Chłopi - Władysław Stanisław Reymont (jak czytać książki przez internet TXT) 📖
Powieść Władysława Reymonta, za którą otrzymał Nagrodę Nobla w 1924 roku, publikowana w tomach między 1904 a 1909 rokiem. To utwór przedstawiający losy społeczności zamieszkałej we wsi Lipce.
Fabuła powieści obejmuje 10 miesięcy i opisuje losy Macieja Boryny, jego rodziny i innych mieszkańców Lipiec. Ukazuje zarówno problemy społeczne, z którymi spotykają się chłopi, jak i przedstawia ich codzienność, święta oraz tradycje, życie uzależnione od pór roku i pogody, wpisuje także chłopów w tradycję historyczną, a także skupia się na indywidualnych przeżyciach. Chłopi to wnikliwe studium nad rzeczywistością chłopską, powieść panoramiczna, realizująca założenia nautralizmu i realizmu.
- Autor: Władysław Stanisław Reymont
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Chłopi - Władysław Stanisław Reymont (jak czytać książki przez internet TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Władysław Stanisław Reymont
— Że chcę prawdy i sprawiedliwości la2775 narodu! — ozwał się uroczyście.
— Każdemu jest na świecie źle, ale już najgorzej sprawiedliwemu.
— Nie martw się, Grzela, przemieni się jeszcze na dobre, przemieni...
— Tak se i miarkuję, bo ciężko by pomyśleć, że wszystkie zabiegi na darmo.
— Czekaj tatka latka, jak kobyłę wilcy zjedzą! — westchnął Antek, wpatrzony w cienie, kaj2776 mu bielała Jagusina gębusia.
— Powiadam wam, że kto chwasty wyrywa i posiewa dobrym ziarnem, ten zbierał będzie w czas żniwny!
— A jak nie obrodzi? Przeciek2777 i to się przygodzi2778, nie?
— Tak, ale każdy sieje z wiarą, że w dwójnasób mu zaplonuje.
— Juści, chciałby się to kto mozolić na darmo!
Zadumali się głęboko nad tymi rzeczami.
Wiater powiał, zaszeleściły nad nimi brzozy, zaszumiał głucho bór i polami poszedł chrzęstliwy szmer zbóż. Księżyc wypłynął i leciał po niebie, jakby ulicą białych chmur postożonych2779 rzędami, drzewa rzuciły cienie przesiane światłem, lelki cichym, krętym lotem przewijały się nad ich głowami, a jakiś smutek przejmował serca.
Jagusia zapłakała cichuśko, nie wiadomo laczego2780.
— Co ci to, co? — pytał dobrotliwie Rocho gładząc ją po głowie.
— A bo to wiem, markotno mi jakoś...
Ale i wszystkim było markotno i jakaś żałość rozpierała dusze, że siedzieli osowiali, powiędłymi oczami ogarniając Rocha, któren2781 się im teraz widział kiej2782 ten święty Pański. Siedział pod krzyżem, z którego ciężko obwisły Chrystus jakby błogosławił okrwawionymi ręcami2783 jego siwej, umęczonej głowie, on zaś jął mówić głosem pełnym dufności:
— A o mnie się nie trwóżcie, kruszynam tylko, jedno źdźbło z bujnego pola, wezmą mię i zagubią, to i cóż, kiedy takich zostanie jeszcze wiela i każden tak samo gotów dać żywot dla sprawy... A przyjdzie pora, że jawi się ich tysiące, przyjdą z miast, przyjdą z chałup, przyjdą ze dworów i tym ciągiem nieprzerwanym położą głowy swoje, dadzą krew swoją i padną jeden za drugim, stożąc2784 się jak te kamienie, aż póki się z nich nie wyniesie ów święty, utęskniony Kościół... A mówię wam, że stanie i trwał będzie po wiek wieków, i już go żadna zła moc nie przezwycięży, bo wyrośnie z ochfiarnej2785 krwie2786 i miłowania...
I opowiadał szeroko, jak to ni jedna kropla krwi, ni łza jedna, ni żaden wysiłek nie przepada na darmo, jak to ciągiem, kieby2787 te zboża na ziemi nawożonej, rodzą się nowe brońce, nowe siły, nowe ochfiary, aż nadejdzie ów dzień święty, dzień zmartwychwstania, dzień prawdy i sprawiedliwości la całego narodu...
Mówił gorąco, a chwilami tak górnie2788, że nie sposób było wyrozumieć wszystkiego, ale przejął, ich święty ogień, serca sprężyły się uniesieniem i taką wiarą, mocą i pragnieniem, jaże2789 Antek zawołał:
— Jezu... prowadźcie jeno... a choćby na śmierć pódę2790, pódę...
— Wszystkie pójdziemy, a co stanie na zawadzie — stratujem!
— A kto się nam sprzeciwi, kto nas przemoże2791? Niech jeno2792 spróbuje...
Wybuchnęli jeden po drugim, a coraz zapamiętalej, aż musiał ich przyciszać i przysunąwszy się jeszcze bliżej zaczął nauczać, jaki to będzie ów dzień upragniony i co im trzeba robić, aby go przyśpieszyć...
Mówił tak ważkie i zgoła niespodziane rzeczy, że słuchali z zapartym tchem, z trwogą i radością zarazem, przyjmując każde jego słowo z dreszczem wiary serdecznej, jakoby tę komunię przenajświętszą... Niebo im bowiem otwierał, raje pokazywał, że dusze im poklękały w zachwyceniu, oczy widziały cudności niewypowiedziane, a serca się pasły janielskim2793, przesłodkim śpiewaniem nadziei...
— We waszej to mocy, aby się tak stało! — zakończył niemało już utrudzony. Księżyc schował się za chmurę, poszarzało niebo i zmętniały pola, bór cosik2794 zagadał z cicha i trwożnie zachrzęściły zboża, i kajś od wsi dalekich niesły2795 się psie naszczekiwania, oni zaś siedzieli niemi, dziwnie cisi, jeszcze zasłuchani, a jakby opici jego słowami i tak jakoś uroczyści jakby po wielkiej przysiędze.
— Czas mi już odejść! — rzekł powstając i brał każdego w ramiona, ściskał i całował na pożegnanie. Dziw się nie popłakali z żalu, on zaś przyklęknął, odmówił krótką modlitwę i padł na twarz, i zapłakał obejmując ziemię rękami kieby2796 tę mać2797 żegnaną na zawsze.
Jagusia jaże2798 się zaniesła szlochaniem, chłopy ukradkiem wycierali oczy.
I zaraz się rozeszli.
Do wsi wracał tylko Antek z Jagusią, tamci zaś przepadli kajś2799 pod borem.
— A nie mówże przed nikim o tym, coś słyszała! — rzekł po długiej chwili.
— Czy to ja latam z nowinami po chałupach! — warknęła gniewnie.
— A już niech Bóg broni, żeby się wójt dowiedział — upominał surowo.
Nie odrzekła, przyśpieszając jeno kroku, ale nie dał się wyprzedzić, trzymał się pobok zazierając raz po raz w jej twarz zapłakaną i gniewną...
Księżyc znowu zaświecił i wisiał prosto nad drogą, że szli jakoby tą srebrzystą miedzą obrzeżoną pokrętnymi cieniami drzew, naraz zadrgało mu serce, tęsknica wyciągnęła nienasycone ramiona, przysunął się ździebko, bliżej, tak blisko, że jeno2800 sięgnąć ręką i przyciągnąć ją do siebie, ale nie sięgnął, zbrakło mu bowiem śmiałości i powstrzymywało jej zawzięte, wzgardliwe milczenie, więc jeno rzekł z przekąsem:
— Tak lecisz, jakbyś chciała uciec przede mną...
— A bo prawda! Obaczy nas kto i gotowe nowe plotki.
— Albo ci spieszno do kogo drugiego!
— Juści, abo mi to nie wolno! Abom to nie wdowa!
— Widzę, co nie darmo powiadają, że kierujesz się na księżą gospodynię...
Porwała się jak wicher i łzy potrzęsły się jej z oczów rzęsistymi, palącymi strugami.
Już stronami, na piaskach i lżejszych gruntach wychodzono ze sierpem, już nawet kaj niekaj2801 po wyżniach2802 błyskały kosy, ale we wsiach, gdzie były mocniejsze ziemie, dopiero imano się2803 przygotowań i żniwa leda dzień miały się rozpoczynać.
Więc i w Lipcach, jakoś w parę dni po ucieczce Rocha, jęto2804 się ostro sposobić do żniwa, rychtowano2805 na gwałt drabiny i moczono we stawie wozy co barzej2806 rozeschnięte, oprzątano stodoły, że już stojały2807 wywarte2808 na przestrzał, gdzie w cieniach sadów wykręcano powrósła2809, zaś prawie pod każdą chałupą brząkały rozklepywane kosy, kobiety zwijały się przy pieczeniu chlebów i sposobieniu zapasów, a z tego wszystkiego zrobiło się tylachna2810 skrzętu2811 i rwetesów2812, że wieś wyglądała jakby przed jakimś wielkim świętem.
A że przy tym zjechało się z drugich wsi sporo narodu, to na drogach i pod młynem wrzało kieby2813 na jarmarku, głównie bowiem ściągali ze zbożem do mielenia, ale jakby na utrapienie, tak mało było wody, że robił tylko jeden ganek, a i to zaledwie się ruchając2814, czekali jednak cierpliwie swojej kolei, boć każden chciał zemleć jeszcze na żniwa.
Niemało też cisnęło się do młynarzowego domu kupować mąkę, kasze przeróżne, a nawet i po chleb gotowy.
Młynarz leżał chory, ale snadź2815 nic się nie działo bez jego przyzwoleństwa, gdyż krzyknął do żony siedzącej na dworze, pod wywartym2816 oknem:
— A rzepeckim nie dawaj ani za grosz, prowadzali swoje krowy do księżego byka, to niechże im proboszcz zaborguje2817 i co innego.
I nie pomogły żadne prośby ni skamłania, na darmo też wstawiała się za biedniejszymi, zaciął się i żadnemu, któren2818 ino2819 wodził krowę na plebanię, nie pozwolił zborgować ani pół kwarty mąki.
— Spodobał im się księży byk, to niech go sobie doją! — wykrzykiwał.
Młynarzowa, też jakoś kwękająca, spłakana i z obwiązaną twarzą, wzruszała ramionami, ale jak mogła, ukradkiem zborgowała niejednemu.
Nadeszła Kłębowa prosząc o pół ćwiartki jaglanej kaszy.
— Płacicie zaraz, to bierzcie, ale na bórg2820 nie dam ani ziarnka.
Zafrasowała się wielce, bo juści2821, że przyszła bez pieniędzy.
— Tomek z nim trzyma za jedno, to niechaj uprosi o kaszę.
Obraziła się i rzekła wyzywająco:
— Juści, co trzyma z księdzem i trzymał będzie, ale tutaj już więcej jego noga nie postoi.
— Mała szkoda, krótki żal! Spróbujcie mleć gdzie indziej.
Odeszła wielce skłopotana, bo w domu nie było już ani grosza, lecz natknąwszy się na kowalową, siedzącą pod zawartą2822 kuźnią, rozżaliła się przed nią i zapłakała na młynarza.
Ale kowalowa ozwała się2823 z prześmiechem:
— To wam jeno2824 rzeknę, co już niedługie to jego panowanie.
— Hale, a któż to da radę takiemu bogaczowi, kto?
— Jak mu wiatrak postawią pod bokiem, to mu i radę dadzą.
Kłębowa jaże2825 oczy wytrzeszczyła ze zdumienia.
— A mój wiatrak postawi. Co ino poszedł z Mateuszem do boru wybierać drzewo, na Podlesiu będą stawiać kole figury.
— Cie... Michał stawia wiatrak, śmierci bym się prędzej spodziała, no, no. Ale dobrze tak temu zdzierusowi, niech mu kałdun2826 spadnie.
Tak jej ulżyło, że śpieszniej szła ku domowi, ale dojrzawszy Hankę pierącą2827 pod chałupą wstąpiła podzielić się tą niespodzianą nowiną.
Antek majdrował cosik2828 kole2829 woza2830 i posłyszawszy rozmowę rzekł:
— Prawdę wam powiedziała Magda, kowal już kupił od dziedzica dwadzieścia morgów na Podlesiu, zaraz przy figurze, i tam wystawi wiatrak! Młynarz się wścieknie ze złości, ale niech mu rura zmięknie! Tak się już wszystkim dał we znaki, że nikto go nie pożałuje.
— Nie wiecie to niczego o Rochu?
— Nic a nic — odwrócił się od niej jakoś spiesznie.
— To dziwne, trzeci dzień i nie wiada2831, co się z nim wyrabia.
— Przeciek2832 nieraz już tak bywało, że poszedł kajś2833, a potem znowu się zjawił.
— Któż to od was idzie do Częstochowy? — zagadnęła Hanka.
— A idzie moja Jewka z Maciusiem. Latoś2834 mało wiela2835 się ze wsi wybiera.
— I ja pójdę, właśnie przepieram na drogę co lżejsze szmaty.
— Ale pono2836 z drugich wsi to sporo się szykuje.
— Sposobną porę se2837 wybrały, na największą robotę — mruknął Antek, ale żonie się nie przeciwił wiedząc od dawna, na jaką to intencję się ochfiarowała2838.
Zaczęły se rozpowiadać różnoście2839, gdy wpadła Jagustynka.
— Wiecie — wrzeszczała — a to może przed godziną przyszedł z wojska Jasiek!
— Tereski chłop! A dyć2840 powiadała, co2841 wraca dopiero na kopania.
— Co inom go widziała, galancie koło niego i okrutnie stęskniony do swoich.
— Dobry był chłop, ale zawzięty. Tereska doma2842?
— Rwie len u proboszcza i jeszcze nie wie, co ją w domu czeka.
— Znowu zakotłuje się w Lipcach, przeciek2843 mu zarno2844 powiedzą!
Antek słuchał uważnie, gdyż mocno go zajęła nowina, lecz się nie odzywał, zaś Hanka z Kłębową szczerze ubolewając nad Tereską jęły przewidywać najgorsze la2845 niej rzeczy, aż im przerwała Jagustynka:
— Psu na budę taka sprawiedliwość! Hale, pójdzie se2846 taki ciołek2847 na całe roki2848 we świat, kobietę ostawi samą, a potem, jak się niebodze co przygodzi2849, to gotów ją choćby zakatrupić! A wszystkie też bij zabij na nią! Kajże2850 ta sprawiedliwość! Chłop to se może używać jak na psim weselu i nikto2851 mu za to nie rzeknie nawet marnego słowa! Do cna2852 głupie urządzenie na świecie! Jakże, to kobieta nie żywy człowiek, to z drewna wystrugana czy co? Ale kiej2853 już musi odpowiadać, to niechże i gach2854 zarówno płaci, przeciek2855 pospólnie2856 grzeszyli. Czemuż to jemu tylko uciecha, a la2857 niej samo płakanie, co?
— Moiściewy, tak już postanowione od wiek wieka, to i ostanie! — szepnęła Kłębowa.
— Ostanie, żeby się naród marnował, a zły cieszył, ale ja to bym postanowiła inaczej: wzion2858 któren2859 cudzą kobietę, to niechże se2860 ją ostawi na zawdy2861, a nie zechce, bo mu już nowa lepiej zasmakowała, kijem ścierwę i do kreminału2862!
Antek roześmiał się z jej zapalczywości, skoczyła ku niemu z wrzaskiem.
— La was to ino warte śmiechu, co? Zbóje zapowietrzone, każda wam najmilejsza, póki jej nie dostanieta! A potem jeszcze się przekpiwają!
— Wydzieracie się jak sroka na pluchę! — rzucił niechętnie.
Poleciała na wieś i przyszła dopiero nad wieczorem, ale srodze spłakana.
— Cóż się to waju2863 przygodziło2864? — spytała niespokojnie Hanka.
— A co,
Uwagi (0)