Don Kichot z La Manchy - Miguel de Cervantes Saavedra (biblioteka szkolna online .TXT) 📖
Alonso jest gorliwym czytelnikiem romansów rycerskich. Po wielu godzinach spędzonych na lekturze postanawia, że on również chciałby przeżyć tak wspaniałą przygodę.
Bohaterowie przeczytanych książek stają się dla niego wzorami do naśladowania. Postanawia wiec zmienić nazwisko na Don Kiszot, wybiera sobie damę serca, giermka, uznaje karczmę za swój zamek i na koniu wyrusza w świat, by pomagać potrzebującym i zdobywać honoru. Gdy jego przyjaciele dostrzegają, że popadł w obłęd, palą książki, które mogły wywołać w nim takie chęci, ale Don Kiszot już rozpoczyna swoje nowe życie jako błędny rycerz. Przygoda będzie obfitować w wiele interesujących, niebezpiecznych i niezwykłych zdarzeń — niekiedy ze względu na rozbudzoną wyobraźnię głównego bohatera…
Don Kiszot to najsłynniejsza powieść autorstwa Miguela Cervantesa oraz jedno z najważniejszych dzieł literatury hiszpańskiej. Została wydana po raz pierwszy w 1605 roku. Imię głównego bohatera przeszło do języka potocznego jako określenie osoby tracącej poczucie rzeczywistości w pogoni za wzniosłymi ideami i celami, które chce osiągnąć.
- Autor: Miguel de Cervantes Saavedra
- Epoka: Barok
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Don Kichot z La Manchy - Miguel de Cervantes Saavedra (biblioteka szkolna online .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Miguel de Cervantes Saavedra
Całe towarzystwo uśmiało się z dowcipkowań Sancha, który z drugim służącym położył Don Kichota w łóżku i dobrze go okrył, ażeby jeszcze obfitszy pot wyleczył go z utrudzenia.
Nazajutrz Don Antonio, zapytawszy się Don Kichota, czyby nie chciał widzieć doświadczenia z głową zaczarowaną, zaprowadził go z Sanchą do tajemniczego pokoju, gdzie już było dwóch szlachty z miasta, żona jego i owe dwie damy, z którymi bohater nasz tyle się nahasał. Don Antonio, zaryglowawszy drzwi, obeznał całe towarzystwo z dziwnym darem zaczarowanej głowy, prosił o tajemnicę, nadmieniając, że to dopiero pierwsze doświadczenie. Dwaj kawalerowie tylko w rzeczywisty sekret byli wtajemniczeni, ale mogli się i oni zadziwić, bo wszystko przewybornie było urządzone. Don Antonio, zbliżywszy się najpierwszy do tajemniczej głowy, zapytał jej cichym głosem, ale że wszyscy mogli słyszeć:
— Mocą daru, który posiadasz, powiedz mi, głowo, co myślę w tej chwili?
Głowa, nie poruszywszy ustami, głosem czystym i wyraźnym odpowiedziała:
— Nie wyrokuję o myślach.
Wszyscy się zadziwili, a kobiety przestraszyły, bo przy stole i w całym pokoju nie było nikogo, co by mógł odpowiedzieć, prócz samej głowy.
— Ilu nas tu? — zapytał jeszcze Don Antonio.
— Ty, twoja żona — odrzekła głowa — dwóch przyjaciół, dwie przyjaciółki, sławny rycerz Don Kichot z Manchy i giermek jego, Sancho Pansa.
Wszyscy się jeszcze bardziej zadziwili i wszyscy przelękli.
— Dość tego! — rzekł Don Antonio, odchodząc. — Na dowód, że mnie nie oszukał ten, co mi ją sprzedał za mądrą, mówiącą, cudowną i nieporównaną głowę, niech się kto inny przybliży i zapyta, co zechce.
Kobiety zazwyczaj są najciekawsze, jedna więc z owych tancerek zbliżyła się i zapytała:
— Powiedz mi, głowo, co robić, ażeby być bardzo piękną?
— Być bardzo rozsądną — odrzekła głowa.
— Nie pytam się więcej — odrzekła dama, ustępując miejsca towarzyszce, która zagadnęła:
— Chciałabym wiedzieć, umiejętna głowo, czy mój mąż kocha mnie?
— Uważaj jak żyje z tobą, a dowiesz się — odpowiedziała głowa.
— Bardzo trafna odpowiedź — rzekła dama — po uczynkach widzi się usposobienie serca.
Jeden z przyjaciół Don Antonia zapytał:
— Co ja za jeden?
— Wiesz o tym.
— Nie o to się pytam — rzekł szlachcic — chcę dowiedzieć się, czy mnie znasz?
— Znam cię bardzo dobrze — odrzekła głowa — jesteś Don Pedro Noriz.
— Dość mi na tym, cudowna głowo, widzę, że nic dla ciebie nie ma skrytego.
Drugi szlachcic zbliżył się, zapytując:
— Jaki ma zamiar najstarszy z moich synów?
— Powiedziałam już — odrzekła głowa — że nie wyrokuję o myślach, ale powiem ci, że syn twój myśli często, jak prędko cię pogrzebią.
— Znam go dobrze — odrzekł szlachcic — i nie pragnę więcej wiedzieć.
Żona Don Antonia zbliżyła się i rzekła do głowy:
— Nie wiem, o co się zapytać — oto chciałabym wiedzieć, czy długo będę żyła z kochanym moim mężem?
— Długo — brzmiała odpowiedź — bo dobre zdrowie i uczciwy sposób życia obiecują mu długie życie, które wielu skraca sobie rozpustą i nałogami.
Don Kichot zbliżył się z poważną swoją miną i głosem, radzącym się wyroczni, zapytał:
— Powiedz mi, ty, co tak dobrze odpowiadasz, czy to sen, czy prawda to, co napotkałem w jaskini Montesinos? Czy Sancho, mój giermek, da sobie baty, według obietnicy? Dulcynea da się odczarować?
— Co się tyczy jaskini — odparła głowa — o tym dużo mówić; przygoda ta jest na wpół snem, na wpół prawdą. Baty Sancha będą skuteczne i zaczarowanie Dulcynei skończy się.
— Więcej nie pragnę wiedzieć — rzekł Don Kichot — obym tylko mógł ujrzeć odczarowaną Dulcyneę, a pewnym będę zwycięstwa nad wszelkimi przygodami w życiu.
Sancho ostatni zagadnął głowę w tych słowach:
— Powiedz mi, głowo, czy nie będę jeszcze miał jakiego wielkorządztwa? Czy porzucę kiedy w życiu nędzne giermka rzemiosło, zobaczę żonę i dzieci?
Odpowiedziano mu:
— Będziesz rządził we własnym domu, jeśli powrócisz; zobaczysz się z żoną i dziećmi, jeśli ich zastaniesz, a kiedy przestaniesz służyć, przestaniesz być giermkiem.
— Do kata, nie trzeba być czarnoksiężnikiem — zawołał Sancho — na taką odpowiedź. To ja dobrze wiem o tym.
— A cóż chcesz, bydlę, ażeby ci powiedziano? zapytał Don Kichot. — Czy ci nie dość, że odpowiedzi głowy zgodne są z pytaniami?
— Jeśli pan każe, to dosyć — odparł Sancho — ale chciałbym, ażeby się jaśniej wytłumaczyła i więcej powiedziała.
Na tym się zakończyły pytania i odpowiedzi, ale zadziwienie towarzystwa nie skończyło się; wszyscy byli w uwielbieniu, oprócz przyjaciół Don Antonia, którzy znali tajemnicę. Cyd Hamed Benengeli, nie chcąc zbytecznie zaostrzać ciekawości czytelnika i obawiając się, ażeby nie myślał, iż jest magia w tak nadzwyczajnej rzeczy, tak ten szczegół wyjaśnia. Don Antonio, ciekawy z natury, kazał sporządzić tę głowę na wzór, który widział w Madrycie, ażeby się nacieszyć z niewiadomości ludzkiej. Stół i noga, oparta na czterech orlich szponach, była z drewna, pomalowana na jaspis, głowa zaś, pomalowana na brąz, była cała wydrążona, toż samo stół i noga, w której były dwie rury, idące od ust i uszu głowy. Rury te dochodziły przez podłogę do pokoju piętrem niżej, gdzie siedział odpowiadający. Ten przykładał ucho do jednej rury, usta do drugiej, słuchał zapytań i głosił wyrocznie, głos tak dobrze płynął z tych rur, że najmniejszy słychać było wyraz. Synowiec Don Antonia, dowcipny młodzieniec, wyuczony przy tym przez stryja, odpowiadał, a wiedząc, kto się będzie zapytywał i znając mniej więcej życie każdego z nich, mógł dawać odpowiedzi już to bezpośrednie, już też zagadkowe, a zawsze dosyć trafne.
Cyd Hamed dodaje, że cudowna ta głowa jeszcze przez dwa tygodnie odpowiadała, ale ponieważ wieść o tym cudzie rozeszła się po mieście, Don Antonio, obawiając się, żeby się to do inkwizycji nie doniosło, poszedł sam donieść inkwizytorom, którzy kazali mu pogruchotać maszynę, żeby jeszcze bardziej nie ogłupiać w miarę głupiego i ciemnego ludu. Bądź co bądź, Sancho i Don Kichot uważali tę głowę za cudowną, chociaż rycerz zadowolony był z odpowiedzi, a giermek wcale niezadowolony z wyroku.
Kawalerowie z miasta, przez wzgląd na Don Antonia i korzystając z obecności Don Kichota, dla ubawienia się z jego bzików postanowili za sześć dni urządzić wyścigi do pierścieni, ale się ten projekt nie udał z powodów, które potem wymienimy. Don Kichotowi przyszła kiedyś ochota zwiedzić miasto piechotą i incognito, żeby uniknąć natarczywości motłochu. Wyszedł w towarzystwie Sancha i dwóch służących Don Antonia. Przechadzając się po ulicach, spostrzegł przypadkiem na drzwiach jednego domu napis wielkimi literami: „Tu jest drukarnia”. Ciekawość go ubodła, nigdy nie widział takiego zakładu, wszedł więc z całym orszakiem swoim zobaczyć, jak też to drukują.
Ujrzał naprzód ludzi, wydostających arkusze spod pras, drugich poprawiających formy, inni składających, słowem to, co się da widzieć w drukarni. Chodząc tu i ówdzie, przyglądając się, wypytując, zbliżył się do jednego zecera, zapytując go, czym się zajmuje.
— Panie, ten szlachcic, którego tam widzisz — odrzekł mu zecer, wskazując na mężczyznę z dobrą miną, ale bardzo serio — przełożył książkę włoską na hiszpański język, a ja składam według manuskryptu.
— Jaki tytuł książki? — zagadnął Don Kichot.
— Panie — rzekł autor — po włosku le Bagatele.
— Jak pan ten wyraz po hiszpańsku oddałeś? — zapyta Don Kichot.
— Bagatele — odrzekł autor — nazywamy los Jugutés i choć tytuł tej książki niewiele obiecuje, wcale to niezła rzecz, zawierająca wiele poważnych a składnych przedmiotów.
— Mam pretensję — rzekł Don Kichot — do znajomości włoskiego języka, czytałem kilkakrotnie Ariosta. Powiedz mi pan z łaski swojej, pytam się przez ciekawość, a nie dla zbadania pańskich wiadomości, nie znalazłeś pan przypadkiem w książce tej wyrazu pignata?
— Niejednokrotnie — odrzekł autor.
— Jak go pan tłumaczysz? — zapytuje Don Kichot.
— A jakżeż można inaczej, jeżeli nie wyrazem kocioł.
— Masz pan słuszność, widzę, że pan; nasz dobrze swój przedmiot, ręczę, że jak pan znajdziesz piace tłumaczysz — podoba się, piu — więcej, su — nad, giù — pod?
— Oczywiście, panie, bo też to właściwe znaczenie tych wyrazów.
— Jestem pewny — rzekł Don Kichot — że pana nie muszą dobrze znać w świecie i nie oddają panu sprawiedliwości. Mój Boże! ileż to straconych talentów, ile cnót pogardzonych! Mimo to nie bardzo ja cenię; przekłady bowiem, to jakby kto flandryjskie tkaniny przenicował, postacie będą przebijały, ale tak siatkami jakimiś poprzerzynane, że ich poznać nie można prawie. Rozumiem tłumaczenie z greckiego lub łacińskiego, bo to dwa najlepsze języki, ale tłumaczenie z języków tej samej zwłaszcza natury, może to być użyteczne, bo można jeszcze coś mniej użytecznego zrobić, ale nie powiem, żeby w tym wiele było pomysłu. Wyjmuję z liczby tych tłumaczów sławnego Cristowala de Figueroa, który przełożył Pastor Fido i Don Juana de Xauregui tłumacza Aminty. Obu im tak się udało, że wątpić trzeba, czy ich prace są tłumaczone, czy oryginalne. Ale powiedz mi pan, czy pan sam każesz drukować książkę swoją, czy też z jakim księgarzem się ułożyłeś?
— Swoim własnym kosztem — odparł autor — i mam nadzieję zyskać tysiąc dukatów za pierwszą edycję, której każę wybijać dwa tysiące egzemplarzy po sześć realów.
— Boję się, żeby pana nie oszukano — wtrącił Don Kichot — nie znasz pan jeszcze wybiegów księgarskich. O, mój biedny panie, narobisz sobie więcej kłopotu, niż ci się zdaje, mając na karku dwa tysiące egzemplarzy. Książka pana musi być doskonała, żeby miała pokup.
— Więc pan chcesz — rzekł autor — ażebym sprzedał manuskrypt księgarzowi? Dałby mi dziesiątą część wartości, myśląc, że mi wielki robi zaszczyt. Chcesz pan wiedzieć prawdę? Nie drukuję moich dzieł dla sławy, zdaje mi się, że jestem dosyć znany, a publiczność niesowita202, żeby się troszczyć o nią. Słowem, szukam korzyści, która więcej sowita od sławy.
— Daj Boże, żeby się panu udało! — rzekł Kichot, przechodząc do innej kaszty203, gdzie korygowano arkusz z książki pod napisem: Światło duszy.
— Otóż — rzekł — książki, które trzeba drukować. Jest ich już sporo w tym rodzaju, ale jeszcze więcej grzeszników, a dla tylu ślepych nie może być za wiele światła.
Przeszedł znów do innej kaszty, tam robiono korektę Drugiej części przedziwnego Don Kichota z Manchy, napisaną przez jakiegoś tam mieszkańca Tordesillas.
— Wiem coś o tej książce — rzekł Don Kichot — myślałem, że już autora jako oszczercę spalić kazano, ale cierpliwości, nadejdzie chwila. Niepodobna, ażeby się nie poznali z czasem na tylu złośliwych niedorzecznościach, którym brak prawdopodobieństwa i wdzięku.
Mówiąc to, wyszedł z drukarni nieco rozgniewany.
Tego samego dnia jeszcze Don Antonio chciał pokazać Don Kichotowi galery, u przystani stojące. Bardzo to ucieszyło Sancha, który ich nigdy nie widział. Don Antonio posłał zawiadomić dowódcę, który już słyszał o naszym rycerzu. Mieli się tam udać po obiedzie.
Zobaczymy, co się stało w następującym rozdziale.
Jaka się przytrafiła Sancho Pansy przygoda przy zwiedzaniu galer i jaki miał wypadek z piękną Mauretanką.
Don Kichot ciągle myślał o zaczarowanej głowie, nie mogąc sobie cudu tego wytłumaczyć, ale cieszył się z jej odpowiedzi co do odczarowania Dulcynei, Sancho także łamał sobie głowę, a choć wstręt miał do rządzenia, pragnąłby jednak jeszcze rozkazywać i być słuchanym, tyle jest przyjemności w wyższości nad drugim, choćby tylko żartem.
Zaraz po obiedzie Don Antonio, dwóch przyjaciół jego, Don Kichot i Sancho Pansa poszli obejrzeć galery. Zaledwie się na brzegu pokazali, dowódca, uwiadomiony o ich przebyciu, gotów był na przyjęcie. Galery rozwinęły flagi, oboje zagrzmiały ze wszech stron i spuszczono na wodę czółno, wybite dywanami i wyłożone karmazynowym aksamitem. Zaledwie nań Don Kichot wstąpił, zagrzmiały działa na kapitańskiej galerze, za którą wszystkie działa powtórzyły salwę. Zaledwie wstępował na drabinę głównej galery, wszyscy wioślarze zawołali „hura”, jak się to zwykło robić dla osoby w znaczeniu204. Dowódca, szlachcic z Walencji, podał mu rękę i rzekł, całując go:
— Białą kredą naznaczę ten dzień w życiu, w którym mam zaszczyt oglądać pana Don Kichota z Manchy, w męstwie swym skupiającego w sobie całą dzielność błędnego rycerstwa.
Don Kichot odpowiedział na ten komplement z całą dworskością, na jaką mógł się zdobyć, nie posiadając się z radości, że go za tak ważną poczytywano osobę.
Weszli wszyscy do kajuty tylnej, bardzo schludnie przybranej, i usiedli na ławkach i na galeryjce wokoło rudla205. Hrabia tymczasem, zagwizdawszy w piszczałkę, kazał się wszystkim galernikom (złoczyńcom) rozebrać. Sancho aż się przestraszył, zoczywszy tylu ludzi obnażonych, a gdy zaczęli rozbijać namiot
Uwagi (0)