Darmowe ebooki » Publicystyka » Podróż po Ameryce Północnej - Olympe Audouard (gdzie czytać książki w internecie za darmo .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Podróż po Ameryce Północnej - Olympe Audouard (gdzie czytać książki w internecie za darmo .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Olympe Audouard



1 ... 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18
Idź do strony:
nieuprawnej.

Ale otóż rachuba pouczająca:

Powierzchnia Francji ma 52 768 618 hektarów; trochę mniej jak połowa tej powierzchni zamieniona jest w grunt przynoszący intratę115, druga połowa zajęta na miasta, cmentarze, place publiczne, gościńce, kanały, rzeki itd. Gdyby więc podzielono na równe części owe 26 milionów hektarów, które można zaorać, każdy Francuz miałby trochę więcej jak pół hektara; nie bardzo żyłby wygodnie z intraty tego gruntu. Z drugiej strony zobaczmy, jaki byłby rezultat z podziału całkowitego pieniędzy znajdujących się we Francji.

W broszurze Ludwika Wołowskiego116, członka Instytutu, La liquidation sociale, czytam następujący rachunek: „Bank francuski posiada jeden miliard dwieście milionów franków w monecie złotej i srebrnej; to piękny grosz, ale gdyby go zabrano na podział między czterdzieści milionów Francuzów, każdy otrzymałby trzydzieści franków... czymże zaopatrzyć przez kilka tygodni chociaż potrzeby najskromniejszego życia?”. Następnie pan Wołowski, oceniając dochód z gruntu francuskiego na sześć miliardów czterysta milionów, rachuje, że te pieniądze podzielone na głowy przyniosłyby dla każdego Francuza sto sześćdziesiąt franków rocznego dochodu.... czterdzieści pięć centymów117 dziennie... niepodobna żyć zbytkownie z czterdziestu pięcioma centymami.

Widzimy więc, że nawet przy teoriach komunistycznych Francuz nie mógłby żyć z procentu zapewnionego przez kraj wierzycielom.

Rzemieślnik się uskarża, fabrykant niekontent118, wieśniak także niezadowolony, jeden zły zbiór może go do nędzy doprowadzić. Kupcy nie robią świetnych interesów, subiekci narzekają, że nie zarabiają wiele, a pracują zbytecznie; kwestia zarobkowania, podatków, kapitału, porusza się; każdy podaje rozwiązanie trudności podług swego widzimisię. Niech mi wolno będzie powiedzieć, że jedno byłoby tylko skuteczne: emigracja; to jedyny środek do wyleczenia obecnego stanu społeczeństwa.

Może mi ktoś powie: „Francuz nie opuszcza swego kraju”. To prawda, ale dlatego tylko, że Niemiec wie, co to jest Ameryka, a Francuz nie ma o niej wyobrażenia.

Niestety, statystyka wojskowa dowodzi, że we Francji jest dwudziestu pięciu nieumiejących czytać na stu!

Jakże tacy ludzie mogą znać bogactwa i gościnność, jaką Ameryka daje wszystkim bez różnicy?

Ale Francuz, nawet nieuczony, jest pojętny; prędko zrozumie, co mu powiedzieć. A więc zamiast łudzić frazesami, teoriami tych wszystkich, co wegetują we Francji, zamiast robić im szaloną nadzieję lepszej przyszłości, a tymczasem zabijać tych nieszczęśliwych łatwowiernych — niech ci, którzy kochają lud swój dla niego samego, dla jego cnót, odwagi, niech ci wszyscy, którzy pragnęliby widzieć go szczęśliwym, powiedzą mu otwarcie całą prawdę, niech go nauczą, co to jest Ameryka, zapewnią, że ta dziewicza kraina potrzebuje rąk do uprawy roli i że wzbogaci tego, kto rzuci w nią nasiona; że tam dobremu robotnikowi płacą dziennie piętnaście do dwudziestu franków; że na koniec ziemia ta zawiera w swym łonie węgiel, olej skalny119, żelazo, złoto, srebro; że to wszystko należy do człowieka, który je wydostanie z wnętrza ziemi.

Niechże Francuzi zrozumieją, że Pan Bóg cały świat dał człowiekowi za ojczyznę, a nie kącik ziemi, na której się urodził.

O, gdybym miała dużo pieniędzy, gdybym była Rotszyldem, umiałabym namówić dwa lub trzy tysiące Francuzów do przeniesienia się do kraju, który zwiedziłam i zbadałam.

Nie będąc, na nieszczęście, Rotszyldem, mogę tylko mieć nadzieję, że kiedyś życzenia moje będą spełnione, a za całą przysługę dla cierpiących moich rodaków podaję szczegóły, notatki i wiadomości, które zebrałam w Ameryce; oby te zachęcić mogły Francuzów do próbowania szczęścia w tym kraju; pewno by się nie zawiedli!

Mała garstka Francuzów przybyłych do Ameryki udaje się do Luizjany120, kraju podupadłego i bez przyszłości lub pozostaje w Nowym Jorku. Żyją wyłącznie sami z sobą, nie wdając się z Yankeesami; bawią nieraz dziesięć lat w Nowym Świecie, nie nauczywszy się języka krajowego.

Żaden z nich nie ma zamiaru osiąść w Ameryce, chcą tylko jak najprędzej zarobić trochę pieniędzy i powrócić do swojej kochanej Francji.

Dlatego też Francuzi prócz małych wyjątków wegetują tylko lub umierają z głodu w Ameryce.

Niemiec, przeciwnie, kiedy się wybierze do Ameryki, to ze stałym postanowieniem zamieszkania w niej.

Kiedy wieśniak niemiecki ma zbyt mały kawałek ziemi do wyżywienia siebie i rodziny, sprzedaje ją i z trzema lub czterema tysiącami franków, otrzymanymi za swoją majętność, przybywa do Ameryki, zakupuje obszerny kawał gruntu, bydło, bierze się do pracy i wkrótce staje się bogaty.

Rzemieślnik niemiecki także czasem przez kilka lat przygotowuje się do wyjścia z kraju. Oszczędza, składa grosz do grosza i z pewnym zapasem pieniężnym łatwiej i pewniej dorabia się majątku w nowej ojczyźnie.

W Holandii emigranci mają zwyczaj wyprawiać się do Ameryki gromadnie, zebrawszy wspólny kapitalik; jadą porządnie, z zastanowieniem, mianują między sobą prezydenta, radę, a przybywszy na miejsce, trzymają się jednego punktu, zakładają miasto; przyniesione pieniądze stanowią pierwszy fundusz wspólnego banku. Piekarz wypala piece, szewc zaczyna sprzedawać robotę na wózku, urzędnicy pełnią swoją czynność, rolnicy uprawiają pola; porządek najzupełniejszy przy serdecznej zgodzie panuje.

Takim sposobem wszystkie osady holenderskie zamieniają się bardzo prędko na kwitnące miasta. Dobrze by było, żeby Francuzi przyjęli ten system, zechciawszy próbować szczęścia w Nowym Świecie. Liczba emigrantów odjeżdżających przez port Hawru dochodziła trzydziestu sześciu tysięcy w roku 1868. Mała to cyfra w porównaniu z pół milionem emigrantów corocznie przybywających do portów Ameryki Południowej lub Północnej.

Jeżeli nie ma tak wielkiego ruchu w porcie Hawru, to z przyczyny zbyt wygórowanej opłaty za podróż francuską koleją żelazną.

Gdy tymczasem administracja dróg żelaznych innych narodów robi ustępstwa dla takich podróżnych; największa więc ich liczba zamiast jechać przez Hawr, wyjeżdża przez Bremę lub Hamburg.

*

Kto sobie życzy prowadzić handel w Ameryce, niech jedzie do Chicago. Przyszłość handlowa tego miasta, istniejącego zaledwie lat trzydzieści, bardzo jest obiecująca. Największa tu sprzedaż zboża z całej Ameryki i punkt środkowy najczynniejszy wszystkich ważnych interesów.

Dobrzy rzemieślnicy znajdują robotę w Chicago i mogą zarobić do dwudziestu pięciu franków dziennie. Dwa przedsiębiorstwa szczególnie zalecić można chcącym ciągnąć korzyści: piekarnie i cukiernie. W całej Ameryce znają tylko jeden gatunek chleba grubego, niestrawnego. Zdaje mi się, że wyborny chleb francuski bardzo by się tu podobał.

Yankeesi lubią wyroby cukiernicze: kobiety jedzą cukierki i ciastka cały dzień... Ciastka amerykańskie są szkaradne; gdyby się zjawili dobrzy piekarze i cukiernicy w Chicago, z pewnością wzbogaciliby się bardzo prędko.

Nie znają tu wcale wyśmienitych kasztanów smażonych w cukrze. Francuzi mieszkający w Nowym Jorku, dostając takowe czasami w prezencie z Paryża, dawali je do skosztowania Yankeesom i przekonali się, jak ten przysmaczek im się podobał, a jednakże żaden z nich nie domyślił się sprowadzić ładunku surowych kasztanów i przygotować ich w podobny sposób w Nowym Jorku. To byłoby także dość korzystne.

W Illinois niewiele już jest ziem nieuprawnych, bo tu emigranci najwięcej osiedli z powodu bliskości głównego punktu Chicago. Wszystkie pola zasiane są jęczmieniem, żytem i kukurydzą. Jest wiele łąk prześlicznych. Od tego stanu zaczynają się ogromne dziewicze łąki, ale stan Iowa, dotykający Illinois, a który jako powierzchnia większy jest niż Francja, liczy dopiero trzysta tysięcy mieszkańców.

Ziemia tu jest bardzo żyzna, można dostać zupełnie gotowy akr121 za osiem lub dziesięć dolarów. Aby zostać właścicielem gruntu, dosyć jest ogrodzić go, wystawić lichą chałupkę i przepędzić w niej jedną noc. Te trzy formalności nadają prawo własności. Władza miejscowa udziela natychmiast akt tymczasowy, a po trzech latach tytuł dziedzica.

Emigranci nie są tu uważani za współzawodników, ale za braci przynoszących cząstkę swojej cywilizacji i pracy na tę wielką puszczę. Dawniej przybyli pomagają nowym, ci ostatni znajdują w Chicago bank, który pożycza pieniędzy i narzędzi potrzebnych do rolnictwa; w tym samym mieście sprzedają domy drewniane bardzo wygodne, które podług życzenia na wskazane miejsce bywają przenoszone i urządzane za cenę od 1000 do 20 000 franków.

Wielu Niemców przestaje na kupieniu sobie dużego wozu pokrytego płótnem, ciągnionego przez woły lub konie. Umieszczają w tych koczujących domach swoją rodzinę, swoje sprzęty i żyją w tych wózkach przez kilka miesięcy, dopóki nie zbiorą sobie sumy na zapłacenie domu.

Inni znowu obalają drzewa i budują chaty z okrąglaków, w których czekają dorobienia się majątku. Nic nie ma bardziej zajmującego jak te pierwsze instalacje. Łatwo odgadnąć można przyszłe powodzenie ludzi wprowadzających się po ich mniejszej lub większej wygodzie, zbytku, nawet i po praktyczności, z jaką się urządzają.

Mieszkańcy Iowy muszą albo zbliżyć się do środkowego punktu i objąć jakie rzemiosło, albo oddać się rolnictwu i hodowaniu bydła. Wzdłuż tego stanu przechodzi kolej żelazna Oceanu Spokojnego z Nowego Jorku do San Francisco. Nebraska przedstawia tęż samą dogodność pod względem dróg żelaznych.

Colorado jest niewyczerpane w kopalnie złota, srebra i węgla kamiennego. Ten wielki stan mieści dopiero sto dwadzieścia tysięcy mieszkańców. Milion ludzi mógłby znaleźć jeszcze miejsce w Colorado, a w jego kopalniach źródło prędkiego wzbogacenia się.

Klimat Iowy jest podobny do klimatu Bretanii, Nebraska zaś, Kansas i Colorado przypominają klimat naszej pięknej Prowansji.

Miasto Denver, najgłówniejsze w Colorado, połączone jest boczną drogą żelazną z koleją Oceanu Spokojnego.

Radziłabym Francuzom wybierać ten stan, tak dla umiarkowanego klimatu, jak dla bogactw mineralnych.

Przebywszy pasmo Gór Skalistych, wjeżdża się do Utah, kraju zamieszkiwanego przez zwolenników Brighama Younga122. Francuzi, na nieszczęście dla Francuzek, sprzyjają dosyć wielożeństwu: pozwalam sobie dać jedno ostrzeżenie tym, którzy by mieli chęć osiąść w tej posiadłości i korzystać z jej przywilejów.

W Salt Lake City mężczyzna musi wyżywić wszystkie kobiety, z którymi się żeni; one mają prawo żądać rozwodu z nim, ale mąż nie ma go i obowiązany jest nadto dać nazwisko oraz utrzymanie wszystkim swoim dzieciom: nie ma zakładów, do których mógłby posłać te biedne istoty. Wielożeństwo zatem ma dla mężczyzn i ciężary obok... korzyści.

Francuzi tak przyzwyczaili się do swobody pod tym względem, że ci, którzy by się dostali do wspomnianego kraju, żałowaliby niezawodnie Kodeksu Napoleona123, pobłażającego wszystkim złym namiętnościom mężczyzn.

*

Jest jedna nowa osada, dość już kwitnąca, Santa Ana River. Pierwszymi jej mieszkańcami byli Niemcy, złożyli się i kupili 1120 akrów ziemi po 2 dolary za akr; podzielili ten grunt na pięćdziesiąt części prostokątnych po dwadzieścia akrów, odznaczyli je rutą (roślina); reszta gruntu przeznaczona na budowle podzielona była na sześćdziesiąt części, po jednej dla każdego akcjonariusza, a dziesięć zachowano na użytek publiczny. Działy te były otoczone wierzbami i topolami tworzącymi ogrodzenie, każdy z nich poświęcił blisko dziesięć akrów na winnice. Dziś ta mała osada, której miasteczko nazywa się Anaheim124, posiada więcej niż milion winnych latorośli, wydających corocznie około 10 000 galonów125 wina. Każdy kolonista ma mieszkanie wygodne, żyje w dostatku, a jego część gruntu warta teraz więcej jak 10 000 dolarów.

Ta wieś liczy 400 mieszkańców; jest tu bardzo dobra szkoła, kościół, kilka sklepów dobrze zaopatrzonych.

Anaheim leży już na terytorium Kalifornii.

*

Floryda przedstawia także pewne korzyści dla swoich osadników.

Floryda, półwysep Stanów Zjednoczonych, leży na północ od Zatoki Meksykańskiej, na zachód od Oceanu Atlantyckiego, na południo-wschód od Alabamy, na południe od Georgii.

Niegdyś Floryda dzieliła się na dwie części: wschodnią i zachodnią. Na zachód ma wielką rzekę Missisipi.

Niegdyś była ona zaludniona przez sześć pokoleń indyjskich126: Natchez, albo Florydczykowie, Criksowie wyżsi, którzy zajmowali Alabamę, Criksowie niżsi (Seminole) zamieszkujący pobrzeża Flintu, Chaktasowie, czyli płaskogłowi, i Yagusowie. Hiszpanie, panowie Florydy z roku 1570, ustąpili ją Anglii w roku 1681, później odebrali ją w roku 1763. Stany Zjednoczone kupiły ją od Hiszpanii w roku 1819, a od roku 1845 stanowi już Stan osobny.

Floryda jest w szczęśliwym położeniu ze względu na winnice i zakłady ogrodnicze.

Jest to jeden z doskonałych punktów, który szczególnie polecam wychodźcom francuskim.

Ludzie osiadający na tej dziewiczej ziemi napotkają bez wątpienia wielkie trudności w pierwszym roku, gdyż grunt świeżo zaorany ma w sobie pewien kwas, od którego rośliny więdną i nikną.

Można pozbyć się tego kwasu, mieszając do ziarn popiół z drzewa lub wapno rozrobione wodą.

We Florydzie daje się uczuć brak pokładów wapiennych, a także gliny, ale koloniści zastępują je, tłukąc na miazgę muszle, znajdujące się w obfitości na wybrzeżu St. Johns i na brzegach oceanu i Zatoki Meksykańskiej. Muszle te zawierają wiele fosforanu wapna, który bardzo jest dobrym nawozem dla zboża, a w szczególności dla kukurydzy.

Udają się tu także drzewa brzoskwiniowe i morelowe, ale za to pomarańcze, potrzebujące więcej żywiołu wapiennego, nędznie wyglądają.

Wino rodzi się obficie. Jeden Amerykanin założył tu wielkie winnice. Jest w nich dwadzieścia dwa gatunki winogron; wśród tej rozmaitości spostrzegać się daje gatunek pochodzący z południa, nazwany scuppernong, owoc duży i pachnący.

W ogrodzie biskupa katolickiego w mieście St. Augustine127 podziwiają winną latorośl, która ma grona ważące do dziesięciu kilogramów, ziarnka duże jak orzechy, koloru złotego i soczyste; przypominają one te sławne winogrona kananejskie, o których mówi Biblia.

Osadnicy muszą tu bezzwłocznie zabierać się do ogrodnictwa i uprawy jarzyn, żeby mogli się utrzymać. W niektórych okolicach klimat tak jest łagodny w zimie, że pozwala na kilkakrotny sprzęt zboża z pola.

Hodowla bydła przedstawia tu wielkie korzyści, funt128 mięsa bowiem płacą po 15 lub 10 sou, ale bydło to nieutrzymane starannie wydaje mięso twarde, łykowate. Francuzi więc, chcący poświęcić się hodowaniu i tuczeniu bydła, wyświadczyliby prawdziwą przysługę ludności, a i sami dobrze by na niej wyszli; przy tym zajęciu nie pominęliby i starań o drób, ptactwo, wyrabianie masła; za jaja tam płacą po 25 sou za tuzin, masło zaś i ser sprowadzają z Nowego Jorku, i dlatego niesłychanie są drogie.

Zaprowadzenie wzorowego folwarku we Florydzie byłoby doskonałą spekulacją, bo klimat tu taki jak w Nicei. W ogólności

1 ... 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18
Idź do strony:

Darmowe książki «Podróż po Ameryce Północnej - Olympe Audouard (gdzie czytać książki w internecie za darmo .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz