Podróż po Ameryce Północnej - Olympe Audouard (gdzie czytać książki w internecie za darmo .txt) 📖
Relacja z podróży do Stanów Zjednoczonych w roku 1868. Książka stanowi uzupełnienie tekstu autorki o zachodzie Ameryki wydanego dwa lata wcześniej, niestety nieprzetłumaczonego na język polski.
Francuska dziennikarka opisuje podróż przez ocean, podjętą w celu zaznajomienia się przede wszystkim ze społeczeństwem amerykańskim. Zaskakujący dla Europejki jest Nowy Jork, miasto oblepione afiszami reklamowymi, pełne kontrastów pomiędzy przepychem bogatych a skrajną nędzą biedoty. Wiele uwagi poświęca odmiennemu podejściu Amerykanów do kwestii mieszkań, a także potrawom i zwyczajom związanym z posiłkami. Przedstawia masową prasę i rolę gazet w Stanach Zjednoczonych. Omawia specyficzne podejście Amerykanów do religii, z opisem wybranych „sekt”, do których zalicza zarówno grupy wyznaniowe, jak i utopijne wspólnoty próbujące wdrażać idee sprawiedliwszego społeczeństwa. Szczególną uwagę zwraca rozdział o pozycji kobiet w Ameryce, bardziej niezależnych, mających większy dostęp do edukacji, prowadzących interesy i pracujących w różnych zawodach.
- Autor: Olympe Audouard
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Podróż po Ameryce Północnej - Olympe Audouard (gdzie czytać książki w internecie za darmo .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Olympe Audouard
Jednakże i ten ostatni niedługo zajmował jego umysł niespokojny, szperający; Harris przeszedł do pozytywizmu.
Niedawno na koniec ustanowił nową religię, którą nazwał broktonizmem. Jest to mieszanina trzech systemów: uniwersalizmu, racjonalizmu i pozytywizmu. Nazwa tej nowej sekty pochodzi od wsi Broktos, gdzie Harris mieszkał, nad brzegiem jeziora Erie.
Harris nie ma jeszcze wielu adeptów, ale siedemdziesięciu pięciu jego wyznawców należy za to do całego świata. I tak jest tam dziesięciu Anglików, jeden Belgijczyk, czterech Irlandczyków, dwóch Szkotów, dwudziestu dwóch obywateli Stanów Zjednoczonych, dwóch Japończyków, trzech Hindusów, jeden Peruwiańczyk, dwóch Brazylijczyków, dwóch Turków, jeden Arab i jeden Chińczyk.
Najdoskonalsza zgoda i jedność panuje między tymi ludźmi różnych ras, obyczajów i wychowania; zapewniają oni, że przyjdzie dzień, a jest on niedaleki, w którym Broktos będzie punktem środkowym światła, którego promienie oświecą cały świat.
Jedna z ich idei jest racjonalna i postępowa; to jest praktyka i teoria kosmopolityzmu i mieszanie ras; tylko ponieważ w Broktosie nie ma małżeństw zastrzeżonych prawem, ponieważ zawierane z miłości są przemijające i krótkotrwałe, jedna i ta sama matka rodzi dzieci ze skośnymi oczyma lub z oliwkową barwą skóry, lub na koniec z białą i różową cerą synów mglistego Albionu93.
Dzieci te wychowywane są wspólnym kosztem gminy; mają tylko jedną matkę, a siedemdziesięciu pięciu ojców; nazywają oni tym słodkim imieniem każdego z członków sekty broktonizmu; ci zaś wspólni ojcowie pielęgnują wszystkie te dzieci, zrodzone z hańby, którą chcieli uświęcić, a która nie przestaje być obrzydliwa.
Wszyscy mężczyźni tej sekty uprawiają ziemię, są dobrymi rolnikami, mają wielkie folwarki pięknie utrzymywane; kobiety zajmują się tylko gospodarstwem.
*
Sekta free lovistów (zwolenników i praktykujących wolną miłość) ma swoją część miasta w Nowym Jorku i rozgałęziona jest w całych Stanach Zjednoczonych.
Taką jest teoria tych sekciarzy:
„Miłość jest nawet samą istotą Bóstwa; miłość odróżnia człowieka od zwierzęcia. Człowiek łączy się przez miłość, zwierzę przez instynkt bydlęcy. Pierwszy poniża się, traci istotę bóstwa, gdy się żeni bez miłości, utrzymują oni. Przypuśćmy, że dwie osoby pobrały się ze skłonności; przyjdzie zawsze chwila, w której jedna z nich przestaje kochać; czasami obie czują, że zgasła w ich sercu miłość, tymczasem węzły małżeńskie nie pozwalają iść za miłością czystą, świętą, jedynie godziwą, tą iskrą boską, która w nich leży; muszą się oddać miłości zwierzęcej i człowiek stworzony na obraz Boga znika, a człowiek-zwierzę natomiast powstaje.
Dzieci zrodzone z takich związków są istotami zaledwie podobnymi do człowieka stworzonego tchnieniem boskim i to dlatego rodzaj ludzki chyli się do upadku moralnego i fizycznego, i jeżeli zamiast dziewięćset lat, jak żyli patriarchowie Biblii, średnia długość życia dochodzi lat czterdziestu, to z tej przyczyny, że człowiek teraz nie bywa rodzony z miłości, ale z instynktu zwierzęcego lub gwoli przymusowego dopełniania obowiązku z jednej strony, a poddania się z drugiej”.
Oto co piszą, o czym rozprawiają publicznie free loviści.
Religia ich nakazuje mężczyźnie i kobiecie obowiązek łączenia się podług serca, zawieranie małżeństwa na pewien tylko czas, m, które może zostać zerwane, skoro jedna ze stron kochać przestaje. Kto by był oskarżony o małżeństwo bez miłości, staje się przedmiotem pogardy i uważany za niegodnego należeć do świętej religii free lovistów.
W samym początku tej nowej sekty zamykano drzwi porządnych domów przed kobietami, które zostały jej zwolenniczkami i żyły podług tych zasad; ale te, nie tracąc dobrej miny i ze śmiałością godną lepszej sprawy, zaprowadziły dzienniki, rozrzuciły broszury, zwołały meeting i zawołały z oburzeniem:
— No i cóż? Czy jesteśmy w Rzymie? Pod jarzmem duchowego despoty? Czyż nie znajdujemy się w wielkiej rzeczypospolitej, która ogłosiła wolność sumienia? Możnaż94 to nazwać wolnością, kiedy nie mamy prawa pełnić religii, która nam się zdaje najlepsza? Czyż ta mniemana moralność może przytłumić sumienie? Nie, wolność sumienia, aby była nieograniczona, zupełna, nie powinna mieć moralności za dozorcę. Moralność jest rzeczą warunkową. Wy znajdujecie, że wolna miłość, jest niemoralna; my uważamy miłość obowiązkową małżeństwa za potworną, za czyn rozpusty niczym nieusprawiedliwiony. Nasza moralność jest wzniosła, pochodzi ona z istoty boskiej, wasza zaś jest nikczemna, czysto ludzka. Zazdrośćcie nam, my doszłyśmy do stopnia doskonałości moralnej, która wam jeszcze jest nieznana; uwielbiajcie nas, starajcie się stać godnymi przyłączyć się do free lovistów, ale strzeżcie się nami pogardzać! ...
Śmiałość prawie zawsze popłaca. Amerykanie pomyśleli sobie:
— W samej rzeczy ci ludzie mają słuszność; jeżeli oni tak postępują jedynie dla spełniania swojej religii, to nie mamy prawa im nic mówić, każdy jest wolny.
I dzisiaj młoda Amerykanka, zapytana, czy jest mężatką, odpowiada bardzo naturalnie:
— Nie, ja należę do sekty free lovistów; my uważamy małżeństwo za akt niemoralny.
Robi więc co chce, zmienia przedmiot miłości, jak jej się podoba, nikt jej za to nie gani, przyjmowana jest wszędzie; już to nie jest młoda osoba źle się prowadząca, ale młoda osoba należąca do sekty free lovistów, cała rzecz...
Czyż niesłusznie powiedziałam, że Amerykanie silniejsi są w logice niż nieboszczyk Talleyrand?
Ta sekta rozgałęziona jest, jak już mówiłam, w całej Ameryce. Dwie najgłówniejsze ich kolonie są: Berlin Heights i Modern Times95. Pierwsza położona w Ohio, druga ważniejsza od pierwszej, leży na Long Island, blisko Nowego Jorku.
Zapewniają, że przyjdzie czas, w którym oni staną się panami świata, a wtenczas rodzaj ludzki się odrodzi, rozum się wzmoże, ciało wypięknieje, stanie się silne; żyć będą wszyscy bardzo długo.
Trzeba oddać jedną sprawiedliwość, jedyną na którą zasługują zwolennicy free love.
Mężczyźni są dyskretni, milczący jak grób. Nigdy nie mówią ani też dadzą poznać po sobie, że ta lub owa kobieta ich kochała.
Kobiety także są dyskretne. Nie robią plotek jedna na drugą, zajęte tylko swoim sercem i swoimi interesami, nie wtrącają się do drugich.
Sekta ta ma za dewizę: „Żadnych pytań!”.
Ten przepis jest literalnie spełniany i to czyni zgorszenie cokolwiek mniejszym.
*
Dziwna rzecz, iż sekta, prawie ta sama w teorii i praktyce, istnieje w dolinie Nahr el-Kebir.
Mówiłam o niej w dziełku pod tytułem: Wschód i jego plemiona (l’Orient et ses peuplades). Ta sekta nie była znana w Europie, bo mały kącik ziemi, położony o dwadzieścia pięć mil od miasta słynnego z niezdrowych wyziewów, nie bywa zwiedzany przez podróżnych. Zresztą ci sekciarze są bardzo dyskretni pod względem religii i jej wykonywania. Znajdując się wśród ich wiosek, nikt by nie przypuścił, że należą do innej religii niż mahometańska.
Turcy, którzy opanowali Syrię i Palestynę, znają powszechnie dziwną religię nazarianów96, ale wolą o tym milczeć, szczególniej przed Europejczykami. Wstyd im, że Turcy, ich współrodacy, mogli przyjąć tak dziwaczne wyznanie.
Dzięki zręczności mojego przewodnika w Libanie opowiedziano mi i poznałam tę sławną sektę; użyłam do tego nawet kłamstwa:
— Chcę — powiedziałam im — nauczać waszej religii we Francji, bo mi się ona jako kobiecie bardzo podoba.
Uwierzyli mi z łatwością.
Teorie free love i nazarianów mają więc wiele podobieństwa. Jednakże nie sądzę, żeby Amerykanie, założyciele sekty Nowego Świata, wiedzieli nawet o istnieniu tych stu tysięcy mieszkańców doliny Nahr el-Kebir, a tym mniej o ich wyznaniu i praktykach pobożności.
To dowodzi, że jedna i ta sama myśl, mądra czy szalona, rozumna czy niedorzeczna, powstaje jednocześnie w umysłach wielu ludzi. Sekta, o której mówić będę, daje nam tego drugi niezaprzeczony dowód.
*
Trzy reformy religijne pokazały się jednocześnie w Niemczech, w Anglii i w Ameryce.
Utworzono trzy sekty oparte prawie na jednakowych zasadach i dziwna rzecz, założyciele tych sekt nie znali się wcale i nie wiedzieli o ideach puszczonych w obieg przez innych; spotkali się atoli w myśli dość dziwacznej, jak zobaczymy.
Ebel w Niemczech przy pomocy swoich uczniów zaczął nauczać nowej religii, która, jak mówił, jest samą istotą umysłu odrodzonego, uświątobliwionego przez modlitwę i kontemplację.
Henryk James Prince głosił także swoje zasady w Sommersetshire w Anglii i mówił to samo co Ebel w Niemczech.
Na koniec ksiądz Noyer97 podniósł głos w Ameryce dla rozszerzenia swoich przepisów; wszyscy trzej przysięgali, że te przekonania były owocem rozumu oczyszczonego i uświątobliwionego przez modlitwę i kontemplację.
Ci trzej prorocy, nasi współcześni, zapewniali i zapewniają, że przyjdzie nowa generacja, że oni są jej zwiastunami, że wszyscy źli ludzie będą porwani tchnieniem oczyszczającym, że tylko wierni pozostaną, będą połączeni z Bogiem i wolni od poznania zła.
Powstanie drugi Adam, który zabije starego Adama grzechu i ciała. Ten Adam będzie miał doskonałość moralną, zupełne pojmowanie rzeczy przyszłego życia; będzie on w stosunkach z Bogiem, żyć będzie podług Jego natchnień.
Ci trzej prorocy zapewniali więc, że to oni już są tymi ludźmi odrodzonymi, uświęconymi, wolnymi od zła; nauczali nadto, że pierwsze niebo jest odtąd na ziemi, każdy wierzący tam wchodzi i w tym niebie musi kierować się nowymi prawami.
Przeszłość religijna, społeczna i moralna miała być przez nich w niwecz obrócona.
— Wszystkie te prawa, te instytucje — mówili — dobre były dla ludzi starych, nie mogą zaś się podobać ludziom odnowionym (wyrażenie przez nich przyjęte).
Prawa, wyroki, polityka, własność, małżeństwo podług nich są rzeczy przeżyte.
Jedną z najciekawszych ich teorii jest ta:
Małżeństwo uważają oni za akt społeczny krótkotrwały, ponieważ śmierć zrywa umowę.
I widocznym jest, że w obecnym stanie rzeczy mężczyźni, żeniąc się, myślą, o połączeniu się tylko na czas życia. Mówią oni:
— Małżeństwo jest czasowe, nie ma żadnego związku z życiem przyszłym.
Prorok Ebel wołał:
— Mężczyzna może połączyć się z kobietą na czas życia, ale prawdziwi oblubieńcy nie ograniczają się do doczesności; umarliby z boleści na samą myśl, że ich związek nie będzie wieczny.
Nie, prawdziwe małżeństwo, jedynie godziwe, zasługujące na tę nazwę jest to, które się zawiera na całą przyszłość, małżeństwo duszy z duszą.
Trzech ludzi myślało jednocześnie, że małżeństwo nie powinno się kończyć z życiem, ale ma trwać ciągle... ma być wieczne!!!
Dziwię się, że mężczyźni byli tego zdania, wprawdzie nie byli to Francuzi! Taka myśl z pewnością nie powstałaby w głowie francuskiej! Zresztą przyznaję, wchodzić w związki małżeńskie na całą wieczność to przerażające; trzeba by namyślać się wieki całe na coś podobnego.
A zatem z teorii Ebla, Noyera i Prince’a taki można zrobić wniosek, że teraźniejsze małżeństwa nie mają nic stałego ani poważnego, bo są tylko związkami ciała i interesu; można je dlatego zrywać i unieważniać, nie przeszkadzają one bynajmniej do zawierania drugich małżeństw duszy z duszą na całą wieczność.
Ta moralność umysłu wyższego podobała się sentymentalnym Niemkom; niejedna młoda miss angielska znalazła poezję w tych opiniach. Ebel i Prince mieli licznych zwolenników; wiele młodych kobiet zaczęło szukać mężów duchowych (spiritual’s husband, trzeba by powiedzieć: mąż dla duszy).
Niemcy i Anglicy roztrząsali tę teorię z wielką powagą, słyszano nawet kaznodziejów głoszących z ambony, że aby związek kobiety z mężczyzną był uważany za prawdziwe małżeństwo, powinien być zawierany w widokach wieczności, dusze mają się łączyć, nie ciała!
W Ameryce powodzenie wielebnego ojca Noyera było ogromne, w krótkim czasie miał on licznych zwolenników...
Lecz zapytano się, co robić z małżeństwami już zawartymi? Ha! Nie radząc się nikogo, ani w Niemczech, ani w Anglii, ani w Ameryce, pozwolono na istnienie małżeństw czasowych z wolnością zawierania innych ostatecznych... to jest: mieć jedną żonę na tym świecie, z którą by rozdzielał nas grób, a drugą na tamtym; te ostatnie nazwano: spiritual’s wifes.
Prorocy dali przykład tych małżeństw podwójnych, ale tu przekonano się, jak natura ludzka tryumfuje nawet u tych ludzi po trzykroć świętych; ani jeden nie wybrał sobie na spiritual’s wife żony, z którą był złączony, chociaż wolno było zawierać z tą samą kobietą małżeństwo duchowe; wszyscy wybrali inną na małżonkę duszy; kobiety poszły także za tym przykładem, i one chciały zmiany!
W Niemczech ta sekta religijna nazywała się ebelizmem lub gminnie98 muckers. W Anglii lampeser lub princeckis, w Ameryce zaś ma nazwę spiritual’s wifes. Pauline’s Church główny jej kościół w Nowym Jorku. W Massachusetts Noyer liczy wielu adeptów. Zabawnie żyć między tymi ludźmi. Mąż mówi dnia jednego do swojej żony:
— Moja najukochańsza, muszę cię porzucić, moja spiritual’s wife wzywa mnie do Waszyngtonu, dusze nasze potrzebują się porozumieć.
— Dobrze, mój drogi, jedź — odpowiada żona — podczas twojej nieobecności ja także udam się w podróż z moim spiritual’s husband, któremu mam również wiele rzeczy do powiedzenia.
Zdarza się, że w salonie pan domu przedstawia ci swoją żonę; wtem przybywa śliczna dziewczyna, on ściska jej rękę z zapałem, następnie odchodzą oboje na bok i rozmawiają po cichu serdecznie. Widząc twoje zdziwienie z tego szczególnego zachowania się, małżonka, prawdziwa żona albo raczej materialna, bo tamta jest rzeczywista, oświeca cię, mówiąc:
— Ta młoda osoba jest żoną duchową mojego męża.
W Ameryce ta sekta miała wielkie powodzenie między kobietami; wiele z nich zaczęło rozszerzać teorie księdza Noyera.
Panna Lucyna d’Umphreville z Delphi pierwsza nauczała w Nowym Jorku, że małżeństwo na ziemi nie stanowi małżeństwa w niebie, że pobyt nasz na tym świecie jest zaledwie jedną chwilą wobec wieczności, a zatem potrzeba się troszczyć wyłącznie o szczęście małżeńskie na tamtym świecie i ci, którzy by zaniedbali wybrać sobie męża lub żony na całą przyszłość, byliby skazani na wieczne bezżeństwo!
Luggie Doten, Cora Hatech, Mary Lincoln poszły za jej przykładem. Te panie, młode i ładne, ze świętym ogniem wiary w naukę, jaką głosiły, miały ogromne powodzenie i licznych zwolenników. Do ustnych nauk przyłączyły piśmienne, wydawały broszury. Wkrótce założyły własny kościół.
Uwagi (0)