Żmija - Juliusz Słowacki (biblioteka za darmo online .txt) 📖
Krótki opis książki:
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Juliusz Słowacki
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Żmija - Juliusz Słowacki (biblioteka za darmo online .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Juliusz Słowacki
wspomnę!” —
Nie wspomina, ale marzy —
*
„Nad zamglone chmur błękity,
Oto miesiąc już się płoni;
Już mój sokół, chart, zabity,
A jej nie ma? — Pójdę do niéj17 —”
*
Jakże miłe tchnienie wiosny!
I woń fali świeża, chłodna!
Nad porogiem czarne sosny
Szronem bieli mgła nadwodna.
*
Pod skałami ciągłe burze,
Łamią w falach blask księżyca;
Nad falami w mglistej chmurze,
W blasku srebrnych tęcz dziewica.
*
Przy jej stopach chart bladawy,
Niespokojny i ponury:
Na ramieniu sokół mgławy,
Nastrzępiony patrzy w chmury.
*
„Jakżeś piękna!” — hetman woła,
„Któż ci może ujść bezkarny?
Chodź tu, luba — spłosz sokoła,
Chart niech leci gonić sarny.
*
„Tu pod moich ust płomieniem,
Twe się blade mgły rozpłonią.
Jak tu miło pod sosn18 cieniem!”
Prosi — błaga — okiem, dłonią.
*
Lecz dłoń jego — ciężka wina!
Czy przypadkiem, czy po myśli,
Na krzyż srebrną mgłę rozcina.
Znak zbawienia święty kreśli:
*
Przed krzyżem się mgły rozpierzchły
Jak złamane wód błękity;
I Rusałki rysy zmierżchły,
Obraz zniknął w mgłach rozbity — —
*
Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
5
Znikła — słychać tylko burze
W głębi Dniepru — i szum piasków;
Lecz mgła spływa — spływa w chmurze
Zabłąkanych kilka blasków
*
I rozbite mgły zwierciadła,
Wiatr przybliża, zmniejsza, zmniejsza —
Lśni Rusałka, lecz pobladła,
I pobladła — i smutniejsza —
*
Potem rzekła: „O mój miły,
Żegnam ciebie, ginę — ginę,
Jak mnie z wiatrem mgły rozbiły,
Tak w uściskach się rozpłynę.
*
„Prosisz, błagasz nadaremno,
Próżno czekasz na tej skale:
Lecz chodź ze mną! lecz chodź ze mną!
Droga do mnie przez te fale.
*
„Mgły tu zimne ale jasne;
Gdy i ciebie mgła okryje,
Patrz, mój luby — teraz gasnę,
W twych uściskach znów ożyję.
*
„Sokół żywy, chart twój żywy.
Z tobą razem jak z sokołem,
Pójdę błądzić nad te niwy,
Nad dymiących chat padołem:
*
„Pójdę z tobą — tak w mgłę ciemną
Osłoniona, jak w krysztale.
O chodź ze mną! o chodź ze mną!
Droga do mnie przez te fale”.
*
Hetman kochał — obłąkany,
Hetman kochał — ogniem płonął;
Z progu spojrzał w Dniepru piany,
Padł do fali — i zatonął.
*
Gdy go skryły burz odmęty,
Potrzaskały w proch granity;
Duszę zbawił obraz święty:
Krzyż na piersiach miał wyryty.
*
Od grzechowej zmazy czysty,
Już ulata w nieba stropy;
Za nim wzleciał sokół mglisty —
Chart Rusałki rzucił stopy.
*
A Rusałka, nad ostrowy
Sama jedna — we łzach woła:
„Kiedyż! kiedyż Hetman nowy
Da mi serce, psa, sokoła!” —
*
Pieśń kona z echem — i wnet jałowe,
Dzikie domysły urosły w gminie:
Więc Hetman kocha fali królowę?
Na oślep leci w przepaść i ginie?
Zawsze samotny — zawsze nie z nami;
Gdzieś na cmentarzach, nad mogiłami.
Ciszej! — tam zachód krwawy, ponury,
Ozłocił stepy, jary i chmury:
Zagasa słońce — słychać jak z dala,
O brzegi bije spieniona fala.
Ciszej! — tu smutne mogił wybrzeże.
Oto ostatnie zachodu blaski,
Złocą wichrami burzone piaski;
Złocą trzy cerkwi posępne wieże,
Co nad brzeg Dniepru wybiegły stromy,
I tysiąc grobów, gdzie przez wyłomy
Posępne trumien wieka świeciły.
O! dzika Siczy! twoje mogiły
Z piasku uwiane, a grób tak kruchy
Gdy pod przechodnia zapadnie nogą:
Potem w mgłach srebrnych płynące duchy,
Wczorajszych mogił znaleźć nie mogą.
Tam białą postać słońce oświeca.
Łatwo z wybladłej odgadnąć twarzy,
Że to posępna mogił dziewica,
Że to siczowych płaczka wyspiarzy.
Stała na wieku spróchniałej truny19,
A wiatr jej czarne unosił włosy
I wzruszał wianku srebrne piołuny,
I róże wianku lśniące od rosy.
Mówią, że niegdyś płaczka ta miała
Czoło wesołe, lica różane;
Lecz przymuszona płakać, płakała —
I dzisiaj zmysły ma obłąkane
Zmyślonym płaczem i we łzach oczy.
To Hetman Żmija na cmentarz kroczy.
Stanął na grobie, rzekł: „Witaj, Xeni!
Witaj, o sławna płaczko pogrzebu!
Ty nas modlitwą polecasz niebu!
Przez ciebie pieśnią w grobie uśpieni,
Sen mamy cichy, gdy zbroja rdzawa,
Zimną się rosą ziemi napawa.
Straciłem dzisiaj ptaka i charta,
Wierni mi byli — i tym boleśniej:
Jeżeli zgraja twych pieśni warta.
Chart mój i sokół wart także pieśni:
Śpiewaj nad nimi”. — „Bluźnisz, mój miły!
A ja do takich próśb się nie zniżę.
Czujesz to zimne tchnienie mogiły,
Słyszysz! jak skrzypią spróchniałe krzyże?
Jak z dzikim wrzaskiem rybitwa biała
Ponad błękitną falą się wiesza?
Pieśń moja smutna — gdybym śpiewała,
Wszystkie te dzikie głosy pomiesza.
Ciszej!” — Lecz Hetman nie słuchał mowy,
Wzrok miał ponury. — Pomiędzy trzciny
Lśni Dniepru fala i próg dnieprowy.
Wśród skał posępnych fale się zwarły —
Na skałach dzikie rosły kaliny,
I mech czerwony, i sosny karły.
Na progi czajka z falami leci
I już zawisła ponad urwiska,
A w czajce dwoje płynęło dzieci.
Łódka z pianami w głazy się wciska,
A pod nią otchłań pieni się, burzy —
Te dzieci połkną dnieprowe fale!
Młodsze chwyciło za kwiecie róży,
Co się po nagiej zwieszała skale;
I padło w przepaść z gałązką kwiatu.
Starsze po sosnach pnie się na głazy,
Na próżno ręce podaje bratu —
Słyszy huk fali i obłąkane,
Mając na ustach modlitw wyrazy,
Rzuca się z krzykiem w przepaść i pianę. —
I nic nie wyszło z fal tajemnicy,
Nic, z głębokiego serca Hetmana.
Dłoń swoją oddał w ręce dziewicy:
Ta zachmurzona i pomieszana,
Wiodła go w cerkiew. — W cerkwi tak ciemno!
Posrebrza szyby księżyc na nowiu;
Serce przenika trwogą tajemną
Szyba brzęcząca w ramach z ołowiu;
I przez otwarte dachu szczeliny,
Wglądały z kwiatem drżące kaliny.
„Xeni” rzekł hetman „co to się znaczy?
Słyszę jęk smutny i płacze rzewne:
Czy to jest nocne pienie puchaczy?
Czy to chorągwie wzruszasz cerkiewne,
Że się bez wiatru smutnie kołyszą?”
— „Luby! chorągwie spokojnie wiszą,
Może je wzrusza tchnienie mogiły.
Czego się lękasz — czego? mój miły!
Chodź za mną”. Zdjęła lampę z ołtarza,
Weszli w podziemnych lochów zakręty.
O! jak tu głucha cisza przeraża,
Tu połamane Turków okręty;
W spróchniałych deskach, w zbroje przybrani
Leżą dokoła śpiący hetmani.
A jako kazał obyczaj grecki,
Każdy miał w ręku święte obrazy:
Na nich tajemne modlitw wyrazy,
Usta przymknięte, w nich piastr turecki.
Xeni do małej zbliża się truny;
I strasznie drżała ręka dziewicy,
Gdy podnosiła czarne całuny,
Splamione gęsto łzami gromnicy.
O nieba! dziecię pod całunami,
Piękne i żywe. — Xeni pobladła,
I przed hetmanem, zalana łzami,
Klasnęła w dłonie — do nóg upadła.
„Mój luby”, rzekła, „to dziecię — dziecię!
Teraz się w ciemnych grobach ukrywa.
Luby, niech pop nas połączy skrycie,
Pop moim ojcem. — Ja nieszczęśliwa!
Łzy moje płyną na wzgardę światu.
Gdy plotę z polnej róży zawoje,
Wnet drżące liście padają z kwiatu.