Darmowe ebooki » Poemat » Urodzony Jan Dęboróg - Władysław Syrokomla (internetowa biblioteka darmowa .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Urodzony Jan Dęboróg - Władysław Syrokomla (internetowa biblioteka darmowa .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Władysław Syrokomla



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Idź do strony:
class="verse">Bóg został człekiem, a on nie może, 
Kmiotków za bliźnich swoich nie przyzna; 
Wstyd mu z wieśniaki bawić27 pospołu, 
Hańba z rolnikiem siadać do stołu. 
Gdy hardy panek w zbytkach swawoli, 
Za jeden puchar starego wina 
Głodna i chłodna chłopska rodzina 
Na rok by miała chleba i soli. 
Za jedno słówko, w najmniejszej rzeczy, 
Pany się waśnią, idą na noże; 
Wieśniak pod chłostą jęknąć nie może: 
Bo nie dla niego honor człowieczy!» 
Tak to, bywało, głośno i śmiele 
Ksiądz definitor gadał w kościele. 
Słów jego świętych nigdy nie zaćmi 
Żadna nienawiść lub dzikość sroga, 
W oczach — do braci prośba za braćmi. 
Albo za ludźmi prośba do Boga. 
Ani przeklina, ani się dąsa, 
Lecz z płaczem przyszłość stawi28 przed oczy, 
Szlachta coś mruczy, najeża wąsa, 
Lecz do spowiedzi hurmem się tłoczy. 
A spowiedź jego — wieczna nauka! 
Nim rozgrzeszenia krzyżyk nakryśli29, 
Nim w trybunału kratkę zapuka, 
Wynajdzie nitkę najskrytszych myśli 
I tak przekona, i tak poruszy, 
Tak wpoi miłość, wiarę, nadzieję, 
Że choćby grzesznik miał skałę w duszy, 
Łzami spod serca trzykroć się zleje. 
A po spowiedzi długo, ach długo! 
Będzie spokojne sumienie twoje, — 
Będziesz skwapliwy z bratnią usługą, 
Krzywdę bliźniemu wrócisz we troje; 
Wesołe serce... och, popamięta, 
Że w niem złożona hostyja święta! 
Kiedy wieczorna szarzeje pora, 
On pieszo zwiedzał pobliskie domy, 
Z dala poznałeś definitora 
Po kapeluszu z zielonej słomy; — 
Za cieniem wzniosłej, świętej postawy, 
Szło zawsze wierne, pieszczone psisko, 
Jak owca biały i kędzierzawy, 
Pamiętam, Servus jego nazwisko; 
A ksiądz czeczotką30 kroki podpiera, 
Idzie powoli i kwiatki zbiera. 
On i w pałacu, i w prostej chacie 
Pomagał, radził, krzepił na duchu, 
Z panem i chłopem za panie-bracie, 
Jakby ogniwo w bratnim łańcuchu. 
 
V
Ksiądz definitor był kapłanów wzorem — 
Ojciec mój chodził najpoczciwszą drogą, 
Rzecz jednak dziwna, że z definitorem 
Nigdy, bywało, zgodzić się nie mogą. 
Ojciec mój w mieście zawsze się spowiada, 
Ksiądz definitor wiecznie nas ominie, 
A gdy się zejdą trafem u sąsiada, 
Zawsze się z sobą kłócą po łacinie — 
A ojciec mówi: «At, proszę aspana, 
Ksiądz i poczciwy, lecz pożal się, Boże, 
Tak mu do grzbieta przyrosła sutana, 
Że o szlacheckim zapomniał honorze. 
Nie sztuka zrzędzić — ale Bogu dzięki, 
Moje sumienie nieskalane wcale; 
Gdyby przynajmniej statut wziął do ręki, 
Proszę aspana, tam w czwartym rozdziale 
Jak wołem pisze o ziemskiej dawności: — 
Kto przez lat dziesięć dóbr się nie dopomni, 
Niech później do nich i prawa nie rości, 
Ni on, ni dzieci, ni dalsi potomni. 
A toż, mospanie, od początku dzieła 
Może dziesiąta dawność upłynęła. — 
Z dziadów, z prawnuków szło dalej i dalej, 
Czemuż się pierwej nie upominali? 
Co wziąłem z ojców, muszę strzec jak głowy, 
Muszę w całości przekazać mej dziatwie 
Grunta po miedzę, gdzie grób rotmistrzowy, 
I całą sprawę, której nie załatwię, — 
Bo jest przysłowie: że do końca świata 
Herb się Dęboróg z Brochwiczem nie zbrata. 
Ksiądz definitor napomina srodze, 
Bym oddał grunta aż do samej rzeki, 
Proszę aspana, toż minęły wieki, 
Nie jam ukrzywdził, nie ja wynagrodzę. 
Przodkowie nasi graniczyli miedzą 
I mieli proces o sąsiednie niwy, 
Przodkowie nasi Bogu odpowiedzą, 
Pan Bóg rozezna, kto prawy, kto krzywy. 
Może już dotąd gdzieś przed Panem Bogiem 
Dawno się Brochwicz zbratał z Dęborogiem, 
Lecz tu, na ziemi... to wcale inaczej, 
Proszę aspana, i honor coś znaczy, 
Honor szlachecki. — 
Ale to najgorzej, 
Że ksiądz tak żywo bierze sprawę wdowy, 
Puka mi w serce swojemi namowy, 
W imię sumienia i bojaźni bożej, 
Bym zwrócił grunta; — ja gruntów nie zwrócę, 
Proszę aspana, lecz tu sęk, u licha, 
Że trzeba z prośbą udać się do mnicha, 
By chciał mi syna przyjąć ku nauce. 
Bo już co prawda, to wyznać potrzeba, — 
Że jego głowa przemądra, choć stara, 
Łaciny jeszcze uczył się z Alwara, 
A cnoty — chyba od samego nieba; 
Uczony, skromny, pracowity, szczery, 
Czysto jak święty Franciszek Ksawery31. 
O! dla młodego taki mistrz nie lada, 
Święte w tych rękach boćkowskie narzędzie, 
Lecz iść i prosić, nie wiem, czy wypada, 
Bo jak odmówi, to jeno wstyd będzie». 
Taka w mym ojcu toczyła się walka, 
Wreszcie kabała rozstrzygnie ją może; 
Więc ujął karty, liczy: tuz... król... kralka32... 
Z kart wyszło dobrze — idźmy w imię boże. 
 
VI
Ksiądz definitor prośby wysłuchał wesoło, 
Ściskał ojca, mnie ściskał, ucałował w czoło 
I rzekł: «Zostań tu chłopcze, ucz się w imię boże! 
Wszystką miłością w sercu, chlebem, co w komorze, 
I nauką, co w głowie — choć jej tak niewiele, 
Co Bóg dał, wszystkiem chętnie z tobą się podzielę! — 
Tylko że widzi waszmość — rzekł do ojca dalej — 
Ja stary, mam narowy, a szlachcice mali 
Zwykle przynoszą z domu dwa początki liche, 
Bo dwa grzechy śmiertelne — lenistwo i pychę; 
A u mnie chleb pożywać trzeba w ciężkim trudzie. 
Przekonać się, że równi sobie wszyscy ludzie, 
Czy kto ma herb, czy nie ma — braciaśmy33 po prostu, 
Czy kto żyje w pałacu, czy w lepiance z chrostu,  
Chłopyśmy34 i parobki przed bożem obliczem! —  
Nikt cię tutaj nie będzie nazywać paniczem,  
Jeść będziesz razem ze mną, z nami czeladź jada, 
W zakrystyi wyręczać kulawego dziada, 
Na polu mnie się w pracy nieraz dopomoże: 
Ja będę żąć, ty w snopy związywać mi zboże; 
A żeby się nie nudzić, to na pole ruszym 
Z gramatyką łacińską i Wirgiliuszem, 
Z konwią mleka i z chlebem — toż to będzie cudnie, 
Siadłszy pod kopą żyta we znojne południe, 
Posilając się sobie póki skwaru chwila, 
Titire! tu patule35... tłumaczyć z Wirgila: 
Bo sielanki najlepiej w polu się wydadzą. — 
A szlachcic, co ma dzierżyć lud boży pod władzą, 
Gdy sam pozna w rolnictwie i róże, i osty, 
Nie będzie się tak lekko porywać do chłosty; 
A gdy razem z czeladzią swą sochę zaprzęże, 
Równiejsze będą skiby...» 
 
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
VII
«Miłościwy księże! 
(Tak mu przerwał mój ojciec nadąsany srodze) 
Na to, proszę aspana, nigdy się nie zgodzę. 
Pracować to pracować, lecz herbowne dziecko 
Winno zawsze zachować powagę szlachecką 
Wobec gminnych plebejów, co z wioski ród wiodą. 
Ot, powiem jegomości — z trockim wojewodą 
Raz taki był przypadek. — Jak jegomość wiecie, 
Na poleskich jeziorach, w bujnym oczerecie, 
Lęgną się stada kaczek; — panu wojewodzie 
Zamarzyło się z wioski sprowadzić dwie łodzie 
I ruszyć na jezioro — w jednej szuchalei36 
Byłem ja, pan Bylina i dojeżdżacz z kniei; 
A w drugiem czółnie starem i popsutem wielce 
Jechał sam wojewoda, wyżeł i dwa strzelce. 
Wpływam na głębinę, — wtem... zawietrzył w stronę 
Wyżeł, psisko niekarne, a wielce pieszczone, 
Obaczył sto kaczek — więc bestyja skora, 
Machnął tylko kosmykiem... i buch do jeziora!... 
Stara łódź się pochysta, już żłopnęła wody, 
Tonie... gwałtu! ratujcie! nie masz wojewody! 
Jeno kędyś pluchocą w rozhulanej fali 
I on sam, i myśliwcy, którzy z nim jechali, — 
Jeno, proszę aspana, z falami się miesza 
Jego suta, zielona ze srebrem bekiesza. — 
Pan nie pływał, bo tusza była na przeszkodzie; 
Lecz Poleszuk, jak ryba, nie zatonie w wodzie, 
Strzelcy się wydobyli za wspólną pomocą, 
Nogami depcą fale, pięściami je grzmocą, 
Płyną, proszę aspana, że aż widok miły — 
Jeden z nich, jak dziś pomnę, Hryćko syn Kiryły, 
Wynurzył się... odetchnął... dał nurka na nowo... 
I jako zgryźć orzecha, jak powiedzieć słowo, 
Wybrnął z głębi i za czub37 wojewodę wlecze, 
Na którym ledwie piętno rozpoznać człowiecze. 
My wpław i do topielca... siłami wszystkiemi 
Dawaj na brzeg wynosić i taczać po ziemi, 
Aż struga z wojewody leje się jak z kadzi; 
Pan bez zmysłów, bez pulsu — więc w całej czeladzi 
Przerażenie i popłoch — aż po długiej męce, 
Wojewoda odetchnął, wzniósł do góry ręce, 
I choć zaledwie żyje, zaledwie oddycha, 
Te Deum laudamus38 zabełkotał z cicha; 
Zaraz go nieść do zamku na barkiśmy wzięli39. 
Nazajutrz wojewoda był zdrów po kąpieli, 
I wydał dla nas ucztę. — 
Kiedyśmy przy miodzie, 
Wszystko opowiedzieli panu wojewodzie: 
Jak się czółen wywrócił, jak on wpadł do toni, 
Jak go fala unosi, jak go Hryćko goni, 
Jak na koniec (niech będą wielbione niebiosy) 
Strzelec go z topieliska wyciągnął za włosy. 
— »Jak to? (krzyknął gniewliwie, nasrożywszy minę) — 
Śmiała mię chamska ręka dzierżeć za czuprynę! 
Trockiego wojewodę! pana! dygnitarza! 
Gdzie ów śmiałek? — Sto batów! niech się nie odważa 
Na podobne zuchwalstwa — bo krew szlachty święta. 
Sto batów myśliwcowi! — niechaj zapamięta, 
Że szlachcic chociaż w ogniu albo w wodzie ginie, 
Wara przedsię40 chłopowi ku jego czuprynie!« — 
W końcu nieco ochłonął — musnął się po głowie, 
— »Ale żem ja niewdzięczen, niechaj nikt nie powie. 
Panie rządco! ja Hryćkę kwituję z pańszczyzną — 
Dać mu na całe życie włókę gruntu żyzną, 
Niechaj wiedzą włościanie, że jeden w ich rodzie 
Trockiego wojewodę salwował41 w przygodzie! 
Lecz że za czub mię dzierżał swoją chamską dłonią 
Sto batów niech wyliczą, a liczby nie ronią«. — 
Więc Hryćko syn Kiryły wziął sute nahaje42 
A nam szlachcie na wieki nauka zostaje, 
Co rozumieć o naszym herbownym splendorze. 
Lecz jegomość się zżymasz43?... ej, definitorze! 
Wybij z szanownej głowy swe dziwne pochopy, 
I dziecka szlacheckiego nie zrównywaj z chłopy, 
Bo na to nie pozwolę; — łaska waszmościna 
Za mój grosz jako tako poduczyć mi syna, 
Dobrze, proszę aspana; lecz jeśli mój Janek 
Ma się uczyć przy snopach łacińskich sielanek, 
Razem z chłopstwem zasiadać do misy i chleba, 
Dziękuję, — mnie łaciny takiej nie potrzeba; 
Niechaj się sobie w domu choć po prostu modli, 
Lepiej niech będzie głupim, — a rodu nie spodli». 
 
VIII
«Znam, panie Pawle, te szlacheckie pieśnie — 
Rzekł definitor, śmiejąc się boleśnie — 
Lecz pozwól waszmość...» — co tam mówił dalej, 
Mogli zrozumieć chyba wszyscy święci — 
Bo po łacinie starce już gadali, 
Obadwaj44 żwawi, obadwaj zawzięci: 
Ksiądz głową kiwa, ojciec ręką trzęsie, 
Godzina druga upływa na swarze45 — 
W końcu przy piwku i przy sztukamięsie 
Podali sobie ręce adwersarze46. 
Snadź47 się mój ojciec wysilił w gawędzie, 
Dał się przekonać, chociaż z wielką biedą, 
Bo tylko mówił: «Concedo48! concedo! 
Proszę aspana, niech już i tak będzie».  
Potem rzekł do mnie: «Tutaj cię porzucę; 
Słuchaj i kochaj cnotliwego księdza, 
Sprawiaj się pilno w pracy i nauce, 
Honor szlachecki niechaj cię przypędza, 
Zresztą leniwca ksiądz niech smaga batem, 
Bo mu paternam zdaję potestatem49!»  
To mówiąc, ręką do kieszeni zmierza, — 
Spójrzałem, zbladłem, zadrżałem od mrowi: 
Boćkowski rzemień zwinął do talerza 
I przez stół podał definitorowi. 
A ów rzekł, biorąc straszliwe narzędzie: 
«Ufam, że nigdy potrzebnym nie będzie». 
 
IX
Nie taki szatan straszny, za jakiego słynie. 
Jak go czasem malują węglem na kominie. 
Tak i z moją nauką — pojętność, pokora, 
Prędko jakoś trafiły w myśl definitora: 
Nie posłyszałem nigdy ostrego wyrazu, 
Rzemień boćkowski nie był w robocie ni razu... 
Bywało, skoro jutrznia błyśnie na lazurze, 
Stary ksiądz już w kościele — ja mu do mszy służę, 
Potem dziady grzanego piwka nam przyniosą, 
I ruszamy na łąkę z grabiami i z kosą, 
Albo wziąwszy więcierze, idziem ku zatoce 
Patrzeć, gdzie hula płotka, gdzie szczupak pluchoce. 
Poranek lekki, rzeźwy, a woda tak cicha. 
Fala falę ugania i naprzód popycha, 
Snuje się nad wodami obłok tajemniczy, 
W obłoku słowik śpiewa lub żuraw zakrzyczy. 
Wtedy mi starzec siwy, jakby duch znad wody, 
Objaśnia tajemnice i cuda przyrody; 
Wprzódy uniósłszy ducha, wspomina imiona 
I prace Kopernika, Lineja50, Newtona, 
I tłumaczy mniej z książki, a więcej z pamięci: 
Wedle jakich praw ruchu nasz globus się kręci? 
Jak snują się w przestrzeni światów miryjady? 
Co jest grom, błyskawica i śniegi, i grady? 
Jak się obiega ziemię w żeglarskiej podróży? 
Jak się ów ptak nazywa? k’czemu51 kwiat ten służy? — 
A ja, siedząc oparty na kłodę olchową, 
Piję łapczywem uchem każde starca słowo, 
I pilno każde słowo w pamięci zasklepię. 
A tymczasem już szczupak w więcierzu się trzepie, 
Więc wyciągamy kosze, powracam do chaty 
Z pełnem sercem i w nową wiadomość bogaty; 
A starzec szczęśliw ze mnie, na końcu mi gwarzy, 
Z jakiemi przyprawami szczupak się uwarzy, 
Aby smaczny był obiad; — dalej kształcąc wiedzę, 
Godzinę albo drugą nad książką posiedzę, 
I znowu do roboty na łąkę zieloną, 
Lub na pole szerokie z sierzpami52 lub broną. 
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Idź do strony:

Darmowe książki «Urodzony Jan Dęboróg - Władysław Syrokomla (internetowa biblioteka darmowa .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz