Henryk Ofterdingen - Novalis (baza książek online txt) 📖
Powieść Novalisa to jeden z najważniejszych, najbardziej reprezentatywnych tekstów literackich niemieckiego romantyzmu.
Romantyczność przejawia się tu na wiele sposobów: począwszy od średniowiecznego kostiumu tej opowieści, poprzez jej treść - historii o młodzieńcu poszukującym prawdy o sobie i świecie i odnajdującym ją w odpowiednio wzniośle i szeroko pojętej Poezji i Miłości - aż po fragmentaryczność formy, skądinąd nie do końca zamierzoną (po śmierci poety skompletowaniem całości zajął się jego przyjaciel, Ludwig Tieck). Wreszcie wątki alchemiczno-górnicze są źródłem mistycznej aury i dostarczają symbolicznych znaczeń baśni wplecionej w treść utworu.
Czytasz książkę online - «Henryk Ofterdingen - Novalis (baza książek online txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Novalis
Ciszę nagle przerwały dźwięki ciche lutni nieznanego jakiegoś pieśniarza, jakoby wychodzące z prastarego dębu. Oczy wszystkich zwróciły się w tym kierunku. Ujrzano młodzieńca ubranego w prosty, cudzoziemski strój. Trzymał w dłoniach lutnię. Nie przerwał pieśni, gdy wszyscy nań spojrzeli i tylko królowi złożył niski ukłon. Głos miał niezwykle piękny, a pieśń brzmiała z cudzoziemska. Pieśniarz opiewał stworzenie świata, narodziny gwiazd, roślin, zwierząt i ludzi mocą sympatii, tej wielkiej siły natury, śpiewał o prastarym wieku złotym i jego władczyniach, miłości i poezji, o pojawieniu się nienawiści i barbarzyństwa, walkach, jakie zawrzały, wreszcie przepowiadał przyszły tryumf dobra, a pogrom zła, koniec wszelkich udręczeń, odmłodzenie się natury i powrót złotego wieku, który będzie trwał wiecznie. Najstarsi pieśniarze porwani podziwem, zbliżyli się do młodzieńca. Nieznany dotąd zachwyt opanował słuchaczy, a sam król uczuł, jakby go unosił jakiś świetlany prąd ku niebiosom. Pieśni podobnej dotąd nie słyszano, słuchającym wydawało się, że pośród nich zjawiła się jakaś boska istota, zwłaszcza że im dłużej śpiewał, młodzieniec stawał się coraz piękniejszy, coraz cudowniejszy, a głos jego brzmiał coraz to pełniej. Wiatr igrał z jego włosami, lutnia wydawała się pod jego palcami nabierać życia, a wzrok gdzieś zdał się zatopiony w nieznane, tajemne światy. Także dziecięca niewinność i prostota rysów jego twarzy wydała się wszystkim nadnaturalna. Wreszcie umilkł cudny śpiew. Starcy pieśniarze83 tulili młodzieńca do piersi ze łzami radości w oczach. Głęboka, milcząca radość przeniknęła tłumy. Król powstał i zbliżył się doń wzruszony. Młodzieniec upadł mu skromnie do nóg. Podniósł go stary władca, uściskał serdecznie i polecił, by wybrał sobie nagrodę. Wtedy zarumieniony poprosił króla, by wysłuchał jeszcze jednej pieśni, a potem rozstrzygnął o darze. Król cofnął się kilka kroków, a młodzieniec tak począł:
Gdy doszedł do tych słów pieśni, zgromadzonych ogarnęło wielkie zdziwienie, gdyż właśnie ukazał się w pobliżu starzec, towarzyszący zasłoniętej welonem kobiecej postaci. Trzymała ona na rękach przecudne dziecko, które wesoło rozglądało się po zgromadzeniu i wyciągało rączki do błyszczącego diademu królewskiego. Oboje stanęli za śpiewakiem. Ale zdumienie wzrosło jeszcze bardziej, gdy nagle ze szczytów drzew zleciał ulubiony orzeł króla. W szponach trzymał złotą przepaskę na czoło, pochwyconą pewnie w którejś komnacie. Usiadł na czole młodzieńca tak, że opaska opasała jego włosy. Młodzieniec przeraził się na małą chwilę, orzeł odleciał w stronę króla, zostawiając ozdobę, młodzieniec podał ją dziecięciu, które się jej napierało, i klęknąwszy u stóp monarchy, tak dalej śpiewał wzruszonym głosem:
Młodzieniec, wyrzuciwszy z piersi te słowa, uniósł zasłonę z twarzy kobiety. Królewna, zalawszy się potokiem łez, upadła do nóg królowi, podając mu piękne dziecię. Śpiewak, ze spuszczoną głową, ukląkł obok niej. Nastała straszna cisza, każdy wstrzymywał oddech. Król przez chwilę nie mógł przemówić słowa, milczał ponuro, potem przyciągnął do siebie córkę, tulił ją do piersi długo, płacząc głośno. Podniósł też potem i młodzieńca i otoczył go ramieniem. Okrzyk radości przeleciał po tłumach tłoczących się dokoła. Król wziął dziecię na ręce i podniósł je z cichą modlitwą ku niebu. Potem pozdrowił mile starca. Łzy radości popłynęły z oczu wszystkich, poeci rozpoczęli pieśni radosne, a wieczór ów stał się dla wszystkich mieszkańców kraju zwiastunem szczęsnej doli. Życie wszystkim było90 odtąd jedną wielką radosną uroczystością.
Gdzie kraj ten zaginął i kiedy, nikomu nie wiadomo, legendy tylko stare opowiadają o czarownej Atlantydzie91, pochłoniętej przez fale morza.
Podróżowano przez kilka dni, bez przerwy. Droga była sucha i dobra pogoda sprzyjała, słońce nie dopiekało zbytnio. Mijano okolice żyzne, zaludnione gęsto, a widoki były wszędzie piękne. Przejechali już podróżni ogromny las turyngski. Kupcy, podróżujący tędy często, znani byli ludności jako ludzie dobrzy, przyjmowano ich przeto wszędy gościnnie. Unikali dzikich, znanych z rozbójnictwa miejscowości, a gdy zmuszeni byli je przejeżdżać, brali dostateczną eskortę. Kilku właścicieli grodyszcz naskalnych92 pozostawało z kupcami w dobrych stosunkach, toteż udawano się tam po drodze z zapytaniem, czy nie mają zleceń jakich do Augsburga. Przybyszów goszczono wszędzie, a kobiety i panny93 otaczały ich życzliwością, zarówno jak i ciekawością. Matka Henryka pozyskała od razu ich serca swą dobrotliwą ochotnością do wszystkiego. Cieszono się z obecności osoby pochodzącej z rezydencji94, która z równą gotowością opowiadała o nowych modach, jak i przyrządzaniu smakowitych potraw. Młody Ofterdingen podobał się zarówno rycerzom, jak i kobietom ze swej skromności i spokojnego, niewymuszonego zachowania. Zwłaszcza oczy kobiet spoczywały z upodobaniem na ujmującej postaci młodzieńca. Podobna była ona do prostego słowa nieznajomego95, słowa, które się puszcza mimo uszu, aż dopiero później, gdy dawno odszedł, rozwiera ono z wolna swój nikły, mały pączek i wnet ukazuje się cudny kwiat, o bogato zabarwionych płatkach kielicha, słowa, którego zapomnieć potem już się nie zdoła nigdy, nie znuży jego powtarzaniem, bo jest ono niezmąconą krynicą dobra96. Wtedy zamyśla się słuchacz o nieznajomym97, co minął prędko jak sen, i wreszcie jasno widzi, że był to mieszkaniec wyższego świata.
Kupcy uzyskali wielką ilość zamówień i pożegnano się z wielką serdecznością i życzeniami spotkania się niebawem. Na jednym z zamków, gdzie zajechali tego dnia wieczorem, życie płynęło wesołe. Mieszkał tam rycerz, który samotność i bezczynność przymusową chwilowego pokoju panującego w kraju słodził sobie ucztami. Nie znał on innych zajęć prócz walki i wolne od niej chwile spędzał przy kielichu. Powitał przybyszów z braterską serdecznością. Siedział właśnie przy stole, otoczony zgiełkliwym orszakiem98. Matkę zaprowadzono do pani domu, a kupcy i Henryk musieli zająć miejsce przy stole i chwycić za puchary. Henrykowi w końcu, po długich prośbach, ze względu na jego młody wiek, darowano obowiązek spełniania duszkiem każdej kolejki, kupcy natomiast nie lenili się i dzielnie przypijali99 starym frankońskim winem. Rozmawiano o dawnych przygodach wojennych. Henryk przysłuchiwał się z wielką uwagą opowiadaniom. Rycerze mówili o Ziemi Świętej, o cudach Grobu Świętego, o przygodach, jakich doznali czasu wyprawy na morzu i lądzie, o Saracenach100, w moc których popadli, i o dziwnym a wesołym życiu podczas potyczek i w obozie. Objawiali też w sposób gwałtowny gniew z powodu, że ów Przenajświętszy Grób Chrystusowy znajduje się w zbrodniczych rękach niewiernych psów saraceńskich. Wielbili wielkich bohaterów, co zdobyli laur nieśmiertelny i koronę niebieską przez walkę ustawną101 a mężną z ludem onym przeklętym. Pan zamku pokazał przybyszom drogocenny, oburęczny miecz zdobyty przez siebie na dostojniku tureckim. Dobył on102 wraz ze swymi ludźmi zamczyska pogańskiego, zabił rycerza półksiężyca103, żonę zaś jego i dzieci pojmał w niewolę. Cesarz tedy użyczył mu104, iż od tej pory wyobrażenia onych niewiernych mógł nosić na herbowej tarczy w znak męstwa. Wszyscy oglądali miecz bogato sadzony. Henryk wziął go też do ręki i poczuwszy natchnienie wojownicze w sobie, ucałował klingę z powagą. Rycerze uderzyli w okrzyk wesela, a stary pan zamku przygarnął młodzieńca do siebie, ucałował i w gorących słowach począł go zagrzewać, by poświęcił życie ku ochronie Świętego Grobu i przyjął na piersi i plecy znak krzyża, owo znamię krzyżowców. Henryk był wzruszony, a jego ręka nie chciała się z mieczem rozstać.
— Namyśl się, synu mój! — wołał stary rycerz — nowa gotuje się wyprawa krzyżowa. Sam cesarz hufce nasze powiedzie w kraje wschodnie. Po Europie całej rozbrzmiewa wołanie, krzyż wzywa
Uwagi (0)