Darmowe ebooki » Powieść » Chłopi - Władysław Stanisław Reymont (jak czytać książki przez internet TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Chłopi - Władysław Stanisław Reymont (jak czytać książki przez internet TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Władysław Stanisław Reymont



1 ... 143 144 145 146 147 148 149 150 151 ... 168
Idź do strony:
za sobą, dał się bez oporu, z pokorą...

Jagusia szła za nimi jakby urzeczona, gdy naraz organiścina podniesła3057 z drogi kamień i cisnęła w nią ze straszną zawziętością.

— Poszła precz! A do budy, ty suko! — zakrzyczała wzgardliwie.

Jagusia obejrzała się dokoła, całkiem nie miarkując, o kogo tamtej chodzi, ale gdy jej zniknęli z oczów, długo się plątała po drogach, a potem, gdy w chałupie poszli spać, siedziała pod ścianą do białego rana.

Godziny szły za godzinami, piały kokoty3058, rżały konie przy wozach nad stawem, robił się świt, wieś zaczynała wstawać, brali wodę ze stawu, wypędzali bydło na pastwiska, kto już wychodził na robotę, gdzie już trajkotały kobiety, kajś3059 dzieci popłakiwały matyjaśnie3060, a ona wciąż siedziała na jednym miejscu i z otwartymi oczami śniła na jawie o Jasiu — że cosik z nim rozmawia, że patrzą na się tak z bliska, jaże3061 ją ogarniały słodkie ognie, że idą kajś i śpiewają coś takiego, czego nie poredziła3062 sobie przypomnieć — i tak cięgiem3063 jedno w kółko.

Matka zbudziła ją z tych cudnych zwidzeń, a głównie Hanka, która przyszła już przyszykowana do drogi i chociaż nieśmiało, pierwsza wyciągnęła rękę na zgodę.

— Do Częstochowy idę, to mi darujecie, com ta przeciw waju3064 zgrzeszyła...

— Bóg zapłać za dobre słowa, ale co krzywda, to krzywda! — mruknęła stara.

— Nie ruchajmy3065 tego! Proszę was ze szczerego serca, byście mi odpuściły.

— Złości już do was w sercu nie chowam — westchnęła ciężko Dominikowa.

— Ani ja! chociem niemało przecierpiała! — wyrzekła poważnie Jagusia i posłyszawszy sygnaturkę poszła się przybierać do kościoła.

— Wiecie, a to Jasio organistów idzie z kompanią — ozwała się po chwili Hanka.

Jagusia posłyszawszy nowinę wypadła z chałupy na pół ubrana.

— Co ino sama organiścina mi powiedziała, jako koniecznie naparł się iść do Częstochowy! Raźniej będzie nama3066 wędrować z księżykiem i honorniej! Ostajta3067 z Bogiem. — Pożegnała się przyjacielsko i poszła do kościoła rozpowiadając po drodze nowinę, juści, co się jej dziwowali, tylko Jagustynka pokręciła głową i rzekła cicho:

— W tym coś jest! Już on ta z dobrej woli nie idzie, nie...

Ale nie pora była na dłuższe wywody, bo z pół wsi zebrało się w kościele i ksiądz już wychodził z wotywą, odprawianą na intencję pielgrzymki.

Jasio służył do mszy jak co dnia, jeno3068 dzisia3069 twarz miał cosik3070 bledszą i dziwnie zbolałą, zaś oczy podsiniałe i jeszcze szkliste od łez, że jakoby we mgłach majaczył mu cały kościół, Tereska, leżąca krzyżem przez całe nabożeństwo, wystrachane oczy Jagusi, matka, siedząca w dworskiej ławce, i te przystępujące do komunii wędrowniki — jak przez mgłę widział, przez te łzy zaledwie powstrzymywane, przez żałość szarpiącą mu serce i przez ten śmiertelny smutek.

Proboszcz od ołtarza żegnał odchodzących, a kiej3071 się wywalili przed kościół, skropił ich wodą święconą i pobłogosławił, podnieśli zaraz chorągiew, krzyż błyszczał na czele, ktosik3072 zaśpiewał i kompania ruszyła w daleką drogę.

Z Lipiec szły: Hanka, Marysia Balcerkówna, Kłębowa z córką, Grzela z krzywą gębą, Tereska z mężem, które się ochfiarowały3073 przez całą drogę nie brać do ust nic gorącego, i parę komornic, ale wraz z ludźmi z drugich wsi zebrało się ze sto narodu.

Odprowadzała ich cała wieś, zaś wozy zawalone tobołami szły na zajdach3074. Ale mimo wczesnej godziny upał się już wzmagał, słońce ślepiło oczy i kurz podnosił się tumanami, że szli jakby w tych szarych, duszących obłokach.

Jagusia szła z matką i z drugimi, była strasznie zmizerowana, trzęsła się w sobie z żałości, a łykając gorzkie, sieroce łzy patrzyła w Jasia kieby3075 w to słońce, juści3076, co3077 z dala, bo organiścina z dziećmi nie opuszczała go ani na chwilę, że nie było sposobu przemówić do niego ni nawet stanąć mu w oczach.

Mateusz mówił cosik3078 do niej, to matka, to drugie, cóż, kiej3079 tylko jedno wiedziała, że Jasio na zawsze odchodzi, że już go nigdy nie zobaczy, przenigdy.

Pod figurą na Podlesiu pożegnali kompanię, która zaraz pociągnęła dalej, wśród śpiewań oddalając się coraz barzej3080, aż i zginęła całkiem z oczów, a tylko kajś3081 w rozsłonecznionych dalach, nad drogami, podnosiły się kłęby kurzawy.

— Laczego? laczego? — jęczała wlekąc się niby trup za powracającymi do wsi.

— Padnę i zamrę! — myślała czując w sobie jakby poczynanie się śmierci, szła coraz wolniej i ciężej, wyzbyta ze sił skwarem, zmęczeniem i tą straszną udręką.

— I cóż ja teraz pocznę, co? — pytała, zapatrzona w ten dzień dziwnie pusty i boleśnie ślepiący.

Czekała z upragnieniem nocy i cichości, ale i noc nie przyniesła3082 jej folgi3083 ni ukoju3084, tłukła się do samego świtania kole3085 chałupy, szła na drogi, poleciała nawet na Podlesie pod figurę, kaj3086 ostatni raz widziała Jasia, i zapiekłymi od męki oczami szukała na szerokiej, piaszczystej drodze jakby śladów jego kroków, choćby cienia po nim, choćby tej grudki ziemi tkniętej przez niego.

Nie było, nie było la3087 niej nic i nikaj3088, nie było już zmiłowania i poratunku.

Zabrakło jej w końcu nawet łez, zabite smutkiem i rozpaczą oczy świeciły kiej3089 studnie niezgłębionej boleści.

A tylko niekiej3090, przy pacierzu, zrywała się ze spiekłych warg żałosna skarga.

— I za co to wszystko, mój Boże, za co?

XIII

U Dominikowej zrobiło się już zgoła nie do wytrzymania, Jagusia bowiem łaziła kiej3091 nieprzytomna i o bożym świecie niewiedząca, Jędrzych też jeno3092 zbywał roboty, coraz częściej przesiadując u Szymków, a w gospodarstwie czynił się taki upadek i opuszczenie, że nieraz niewydojone krowy pędzili na paśniki, świnie kwiczały z głodu i konie obgryzały drabiny rżąc przy pustych żłobach, boć stara nie poredziła3093 zaradzić wszystkiemu, jeszczek3094 ona utykała o kiju, z przewiązanymi oczami, na pół ślepa, to i nie dziwota, co głowa jej pękała od turbacji3095.

Bo i jakże: gnój pod pszenicę wysychał w polu, a nie miał go kto przyorać, len się już prosił o wyrywanie, ziemniaki zdałoby się jeszcze raz opleć i osypać, brakowało drew na opał, porządek3096 gospodarski niszczał, żniwa były za pasem, roboty starczyło choćby i na dziesięć rąk, a tu szło, kieby3097 kto w nosie podłubywał. Przynajęła nawet komornicę, sama też zabiegała, jak mogła, i dzieci pędziła do roboty, ale Jagusia była jakby głucha na wszyćkie3098 prośby i przekładania, zaś Jędrzych na jakąś pogrozę odburknął hardo:

— Bo ciepnę3099 wszyćko i pójdę se3100 we świat! Wypędziliście Szymka, to sobie tera3101 sami róbcie! Jemu ta nie cni się3102 za wami, chałupę ma, grosz ma, kobietę ma, krowę ma i gospodarz całą gębą. — Pyskował przemyślnie, trzymając się z dala.

— Juści3103, co3104 ten zbój poredził3105 zaradnie wszystkiemu! — westchnęła ciężko.

— A bogać, że uredzi wszyćkiemu, nawet Nastusia się dziwuje!

— Trza3106 by kogo przynająć abo i zgodzić3107 parobka... — myślała głośno.

Jędrzych podrapał się i rzekł nieśmiało:

— Hale, szukać obcego, kiej Szymek gotowy... żeby mu ino3108 rzec to słowo...

— Głupiś! Nie wyciągaj szyją, kiej do cię nie piją! — warknęła i srodze się tym zgryzła, że tak czy owak, a trza będzie ustąpić i jakąś zgodę z nim zrobić.

Jednak najbarzej3109 martwiła się o Jagusię, na darmo bowiem próbowała się wywiedzieć, co jej jest. Jędrzych też nie wiedział, a kum3110 nie śmiała się wypytywać, bych3111 za wiele nie dołożyły. Przez całe te trzy dni po wyjściu kompanii do Częstochowy, błąkała się w przeróżnych domysłach kieby3112 w tej uprzykrzonej ćmie, jaż3113 dopiero w sobotę po południu doprowadzona już do ostatka wzięła sielnego3114 kaczora pod pachę i poszła na plebanię.

Wróciła nad wieczorem zburzona, kiej3115 ta noc jesienna, spłakana i ciężko wzdychająca, nie odzywała się do nikogo, aż po kolacji, kiej ostała sama z Jagusią, przywarła drzwi do sieni i rzekła:

— A wiesz, co rozpowiadają o tobie i Jasiu?

— Nie ciekawam plotów! — odrzekła niechętnie, podnosząc zgorączkowane oczy.

— Ciekawaś czy nie, a powinnaś wiedzieć, że przed ludźmi nic się nie uchowa! A kto cicho robi, o tym głośno mówią! A o tobie wygadują, że niech Bóg broni!

Rozpowiedziała szeroko, czego się dowiedziała od proboszcza i organistów.

— Zaraz w nocy zrobiły nad nim sąd, organista zerżnął mu skórę, ksiądz swoje cybuchem dołożył i bych3116 ustrzec przed tobą, wyprawili go do Częstochowy. Słyszysz to? Pomiarkujże, coś narobiła! — krzyknęła groźnie.

— Jezus Maria! Biły go! Jasia biły! — zerwała się gotowa lecieć na jego obronę, ale jeno3117 zakrzyczała przez zaciśnięte zęby:

— A żeby im kulasy3118 poodpadały, żeby ich nie oszczędziła zaraza! — I zapłakała, z zaczerwienionych oczów polały się strugi gorzkich łez, a wszystkie rany duszy spłynęły jakby tą żywą, serdeczną krwią.

Ale Dominikowa nie bacząc na to jęła3119 ją bić, niby kijem, przypominkami wszystkich przewin i grzechów, nie darowała ani jednego, wypominając, co ją tylko żarło od dawien dawna i nad czym srodze bolała.

— To musi się już raz skończyć, rozumiesz! Tak ci już dalej żyć nie sposób! — krzyczała coraz zawzięciej, chociaż palące łzy ciekły jej spod szmat przewiązujących oczy. — Żeby cię mieli za najgorszą, żeby cię już wytykali palcami! Taki wstyd na moje stare lata, taki wstyd, mój Jezu — jęczała rozpaczliwie.

— I wyście pono za młodu byli nie lepsi! — trzasnęła ją złym słowem.

Stara tak się zaniesła gniewem, że ledwie już wybełkotała:

— Choćby świętemu, a nie przepuszczą!

Nie śmiała już się więcej pastwić nad nią, zaś Jagusia wzięła się prasować jakieś fryzki na jutro; wieczór szedł wiejny, szumiały drzewa, po niebie, zawalonym drobnymi chmurami, leciał księżyc, kajś3120 na wsi śpiewały dzieuchy3121, a jakieś skrzypki rzępoliły drygliwą wielce nutą.

Przed oknami rozległ się głos przechodzącej wójtowej:

— Jak wczoraj pojechał do kancelarii, tak i przepadł...

— Pojechał z pisarzem do powiatu jeszcze wczoraj na noc. Powiadał sołtys, jako3122 wezwał ich do siebie naczelnik — odpowiadał Mateusz.

Gdy przeszli, stara odezwała się znowu, ale już łagodniej:

— Czemu to przepędziłaś z chałupy Mateusza?

— Bo mi obmierzł i po co tu będzie wysiadywał! nie szukam se chłopa!

— Czas by ci już było obejrzeć się za którym, czas! Zaraz by i ludzie przestali cię napastować! Choćby i Mateusz, też nie do pogardzenia, chłop zmyślny, poczciwy...

Długo się nad nim rozwodziła i wielce zachętliwie, ale Jagusia się nie odezwała ani słóweczkiem, zajęta robotą i swoimi strapieniami, że stara dała spokój i wzięła się do różańca. Na dworze pocichły już głosy, tylko drzewiny szarpały się z wiatrem i młyn turkotał, noc była późna, księżyc jakby całkiem zatonął w zwałach, że jeno kajś niekaj3123 świeciły obrzeża chmur i wydzierały się snopy brzasków.

— Jaguś, trza ci jutro do spowiedzi. Lżej ci będzie, jak zbędziesz się grzechów.

— Co mi tam, nie pójdę!

— Nie chcesz do spowiedzi! — Aż głos jej schrypnął ze zgrozy.

— A nie. Ksiądz do kary to skory, ale z pomocą to się nikomu nie pokwapi...

— Cicho, żeby cię Pan Jezus nie skarał za takie grzeszne gadanie! A ja ci mówię, do spowiedzi idź, pokutuj i Boga proś, to ci się jeszcze wszystko przemieni na dobre.

— A mało to mam pokuty, co? A cóżem to zgrzeszyła? Za co? To pewnie za moje kochanie i za moje cierpienia taka mnie spotyka nadgroda3124, co? Że już co najgorsze we świecie, to mnie spotkało! — skarżyła się żałośnie.

Nie przeczuwała nawet biedula, że spadnie na nią jeszcze cosik3125 gorsze i bardziej niespodziane, i bardziej niesprawiedliwe.

Nazajutrz bowiem, w niedzielę, przed sumą gruchnęła po wsi wieść, zgoła niepodobna do wiary, że wójta aresztowali za brak pieniędzy w kasie gminnej.

Nie sposób było zrazu uwierzyć, i chociaż prawie z każdą godziną ktosik3126 przylatywał z nową i coraz gorszą przykładką, jeszcze nie brali tego zbytnio do serca.

— Próżniaki wymyślą se co niebądź i roztrząsają se3127 la3128 zabawy! — mówili poważniejsi.

Ale uwierzono, gdy kowal wrócił z miasta i wszystko co do słowa potwierdził, a Jankiel w południe powiedział do całej gromady:

— Wszystko prawda! W kasie brakuje pięć tysięcy, zabierą3129 mu za to całą gospodarkę, a jak będzie jeszcze mało, Lipce muszą za niego dopłacić!

Wzburzyło to wszystkich, że niech Bóg broni, jakże, bieda wszędy3130 jaże3131

1 ... 143 144 145 146 147 148 149 150 151 ... 168
Idź do strony:

Darmowe książki «Chłopi - Władysław Stanisław Reymont (jak czytać książki przez internet TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz