Henryk Ofterdingen - Novalis (baza książek online txt) 📖
Powieść Novalisa to jeden z najważniejszych, najbardziej reprezentatywnych tekstów literackich niemieckiego romantyzmu.
Romantyczność przejawia się tu na wiele sposobów: począwszy od średniowiecznego kostiumu tej opowieści, poprzez jej treść - historii o młodzieńcu poszukującym prawdy o sobie i świecie i odnajdującym ją w odpowiednio wzniośle i szeroko pojętej Poezji i Miłości - aż po fragmentaryczność formy, skądinąd nie do końca zamierzoną (po śmierci poety skompletowaniem całości zajął się jego przyjaciel, Ludwig Tieck). Wreszcie wątki alchemiczno-górnicze są źródłem mistycznej aury i dostarczają symbolicznych znaczeń baśni wplecionej w treść utworu.
Czytasz książkę online - «Henryk Ofterdingen - Novalis (baza książek online txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Novalis
Radosne zdumienie opanowało wszystkich i zapragnęli odszukać śpiewaka. Po chwili natrafili na chodnik biegnący w dół, u jednej z bocznych ścian. Niebawem dojrzeli wydrążenie. Rozszerzało się coraz bardziej, w miarę jak szli naprzód. Oczom ich ukazała się w końcu jaskinia, jeszcze większa od obu poprzednich, a w głębi tej jaskini postać ludzka siedziała, pochylona nad olbrzymią taflą kamienną zastępującą stół. Na stole leżała wielka książka, w której siedzący czytał172 pilnie.
Zwrócił się w ich stronę, powstał i postąpił kilka kroków naprzeciw. Był to mężczyzna. Wieku jego rozpoznać nie było można. Nie wyglądał ani staro, ani młodo, żadnych nie dostrzegało się na nim innych znamion czasu, prócz siwych włosów, co rozdzielone na środku głowy, spadały na skronie. W oczach błyszczała niewysłowiona wesołość, jakby spoglądał z wysokiej góry na świat o godzinie czarownej, w której wiosna powraca. Do nóg miał przywiązane podeszwy i zdawało się, iż nie posiada innego ubrania, prócz płaszcza fałdzistego, który spływając z ramion, czynił wyniosłą, szlachetną postać jeszcze smuklejszą. Nie wydawał się zdziwionym niespodzianą wizytą, pozdrowił wszystkich jak znajomych, jak gości z dawna oczekiwanych we własnym mieszkaniu.
— Bardzo się cieszę — mówił — żeście przyszli. Jesteście pierwszymi ludźmi, których tutaj widzę, choć mieszkam w jaskini od bardzo dawna. A to ładnie, więc ludzie poczynają badać skrzętniej tę naszą przecudną ziemską siedzibę.
Starzec odparł na to:
— Nie spodziewaliśmy się zastać tutaj tak miłego gospodarza. Opowiadano nam, że jaskinię zamieszkują dzikie potwory i duchy, zaszła jednak pomyłka, która nas niewymownie cieszy. Jeśli przeszkodziliśmy wam, panie, w modlitwie lub głębokich rozmyślaniach, to wybaczcie nam, prosimy.
— Czyż jest milsze rozmyślanie jakieś, jak173 widok życzliwych i pogodnych twarzy ludzkich? — odparł nieznajomy. — Czyż macie mnie za wroga ludzi, z powodu że usunąłem się w ciszę samotności? Nie uciekłem przed światem, wynalazłem sobie tylko schronisko i miejsce ciche, gdzie by mi nic nie przeszkadzało w rozmyślaniach i nie rozpraszało uwagi.
— Czyż samotności nie pożałowaliście kiedy i czy nie przyszła na was nigdy godzina trwogi, czy serce wasze nie zatęskniło ani razu za ludźmi?
— Teraz już nie tęsknię i nie czuję trwogi. Dawno temu, w młodości, uczułem wielką ochotę zostania pustelnikiem. Dziwnych przeczuć i niejasnych myśli byłem wtedy pełen. Czułem, że tylko odosobnienie zupełne nasyci zupełnie głód mej duszy: ale pojąłem niedługo, że musi się do pustelni przynieść ze sobą wiele doświadczenia, że młode serce, gdy samotne, cierpi, że wreszcie człowiek osiągnąć może panowanie nad sobą i niezależność jedynie po długim obcowaniu ze swymi bliźnimi.
— Wiem — odparł stary górnik — że musi się mieć wrodzone, naturalne powołanie do każdego zawodu, a także uświadamiam sobie to, że w miarę przybywających lat i gromadzenia doświadczeń życiowych, człowiek coraz więcej dąży do wycofania się spośród społeczeństwa. Ale to odosobnienie, zdaje mi się, nie tylko nie przeszkadza pracy, ale jej nawet sprzyja. Ludzi pędzi naprzód wielki wichr174 nadziei ku wspólnemu celowi. Nie ulegają mu, zdaniem moim, tylko dzieci i starcy. Niezaradność i niewiedza wyklucza pierwsze, podczas gdy drudzy czują, iż wyczerpali całą nadzieję, cel zaś, o ile się osiągnąć da, osiągnęli i nie czując się wpleceni w łańcuch spraw ludzkich, cofają się w głąb własną, znajdując w niej dostateczne pole do pracy i skupionego przygotowywania się do innego, wyższego życia i obcowania z innymi istotami. Ale zdaje mi się, że u was, panie, działały jeszcze inne, bardziej osobiste pobudki, żeście usunęli się całkowicie spośród ludzi, wyrzekłszy się wygód i przyjemności świata. Zdaje mi się, że czasem mimo wszystko napięcie waszego ducha słabnie i że w tych godzinach czujecie się bardzo nieszczęśliwym.
— Tak było nieraz dawniej, ale zdołałem uwolnić się od tego przez wielką regularność życia i pracowitość. Prócz tego staram się utrzymać zdrowie i nie czuję żadnego braku. Codziennie przez kilka godzin chodzę po górach, grzejąc się w słońcu. Powracam potem do jaskini i zajmuję się przez oznaczoną liczbę godzin wyplataniem koszyków i rzeźbą. Za moje wyroby uzyskuję od mieszkańców odległych miejscowości środki żywności, zresztą mam książki, a przy nich czas mija szybko. W okolicach, o których mówiłem, mam kilku znajomych, którzy wiedzą, gdzie mieszkam. Od nich dowiaduję się, co nowego zaszło na świecie, oni też mnie pochowają, gdy wybije moja godzina i zabiorą do siebie książki moje.
Poprowadził ich bliżej ku swemu siedzeniu, pod ścianę skalną. Ujrzeli tam kilkanaście leżących na ziemi książek. Była też i cytra, a na ścianie wisiała całkowita zbroja, jak się zdawało bogatej roboty. Stół składał się z pięciu wielkich płyt kamiennych złożonych razem na kształt skrzyni. Na wierzchu wykute były w pozycji leżącej dwie postaci, mężczyzna i kobieta, a dokoła biegł rzeźbiony wieniec róż i lilii. Poniżej był napis:
„Fryderyk i Maria Hohenzollern zawrócili z tego miejsca do swej prawdziwej ojczyzny”.
Pustelnik zapytał swych gości, skąd pochodzą i w jaki sposób dostali się w te okolice. Był bardzo uprzejmy i otwarty i widać było, że doskonale zna świat i ludzi. Stary górnik rzekł:
— Widzę, że niegdyś uprawialiście panie zawód rycerski, zbroja zwiastuje mi to.
— Tak, odparł pustelnik, niebezpieczeństwa i zmienne losy wojny, duch poetycki, unoszący się nad wojskiem pancernym, skusiły mnie, wyrwały młodzieńcem ze świata marzeń i rozstrzygnęły o moim losie. Właśnie może długi pobyt wśród zgiełku, zwalczanie rozlicznych niebezpieczeństw i całe to, nie moje, otoczenie zaostrzyły jeszcze tęsknotę za ciszą. Liczne wspomnienia to ciekawi, interesujący towarzysze, a to tym więcej, im dalszy jest punkt, z którego na nie spoglądamy. Wtedy dopiero, innymi niejako patrząc oczyma, dostrzega się prawdziwy związek zdarzeń ze sobą, głęboką mądrość ich następstwa i co oznaczać miały w istocie. Zmysł, który nazwę historycznym, budzi się dopiero późno i rozwija raczej pod cichym wpływem wspomnień niż pod naporem natrętnej i zgiełkliwej rzeczywistości. Najbliższe nam wydarzenia wydają się tylko luźno związane z poprzedzającymi, ale gdy się je zestawi z rzeczami, jakie się wydarzyły dużo wcześniej, związek harmonijny występuje wyraźnie. Zaprawdę, wtedy tylko, gdy się jest w stanie objąć okiem długie pasmo dni, nie biorąc, z jednej strony, wszystkiego dosłownie, z drugiej znów, nie gubiąc się w dowolnych fantazjach i nie mącąc naturalnego porządku rzeczy, wtedy dopiero dostrzega się tajemne złańcuchowanie się przeszłości z przyszłością i wtedy dopiero uczy się człowiek tworzyć dzieje ludzkości, z nadziei i wspomnień. Ale tylko temu, kto całą przeszłość objął wzrokiem duszy, udać się może wyrazić proste i wielkie prawo życia ludzkiego na ziemi. Zwykle dochodzimy do niepełnych jedynie i niedokładnych formuł i możemy się uważać za szczęśliwych już wtedy, gdy uda nam się zdobyć miarę przydatną do własnego użytku, formułę, w którą zamknąć można własne, krótkie życie. Pewnie trafi wam to jednak do przekonania, gdy powiem, że samo staranne badanie kolei życia jest już rozkoszą wielką i pozwala wznieść się ponad wszelkie zło ziemskie. Młodzi czytają historię z ciekawości, jak bajkę, dla dorastających jest ona niebiańską pocieszycielką i przyjaciółką przygotowującą ich, za pomocą mądrych rozmów, do wyższych, ogólniejszych przeznaczeń i dającą im w obrazowej formie pogląd na zaginiony, nieznany osobiście świat. Kościół jest domem nietykalnym historii, a ciche podwórko jej kwiatowym ogródkiem. Historię pisać powinni tylko starzy, bogobojni ludzie, którzy własne przeżyli dzieje i nie mają innej nadziei, jak przekazać je potomnym. Opisy te nie będą napełnione goryczą i przejrzyste będą, bo promień padający kędyś od kopuły prześwietli prawdziwym i pięknym blaskiem, a ponad wzburzone groźnie wody uniesie się Duch Święty i nastanie cisza niezmącona.
— Jakże sprawiedliwe i jasne są słowa wasze, czcigodny panie — odezwał się stary górnik. — Należałoby, zaprawdę, więcej trudu poświęcać na wierne zapisywanie wszystkiego, co w danym czasokresie godne jest zapamiętania, a to ze względu na przyszłe pokolenia, by im zostawić pamiątkę oraz testament. Istnieje tyle rzeczy dalszych, na które nikt pracy nie szczędzi, a zaniedbuje się rzeczy najbliższe nam, najważniejsze, bo dzieje własne, koleje życia krewnych i bliźnich naszych, wreszcie rodzaju ludzkiego losy, których ukrytą celowość ujęliśmy sobie w pojęcie Opatrzności. Nie dbamy o nie i bez żadnej uwagi dozwalamy im się zacierać w pamięci. Jak za skarbami i świętościami, poszukiwać będzie wiedza wieków przyszłych175, za najdrobniejszą wzmianką tyczącą się wydarzeń minionych, a nawet dzieje najskromniejszego, pojedynczego człowieka przestaną być obojętne, bo bez wątpienia odbiły się na nim dążenia i tęsknoty współczesnych.
— Co jeszcze gorsze — mówił dalej hrabia Hohenzollern — to to, że nawet ci nieliczni, którzy podjęli się zanotowania czynów i wydarzeń swego czasu, nie zastanowili się dokładnie nad swym przedsięwzięciem i nie starali się nadać zapiskom i spostrzeżeniom zaokrąglenia i porządku, ale chwytali na traf176, chwytali, co im wpadło pod rękę, najważniejsze sprawy nieraz przemilczając. Każdy doskonale wie z własnego doświadczenia, że tylko to może dokładnie i wyraźnie opisać, co dobrze zna, co sobie uświadomił dobrze tak w częściach, jak i w całości, tak pod względem przyczyn, jak też i skutków, o czym wie, jaki ma cel i do czego służy. Inaczej nie powstanie opis, ale chaotyczna mieszanina niepełnych, niezrozumiałych notatek. Każcie małemu dziecku opisać maszynę albo rolnikowi okręt, a pewnie z ich słów żaden człowiek nie odniesie najmniejszej korzyści. Tak się ma rzecz z większością dziejopisów. Są oni dobrze wprawnymi opowiadaczami i najczęściej piszą aż do znudzenia rozwlekle, ale to nie przeszkadza, że zapominają nieraz o rzeczach najciekawszych, o tym co dziejopisarskie zapiski czyni historią i rozliczne pojedyncze fakty wiąże w jednolity łańcuch życia. Gdy nad tym wszystkim myślę, to mi się nieraz wydaje, że prawdziwy dziejopis powinien by być zarazem poetą, bo tylko poeci posiadają w pełni sztukę stwarzania całokształtu z fragmentów, posągów z piasku. W ich opowieściach i bajkach podziwiałem tyle razy z prawdziwą rozkoszą głębokie odczucie ducha życia, jego istotnej treści. Zaprawdę więcej jest prawdy w tych baśniach niźli w uczonych kronikach. Chociaż zmyślone są ich osoby i losy tychże, to jednak idea, która te utwory wydała, jest prawdziwa, bo jest dziełem przyrody samej. Rzecz to zgoła obojętna, tak ze względu na samą rozkosz użycia, jako też i nauczanie, czy osoby powieści, w których losach wyczuwamy losy własne, w rzeczywistości żyły czy też nie. Żądamy, by nam dano prawdziwego, wielkiego ducha zjaw współczesnych, a jeśli autor dał nam to, to przypadkowa egzystencja tych wszystkich figur, które są jedynie środkami pomocniczymi piszącego, nic nas nie obchodzi.
— I ja także — odezwał się stary górnik — od dawna za to czciłem poetów. Życie i świat stało mi się177 dzięki nim jaśniejsze. Wydaje mi się, że muszą być spokrewnieni z siejącymi światło słoneczne duchami powietrza, które przenikają wszystkie dusze i zaprowadzają w nich ład, otaczając każdą delikatnym, jasnobarwnym welonem, niby nimbem. Sam czułem, słuchając ich pieśni, że dusza moja rozwija się niby kwiat, zdało mi się, że ruchy jej stają się swobodniejsze, że nabywa większej mocy radowania się ze współżycia z innymi, a także silniej pragnąć może wtedy, że bije skrzydłami jak ptak, tysiące wywołując różnych zjaw.
— Czy danym wam było żyć pośród poetów? — spytał pustelnik.
— Przychodzili zwykle poeci w nasze strony, ale jak mi się wydaje, ożywieni byli wielką żądzą podróżowania, nie pozostawali więc nigdy dłużej na miejscu. Jednak podczas mych wędrówek po Ilirii, Saksonii i Szwecji napotkałem kilku, których pamięć wiecznie żyć będzie w mym sercu.
— Toście daleko chodzili i pewnie ciekawe widzieliście rzeczy nieraz.
— Zawód mój wymaga, by rozglądać się dokoła po świecie. Wydaje się, jakby górnika pędził podziemny ogień wewnętrzny. Jedna góra posyła go drugiej. Nigdy nie może się dosyć napatrzyć i całe swe życie powinien by badać tę dziwną architekturę, która naszą ziemię tak tajemniczo skonstruowała i ułożyła w przeróżne wzory. Nasz zawód jest bardzo stary i rozpowszechniony. Zdaje się, że podobnie jak rodzaj ludzki, zawędrował ze wschodu na zachód, a potem rozprzestrzeniać się począł ku obu biegunom. Na każdym terenie zwalczać musiał inne trudności, a że wszędzie potrzeba zmusza ducha ludzkiego do mądrych wynalazków, przeto i górnik wszędy może wzbogacać swą wiedzę, pogłębiać zdolności i przysłużyć się nabytymi wiadomościami swej ojczyźnie.
— Wy górnicy jesteście niejako astrologami ziemi. Podczas gdy tamci wpatrują się śmiało w niebo, błąkając się po bezmiarach jego, wy przebijacie wzrokiem ziemię, badając jej budowę. Tamci badają siły i wpływ gwiazd, wy zaś badacie siły skał i gór i oddziaływanie na siebie warstw ziemi i głazów. Dla astrologów księgą wyroczną przyszłości jest niebo, wam, przeciwnie, ziemia ukazuje prastare pomniki okresów minionych.
— Ten związek nie jest bez znaczenia — odparł górnik z uśmiechem. — Owi błyszczący na niebie prorocy odegrali zapewne ważną rolę w starej historii tajemniczego tworzenia się ziemi. Może nadejdzie czas, kiedy ziemię lepiej się pozna przez badanie ciał astrologicznych, a gwiazdy z tworów tej ziemi. Może właśnie łańcuchy gór są to ślady dawnych wędrówek gwiazd po ziemi, nim nabrały ochoty pójść na własny chleb i potoczyć się własną drogą po niebie. Niektóre też góry wyniosły się rzutem godnym gwiazdy, stoją wzniosłe, szczytne, ale zarazem dotknięte karą.
Uwagi (0)