Ojciec Goriot - Honoré de Balzac (wirtualna biblioteka txt) 📖
Paryż, rok 1819. Eugeniusz de Rastignac, Vautrin i Jan Joachim Goriot to mieszkańcy paryskiego pensjonatu znajdującego się przy ulicy Neuve-Sainte-Geneviève i główni bohaterowie tej powieści.
Rastignac jest studentem prawa, który aspiruje do wejścia do klasy wyższej w czym pomaga mu kuzynka, wicehrabina Madame de Beauséant. Vautrin to tajemniczy propagandzista, a Goriot jest emerytowanym producentem makaronu, który bezgranicznie kocha swoje dwie córki i wspiera je całym swym majątkiem.
Ojciec Goriot to powieść Honoriusza Balzaca z 1835 roku, wchodząca w skład Scen z życia prywatnego cyklu powieści Komedia ludzka. Autor zastosował w powieści technikę powtarzających się postaci — jedną z charakterystycznych cech swojej twórczości. Ojciec Goriot jest uznawany za jedno z najważniejszych dzieł francuskiego pisarza.
- Autor: Honoré de Balzac
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Ojciec Goriot - Honoré de Balzac (wirtualna biblioteka txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Honoré de Balzac
— Jak to?
— Wyznam sumiennie, w jaki sposób przyszło do tego, lecz powierzając pani tajemnicę, błagam o jak największą pobłażliwość. Sąsiaduję od dawna z ojcem pani. Nie wiedziałem, że pani de Restaud jest jego córką i byłem tak nieostrożny, żem najniewinniej w świecie wspomniał o panu Goriot przed siostrą pani, przez co obraziłem na siebie i ją i jej męża. Nie umiem pani opowiedzieć, jak surowo księżna de Langeais i moja kuzynka potępiały tę apostazję córki. Opowiadałem im całą scenę, a one śmiały się do upadłego. Pani de Beauséant porównywała ciebie, pani, z twą siostrą, odzywała się bardzo przychylnie o pani i opowiadała mi, żeś nieskończenie dobra dla mego sąsiada, pana Goriot. Bo i jakże mogłabyś pani nie kochać tego człowieka? On ubóstwia panią tak namiętnie, że ja zaczynam być zazdrosny o to. I dzisiaj przez dwie godziny mówiliśmy z nim o pani. Byłem przejęty słowami pana Goriot i powiedziałem dziś przy obiedzie kuzynce mojej, że niepodobieństwem jest, abyś pani była również piękna, jak jesteś kochająca. Gorące moje uwielbienie podobało się pani de Beauséant, która zabrała mnie na operę, mówiąc ze zwykłym swym wdziękiem, że będę mógł sam zobaczyć panią.
— Jak to — rzekła bankierowa — jużeś pan zasłużył na mą wdzięczność? Jeżeli tak pójdzie, to będziemy wkrótce dobrymi przyjaciółmi.
— Wierzę, że przyjaźń dla ciebie, pani, nie byłaby uczuciem pospolitym, pomimo to, przyjacielem twym nie chcę być nigdy.
Kobietom podobają się takie głupstwa stereotypowe, do których uciekają się zwykle debiutanci. Wydają się one bezmyślne, gdy je na zimno czytamy, lecz ruch, wyraz głosu i spojrzenie młodzieńca nadają im wartość nieocenioną. Pani de Nucingen zauważyła, że Rastignac jest nadzwyczaj miłym chłopakiem. Nie mogąc odpowiedzieć na śmiałą jego mowę, uciekła się do zwykłej taktyki kobiecej i zaczęła mówić o czym innym.
— Tak jest, siostra moja krzywdzi siebie, postępując w ten sposób z biednym naszym ojcem, który był dla nas istną Opatrznością. Co do mnie, to uległam wtedy dopiero, gdy pan de Nucingen rozkazał mi wyraźnie, bym przyjmowała ojca tylko o rannych godzinach. Ale płakałam z tej przyczyny i byłam długo bardzo nieszczęśliwa. To okrucieństwo mego męża, który i przedtem już zdradzał charakter brutalski, przyczyniło się najwięcej do zakłócenia harmonii naszego pożycia. Ludzie myślą pewnie, żem ja najszczęśliwsza ze wszystkich kobiet w Paryżu, a w rzeczy samej, jam bardzo nieszczęśliwa. Mogę się wydać nierozsądną, że się tak zwierzam przed panem. Lecz pan znasz mego ojca, a z tego tytułu i dla mnie obcym nie jesteś.
— Pani nie spotkasz w życiu drugiego człowieka, co by tak szczerze jak ja pragnął należeć do pani — rzekł Eugeniusz. — Czegóż panie wszystkie szukacie? Szczęścia — ciągnął dalej głosem przenikającym do głębi duszy. — A na czymże zasadza się szczęście kobiety? Na tym, żeby być kochaną, ubóstwianą, żeby mieć przyjaciela, któremu można powierzyć wszystkie pragnienia i zachcianki, każde strapienie i radość każdą; przed którym można otworzyć duszę do dna, nie obawiając się zdrady, i ukazać wszystkie jej wady miluchne i wszystkie piękne przymioty. Wierz mi pani, takie serce oddane i namiętne może uderzać tylko w piersi młodzieńca, co się jeszcze nie pozbył swych złudzeń i gotów umrzeć na skinienie kobiety, co nie zna świata i nie pragnie go poznać, bo kochanka jest mu światem całym. Ja, widzi pani, przybywam z głębi prowincji — proszę się nie śmiać z mej naiwności — jam tak niedoświadczony, bo dotychczas tylko piękne dusze spotykałem na świecie. Sądziłem, że się obejdę bez miłości, lecz spotkałem kuzynkę, która pokazała mi z bliska swoje serce i pozwoliła się domyślić niezmierzonych skarbów namiętności. Teraz jestem, jak Cherubin, kochankiem wszystkich kobiet, aż dopóki nie przyjdzie czas, że jednej z nich oddam całą duszę. Przyszedłszy tu, zobaczyłem cię, pani, i zdało mi się, że prąd jakiś popycha mnie ku tobie. Jam tyle już myślał przedtem o tobie, pani! Lecz nawet w marzeniu nie mogłem cię wyobrazić tak piękną, jak jesteś na jawie. Pani de Beauséant zabroniła mi patrzeć na panią bez przerwy. O, bo ona nie pojmuje, jak to miło patrzeć na takie usteczka różane, na taką płeć białą i takie oczy łagodne. Teraz i ja mówię nierozsądnie, lecz pozwól mi pani tak mówić.
Kobiety lubią niezmiernie, gdy im kto prawi słodkie słówka, Najsurowsza skromnisia słucha ich chętnie, wtedy nawet, gdy nie może na nie odpowiedzieć. Po takim wstępie, Eugeniusz plótł zalotnie stłumionym głosem wszystko, co tylko na myśl mu przyszło. Pani de Nucingen zachęcała go uśmiechem, pomimo to jednak spoglądała od czasu do czasu na de Marsay’a, który nie opuszczał loży księżnej Galathionne. Rastignac pozostał przy pani de Nucingen, aż dopóki mąż po nią nie przyszedł.
— Będę bardzo szczęśliwy — rzekł Eugeniusz — jeżeli pani pozwoli, żebym złożył jej swoje uszanowanie przed balem księżnej de Carigliano.
— Jeszeli baronofa saprasza pana — rzekł sam baron, tłusty Alzatczyk, o twarzy okrągłej, która zdradzała niebezpieczną przenikliwość — to upefniam, że bandziesz pan u nas gościem posządanym.
— Poszło mi wcale nieźle, bo ona nie bardzo się przestraszyła, gdym zapytał: Czy będziesz mnie kochała? Bydlę moje już okiełznane, wskoczmy teraz na nie i kierujmy nim wedle upodobania.
Tak myślał Eugeniusz, idąc pożegnać panią de Beauséant, która powstała, i zabierała się do wyjścia wraz z panem d’Adjuda, Biedny student nie wiedział, że baronowa była dziś roztargniona, gdyż oczekiwała od de Marsay’a jednego z tych listów, od których się serce krwawi... Eugeniusz, szczęśliwy z mniemanego powodzenia, towarzyszył wicehrabinie aż do przedsionka, gdzie trzeba było zaczekać na powóz.
— Kuzynek pani niepodobny do siebie samego — zaśmiał się markiz po odejściu Eugeniusza. — On gotów bank rozbić. Zwinny jest jak węgorz, i zdaje mi się, że daleko zajdzie. Toteż pani tylko mogłaś mu dobrać taką kobietę, która potrzebowała, by ją ktoś pocieszył.
— To tylko pytanie — rzekła pani de Beauséant — czy ona nie kocha jeszcze tego, który ją porzucił.
Student szedł piechotą z Teatru Włoskiego na ulicę Neuve-Sainte-Geneviève, tworząc sobie w myśli najpiękniejsze plany na przyszłość. Widział on dobrze, że pani de Restaud przyglądała mu się z wielką uwagą, najpierw gdy się znajdował w loży wicehrabiny, a później gdy siedział obok pani de Nucingen; to mu dało nadzieję, że dom hrabiny otworzy się przed nim na nowo. Mógł już rachować na cztery ważne stosunki w samym sercu arystokracji paryskiej, bo nie wątpił, że potrafi się również podobać pani marszałkowej. Nie zastanawiając się zbytecznie nad środkami, odgadł zawczasu, że w zawiłej grze spraw tego świata, trzeba uczepić się za system kół, żeby się dostać na wierzch machiny, a czuł w sobie dość siły, żeby je zahamować.
„Jeżeli pani de Nucingen zajmie się mą osobą, to ja nauczę ją panować nad mężem. Mąż ten robi interesy pieniężne, więc i ja z jego pomocą będę mógł prędko dorobić się fortuny.” Nie sformułował tego tak jasno; nie był jeszcze dość dobrym politykiem, by pojąć dokładnie swe położenie, ocenić je i obrachować, jakie korzyści mogą z niego wypłynąć; myśli jego unosiły się na widnokręgu w kształcie lekkich obłoczków; nie było w nich jeszcze cierpkości właściwej rozumowaniom Vautrina, a jednak ogniowa próba sumienia odkryłaby w nich wiele złego. Takie to transakcje doprowadzają z wolna do tej łatwej moralności, którą wyznaje pokolenie współczesne. Dziś trudniej niż kiedy spotkać człowieka prawego, o woli silnej, co się nigdy nie nagnie ku złemu; człowieka, dla którego najmniejsze zboczenie z prostej drogi jest zbrodnią niedarowaną; trudniej dziś o wspaniałe wzory uczciwości, którym zawdzięczamy dwa arcydzieła, najpierw Alcesta Moliera, później Jenny Deans i jej ojca w dziele Walter-Scotta. Kto wie, może nie mniej piękny, nie mniej dramatyczny byłby obraz przedstawiający drogi wykrętne, na które człowiek ambitny popycha swe sumienie, idąc do celu obok z występkiem i starając się o zachowanie pozorów.
Wracając do swej gospody, Rastignac rozkochał się na dobre w pani de Nucingen, która wydała mu się teraz lekka i wysmukła jak jaskółka. Wyobraźnia malowała mu żywo upajającą słodycz jej oczu oraz płeć białą i przejrzystą, przez którą widać było, jak krew przebiegała falą różową; przypomniał sobie połysk włosów jasnych i czarowny dźwięk jej głosu. Być może, że chód prędki, co krew jego wprawiał w szybszy obieg, potęgował jeszcze tę grę wyobraźni. Student zapukał silnie do drzwi ojca Goriot.
— Sąsiedzie — zawołał — widziałem panią Delfinę.
— Gdzie?
— W Teatrze Włoskim.
— Jakże się ona bawiła? Ale proszę wejść...
Mówiąc to, stary wstał w jednej koszuli, otworzył drzwi, po czym prędko powrócił do łóżka.
— O, mówże mi pan o niej — powiedział.
Eugeniusz znalazł się po raz pierwszy w mieszkaniu Goriota i osłupiał na widok nory, w której żył ojciec, bo w tej chwili przyszła mu na myśl świetna tualeta córki. W oknie nie było firanek; obicia poodskakiwały od ścian w skutek wilgoci i poskręcały się, ukazując w kilku miejscach tynk zakopcony. Nieborak Goriot leżał w ubogim łóżeczku, pod kołdrą cienką i wyszarzaną; na nogach miał watowaną przykrywkę, na którą pani Vauquer ofiarowała rozmaite kawałki, wybrane ze starych sukien. Podłoga była wilgotna i zapylona. Naprzeciw okna stała komoda staroświecka z drzewa różanego, dziwnie pękata i ozdobiona rączkami brązowymi, które naśladowały winną latorośl owiniętą liśćmi i kwiatami; nieco dalej widać było stary zydel, na którym znajdował się dzban z wodą, miska i wszystkie przybory do golenia. W kącie stały trzewiki; w głowach, przy łóżku, mała szafka pozbawiona drzwiczek i płyty marmurowej; dalej, w rogu komina, na którym nie było najmniejszego śladu ognia, widać było stół czworogranny z drzewa orzechowego, na którym Goriot pogniótł niedawno srebrną wazę. Biurko, na którym leżał kapelusz starego, fotel wyplatany i dwa krzesła dopełniały nędznego umeblowania. Nad łóżkiem żerdź przywiązana szmatą do stołowania, podtrzymywała kotarę z nędznej jakiejś tkaniny w kraty czerwone i białe. Najbiedniejszy tragarz, co mieszka gdzieś na poddaszu, posiada bez wątpienia sprzęty porządniejsze od tych, którymi pani Vauquer zapełniła mieszkanie Goriota. Serce się ściskało i chłód przejmował na widok tej izdebki przypominającej najsmutniejszą celę więzienną. Eugeniusz postawił świecę na szafce przy łóżku; szczęściem Godot nie zwrócił uwagi na twarz jego, która zdradzała uczucia wewnętrzne. Stary zwrócił się ku niemu, otulając się kołdrą aż po samą brodę.
— No, którąż pan wolisz? Panią de Restaud, czy panią de Nucingen?
— Wolę panią Delfinę, bo ona szczerzej kocha pana — rzekł student.
Na te słowa serdeczne stary wyciągnął rękę spod kołdry i ścisnął dłoń Eugeniusza.
— Dziękuję, dziękuję — rzekł głosem wzruszonym. — Cóż ona mówiła o mnie?
Student powtórzył wyrazy baronowej, upiększając je po swojemu, a stary słuchał tego jak słów bożych.
— Drogie dziecię! o tak, tak, ona mnie szczerze kocha. Lecz nie wierz pan temu, co mówiła o Anastazji. Widzisz pan, one zazdroszczą jedna drugiej; lecz to dowodzi tylko ich przywiązania. I pani de Restaud kocha mnie również; wiem to dobrze. Ojciec pojmuje swe dzieci, tak jak Bóg ludzi pojmuje; ojciec widzi głąb ich serca i przenika ich zamiary. Córki moje kochają mnie jednakowo. O jakżebym ja był szczęśliwy, gdyby los zdarzył mi był lepszych zięciów. Ale nie ma widocznie zupełnego szczęścia na ziemi. Czemuż nie mieszkam u nich! Nie pragnąłbym nic więcej, tylko słyszeć ich głosy, wiedzieć, że są niedaleko, widzieć je, gdy przychodzą i wychodzą znowu, tak jak za owych czasów, gdy jeszcze u mnie mieszkały; o czuję, jak serce skakałoby mi z radości. Czy one były dziś pięknie ubrane?
— Tak — odparł Eugeniusz. — Ale, panie Goriot, powiedz mi pan, jak możesz mieszkać w takiej dziurze, kiedyś tak bogato powydawał córki za mąż?
— A co by mnie z tego przyszło, gdybym miał lepsze mieszkanie? — rzekł na pozór niedbale. — Już to ja nie potrafię tego wytłumaczyć, bo nie umiem dwóch słów zwięźle powiedzieć. Cała moja istota tu się mieści — dodał, przyciskając rękę do serca. — Żyję tylko życiem mych córek. Jeżeli one się bawią; jeżeli są szczęśliwe i postrojone; jeżeli stąpają po miękkich kobiercach: to cóż mnie obchodzi, z jakiego sukna zrobione moje odzienie i jak wygląda kąt, w którym mam noc przepędzić?... Ja zimna nie czuję, gdy wiem, że im ciepło, i nudów nie znam, gdy wiem, że one się śmieją. Nic mnie w świecie nie smuci oprócz ich zmartwienia. Gdy pan zostaniesz ojcem, gdy posłyszysz szczebiot swych dzieci i powiesz sobie: „To cząstka mojej istoty!” Gdy poczujesz, że te maleństwa, które są kwiatem krwi twojej, każdą jej kropelką połączone są z tobą: to będzie ci się zdawało, żeś zrośnięty z nimi, że odczuwasz krok ich każdy. Ja słyszę wszędzie głos moich
Uwagi (0)