dzienne dusze tragicznie piękne w swej prawdzie brutalnej. Pani Cecylia wyszukała inny zawód — najbardziej pagardzany — zawód „garnkotłuka” i z właściwą sobie kobiecą finezją odsłoniła przeżycia tyle innej niż ona kobiety. W tej powieści, jak w żadnej, splata się nierozerwalny artyzm formy z myślą społeczną, z najgłębszym zrozumieniem potrzeb i uczuć istoty biegunowo odległej od autorki.
Oficjalnym wyrazem stanowiska Walewskiej wobec tzw. kwestii kobiecej był jej udział w organizacjach feministyczych: współpraca z pionierkami tego ruchu u nas Reinschmit-Kuczalską i Bojanowsiką, od których przecież dzieliły ją zbyt wielkie różnice natur; potem 1901 r. z Teodorą Męczkowską w zorganizowanym z jej inicjatywy Polskim Stowarzyszeniu Równouprawnienia Kobiet, w którym Walewska była w ciągu dwóch lat przewodniczącą; wreszcie od 1908 r., od rozłamu, w charakterze przewodniczącej secesji Stowarzyszenia, która działała jako Komisja do Spraw Kobiecych przy Towarzystwie Kultury Polskiej do chwili zamknięcia Towarzystwa przez władze rosyjskie.
Dla mnie osobiście najbliższa i najbardziej godna podziwu jest praca pani Cecylii na polu oświatowym.
Zaczęła się ta praca w tym czasie, kiedy jeszcze nie znałyśmy się, w r. 1895, w kole tajnego nauczania Śniegockiej. Od 1905 r. pani Cecylia kieruje samodzielnie przy pomocy grona oddanych jej i jej ideom kobiet Szkołą Niedzielną i Wieczorną dla Pracownic. Dzieje tej szkoły to żywa ilustracja najlepszych usiłowań społeczeństwa w dziedzinie rozwijania oświaty i uczuć narodowych pod rządem rosyjskim. Uczennice rekrutowały się ze sfery pracownic igły, sprzedawczyń sklepowych itp. Zapisywało się ich co roku około 300. Żywemu temperamentowi kierowniczki, jej miłości prawdy i dumie narodowej niesłychanie trudno było naginać się do wybiegów, bez których nie można było prowadzić nauki polskiej. Co pewien czas szkołę zamykano. A wówczas hart ducha założycielki i kierowniczki potrafił przeistaczać szkołę w tajne komplety. Dziewczęta uczęszczające na nie uwielbiały panią Walewską. Była ona dla nich nie tylko wzorem Polki, nie tylko kierowniczką naukową, ale najczulszą opiekunką, znającą wszystkie ich troski i biedy, umiejącą w cudowny sposób znajdować pomoc w najgorszym położeniu, chociaż sama przez całe życie pozostawała w skromniutkich warunkach materialnych. Czas, przeznaczony na najdroższe pisanie, pieniądze ciężko zapracowane, nerwy skołatane w ciągłych nadmiernych wysiłkach serca — wszystko szło na ofiarę „dziewczętom”, najczęściej w tajemnicy przed mężem własnym, przed najbliższymi współpracownicami. Toteż uczennice lgnęły do szkoły. Gdy po wyjściu Rosjan z Warszawy zapisało się ich aż 1000, trzeba było otworzyć drugą szkołę równoległą. Po 20 latach wytężonej pracy w szkole i dla szkoły, sterana ustawicznymi zabiegami o grosze na jej utrzymanie, Walewska przekazała ją w 1926 r. kursom dla dorosłych wraz z personelem nauczycielskim i uczennicami.
Niejako dalszym ciągiem tego dzieła pani Cecylii jest istniejące po dzień dzisiejszy, założone na krótko przed wojną Towarzystwo Kształcenia Zawodowego Kobiet. Wyrosłe z chęci przeciwdziałania dyletantyzmowi zawodowemu, Towarzystwo prowadziło kursy kroju oraz dwuletnie Kursy Handlowe Dokształcające dla praktykantek handlowych (początkowo pod kierunkiem Anny Paradowskiej-Szelągowskiej, później pod kierunkiem Marii Strasburgerówny i Hanny Bulewskiej). Skutkiem coraz większych trudności materialnych z czasem musiało ono ograniczyć swą działalność do udzielania stypendiów na naukę zawodową w różnych kierunkach, do dawania pomocy szkolnych, rad i wskazówek przy obiorze zawodu itp. Setki dziewcząt otrzymały i otrzymują przez nie możność zarobkowania i służenia uczciwie krajowi.
W okresie najuciążliwszych walk o egzystencję Szkoły Niedzielnej i Wieczornej i Towarzystwa Kształcenia Zawodowego Kobiet kierowniczka i dusza obu tych instytucji, publicystka z urodzenia i powieściopisarka z talentu i zamiłowań, ima171 się nowej dla siebie pracy. Ruch publicystyczny w tym czasie jest w uśpieniu. Do stanowiska w Szkole i Towarzystwie przewodnicząca dokłada, a dokładać już nie ma z czego... Zostaje w 1918 r. urzędniczką państwową: referentką do spraw pracy kobiet w Ministerstwie Pracy i Opieki Społecznej. Na stanowisku tym, na którym pozostawała w ciągu 5 lat, przeprowadza m.in. wielką ankietę w sprawie warunków bytu i pracy służby domowej. Rozsyła 5620 kwestionariuszy i uzyskuje 1272 odpowiedzi, tj. 22,6%, co stanowi wynik nadspodziewanie dobry, gdyż analogiczna ankieta dr Stillicka w Berlinie zgromadziła zaledwie 5,1% odpowiedzi. Niestety, cenny materiał ten, opracowany i uzupełniony przez inicjatorkę wywiadami i informacjami porównawczymi, został tylko częściowo ogłoszony drukiem (w Biuletynie Min. Pracy i Op. Społ. z 1922 r. oraz w dwóch zeszytach „Ekonomisty” w 1923 i 1925 r.).
Cokolwiek czyni, czyni z żarem najczystszej ofiarności, z pasją serdeczną iście polską i z wcale niepolską wytrwałością, która ma źródło w niepospolitym w naszych stosunkach poczuciu obowiązku. Od mdłej filantropii „dobrych pań” chroni ją wysoka inteligencja, od skostnienia w formalnymi feminizmie — wielkie serce. Jest stara, a ma więcej wyrozumienia dla młodych od ich rówieśnic. Ma duszę artystyczną, a rozumie i współczuje najpospolitszym nędzom. Jest człowiekiem pióra, a czuje życie we wszystkich jego ludzkich przejawach.
Trudno ująć w suchym szkicu bogactwo tej natury, jej prawość, słowność i wszechstronność, a przede wszystkim subtelności tej przeogromnej, naprawdę chrześcijańskiej dobroci. Pamiętam jeden drobiazg charakterystyczny.
W Warszawie byli Niemcy. Był głód i nędza nie do opisania. Uczennice szkoły pani Walewskiej doznawały od niej najtroskliwszej
Uwagi (0)