Zamek kaniowski - Seweryn Goszczyński (biblioteka naukowa TXT) 📖
Bohaterowie powieści poetyckiej Seweryna Goszczyńskiego pt. Zamek kaniowski żyją na pograniczu dwóch światów — życia i śmierci.
Orlika, piękna Ukrainka, zostaje podstępem zmuszona do poślubienia władcy tytułowego zamku. To zajście łamie serce Nebaby, jej ukochanego, w którym narasta chęć zemsty na dziewczynie i jej mężu. Nebaba jednak posiada swojego demona przeszłości — dosłownie — prześladuje go bowiem Ksenia, wskrzeszona po tym, jak mężczyzna utopił ją w jeziorze. Demoniczna Ksenia jest nie tylko upiorem prześladującym Nebabę, lecz także wysłanniczką piekielnych sił, która ma przepowiedzieć straszne wydarzenia na Ukrainie, gdzie rozgrywa się akcja. Obie kobiety są również odbiciami dwu stron głównego bohatera: piękna Orlika tej dobrej i jasnej, a demoniczna Ksenia — złej, pożądliwej, ciemnej.
Zamek kaniowski po raz pierwszy został wydany w 1829 roku i uchodzi za najsłynniejsze dzieło tzw. czarnego romantyzmu w Polsce.
- Autor: Seweryn Goszczyński
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Zamek kaniowski - Seweryn Goszczyński (biblioteka naukowa TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Seweryn Goszczyński
W mgnieniu oka wszystko rzuciło się do spis i nożów, a wkrótce Ukraina cała, jakby czekała tylko hasła, zmieniła się w teatr niesłychanych mordów. Ówczesny stan i położenie wojska polskiego nie mogły przeszkodzić tak nagłemu szerzeniu się buntu, zjawienie się kilku wysłańców Żeleźniaka w najodleglejszych miejscach Ukrainy rozniecało pożar dokoła; cale wsie szły na ich wezwanie. Polscy dziedzice nie byli także zdolni oprzeć się pojedynczym usiłowaniem; wszystko chroniło się lub za granicę Ukrainy, lub do Humania, a Żeleźniak z okrzykiem: „O! tak, Lasze, po Słucz197 nasze!” swobodnie posuwał się ku zachodowi i bez przeszkody pod Humaniem stanął.
Humań, dzisiejsze powiatowe miasto w guberni kijowskiej, było w owym czasie przeciw niećwiczonemu wojsku miejscem dosyć warownym. Siła jego składała się z niewielu żołnierzy polskich, kilkudziesięciu pruskich, którzy tam za kupnem koni przybyli, i kilkuset nadwornych Kozaków Potockiego198 pod atamanem Gontą; można tu dodać liczne szkoły ks. bazylianów i mnóstwo okolicznej szlachty, zbiegłej do obronnego miasta. Ani wątpić, że z tą siłą zbrojną i swoją ludnością byłby się Humań obronił, gdyby nie następna okoliczność. Szczęsny Potocki, dziedzic Humania, napisał do Gonty, że mu dwie wsie daruje, jeżeli utrzyma jego Kozaków w posłuszeństwie i Humań obroni. Ten list szedł przez ręce pewnego Mładanowicza, zawiadującego dobrami Potockich, który go otworzył, przeczytał, a skuszony sposobnością zyskania dwóch wiosek, zataił obietnicę pana przed Gontą i na siebie wziął całą obronę. Tymczasem Żeleźniak się zbliżał. Przerażenie powszechne, podsycane ciągłymi wieściami najwymyślniejszych okrucieństw, dręczyło zamkniętych w samym warownym Humaniu. Gonta podejmuje się traktowania z Żeleźniakiem i wyjeżdża naprzeciw niego o trzy mile, do miasteczka Sokołówki; Kozacy nadworni postawieni w polu dla zasłony miasta. Niedługo trwała niepewność zamkniętych w Humaniu. Kozacy Żeleźniaka albo, jak ich zowią, hajdamacy, pokazują się od lasku zwanego Greków i stają obozem. Gonta z nimi, a wnet i cały jego oddział przechodzi na stronę hajdamaków. Wtedy dopiero poznał Mładanowicz całą nierozmyślność swego postępku i trudność obrony; ujmuje Gontę obietnicami Potockiego. „Już za późno!” — Gonta odpowiedział. Obsadzono jednak okopy, zwrócono działa nabite ku nieprzyjacielowi; wszyscy z rozpaczy chcą się do ostatniego bronić. Dwa dni przechodzą na nieśmiałych harcach ze strony hajdamaków: gotowe działa trzymają ich w oddaleniu; udają się więc do wybiegu. Gonta posyła do Mładanowicza, aby mu pozwolono wjechać do miasta dla rozmówienia się; pomimo oporu innych Mładanowicz zezwala. Gonta przybywa pod bramy, ale w liczniejszym orszaku, niż była wymowa199; puszkarz chciał dać ognia, Mładanowicz połą od sukni nakrył zapał działa, Gonta wjeżdża, a jego towarzysze opanowują natychmiast bramę i pobliskie działa i ułatwiają szturm do miasta całemu korpusowi Żeleźniaka.
Pierwszy Mładanowicz padł ofiarą niedołężnego swojego głupstwa z rąk Gonty, który, jak sam wtedy powiedział, robi mu tę przysługę dlatego, że był chrzestnym ojcem jego dzieci.200 Śmierć Mładanowicza była hasłem rzezi. Niespodziewany ten napad rzucił taki popłoch, że wszystko prawie o ucieczce tylko myślało. Szczupła liczba broniących się nie zdołała uniknąć smutnej śmierci. Broniono się jednak. Znaczna część schroniła się do kościoła bazylianów. Dobyli go wkrótce Kozacy. Rektor klasztoru, ksiądz Kostecki, miał mszę właśnie i lud wtedy błogosławił; strzał rusznicy z chóru obalił go u ołtarza. Nie było względu na świętość miejsca; nikogo nie oszczędzono. Wkrótce scena mordu ogarnęła całe miasto. Trzy dni rzeź trwała: szesnaście tysięcy osób miało życie utracić rozmaitymi rodzajami śmierci; dziś jeszcze pokazują pod klasztorem bazylianów miejsce ze studni, gdzie do tysiąca uczniów żywcem wrzucono i zaduszono kamieniami. Po trzech dniach przestrzeń miasta napełniona była we dnie snującymi się jeszcze za rabunkiem mordercami, a w nocy rozlegała się wyciem psów i wilków.201 Obóz Kozaków ciągle był za miastem, gdzie już Gonta dowodził, księciem humańskim obwołany. Żeleźniak zaś z częścią korpusu poszedł dalej i przez Boh się przeprawił.
Tymczasem wojewoda Stempkowski, mianowany regimentarzcm z nieokreśloną władzą użycia wszelkich środków, aby stłumić szerzące się niebezpieczeństwo, nadciągnął w te strony. Z polskim wojskiem porozumieli się teraz i Moskale na zgubę hajdamaków, nędzny koniec ich zawodu. Pułkownik moskiewski szedł oddzielnie, udając, że im sprzyja, stanął tuż przy nich obozem i posłał Goncie, niby na znak dobrej przyjaźni, złoty łańcuch, który mial znaczyć zgotowane mu kajdany, przy czym na wieczerzę go zaprosił. Nie zapomniano i o podwładnych. Wieczerza długa, napoju do woli; nazajutrz ujrzeli się hajdamacy okutymi w kajdany śród Polaków i Moskali. Wkrótce nastąpiło wymierzenie kary. Była ona dopełnieniem okrucieństw, jakie hajdamacy nad Polakami wywierali. Rozwożono tych nieszczęśliwych w różne miejsca i rozmaicie wymyślanymi sposoby mordowano. Gontę stracono w Humaniu. Podanie twierdzi, że z nadzwyczajną stałością przeniósł wszystkie męczarnie. Darto z niego pasy, ćwiertowano żywcem, zdjęto skórę z głowy, a on cały czas fajkę palił i książkę czytał, póki mu głowy nie ścięto. Żeleźniak umęczony na Pobereżu, we wsi Serbach za Tulczyncm.
Tak się zakończyło to pamiętne powstanie, hąjdamaczyzną i kolijewszczyzną202 między ludem ukraińskim zwane. Z takich to czasów, z takich to ludzi osnułem Kaniowski zamek; teraz pytam: jaki jego duch być powinien?
Popełnialiśmy nieraz i dotąd jeszcze popełniamy liczne błędy, stąd tylko, że nie znamy swojego kraju. Nie w samej literaturze czuć się to daje.
Zanadto może rozwlokłem przemowę, ale nigdy w chęci bronienia siebie. Zważałem tu głównie na wygodę czytających. Zresztą wiem dobrze, że przemowa i przypisy nie naprawią lada jakiego tekstu. Każdy za siebie.
Uwagi (0)