Podróż po Ameryce Północnej - Olympe Audouard (gdzie czytać książki w internecie za darmo .txt) 📖
Relacja z podróży do Stanów Zjednoczonych w roku 1868. Książka stanowi uzupełnienie tekstu autorki o zachodzie Ameryki wydanego dwa lata wcześniej, niestety nieprzetłumaczonego na język polski.
Francuska dziennikarka opisuje podróż przez ocean, podjętą w celu zaznajomienia się przede wszystkim ze społeczeństwem amerykańskim. Zaskakujący dla Europejki jest Nowy Jork, miasto oblepione afiszami reklamowymi, pełne kontrastów pomiędzy przepychem bogatych a skrajną nędzą biedoty. Wiele uwagi poświęca odmiennemu podejściu Amerykanów do kwestii mieszkań, a także potrawom i zwyczajom związanym z posiłkami. Przedstawia masową prasę i rolę gazet w Stanach Zjednoczonych. Omawia specyficzne podejście Amerykanów do religii, z opisem wybranych „sekt”, do których zalicza zarówno grupy wyznaniowe, jak i utopijne wspólnoty próbujące wdrażać idee sprawiedliwszego społeczeństwa. Szczególną uwagę zwraca rozdział o pozycji kobiet w Ameryce, bardziej niezależnych, mających większy dostęp do edukacji, prowadzących interesy i pracujących w różnych zawodach.
- Autor: Olympe Audouard
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Podróż po Ameryce Północnej - Olympe Audouard (gdzie czytać książki w internecie za darmo .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Olympe Audouard
Lekkomyślność Francuzów i ich brak logiki są powodami zbyt częstych w tym kierunku zbrodni.
Francuzi chętnie pobłażają wiarołomstwu, uważają je często za rzecz naturalną. Wtenczas mają je tylko za ohydne, kiedy jest z ich szkodą. Kobiety więc nie mogą pojąć, dlaczego ono z ich strony jest zbrodnią, a u drugich tylko grzechem powszednim.
Francuz ma dwie moralności: jednej używa względem swojej żony, drugiej względem żony przyjaciela.
Ten brak logiki źle wpływa na moralność kobiet. Chcąc powstrzymać zło, mężczyźni powinni zdecydować się na nazwanie cudzołóstwa zbrodnią, a popełniających go zbrodniarzami,i trzymać się jednej i tej samej zasady względem wszystkich.
To mi przypomina jedną historyjkę autentyczną, która poprze prawdę tego, co powiedziałam.
Dwóch przyjaciół żeni się prawie jednocześnie; żony ich zaznajamiają się, a nawet zaprzyjaźniają.
Wkrótce pan D. znajduje żonę swojego przyjaciela nierównie przyjemniejszą od swojej. Ma więcej rozumu, bystrości, zaczyna więc jej nadskakiwać. Ta jednakże, chociaż widziała, że mąż jej przyjaciółki grzeczniejszy od jej męża, opiera się temu, mówi o przysiędze na wierność, nazywa... błąd zbrodnią... „Zbrodnia! Co znowu — pisze do niej pan D. — powiedz pani raczej: grzech przyjemny, godzien przebaczenia, bo miłość wszystko uświęca, a ja panią kocham! Pamiętasz pani o przysiędze, dlatego tylko że mnie nie kochasz! Ach, gdybyś pani miała dla mnie jakąś cząstkę tej nieprzezwyciężonej miłości, jaką ja mam dla pani, przyznałabyś, że przysięgi mogą być łamane, gwałcone!...”
Pan D. mnóstwo listów pisze w tym rodzaju do pani P., która opiera się tej szczególnej nauce moralności. Ale ten początek intrygi miłosnej zajmuje ją, jest zimna, obojętna dla swego męża, który myśli o zemście, zwracając swoje afekty do żony swego przyjaciela, pana D. Ma się rozumieć, że nie domyśla się bynajmniej, iż znowu ten uwodzi jego żonę...
„Pani — pisze on do pani D. — jesteś łagodna, dobra, nie znasz kokieterii, jesteś kobietą przeze mnie wymarzoną, jedynie godną kochania. Niestety, czemuż nie jesteś moją żoną! Jakżebym cię kochał!... ubóstwiał!”
I tak przez miesiąc pan P. potrącał strunę żalów i sentymentów, później mówił wyraźnie o swojej miłości, z odwagą wspomniał o wiarołomstwie... Pani D. przeraziła się.
— A cnota! A prawość! A religia! — powiedziała.
— Precz z tym wszystkim! — odpowiedział pan P. — Stara to piosneczka, próżne słowa, dobre dla straszenia dzieci i głupców!
„Przecież to zbrodnia” — pisała pani D.
„Daj pani pokój — odparł żywo pan P. — jesteś naiwnym dzieckiem!... Miłość oczyszcza wszystko. Czyż pani myślisz, że wszystkie kobiety wierne swoim mężom? Czyż pani nie wie, że pani X. kocha pana M.? Świat wie o tym, uniewinnia ich, bo się kochają. Zresztą zło leży tylko w zgorszeniu, ale my się ukryjemy, nikt nie domyśli się naszych stosunków”.
Przez pół roku obydwaj mężowie prawili żonom przyjaciół o wdziękach i okolicznościach łagodzących winę... Kobiety jednakże wytrwały...
„Widzi pani — pisał jednego dnia pan D. — skrupuły pani zabawne, mąż panią oszukuje, to rzecz widoczna, czyż pani nie spostrzega jak mało dba o nią”.
„A więc, kochanko mój duszy — pisał znowu pan P. — przestań mówić mi już o obowiązkach, nie rób mnie najnieszczęśliwszym z ludzi, wierzaj moim uczuciom. Mąż twój nie troszczy się o ciebie. Jestem pewien, że cię oszukuje, jakże on jest obojętny dla ciebie”.
Intryga zaszła już tak daleko, gdy jednego razu pan D., wchodząc niespodzianie do pokoju żony, zobaczył ją zamykającą z pośpiechem szufladę od biurka. Podejrzenie przeszło mu przez głowę, korzystając więc z nieobecności żony, w kilka godzin później otworzył biurko, szukał w wiadomej szufladzie... znalazł pakiet listów... pisanych przez przyjaciela do jego żony. Przeczytał je.... Jakież było jego oburzenie....
— Nędzny! Podły!... Chciał uwieść moją żonę!... O!... Ja go zabiję i ją także, bo czyż powinna była przyjmować listy? Nie, zapewne, powinna była wyrzucić za drzwi tego niegodziwca i mnie uprzedzić!...
Gdyby jego żona tam była, byłby ją może zabił, bo wpadł we wściekłość, ale jej nie było. Czując potrzebę wybuchnąć gniewem, z listami w ręku pobiegł do wiarołomnego przyjaciela, znalazł tylko ojca jego żony....
— Pański zięć jest podłym uwodzicielem! — zawołał. — Czytaj pan, oto listy, które pisał do mojej żony.
Ojciec czytał na głos i wkrótce oburzenie jego równało się oburzeniu pana D. Wtem nadchodzi P. Teść chce zacząć reprymendę, ale pan D. wstrzymuje go, mówiąc:
— Pozwól mnie najprzód z nim pomówić! — A rzucając mu listy w twarz, rzecze: — Miałbym prawo cię zabić, nie chcę jednak użyć tego prawa. Za godzinę świadkowie moi będą u ciebie, a jutro rano bić się będziemy o dziesięć kroków; walka zakończy się śmiercią jednego z nas.
W tej chwili pani P. podnosi portierę i ukazuje się z pakietem listów w ręku.... a zwracając się do pana D.:
— Cóż to — powiedziała — pan nazywasz mego męża podłym, nikczemnym uwodzicielem, człowiekiem bez honoru... a to wszystko dlatego, że on umizgał się do pańskiej żony, że wmawiał w nią, że zwodzić męża to rzecz naturalna. Ale zechciej także przeczytać swoje listy i przypomnieć sobie, żeś do mnie pisał to samo.
Pan D. zmieszał się, P. woła:
— Jak to! On do ciebie pisywał?...
— Tak, panie — odpowiada pani P. — twój przyjaciel pisywał do mnie słodkie bileciki. Usiądź, przeczytam listy pisane do pani D. i te, które były do mnie; zobaczymy, który z was, moi panowie, jest bardziej winny...
Dwaj małżonkowie chcą się bronić.... ale pani P. rzecze:
— Ja tego żądam, panowie!
Musieli się poddać i wysłuchać wzajemnie odczytania swoich listów.
Gdy pani P. skończyła czytać, rzekła:
— Myśleć o pojedynku jest rzeczą nierozsądną, panowie, pani D. i ja mamy tylko prawo się pomścić. Przebaczamy jednakże, żądając, żeby nie było pojedynku, i radząc, żebyście na przyszłość nie nauczali żon swoich przyjaciół okoliczności łagodzących winę wiarołomstwa, bo w końcu uwierzymy, że ta zbrodnia nie jest tak czarna, jak nam ją wystawiano.
Pojedynku nie było, ale dwaj przyjaciele nienawidzą się i obwiniają wzajemnie o niepoczciwość i niedelikatność.
Zapewne, czyż może być coś nielogiczniejszego nad to uczucie francuskie, które pozwala mówić mężczyźnie:
— Uważam to za przyjemny grzeszek, kiedy mi się uda uwieść mężatkę... Ale ten grzeszek staje się zbrodnią, gdy go popełni moja żona, zbrodnią, za którą gotówem136 ukarać śmiercią mojego rywala i moją żonę!...
Amerykanin praktyczniejszy, ma więcej logiki, tylko się trzyma jednej zasady. Nie chcąc, żeby uwodzono jego żonę, nie patrzy na żonę sąsiada. Wielkie ma poszanowanie dla kobiet w ogólności. Ma względy dla niej, gotów oddać jej przysługę, ustępuje jej z drogi, nie dlatego, że ona jest istotą słabą, ale owszem, bo w jego oczach jest wyższa od mężczyzny. Można powiedzieć, że kobieta jest królową w Ameryce, mężczyźni gotowi są jej służyć, pomagać, opiekować się nią. Ale ta gotowość bynajmniej niepodobna do grzeczności francuskiej. W Ameryce każda kobieta, stara lub młoda, doznaje tych względów, gdy tymczasem we Francji tylko młoda i ładna ma prawo do grzeczności mężczyzn.
W grzeczności francuskiej jest coś co obraża kobietę poczciwą, bo zakrawa na impertynencję i często jest nieuszanowaniem i obelgą; chęć zaś przysłużenia się Amerykanina ma pewną woń prawdy i uczciwości, która się podoba i pozwala kobiecie przyjąć ją.
Kiedy Francuz jest uprzedzający, trzeba się mieć na ostrożności, to nie bez interesu. Z Amerykaninem zaś jest się bezpieczną i dlatego stosunki przyjaźni między kobietą a mężczyzną są serdeczniejsze w Ameryce niż we Francji.
I dlatego młoda panienka, młoda mężatka mogą podróżować bez narażenia swej cnoty. Ta ostatnia gdy powie: „Jestem mężatką”, powstrzyma mężczyznę chcącego jej się przymilać. Panna zaś może podróżować z młodym człowiekiem z całą spokojnością i bezpieczeństwem.
Zdarza się często, że młody człowiek starający się o rękę panny oddaje jej wizytę, nie będąc przedstawionym rodzicom. Dziewica amerykańska nie tylko ma za sobą prawo karzące uwodziciela, ale ma i społeczeństwo przyznające jej prawo pomszczenia się samej.
Jeżeli mężczyzna złamie swoją przysięgę, skompromituje pannę, opuści ją, to ta bierze pistolet, czatuje na przeniewiercę i zabija go.
Oburzają się we Francji na ten sposób zemsty trochę za surowy... Jednakże kiedy kobieta sama ma strzec swego honoru, swojej cnoty, musi jej być wolno mścić się za nie wszelkimi sposobami, nawet z bronią w ręku.
W Ameryce nie nazywają kobiety istotą słabą, niższą od mężczyzny; uważana jest za równą, jednakże ma swoje różne prawa, nadto prawo używania broni.
We Francji mają kobietę za istotę słabą, a pomimo tej słabości nie bronią jej w żaden sposób i nie ma ona prawa bronić się sama. Prawa uważają ją za coś ważnego wobec kar i obowiązków, a za niższą wobec przywilejów i słuszności.
Szczególny sposób pojmowania słabości i sprawiedliwości.
Na zakończenie o Nowym Świecie przyznać trzeba, że prawa tam są mądre i doskonałe. Mężczyźni zostawiają trochę do życzenia. Owe pięć tysięcy przybyszów europejskich przyjeżdżających tu corocznie trochę niemoralności wprowadza. Jakkolwiek bądź Ameryka jest najprzyzwoitszym narodem w świecie. Jest ona najmłodsza, nie chyli się do upadku, ludzie postępują naprzód. Tak postępując, dojdą może do doskonałości.
Życzę im tego.
Uwagi (0)