Darmowe ebooki » Powieść » Pożegnanie domu - Zofia Żurakowska (jak czytać książki przez internet .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Pożegnanie domu - Zofia Żurakowska (jak czytać książki przez internet .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Zofia Żurakowska



1 ... 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18
Idź do strony:
href="annotations.xhtml#annotation-35" id="anchor-35">35 już ustała! — rzekł miękko.

Ania podniosła na niego czarne, uważne oczy.

— Ja nie zawsze stoję, zwykle jadę na wozie — odrzekła niepewnie.

— Ustała to znaczy zmęczona — objaśnił Tom.

— Ach tak! — rzekła grzecznie Ania.

Tymczasem żołnierz patrzał z niepokojem na siedzących wokół ognia towarzyszy i jakby się nad czymś namyślał.

Nagle rzekł do Toma:

— Ty idź do swego batki36 i powiedz mu po cichu, żeby się miał na baczności. Rozumiesz? Żeby uważał. I że jak macie jechać, to jedźcie już do czorta, bo tu mogą jeszcze nadejść inni i nie wiadomo, co będzie.

Tom chwilę patrzał mu w oczy. Zrozumiał, że rada jest szczera. Ruszył więc krokiem niedbałym, zatrzymując się tu i ówdzie, aż doszedłszy do ojca, powtórzył mu nieznacznie polecenie.

Po czym wrócił do Ani.

Obserwował teraz ojca. Widział, jak włożył rękę do kieszeni i chwilę ostrożnie nią tam poruszał, potem podchodził kolejno do Gabra, Wincentego i Arona, do synów i żony. Wszystkim coś z cicha mówił. I wszyscy na skutek tych tajemnych słów, powoli i nieznacznie zbierali się do drogi.

W końcu Gabro zaczął zaprzęgać konie.

Żołnierze spoglądali na to obojętnie niby, Tom jednak chwytał czasem ich spojrzenia ukośne i chciwe, z lekka drwiące.

Gdy już wozy przygotowano do drogi i matka z panną Marią i dziećmi zaczęła wsiadać, ojciec rzekł do żołnierzy:

— No, a teraz to już nam czas w drogę.

— Jak czas to czas — powiedział dowódca bolszewickiego oddziału, dźwigając się z miejsca. — Tylko że pojedziecie nie tędy, a zwykłą drogą, szosą i nas podwieziecie.

— Nie możemy podwieźć, bo aż nadto ciężko koniom — rzekł ojciec.

— Otóż to, nadto ciężko — zaśmiał się żołnierz. — Jakoś bardzo ciężkie te wasze wozy, Franciszek Kozioł.

— A bo i pewnie — rzekł ojciec — mało to lat musieliśmy siedzieć w Rosji, to i nazbierało się gratów.

— No, jak w Rosji się nazbierało, to i w Rosji zostaną — powiedział żołnierz twardo, a i wy najpierw pojedziecie do czerezwyczajki37. Niech no się tam rozpatrzą w waszych papierach, bo ja to i nie bardzo wiem, dobre one, ili38 nie.

— Nigdzie nie pojedziemy, jak tylko do granicy Polski — powiedział stanowczo ojciec. — A wy nas nie zaczepiajcie, bo będzie bieda.

— Będzie, ale wam — krzyknął żołnierz i sięgnął do karabina.

Nie zdołał go jednak uchwycić. — Gabro błyskawicznym ruchem dopadł go z tyłu i wydarł broń. W tej samej chwili ojciec, Wincenty, Olek i Nik rozbrajali pozostałych towarzyszy, trzymając ich pod lufami rewolwerów.

Wszystko to stało się błyskawicznie, cicho i sprawnie! Nie padł ani jeden strzał.

Żołnierze nawet nie próbowali się bronić, sterroryzowani tą niespodziewaną ilością groźnych, śmiercionośnych narzędzi.

Po prostu ogłupieli. Wszystkiego się spodziewali, tylko nie zbrojnego oporu, tylko nie protestu w tym kraju, gdzie wszystko gięło się pod ich władzą, drżało przed ich słowem i pięścią.

Stali teraz, rozbrojeni zupełnie, otoczeni lufami nabitych, wycelowanych rewolwerów.

— Kłaść się twarzą do ziemi — rozkazał ojciec. Zawahali się. — Natychmiast, bo strzelamy — przynaglił.

Położyli się. Wówczas skrępowano im ręce i nogi, usta zatkano szmatami, siedzących przywiązano do drzew.

— A teraz na wozy i co tchu — rozkazał ojciec.

Pędzono, ile mocy w biednych, wyczerpanych koniach.

— Tylki dwadżeszcza wiorsty do granicy, tylki dwadżeszcza — zachęcająco przynaglał Aron i wraz z resztą mężczyzn coraz to zeskakiwał z wozu, i biegł za nim, by koniom ulżyć ciężaru.

Byle prędzej, byle prędzej.

— Papo, a temu żołnierzowi co nas ostrzegł, tośmy nawet nie podziękowali — powiedział Tom, gdy ujechano już kawał drogi i minęło pierwsze wrażenie.

— Gdybyśmy podziękowali, to za kilka godzin, gdy znajdą ich inni i oswobodzą, rozstrzelaliby go towarzysze bez litości.

— Po co ich wielmożny pan nie pozabijoł aj waj, po co? — zajęczał nagle Aron, dźwigając się z lepkiego błota.

Pan Charlęski popatrzał na niego i uśmiechnął się z politowaniem.

*

Świtało.

Wznosił się blady i zimny, czysty świt marcowy. Silny przymrozek trzymał ziemię, że skrzypiała twardo pod kołami wozów.

Pola, ogromne i faliste, pola ziemi czarnej i bujnych ozimin, szarobrunatnych ugorów — słały się jak okiem sięgnąć. A nad nimi niebo czyste, blade i nieruchome.

Z daleka, z tej drogi polnej, po której wlokły się wozy tułacze, widać było szosę równą i białą, wzniesioną nad poziom pól i ujętą w dwie wstęgi zielonych rowów.

Całą drogę tłukły się wozy po wertepach, moczarach i dołach, po drogach jakichś krętych, wąskich, nieużytych. Całą noc, noga za nogą wleczono się po krainach leśnych, aż przed świtem wytoczyły się umęczone wozy między pola ogromne i gładkie.

Już i sam Aron nie wiedział, co to za strony i czy bezpieczne od wrogiej władzy. Jęczał z cicha i raz wraz, to na tę, to na ową stronę poglądał. Ale daremnie. Nic, nic nie widział.

Właściwie już nikt nie miał sił tym się troskać i niepokoić. Wszyscy spali, skuleni bezradnie w głębi wozów, zmieniając się tylko przy koniach. Jechano noga za nogą, przystając i ciągnąc dalej, przed siebie, byle gdzie.

Słońce wytoczyło się zza widnokręgu czerwone i zrobiło się na chwilę niby ciemniej. Szron na ziemi roziskrzył się jarząco.

I tam właśnie, po szosie białej, wyzłoceni promieniami wstającego słońca — jechali żołnierze. Szwadron. Jechali stępa, a parskanie koni dolatywało aż do drogi, po której ciągnęły wozy.

Olek, który powoził w owej chwili na pierwszym wozie — zatrzymał konie.

Zza pleców jego Nik wysunął rozczochraną głowę i obaj chłopcy patrzyli z natężeniem i trwogą.

— Nic nie widać... nie wiadomo — rzekł zdławionym głosem Nik.

— Aha... nie widać... Bo ja wiem! — wyjąkał Olek.

Szwadron już minął zakryte krzakami wozy i odjeżdżał drogą.

I nagle... i nagle...

— Wojenko, wojenko 
Cóżeś to za pani, 
Że za tobą giną, że za tobą giną 
Chłopcy malowani, 
Że za tobą giną... 
 

Szwadron odjechał w skok, a na wozach wszyscy płakali.

Zatrzymano się na pierwszy popas na polskiej ziemi. Wyskakiwano z wozów, otrząsając z siebie znużenie śmiertelne i głuchy smutek, nędzę miesięcy tylu. Żwawo chłopcy skoczyli po drzewo do ogniska, tnąc krzaki znad rowu. Śmiejąc się, aż krzycząc z radości, Marta i Ania wyciągały z worków resztki jadła.

Nik i Tom ruszyli na poszukiwanie wody. Zdawało im się, że po drugiej stronie szosy widzą coś w rodzaju strumienia.

Rzeczywiście był to strumień. Nabrali pełne wiadra i przysiedli na moment u rzeczki.

— Ona jest zupełnie taka sama, ta ziemia — powiedział nagle Tom, biorąc do ręki wilgotną, czarną grudę.

— Ja kto jest taka sama! — oburzył się Nik — przecież jest polska!

— Tak — zgodził się spokojnie Tom — a mimo to jest taka sama. Czarna i pachnąca.

I wrócili do ogniska, gdzie zgromadzili się wszyscy, grzejąc się i prostując obolałe, do cna zmitrężone członki.

Z dala od wszystkich, na wale szosy, z nogami spuszczonymi do rowu Nik spostrzegł siedzącego Olka.

Coś go zastanowiło w bezwładnej postaci tak szczęśliwego przed chwilą brata.

Podszedł do niego i wówczas zobaczył, że Olek z głową wzniesioną i szeroko otwartymi oczami — płakał.

Ogromne łzy jak grochy staczały mu się po policzkach, a z głębi piersi, gdzieś aż z wnętrzności wyrywał się szloch, którego nie chciały przepuścić zacięte wrogo usta.

Nik stanął tuż przy bracie, ale nic nie powiedział. Podniósł głowę i także popatrzał na wschód zalany słońcem, tonący w srebrnej mgiełce.

Olek przestał płakać, chwilę zmagał się ze sobą, aż powiedział zachrypniętym, rwącym się głosem:

— Już po Niżpolu... popiołu nie zostało... i ziemię kto będzie orał?... I oni wszyscy jej nienawidzą, choć rozszarpali. A my... nie mamy już domu.

Nik westchnął głęboko z dna serca. A potem raz jeszcze zaczerpnął powietrza pełną piersią. Ożywczy, ostry zapach, wiosennych pól.

Wtenczas rzekł spokojnie i mocno:

Mamy teraz OJCZYZNĘ. To jest więcej, niż dom.

Przypisy:

1. Połąga (lit. Palanga) — miasto na zachodzie Litwy, położone nad Morzem Bałtyckim, znany kurort nadmorski. [przypis edytorski]

2. nie lzia (z ros.) — nie wolno. [przypis edytorski]

3. Memel — Kłajpeda; miasto na wybrzeżu Morza Bałtyckiego, dziś w zach. części Litwy, w okresie przed I wojną światową wraz z Prusami miasto włączone było do zjednoczonych w l. 1866–1871 Niemiec (II Rzeszy). [przypis edytorski]

4. Moskale (pot., pogard.) — Rosjanie. [przypis edytorski]

5. Libawa — Lipawa miasto na Łotwie, w Kurlandii, nad Morzem Bałtyckim, po trzecim rozbiorze Polski i upadku księstwa Kurlandii przyłączona do Cesarstwa Rosyjskiego, stała się jednym z najważniejszych portów rosyjskich i węzłem komunikacyjnym (kolejowym); podczas I wojny światowej Lipawa była okupowana przez Niemcy. [przypis edytorski]

6. popasać — robić postój w podróży, szczególnie konno (na takim postoju konie dostają paszę). [przypis edytorski]

7. Teutoni — tu przen.: Niemcy. [przypis edytorski]

8. marka — tu: znaczek pocztowy. [przypis edytorski]

9. budka — kapelusz ze sporym daszkiem osłaniającym twarz. [przypis edytorski]

10. inaczej (...) jak — dziś popr.: inaczej niż. [przypis edytorski]

11. labradorowy — zrobiony z labradoru a. labradorytu; labrador: minerał, jeden z krzemianów, charakteryzujący się mieniącą się barwą (zjawisko irydyzacji), niebieskawą, zielonawą a. różowawą, którego złoża odkryto w XVIII w. na półwyspie Labrador (stąd nazwa), labrador jest składnikiem skał magmowych zw. labradorytami; w budownictwie używa się tafli oszlifowanego labradorytu do ozdobnego wykładania wybranych powierzchni np. kolumn. [przypis edytorski]

12. cretinis forestis — żartobliwy twór słowny udający nazwę łacińską przez zastosowanie odpowiednich końcówek wyrazów, a oznaczający „kretyn leśny”. [przypis edytorski]

13. a deż win, a deż win podiłsia (ukr.) — a gdzież on, a gdzież on się podział. [przypis edytorski]

14. uradnik — posterunkowy. [przypis edytorski]

15. dokumenta — dziś popr. forma lm: dokumenty. [przypis edytorski]

16. kozacy — tu: konny oddział ros. wojska. [przypis edytorski]

17. projekta — dziś popr. forma lm: projekty. [przypis edytorski]

18. las na Hajwie ciągle jeszcze był w rękach rządu — sprawa opisana w poprzedniej części powieści, p.t. Skarby. [przypis edytorski]

19. krzyknęła razem Marta i Tom — dziś popr.: krzyknęli razem (...). [przypis edytorski]

20. udrać (z ros.) — czmychnąć; uciec. [przypis edytorski]

21. nie mówił ja — ros. szyk zdania. [przypis edytorski]

22. szpion — szpieg. [przypis edytorski]

23. Helsingfors — Helsinki, szwedzka nazwa stolicy Finlandii. [przypis edytorski]

24. wzywane jako rzeczoznawcy Marta i panna Maria udzielały (...) — dziś popr.: (...) jako rzeczoznawczynie (...). [przypis edytorski]

25. makutra — gliniane naczynie do ucierania maku. [przypis edytorski]

26. dacha — obszerne, sięgające do kostek futro a. futrzana peleryna z dużym kołnierzem, nakładane zimą na wierzch na inne ubrania. [przypis edytorski]

27. Mademoiselle Lucette, voici notre voisin, monsieur (fr.) — panno Lucette, oto nasz sąsiad, pan [Górski]. [przypis edytorski]

28. a la gier, kom a la gier (zniekształcone fr. à la guerre comme à la guerre) — jak to na wojnie. [przypis edytorski]

29. A wot i nyma wże nimciw w Żytomire (z ukr.) — No i już nie ma Niemców w Żytomierzu. [przypis edytorski]

30. Nyma nykoho, teper nam bude panowanje (z ukr.) — Nie ma nikogo, teraz my będziemy panować. [przypis edytorski]

31. A wam, koneć (z ukr.) — A z wami koniec. [przypis edytorski]

32. czaj (z ros.) — herbata. [przypis edytorski]

33. Wy zacziem zdieś (ros.) — co wy tu robicie. [przypis edytorski]

34. gieroj (ros.) — bohater; tu: zuch. [przypis edytorski]

35. sowsiem (ros.) — zupełnie, całkiem. [przypis edytorski]

36. batka (ros.) — ojciec. [przypis edytorski]

37. czerezwyczajka (z ros.) — policja polityczna w Związku Radzieckim. [przypis edytorski]

38. ili (ros.) — czy. [przypis edytorski]

Wesprzyj Wolne Lektury!

Wolne Lektury to projekt fundacji Nowoczesna Polska – organizacji pożytku publicznego działającej na rzecz wolności korzystania z dóbr kultury.

Co roku do domeny publicznej przechodzi twórczość kolejnych autorów. Dzięki Twojemu wsparciu będziemy je mogli udostępnić wszystkim bezpłatnie.

Jak możesz pomóc?

1 ... 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18
Idź do strony:

Darmowe książki «Pożegnanie domu - Zofia Żurakowska (jak czytać książki przez internet .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz