Henryk Ofterdingen - Novalis (baza książek online txt) 📖
Powieść Novalisa to jeden z najważniejszych, najbardziej reprezentatywnych tekstów literackich niemieckiego romantyzmu.
Romantyczność przejawia się tu na wiele sposobów: począwszy od średniowiecznego kostiumu tej opowieści, poprzez jej treść - historii o młodzieńcu poszukującym prawdy o sobie i świecie i odnajdującym ją w odpowiednio wzniośle i szeroko pojętej Poezji i Miłości - aż po fragmentaryczność formy, skądinąd nie do końca zamierzoną (po śmierci poety skompletowaniem całości zajął się jego przyjaciel, Ludwig Tieck). Wreszcie wątki alchemiczno-górnicze są źródłem mistycznej aury i dostarczają symbolicznych znaczeń baśni wplecionej w treść utworu.
Czytasz książkę online - «Henryk Ofterdingen - Novalis (baza książek online txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Novalis
tłum. Franciszek Mirandola
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-3587-0
Henryk Ofterdingen Strona tytułowa Spis treści Początek utworu Henryk Ofterdingen Dedykacja Rozdział pierwszy Rozdział drugi Rozdział trzeci Rozdział czwarty Rozdział piąty Rozdział szósty Rozdział siódmy Rozdział ósmy Rozdział dziewiąty Klasztor albo przedsionek ASTRALIS I II Zaślubiny pór roku Przypisy Wesprzyj Wolne Lektury Strona redakcyjnaF. Mirandola10
Poręba, w lipcu 1904
Rodzice spali już, zegar miarowym stukał taktem, wiatr szemrał i tłukł oknami. Co chwila czyniło się w pokoju jasno od księżyca i ćmiło znów, gdy zapadł za chmurę. Młodzieniec leżał na posłaniu, ale nie spał. Myślał o nieznanym człowieku i jego opowieści22. Nie skarby to zbudziły w mej duszy niewysłowione pożądanie, co mnie nurtuje, rzekł sam do siebie; jakże daleki jestem od żądzy bogactwa; kwiat tylko, błękitny kwiat ujrzeć pragnę. Myśl o nim legła mi na duszy, śćmiła23 wszystko i nie mogę o niczym pisać, ni myśleć o innym. Nigdy mi jeszcze tak nie było. Wydaje mi się, jakbym ongi24, dawno śnił lub też jakbym ocknął się do życia w innym świecie. Któż w świecie, w którym żyję, troszczy się o kwiaty; nie, o takiej namiętności dla kwiatu nigdy nie słyszałem. Skąd też mógł nieznajomy pochodzić? Żaden z nas nigdy nie widział człowieka jemu podobnego. A także nie wiem czemu tylko na mnie podziałały tak jego słowa. Wszak inni słyszeli to samo, a żadnemu z nich coś podobnego się nie wydarzyło. Że też nie mogę nawet mówić o moim cudnym stanie! Często czyni mi się tak dobrze, tak dobrze, a tylko w chwilach, gdy myśl o kwiecie ćmi się, nachodzi mnie skłonność do czynu, do ruchu; tego nie zrozumie chyba nikt, tego nie zdoła nikt pojąć. Zrazu się bałem, że myśl mi się obłąkała, ale od czasu, kiedy nie tak jasno jak ongi myślę i widzę, wszystko wydaje mi się bardziej znajome i jasne. Słyszałem dawniej opowieści o zamierzchłych czasach, kiedy to zwierz dziki, skały i drzewa z ludźmi prowadziły rozmowy. A oto teraz zda mi się, jakby lada chwila poczęły rozgwary, patrzę na nie i czuję, i wiem, co mi powiedzą może za chwilę. O, wiele jest pewnie jeszcze słów mi nieznanych; gdybym ich więcej umiał, wszystko bym zaraz lepiej pojmował. Dawniej lubiłem tańczyć, teraz raczej podług muzyki myśleć wolę. Młodzieniec zatracił się niedługo w cudnych fantazjach i zasnął. Począł śnić o bezkresnych dalach, dzikich, nieznanych ugorzyskach. Przebiegał z łatwością jaskółczą morza ogromne, widział dziwaczne stwory, obcował z różnodusznymi ludźmi, raz tocząc krwawe wojny, to znów spoczywając w cicho zaśnionych chatach. Wpadał w niewolę i doznawał nędzy niezmiernej. Czucia wszystkie rosły w jego duszy do potęgi mu nieznanej, do wyżyn nietkniętych dotąd stopą. Przeżył niezmiernie barwne życie, zmarł i powstał znowu z martwych, miłował z ogromną namiętnością i oddzielała go od ukochanej wieczność czarna. Na koniec, gdy świtać poczęło, gdy poświata ranna padła na ziemię, uciszyło się w jego duszy, jaśniejsze i mniej migotliwe stały się obrazy. Wydało mu się, że ciemnym lasem szedł samotny. Przez zieloną sieć konarów z rzadka tylko przedzierał się promień słońca. Niebawem trafił na skalistą roztokę stromo spinającą się25 w górę. Musiał przeskakiwać obrosłe mchem kamienie, wydarte z łona góry wodami zaginionego już potoku. Wdzierał się wzwyż, a im wyżej szedł, tym rzadszy stawał się las. Przyszedł na koniec na małą polanę na grzebieniu góry leżącą. Na skraju polany sterczała wysoka, prostopadła skała, a u stóp skały ujrzał młodzieniec otwór, wydający się jakby bramą tajnego, kutego we wnętrzu góry chodnika. Chodnik biegł poziomo aż do wielkiej groty, z której biła ku podróżnikowi jasność jakaś niezmierna. Gdy wszedł, ujrzał potężny snop promieni, tryskający aż pod sklepienie groty
Uwagi (0)