Hajdamacy - Taras Szewczenko (gdzie w internecie można czytać książki za darmo TXT) 📖
Krótki opis książki:
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Taras Szewczenko
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Hajdamacy - Taras Szewczenko (gdzie w internecie można czytać książki za darmo TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Taras Szewczenko
o serce ty moje!
Zapomnij łzy moje; ja tobie nie para,
Zapomnij sierotę; pokochaj innego,
Ja w szarej świcinie34, ty córka tytara.
Co tobie Jarema? Znajdź sobie lepszego, —
Ach, znajdź kogo zechcesz... taka mi już dola,
Zapomnij mnie, serce, i wyprzyj się smutku.
A kiedy posłyszysz, że gdzieś tam, wśród pola
Schowali Jaremę, — pomódl się cichutko,
Ty choć, ptaszko, w całym świecie
Pomódl się cieplutko!”
I oparłszy się na kiju,
Płacze po cichutku.
Płakał, płakał, biedaczysko,
Wtem... dola kochana!
Popod gajem, jak łasiczka,
Skrada się Oksana.
Pobiegł, porwał, objęli się,
„Serce!” i omdleli.
Długo, długo, tylko — „serce”
I znowu milczeli.
„Dość ptaszyno!”
— „Jeszcze trochę,
Jeszcze... mój sokole!
Duszę wyrwij!... jeszcze... jeszcze...
Aż serce zaboli!”
— „Odpocznijże, gwiazdko moja!
Ty z nieba mi spadła!”
Zasłał świtkę. Jak wiewiórka,
Zaśmiała się, siadła.
„Siadajże i ty koło mnie.”
I znów się tuliła.
„Serce moje, gwiazdko moja,
Komuż ty świeciła?”
— „Opóźniłam się dziś trochę:
Ojcam doglądała;
Stary czegoś zachorował...
— „A mnieś zapomniała?”
— „Jakiż bo ty, dalibóg że!”
I łezka błysnęła.
— „Nie płacz, serce.”
— „Ty żartujesz?”
Znów się uśmiechnęła,
Przytuliła główkę śliczną
I niby zasnęła.
„Widzisz, serce, ja żartuję,
A ty jeszcze płaczesz.
Nie płacz, luba, spojrzyj na mnie:
Jutro nie zobaczysz.
Jutro będę ja dalekb,
Daleko, Oksano...
Jutro w nocy ja w Czehrynie
Święcony dostanę.
Ej, da mi on srebra, złota,
I da mi on sławę;
Ubiorę cię, obuję cię,
Posadzę jak pawę35,
Niby jaką hetmanową, —
Wpatrzę się jak w zorzę,
Patrzeć będę aż do śmierci.”
— „Ej, zapomnisz może?
Zbogaciejesz, gdzieś w Kijowie
Poznasz wielkie panie,
I zapomnisz przy szlachciankach
O biednej Oksanie!”
— „Jestże inna, jak ty piękna?”
— „Kto wie? — jest gdzie może...”
— „Co ty gadasz, serce moje?
O Boże mój, Boże!
Ni za morzem, ni za niebem,
Ani w samem niebie —
Nigdzie nie ma, rybko moja,
Piękniejszej od ciebie.”
— „Co ty mówisz?”
— „Prawdę, luba!”
I znowu, i znowu...
Długo oni słodką, rzewną,
Bawili się mową.
Całowali się, płakali,
Miłość przysięgali,
Przysięgali i płakali...
I znów przysięgali.
Jej Jarema opowiedział,
Jak to żyć im będzie,
Jak okuje w złoto całą,
Jak dolę zdobędzie,
Jak to Lachów Hajdamacy
Wyrżną w Ukrainie,
Jak on panem sobie będzie
Jeśli nie zaginie.
Ej, dziewczęta! zbrzydło słuchać
Jedno i to samo!
„Patrzcie jaki! Ktoś by myślał,
Że prawda!”
A mama
Albo ojciec gdy zobaczą
Że wy, moje lube,
Tak zawzięcie wczytały się
W grzeszne takie duby?...
„Wtenczas, wtenczas... ejże, nie pleć!”
A bardzo ciekawe?
Jeszcze bym wam opowiedział,
Jak Kozak czarniawy
Popod wierzbą, koło wody,
I świata nie czuje;
A Oksana, jak gołąbka,
Zamiera, całuje,
To zapłacze, to omdleje,
Tuli, co ma siły;
„Serce moje, dolo moja!
Sokole mój miły!
Mój!...“ aż wierzby schylają się
Posłuchać tej mowy,
Oto mowa! Ej, dziewczęta,
Zawracam wam głowy.
Niebezpiecznie słuchać na noc,
Spać, dziewczyno, chceszli36.
Niechaj sobie rozejdą się
Tak jak się i zeszli, —
Po cichutku i ładniutko,
— By nikt nie zobaczył
Ni dziewiczych łezek drobnych,
Ni szczerych kozaczych.
Niechaj sobie... może, jeszcze
Spotkają się oni,
Na tym świecie... Zobaczymy...
A tymczasem płonie
Światło w oknach u tytara.
Co się też tam robi?
Trzeba spojrzeć, a opowiem...
Ach, bodaj choć w grobie,
A nie być, nie widzieć! bo wstyd mi za braci,
Bo serce na widok okropny zaboli.
Ach, spójrzcie, popatrzcie: to konfederaci,
To ludzie, co bronić porwali się woli37.
Ach, bronią, przeklęci... I toż to są dzieła,
Do których powstali?... Przekleństwo i matce,
Przekleństwo godzinie, o której poczęła,
O której zrodziła i na świat wydała!
Popatrzcie, co robią — u tytara w chatce
Piekielne wyrzutki.
W piecu ogień pała
I światło rozlewa po chacie,
Zda się, że ludziom w oczy lży;
Rabusiów pełno; w kącie drży
Przeklęty Żyd; konfederaci
Do starca krzyczą: „Łotrze, mów,
Gdzie są pieniądze?”
Nie ma słów,
„Dawajcie sznurka! ręce wiąż.”
Nie ma ni słowa.
„Męcz go więcej!”
Pchnęli o ziemię — milczy wciąż.
„Dawajcie żaru! Smoły, prędzej!
Krop mi go! Tak! A co? Nie mięknie?
Zawzięta jucha! Żaru syp!
Nie powiesz?” — Tytar ani jęknie!
„To szelma twarda — stary grzyb!
Nasypcie mu w cholewy żaru...
Gwoźdź wbijcie w skronie! diabła zjadł!”
Stary nie wytrwał: jęknął — padł
Pod niewymowną bożą karą!
„Oksano! Córko!” tak i zmarł.
Ach, bez spowiedzi pójdzie w grób!...
W milczeniu Lachów tłum się zwarł...
„Panowie rada! pomiarkujcie!
Już nie zrobimy nic z nim — trup!
Zapalmy cerkiew!”
— „Gwałt! Ratujcie!
Kto w Boga wierzy! Krzyk kobiéty38
Przeleciał... Lachy marszczą brwi...
„To co?” Oksana wpada w drzwi,
I z całej siły: „Ach, zabity!”
I pada krzyżem w ojca krwi.
Dowódca skinął na gromadę.
Ponura zgraja, jak te psy,
Za próg się wlecze. A sam w ślady
Bierze omdlałą...
„Gdzież to ty,
Jaremo? Gdzie ty? Wróć się ptakiem39!”
On szedł i śpiewał — śpiewał w czas —
Jak Nalewajko40 bił się z Lachem...
Lachy przepadli; z nimi wraz
Przepadła także i Oksana.
Gdzieniegdzie szczeknie pies w Olszanie
I wszyscy we śnie z biedy kpią.
Bieleje księżyc; ludzie śpią,
I tytar śpi... Nie rano wstanie:
Na wieki sen świętego zdjął.
Światło iskrzyło się, paliło
I zgasło... Zmarły niby drgnął —
I smutno, smutno w chacie było.
Święto w Czehrynie41
Hetmani! hetmani! ach, gdybyście wstali,
Wstali i spojrzeli po owym Czehrynie,
Co wy budowali, gdzie wy panowali!
Ciężko byście łkali, bo by nie poznali
Kozaczej swej sławy w ubogiej ruinie.
Bazary, gdzie wojska, bywało, jak maku
Przed rojem buńczuków w purpurze się sypie,
A Jaśnie Wielmożny na karym rumaku;
Połyśnie buławą — i morze zakipi...
I zakipi i leje się
Stepami, jarami;
Licho zmyka gdzieś przed nimi
A za Kozakami...
Po co mówić? Przeminęło;
Dawno zapomniano,
Żaden z braci nie przypomni,
By nie podsłuchano!
I co z tego, że przypomni?
Przypomni — zapłacze.
Ej, choć spójrzmy na ten Czehryn,
Kiedyś to kozaczy.
Ponad borem, ponad mrokiem,
Księżyc w niebie tonie,
Czerwienieje, wielki, krągły,
Nie świeci, a płonie.
Może wiedział, że dla ludzi
Światła dziś nie trzeba,
Że pożary Ukrainę
Oświecą do nieba.
I zmierzchało, a jak w trumnie
Tak dzisiaj w Czehrynie
Smutno, smutno. (Tak to było
W całej Ukrainie,
Kiedy w noc przed Makowejem
Noże poświęcano).
Nigdzie człeka; środkiem rynku
Nietoperz kościany
Zaszeleszcze, albo puszczyk
Huknie nad kominem.
A gdzież ludzie?... W ciemnym gaju,
Nad rzeczką Taśminem42,
Zebrali się — wszyscy razem,