Żmija - Juliusz Słowacki (biblioteka za darmo online .txt) 📖
Krótki opis książki:
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Juliusz Słowacki
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Żmija - Juliusz Słowacki (biblioteka za darmo online .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Juliusz Słowacki
grzmią działa:
„Lecz w której to stronie? — Od stron Oczakowa.
To może znać dają galery Sułtana,
Ażeby strzec portów od hord Zaporoża?
Ha! cóż nam te czajki? Nam trwoga nie znana —
Sam huk je dział naszych zatopi do morza”.
Tak Turcy mówili. — Lecz kiedy po fali
Noc ciemna posępne rozciąga całuny;
Na czarnych niebiosach błysnęły dwie łuny,
To płonie Białogród — Trebizont26 się pali.
Noc była ponura, a łuna szeroka
Pozłaca księżyce i szczyt minaretów.
Otwarto żelazne podwoje meczetów,
Przy lampach lud wzywa modlitwą Proroka;
A potem, ufając w przeznaczeń wyroki,
Skończywszy modlitwy lud wrócił do domów.
I wszystkich w haremach sen ujął głęboki:
Obudzą się może wśród ognia i gromów. —
Gdy Ulem27 meczetu zamykał podwoje,
Nie postrzegł zapewne, lampami olśniony,
Że Turek posępny, ubrany we zbroję,
Stał między filary jak gdyby uśpiony
I ani się ocknął — choć słyszał ponury
Jęk rdzawych zawiasów i ryglów łoskoty
I widział po ścianach, jak łuny blask złoty
Oświecał żyłami krwawione marmury.
W haremie28 nie widać że niebo się pali,
Bo mury wysokie, krzew gęsty i drzewa.
Dziewice w złocistej zebrały się sali,
Gdzie płoną pochodnie, róż tchnienie przewiewa.
Jak szczere tam śmiechy! jak miłe zabawy!
Bo Basza daleko — na czterech fregatach,
Na Czarne gdzieś Morze przedsięwziął wyprawy.
Eunuchy29 w odległych usnęli komnatach. —
Dziewice obsiadły sadzawki, gdzie z głazu
Tryskają fontanny, lamp ogniem iskrzone;
Z westchnieniem widomym przez gazy zasłonę,
Słuchają miłosnych gazalów Szirazu30.
Ta żądzy tajemnej kraszona rumieńcem,
Choć przyszłość zna swoją — a jednak ciekawa,
Dziecinnie się śmieje, gdy w dłoni jej trawa
Węzłami spojona rozwija się wieńcem.
Ta smutna, kwiat róży po listku obrywa —
Liść każdy opadły ma tajne znaczenie.
Ostatni liść róży jej przyszłość odkrywa:
Zerwała ostatni, i słychać westchnienie!
I długo dumała nad kwiatem opadłym,
Ze łzami na twarzy i z czołem pobladłym.
Ta kwiaty obrywa, ta patrzy, jak kwitną:
Ta chroniąc płeć dłoni od wiosny upału,
Podrzuca na dłoni dwie kule z kryształu,
Lub płoszy wachlarzem mgłę kadzidł błękitną.
Zulema szukając zaciszy i chłodu,
Usiadła samotna na złotym wezgłowiu;
I okno otwarła na kwiaty ogrodu.
Noc była tak ciemna — bo księżyc na nowiu
Cieniami pokryte fontanny i drzewa;
I tylko przez okna barwione i kraty
Od sali się światło złociste wylewa,
Na drżące pod oknem z kwiatami granaty.
Na niebo zamglone patrzała dziewica,
A myśl jej igrała z ciemnością i mgłami.
Czy sen to? — Przy blasku niepewnym księżyca,
Widziała minaret pomiędzy drzewami:
Na szczycie z ołowiu, jak światło poranku,
Mignęły płomienie niepewne jak zorze.
Ukazał się rycerz na wieży krużganku,
W turbanie na głowie, w tureckim ubiorze.
Spojrzała dziewica, westchnęła boleśnie,
I oczy odwraca, zapomnieć by chciała,
Bo tego rycerza widziała gdzieś we śnie.
Znów patrzy — o nieba! tatarska to strzała
Puszczona pod chmury ze skrzydłem płomiennym,
Wróciła na wieżę i zgasła na szczycie.
To może w jej oku zroszonym i sennym,
Lśni gwiazda przelotna po niebios błękicie?
Lecz skądże się nagle szczyt nieba rumieni?
Wokoło płomienne rozlały się blaski,
I słychać z daleka trzask głuchy płomieni,
I słychać jęk ludu, gwar dziki i wrzaski,
I straszny szczęk broni, i grzmienie janczarek.
Na wieży krużganku znów nowe zjawiska,
Od króla polskiego kosztowny podarek,
Złocona chorągiew hetmańska połyska.
Gdy miasto w płomieni okryło się wianku,
Chorągiew dla Turków to całun grobowy;
A przy niej stał Kozak na wieży krużganku,
Żelazem błyszczący od stóp aż do głowy.
W światłości czerwonej haremu ogrody,
Odkryły się kręte gaików zarysy,
I ciche kanałów złociły się wody:
Po wodach cień smutne rzucały cyprysy.
Fontanny jak ze snu zbudzone pożarem,
Tryskają pod niebo złotymi słupami.
Wieść straszna, wieść śmierci przebiega przez harem.
Rzezańce, wzruszeni rozpaczą i łzami,
Prowadzą dziewice po jasnym ogrodzie,
Nad kanał wokoło drzewami zarosły;
Tam róże haremu usiadły na łodzie,
A wiosła je szybko od brzegu odniosły.
Czy mamże powiadać, jak czajka w haremy
Przez kraty skruszone na kanał wybiegła?
I krzyki żon baszy — i radość Zulemy,
Gdy z wieży rycerza przed sobą spostrzegła.
Ta postać, wpół żaglem na czajce owiana,
Znajoma Zulemie — — Nie zdradzę tu w pieniach,
Tajemnic ukrytych w nieśmiałych westchnieniach,
I w oczach Zulemy, i w oczach hetmana.
.....................................................
„Skorzej31, żeglarze! skorzej! czas nagli, —
Księżyc jaśniejszy i dłuższa zorza.
Może nam wicher uciec spod żagli.
Może nas cisza przykuć do morza;
A ciężko będzie po martwej fali,
Tłuc się wiosłami i bladnąć z głodu!”
„Cóż to za gwiazda we mgle się pali?
Ho! to latarnia z wież Carogrodu,
Dalej za światłem! daléj! i daléj!
Jak trzej magowie za gwiazdą wschodu,
Jak trzej magowie za gwiazdy lotem,
Lećmy po złoto, choć nie ze złotem”. —
„Ho! ho! ostrożnie. — Czajka na czatach
Niech daje baczność z dala i z bliska —
Szczęśliwi oni w rodzinnych chatach,
Wieczorne teraz palą ogniska;
Pełne ryb sieci i piwa dzbany,
I pies ich nawet w chacie spoczywa:
A tu na morzu Kozak zbłąkany,
Gdy się przez czajkę fala przelewa,
Jak morska wrona ze srebrnej piany,
Otrząsa skrzydła, na wierzch wypływa —
Byleby w fali znalazł dolara
Lub piastr turecki. — Ho! baczność wiara!”
„Lecz my szczęśliwsi niż oni w chatach,
Gdy nas obwieją dymem pożary.
Miło w tureckich błądzić komnatach,
I pić, i złote chować puchary:
Lub leżeć w siatce, gdy kołysana
Lekko się waha, buja na maszcie;
I patrzeć w niebo, i drwić z sułtana”.
„A teraz bracia dobrze rozważcie,
Oto z daleka wieża drewniana,
Czy ją zapalić? czy zrównać z piaskiem?
Oto na wieży latarnia miga
I brylantowym pali się blaskiem.
Niech moja czajka brzegu dościga,
Ja sam pod zręby ogień podłożę. —
Lecz jeszcze okiem rzucę na morze:
Jak cudny widok! — Tu czajek dwieście,
Które noc kryje i groźna strzeże.
Z dala rząd świateł, Pera przedmieście,
Dalej sofijskie złocone wieże;
Ledwo ich blade widać zarysy
Na ciemnym niebie — — Tam krzew żałoby
Tureckich grobów widać cyprysy.
I w nocy nawet czernią się groby. —
I gwar daleki i morza szumy,
I myśl o wschodnich roi straszydłach:
Zda się, że widzę, jak widmo Dżumy
Płynie nad miastem na czarnych skrzydłach”.
Już zniknął hetman — czas szybko bieży —
Cicho i głucho — słychać jęk dziki —
To pewno strażnik skonał — Na wieży
Błękitne siarki widać płomyki.
I nagłe światło na morze pada:
Krwawo się czarna fala rumieni,
I twarz miesiąca zagasa blada.
Słychać huk ognia i trzask płomieni,
I ożywione jak malowidłem
Dalekie miasto z minaretami
Z cieniów wypływa — a tu chmurami,
W dymach pożaru zbudzone wrony,
Niekiedy białym migają skrzydłem.
Słychać pisk ptastwa — ogień szalony
Wzmaga się, rośnie. Ogniem owiana,
Straszniejsza niżli widmo pomoru,
Niżli pochodnia w gmachach szatana,
Świeci Kozakom wieża Bosforu.
„A teraz druhy — hej! do zabawy! —
Dalej, w przedmieścia, gdzie Grek zdradziecki,
Gdzie kryje złoto kupiec wenecki;
Lecz pamiętajcie — gdy świt jaskrawy
Pozłoci niebo, wrócić do łodzi,
I przynieść wiele złota z wyprawy:
Będziemy piastry32 mierzyć na garnce.
Lecz jeśli kogo szatan uwodzi,
Jeśli się z łupu nie wyspowiada?
Niechaj pamięta, w Żmii janczarce
Pięć kul się kryje, biada mu! biada!” —
Już świta — świta — Ognie pożarów
Gasły przed słońcem — a wschód był krwawy.
Patrzcie! pod miastem chmura kurzawy.
Czy to się zbliża rota janczarów33?
Migają zbroje — Zasiąść na ławy,
I szyję harmat zwrócić do wałów;
Jeśli się zbliżą? wnet stem wystrzałów
Przywitać spachów34 — Nie będzie boju —
Biała chorągiew błysnęła w tłumie,
Posłowie niosą słowa pokoju!
Oto kadzidło hetmańskiej dumie —
Słyszę ich trąby i rozstrojony
Dźwięk surm tureckich, dziki i huczny;
A w tłumie miga kolor zielony:
To jakiś Emir, Basza buńczuczny35.
Koń jego szybki jak błyskawica —
— „Cóż tam Emirze, od twego pana?” —
Emir pozdrowił nisko Hetmana,
I rzekł: — „Syn słońca, a brat księżyca” —
— „Ho!” — przerwał Hetman — „Wasz Sułtan stary
Jak brat księżyca zbladł przed pożarem.
Jeśli cię z jakim przysyła darem,
Chętnie przyjmiemy Sułtana dary;
Lecz póki jestem w brzegach Bosforu,
Póki mam silne prawo zdobyczy,
W darach mieć mogę prawo wyboru. —
„Pierwsza jest cerkiew — Dla cerkwi w Siczy
Żądam obrazu — Między ikony