Ojciec Goriot - Honoré de Balzac (wirtualna biblioteka txt) 📖
Paryż, rok 1819. Eugeniusz de Rastignac, Vautrin i Jan Joachim Goriot to mieszkańcy paryskiego pensjonatu znajdującego się przy ulicy Neuve-Sainte-Geneviève i główni bohaterowie tej powieści.
Rastignac jest studentem prawa, który aspiruje do wejścia do klasy wyższej w czym pomaga mu kuzynka, wicehrabina Madame de Beauséant. Vautrin to tajemniczy propagandzista, a Goriot jest emerytowanym producentem makaronu, który bezgranicznie kocha swoje dwie córki i wspiera je całym swym majątkiem.
Ojciec Goriot to powieść Honoriusza Balzaca z 1835 roku, wchodząca w skład Scen z życia prywatnego cyklu powieści Komedia ludzka. Autor zastosował w powieści technikę powtarzających się postaci — jedną z charakterystycznych cech swojej twórczości. Ojciec Goriot jest uznawany za jedno z najważniejszych dzieł francuskiego pisarza.
- Autor: Honoré de Balzac
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Ojciec Goriot - Honoré de Balzac (wirtualna biblioteka txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Honoré de Balzac
— Panie de Rastignac, nie mogę przyjąć pana w tej chwili! jestem zajęta...
Dla Rastignaca, który nauczył się już patrzeć na wszystko okiem badawczym, słowa te, ruch, spojrzenie, dźwięk głosu, były historią charakteru i obyczajów całej kasty. Ujrzał żelazną rękę pod rękawiczką jedwabną, prywatę i egoizm pod wdziękiem udanym, drzewo pod lakierem. Usłyszał na koniec to wszechwładne Ja, które się odzywa i pod pióropuszem królewskim i pod hełmem ostatniego rycerza. Eugeniusz zawierzył nazbyt łatwo jej słowu i zaufał szlachetności kobiety. Jak wszyscy nieszczęśliwi, zawarł chętnie przymierze rozkoszne, które łączy dobroczyńcę z obdarowanym. Pierwszy paragraf tego przymierza uświęca zupełną równość serc szlachetnych. Dobroczynność łączy najściślej dwie istoty , jest to uczucie niebiańskie, uczucie niepojęte i rzadkie, jak miłość prawdziwa. I dobroczynność i miłość jest udziałem dusz wzniosłych. Rastignac pragnął być na balu u księżnej Carigliano, zniósł zatem ten objaw złego humoru wicehrabiny.
— Pani — wyrzekł głosem wzruszonym — nie śmiałbym pani utrudzać, gdyby tu nie szło o rzecz ważną; pozwól mi pani zaczekać trochę, może później znajdziesz chwilę swobodną, którą mi zechcesz poświęcić.
— Dobrze więc, zapraszam dziś pana na obiad — odrzekła zawstydzona trochę szorstkością słów swoich; w gruncie bowiem była to kobieta dobra i szlachetna.
Eugeniusza wzruszyła taka zmiana raptowna, pomimo to jednak, odchodząc rzekł do siebie: Czołgaj się, znoś wszystko! Jakież to muszą być inne kobiety, skoro najlepsza z nich, w chwili złego humoru, zapomina o obietnicy i obchodzi się z tobą, jak z trzewikiem zużytym? A więc każdy dba tylko o siebie! Wprawdzie dom jej nie jest sklepem i moja to wina, że potrzebuję jej pomocy. Dobrze mówi Vautrin, trzeba stać się kulą armatnią.
Gorzkie rozmyślania studenta rozwiały się bez śladu, gdy przypomniał sobie, że czeka go przyjemny obiad u wicehrabiny. Dziwna fatalność kierowała najdrobniejszymi wypadkami jego życia, usiłując popchnąć go na drogę, na której, według słów strasznego sfinksa z gospody Vauquer, trzeba było, jak na polu bitwy, zabijać, żeby nie być zabitym, oszukiwać, żeby nie być oszukanym. Wchodząc na tę drogę, trzeba było odrzucić sumienie i serce, a wdziać maskę i okpiwać ludzi bez litości, trzeba było, jak w Lacedemonii, uchwycić szczęście pokryjomu, żeby zasłużyć sobie na wieniec.
Gdy Eugeniusz przyszedł na obiad, wicehrabina spotkała go ze zwykłą sobie dobrocią. Oboje udali się do sali jadalnej, gdzie już wicehrabia oczekiwał żony. Trzeba było podziwiać przepych stołu, który, jak wiadomo, podczas Restauracji posunięty był do najwyższego stopnia. Pan de Beauséant, jak wszyscy ludzie przesyceni, znajdował jedyną przyjemność w dobrym jedzeniu; można go było zaliczyć do smakoszów szkoły Ludwika XVIII i księcia Escars; toteż stół jego odznaczał się zastawą zbytkowną i wytwornymi potrawami. Był to widok nieznany dla Eugeniusza, który nigdy jeszcze nie był w takim domu, gdzie wytworność i zbytek przechodzą z pokolenia na pokolenie. Wyszły już były z mody kolacje dawane na zakończenie balów za czasów Cesarstwa, na których wojskowi nabierali sił, ażeby być w przygotowaniu na wszelkie potyczki, które musieli staczać w kraju i za jego obrębem.
Eugeniusz zaczynał już nabierać tej pewności siebie, która miała być w późniejszym czasie jedną z cech jego charakteru, i to powstrzymało go od okazania głupowatego zachwytu. Po raz pierwszy oglądał tu srebra rzeźbione i tysiączne wymysły zbytkowego stołu, pierwszy raz w życiu widział służbę krzątającą się bez najmniejszego hałasu, a żywa wyobraźnia przedstawiała mu całą wyższość tego życia wykwintnego wobec niedostatku, na który chciał się skazać rano. Przeniósł się myślą na chwilę do swej gospody mieszczańskiej i uczuł tak silny wstręt, że przysiągł sobie opuścić ją w styczniu i przeprowadzić się do schludniejszego mieszkania, a zarazem uwolnić się od Vautrina, którego dłoń szeroką czuł na swym ramieniu.
Wziąwszy pod uwagę zepsucie ukryte i jawne, które ukazuje się w Paryżu pod tysiącznymi postaciami, rozsądny człowiek zadaje sobie pytanie, jak rząd mógł zgromadzić tu młodzież zakładając szkoły; jakim cudem piękne kobiety mogą tu być szanowane i jakim sposobem złoto wystawione u wekslarzy nie znika czarodziejskim sposobem z ich szkatułek? Lecz, z drugiej strony, kto się zastanowi nad tym, że w Paryżu młodzież popełnia tak niewiele zbrodni, że nawet nie jest zbyt pochopną do występku, ten musi skłonić głowę z szacunkiem przed wytrwałymi Tantalami, którzy walczą z sobą niezmordowanie i najczęściej zwycięstwo odnoszą! Chcąc pokazać najdramatyczniejszą stronę dzisiejszej naszej cywilizacji, trzeba by odmalować dobrze walkę, jaką biedny student musi staczać z Paryżem.
Pani de Beauséant spoglądała ciągle na Eugeniusza, spodziewając się, że powie, po co dziś przyszedł do niej, lecz młody człowiek nie chciał dotykać tego przedmiotu w obecności wicehrabiego.
— Czy jedziemy dziś razem na operę? — zapytała wicehrabina zwracając się do męża.
— Nie możesz wątpić, że całym sercem chciałbym ci być posłusznym — odrzekł wicehrabia z udaną zalotnością, którą student wziął za dobrą monetę, — ale dziś muszę być koniecznie w Teatrze Rozmaitości, bo potrzebuję się widzieć z pewną osobą.
— Z kochanką — pomyślała wicehrabina.
— Alboż d’Adjuda dziś nie będzie? — zapytał małżonek.
— Nie — odparła żona z niechęcią.
— Ha! Jeżeli ci koniecznie potrzeba towarzysza, to wesprzyj się na ramieniu pana de Rastignac.
Wicehrabina spojrzała na Eugeniusza z uśmiechem.
— To mogłoby pana bardzo narazić — powiedziała.
— Francuz kocha się w niebezpieczeństwie, bo wśród niebezpieczeństw sława się zdobywa, tak mówi pan de Chateaubriand — odparł Eugeniusz z ukłonem.
Po chwili rącze konie niosły go wraz z panią de Beauséant do modnego teatru. Weszli do jednej z łóż położonych naprzeciw sceny i Eugeniusz sądził, że się znalazł w jakimś czarodziejskim świecie, bo wszystkie lornetki zwróciły się na niego i na panią de Beauséant, która miała na sobie strój przepyszny. Z zachwytu w zachwyt przechodził.
— Chciałeś pan ze mną pomówić — rzekła pani de Beauséant. — Ach! patrz pan, oto pani Nucingen znajduje się w trzeciej loży za nami. Siostra jej i pan de Trailles są po drugiej stronie.
Mówiąc to wicehrabina spoglądała na lożę Bochefidów. Przekonała się, że markiza tam nie ma i twarz jej zajaśniała wyrazem zadowolenia.
— Jaka ona prześliczna! — powiedział Eugeniusz, przyglądając się pani Nucingen.
— Ma takie jasne rzęsy.
— Tak, ale co to za kibić wysmukła!
— Ręce jej są zbyt duże.
— Ale jakie piękne oczy!
— Twarz ma za długą.
— Pociągłe rysy nadają jej jakiś wyraz szlachetny.
— To całe jej szczęście. Patrz pan tylko, jak ona podnosi i opuszcza lornetkę! Goriot przebija się we wszystkich jej poruszeniach — mówiła dalej wicehrabina ku wielkiemu zdziwieniu Eugeniusza.
Pani de Beauséant patrzyła na salę i zdawała się nie zwracać wcale uwagi na panią de Nucingen, a jednak widziała najlżejsze jej poruszenie. Wśród publiczności było bardzo wiele pięknych kobiet; ale Delfina de Nucingen spostrzegła od razu , że młody kuzynek pani de Beauséant zajęty był wyłącznie jej osobą i tryumfowała na myśl, że piękny i wytworny młodzieniec nikogo nad nią nie widzi.
— Panie de Rastignac, jeżeli pan nie przestaniesz wpatrywać się w nią tak uporczywie, to możesz jaki skandal wywołać. Nic pan nie zrobisz, jeżeli tak od razu będziesz się rzucał ludziom na szyję.
— Droga kuzynko — rzekł Eugeniusz — opieka twoja nieraz już mi się przydała; jeżeli zechcesz dokończyć dzieła, to będę cię prosił tylko o jedną łaskę; z twej strony, pani, nie wielka to ofiara, a dla mnie rzecz niezmiernej wagi. Muszę wyznać, żem zakochany.
— Już?
— Tak jest.
— I to w tej kobiecie?
— Czyżby moje uczucie nie zostało odtrącone gdzie indziej? — zapytał Eugeniusz, zatrzymując na kuzynce wzrok przenikliwy. Księżna de Carigliano żyje w przyjaźni z księżną de Berry, pani musisz znać ją dobrze, otóż chcę prosić, byś raczyła przedstawić mnie księżnej i zabrała mnie z sobą na bal, który ma być u niej w poniedziałek. Spotkałbym tam panią de Nucingen i mógłbym przystąpić do pierwszego ataku.
— Z największą chęcią — odparła wicehrabina. — Jeżeli to prawda, żeś pan ją od razu sobie upodobał, to jestem pewna, że twe sprawy sercowe pójdą doskonale. Widzisz pan de Marsay’a w loży księżnej Galathionne? Pani de Nucingen jest w rozpaczy, dla niej to męka prawdziwa. W takiej chwili najlepiej jest właśnie zbliżyć się do kobiety, a mianowicie do takiej żony bankiera. Wszystkie te panie z Chaussée d’Antin lubią bardzo zemstę.
— A pani cóż byś robiła w takim razie?
— Ja cierpiałabym w milczeniu.
W tej chwili margrabia d’Adjuda ukazał się w loży pani de Beauséant.
— Śpieszno mi było przyjść tutaj i dlatego byle jak pokończyłem dziś wszystkie sprawy — rzekł markiz. — Wyznaję to przed panią, żeby postępek mój stracił charakter ofiary.
Oblicze wicehrabiny jaśniało dziwnym blaskiem. Eugeniusz pojął dopiero, jak to się przejawia miłość prawdziwa, która w niczym nie jest podobna do przesadnej kokieterii paryskiej.
Popatrzył na kuzynkę z niemym uwielbieniem, po czym westchnął i ustąpił swe miejsce panu d’Adjuda. „Jakże szlachetną, jak wzniosłą istotą jest kobieta, która umie kochać duszą całą! rzekł do siebie. Czyliż ten człowiek miałby ją zdradzić dla jakiej lalki bezdusznej! Czyż podobna ją zdradzić?” Wściekłość bezsilna zawrzała mu w sercu. Chciałby rzucić się do nóg pani de Beauséant, chciałby mocą piekielną przenieść ją do swego serca, jak orzeł porywa białe jagniątko, co spoczywało u boku swej matki, i unosi je z doliny w górę, do gniazda swojego. Był smutny i upokorzony, bo nie miął jeszcze kochanki, nie posiadał własnego obrazu w tym olbrzymim Muzeum piękności. „Mieć kochankę, myślał sobie, i zajmować w świecie stanowisko prawie królewskie, to jest prawdziwy dowód potęgi!” I spojrzał na panią de Nucingen, jak człowiek znieważony spogląda na swego przeciwnika. Wicehrabina zwróciła się ku niemu i wynurzyła mu w jednym mgnieniu oka serdeczną wdzięczność za jego dyskrecję. Akt pierwszy skończył się właśnie.
— Czy znasz pan dostatecznie panią de Nucingen, żeby przedstawić jej pana de Rastignac? — zapytała wicehrabina margrabiego d’Adjuda.
— Pani de Nucingen będzie bardzo rada poznać pana — rzekł markiz.
Piękny Portugalczyk powstał i ujął studenta pod ramię. Za chwilę obaj stanęli przed panią de Nucingen.
— Mam honor przedstawić pani kawalera Eugeniusza de Rastignac, kuzyna wicehrabiny de Beauséant. Osoba pani sprawia na nim niezmierne wrażenie. Chcąc go uszczęśliwić, postanowiłem ułatwić mu zbliżenie się do ubóstwianego ideału.
Markiz wymówił te słowa tonem żartobliwym, przez co złagodziła się myśl trochę gburowata, która nie razi wcale kobiety, gdy jest dobrze wypowiedziana.
Pani de Nucingen uśmiechnęła się i wskazała Eugeniuszowi miejsce swego męża, który wyszedł przed chwilą.
— Nie śmiem zachęcać pana, byś został ze mną — wyrzekła. — Kto ma szczęście znajdować się przy pani de Beauséant, ten nie opuszcza swego stanowiska.
— Zdaje mi się — rzekł Eugeniusz po cichu — że kuzynka będzie mi wdzięczna, gdy pozostanę przy pani. Przed przybyciem pana markiza — dodał głośno — mówiliśmy właśnie o pani i zastanawialiśmy się nad dystynkcją, która panią cechuje.
Pan d’Adjuda wyszedł.
— Więc pan na prawdę pozostajesz ze mną? — rzekła baronowa. — Poznamy się bliżej, a pani de Restaud obudziła we mnie wielką chęć poznania pana.
— Widzę, że pani de Restaud jest bardzo przewrotna, bo przecie
Uwagi (0)